"Jak powstawał Lew - próba analizy przyczyn decyzji o ataku IDF na Iran."

 




"Jak Powstawał Lew"


Droga Iranu

        Ciężko powiedzieć co jest właściwie punktem zapalnym, co zapoczątkowało obecny stan wojny. Przede wszystkim stało się tak, że dosłownie kilka tygodni po ucieczce Szacha i przejęciu władzy przez radykalnych islamistów w Persji, która stała się Islamską Republiką Iranu stojący na czele państwa Ruhollah Chomeini zajął wyjątkowo wrogie stanowisko wobec państwa Izraela - to chyba wtedy nazwał je "nowotworem złośliwym" i zwracając się wprost do "syjonistycznego reżimu" po raz pierwszy zapowiedział jego zagładę. Oczywiście od słów, do czynów daleka droga - jednakże mimo rychłego zaangażowania właściwie wszystkich sił państwa w brutalny konflikt z Irakiem (który był agresorem) i równolegle w islamską rewolucję obyczajową połączoną z równie brutalną rozprawą z ludźmi upadłego reżimu szacha, kontynuował narrację o "arcywrogu", dzieloną sprawiedliwie pomiędzy USA i Państwo Izraela. Właściwie jeszcze podczas wojny iracko irańskiej "stare" siły zbrojne Iranu zostały w zasadzie w całości zastąpione przez Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej - formację, która w 1986 roku liczyła ponad 350 000 ludzi i kontrolowała w całości jednostki "Basiji" - ochotników stających do walki z Irakiem z reguły operujących w związkach o szczeblu batalionowym, ale liczących dziesiątki tysięcy żołnierzy. Po wojnie  Korpus został mocno zredukowany liczebnie - w 1995 roku liczył mniej więcej 120 000 osób, ale przejął w posiadanie agendy irańskiego wywiadu, który był o tyle groźny, że Persowie posiadali diasporę w zasadzie w całym świecie zachodnim i z łatwością tworzył struktury podległe Teheranowi na terenie Wielkiej Brytanii, Niemiec, czy USA. Tak powstały tak zwane Siły Quds, założone w 1988 roku, a stanowiące narzędzie do wspierania islamistycznych (i nie tylko) ruchów terrorystycznych. Z zasady chodziło o destabilizację i zamachy. 

    Ajatollahom od samego początku marzyło się wielkie państwo wyznaniowe, w którym rzecz jasna odgrywaliby kluczową rolę, więc szybko ich narracja antyizraelska została przekuta w czyny - jeszcze w czerwcu 1982 roku prawie półtora tysiąca członków Korpusu Strażników przybyło do kontrolowanej przez Syrię Doliny Bekaa w Libanie, by stworzyć tam przyczółek radykalnych Szyitów. Wkrótce z Iranem, a właściwie z jego pieniędzmi i doradcami romansowały już inne organizacje, ruchy wywrotowe, a nawet całe państwa. Oczywiście w interesującym nas obszarze najwięcej zyskały dwie organizacje - Hamas i Hezbollah. Nawiasem mówiąc Iran zaangażowany był we wspieranie właściwie wszystkich możliwych organizacji paramilitarnych w regionie nie wyłączając Kurdyjskiej Partii Pracy, czy Tajnej Armii Ormian, czy Japońskiej Czerwonej Armii. Lista osiągnięć Quds jest imponująca:

- Wspierany przez Iran Hezbollah angażując się czynnie w libańskiej wojnie domowej dokonał w latach 1982 - 1992 102 porwań obywateli amerykańskich i państw Europy Zachodniej. Byli to przede wszystkim dziennikarze i uczestnicy rozmaitych programów pomocowych, wielu z nich było duchownymi. 

- Udane zamachy terrorystyczne na bazy wojskowe, tak jak zamach na dowództwo IDF w Tyrze, czy niezwykle krwawy zamach na amerykańskie i francuskie bazy sił rozjemczych w Bejrucie.

- Dziesiątki zamachów bombowych i porwań samolotów na Bliskim Wschodzie i w Europie.

- Zamach na Centrum Żydowskie w Buenos Aires, w którym zginęło dziesiątki Argentyńczyków z zemsty za zaprzestanie przez Argentynę współpracy z Iranem w dziedzinie technologii jądrowej i sprzedaży materiałów rozszczepialnych.

- Skuteczna budowa struktur przyszłych komórek terrorystycznych wyspecjalizowanych zarówno w tradycyjnych zamachach bombowych, jak i w atakach w cyberprzestrzeni w takich krajach, jak Albania, dania, Belgia, Francja, czy Wielka Brytania.

- Utworzenie kilkunastu różnorakich grup paramilitarnych biorących udział w konfliktach zbrojnych w Libii, Syrii, Iraku.

- Całkowite opanowanie rękami organizacji Hamas palestyńskiej enklawy znanej jako Stefa Gazy. Tylko stąd w latach 2001-2008 wystrzelono w stronę Izraela około 5500 różnych pocisków - najczęściej granatów moździerzowych i prymitywnych rakiet Kassam. Jedynie w okresie 2000-2004 działalność Hamasu spowodowała śmierć 425 obywateli Państwa Izraela, rany u kolejnych 1400, a od 2006 roku Hamas prowadzi także otwartą wojnę przeciw strukturom władzy całej Autonomii Palestyńskiej, co doprowadziło bezpośrednio do rozpadu Autonomii na dwa zupełnie niezależne byty - władzę Fatahu na Zachodnim Brzegu i władzę Hamasu w Strefie Gazy. 

    Pomijając wiele drobniejszych epizodów, wszystko to co pokrótce opisałem wytworzyło wrażenie czegoś, czym Iran nigdy nie był - lokalnego mocarstwa. Oczywiście miał Iran przez dekady wpływ na bieg wydarzeń na Bliskim Wschodzie, ale ów wpływ ograniczał się jedynie do zbudowania solidnej i silnej struktury szantażu, brutalnej przemocy i dezintegracji. To akurat w regionie, w którym każdy z politycznych bytów składa sie w najlepszym razie z kilkudziesięciu często śmiertelnie zantagonizowanych kulturowo i religijnie grup etniczych zadanie stosunkowo proste. Znacznie trudniejsza okazała się idea budowy w Islamskiej Republice Iranu realnej siły militarnej, opartej o efektywne siły zbrojne wyposażone w nowoczesny i skuteczny sprzęt, użytkowany przez wyszkolonych specjalistów. 

    W początkowej fazie budowy państwa wyznaniowego w Iranie, zaraz po obaleniu szacha siły zbrojne tego kraju i jego struktury wywiadowcze były właściwie pierwszą ofiarą nowego reżimu - setki oficerów różnych rang zapełniły więzienia lub w najlepszym razie zostały z sił zbrojnych wyrzucone. Kolejne setki specjalistów wybrały emigrację. Skutki tej polityki ujawniły się błyskawicznie, podczas agresji Iraku dosłownie miesiące po zmianie władzy w Teheranie. Lata wojny z Irakiem to okres straszliwych strat w dziesiątkach mniejszych lub większych operacjach militarnych, które mimo pewnych sukcesów nie zakończyły się wyraźnym zwycięstwem Iranu - zakończenie wojny to właściwie powrót do status quo. Przez długie lata Iran funkcjonował pod względem wyposażenia wojskowego jakby w dwóch światach równoległych - z jednej strony podstawą wyposażenia nowych sił zbrojnych był sprzęt zachodni, nabywany jeszcze w czasach szacha, lecz z powodu braku możliwości odpowiedniego serwisowania i strat bojowych coraz mniej liczny, a od pewnego momentu - także technologicznie przestarzały. Z drugiej zaś strony od czasu wojny Iran odnalazł się na rynku broni handlując z takimi państwami jak Chiny, Rosja, czy Korea Północna. W sumie w znacznej mierze zakupy z tych krajów zastąpiły wyposażenie z czasów szacha, ale nie udało się to nigdy ostatecznie i różne samodzielne modernizacje systemów broni z końca lat siedemdziesiątych XX wieku nadal pozostają obecne w siłach zbrojnych Iranu. Jeszcze w czasie wojny z Irakiem ajatollahowie zdali sobie sprawę z tego, że względna słabość konwencjonalnych sił zbrojnych państwa musi zostać zrekompensowana posiadaniem adekwatnego arsenału broni masowej zagłady - najlepszego możliwego czynnika odstraszania, ale także wpływu i szantażu. W Iranie kwestia technologii jądrowej nie była czymś nowym - pierwsze kroki irański program energetyki jądrowej postawił jeszcze w latach pięćdziesiątych XX wieku za sprawą amerykańskiej pomocy naukowej, potem zresztą w znacznej mierze zastąpionej technologią niemiecką i francuską. Irański program budowy pierwszej elektrowni jądrowej w Busherh rozpoczęty w 1975 roku był dość mocno zaawansowany w chwili rewolucji, ale wnet został uznany przez Chomeiniego za "wytwór zachodniego szatana" i właściwie budowy zaprzestano. Kolejnym ciosem była wojna - irackie siły zbrojne kilkukrotnie atakowały obiekty w Bushehr doprowadzając do poważnych zniszczeń, co w połączeniu z niechęcią ze strony władz państwa i przekierowaniem całości zasobów na cele wojenne ostatecznie zniechęciło zachodnioeuropejskie koncerny i skłoniło je do ostatecznego porzucenia projektu. Po wojnie, w latach dziewięćdziesiątych powrócono w Teheranie do tematu technologii jądrowej, tym razem jednak od początku idea opanowania energii atomu rozwijana była dwutorowo - oficjalnie, za pomocą Chin i Rosji w procesie budowy cywilnej energetyki jądrowej, oraz w ukryciu - również z pomocą Rosji, Chin, ale tym razem także Pakistanu - budowano zręby naukowego i technicznego zaplecza militarnego programu jądrowego. U schyłku lat dziewięćdziesiątych XX wieku po pokonaniu pierwszych trudności ruszył Program AMAD - skomplikowane i wieloetapowe dzieło mające doprowadzić do uzyskania bojowych głowic jądrowych i środków do ich skutecznego przenoszenia. Największym problemem dla AMAD był brak dostatecznej ilości odpowiednich materiałów rozszczepialnych, bo głowice jądrowe i rakiety mające je przenosić zaprojektowano dość szybko i sprawnie. Międzynarodowa opinia publiczna wiedziała o technologicznych możliwościach pracy nad dostępem do odpowiednio bogatego materiału rozszczepialnego instalacjach w Isfahanie i dość szybko nabrała podejrzeń co do prawdziwego celu pracy tychże, ale władze Iranu dość skutecznie ukryły fakt równoległej budowy ośrodków testowych i instalacji wzbogacania uranu w Arak i w Natanz - prawdziwie przeznaczenie tychże ujawniła dopiero latem 2002 roku irańska opozycja nagłaśniając istnienie irańskiego programu budowy broni jądrowej. Przez dłuższy okres czasu państwa szeroko pojętego Zachodu usiłowały negocjować z Teheranem zaprzestanie działań zmierzających do wytworzenia broni jądrowej w zamian za dostęp do cywilnych technologii, co jednak nie spotkało się z zainteresowaniem Iranu. mówiąc wprost - władze irańskie wyraźnie "grały na czas". Do 2013 roku na terenie irańskich ośrodków badawczych zainstalowano już około dwudziestu tysięcy tak zwanych "wirówek" - urządzeń do wzbogacania uranu. W tym czasie w zasobach Iranu znalazło się już około dziesięciu ton 3,5 % wzbogaconego uranu i około 370 kilogramów 20 % wzbogaconego uranu. ten materiał rozszczepialny nie mógł wprost posłużyć do budowy bomby, ale stanowił wspaniałe zaplecze do dalszych prac nad wzbogacaniem paliwa do znacznie wyższych poziomów. Po raz pierwszy - abstrahując od embarga, które uderzyło oczywiście głównie w zwykłych Irańczyków - program napotkał trudności. W latach 2008 - 2012 zginęło w zamachach przynajmniej czterech istotnych dla programu naukowców irańskich. 

    Od 2013 roku władze Iranu zaczęły iść na ustępstwa - w zamian za dostęp do własnych zamrożonych aktywów w wysokości 4,2 miliarda dolarów Teheran zgodził się neutralizację części posiadanego zapasu wzbogaconego uranu. Dwa lata później weszło w życie porozumienie na mocy którego zaprzestała pracy część ośrodków testowych związanych z programem budowy broni jądrowej, ustalono poziom zapasów wzbogaconego uranu na około 300 kilogramów i zdemontowano około 13 000 wirówek. Porozumienie nie miało długiego życia - już w 2019 roku jednostronnie Iran wypowiedział protokół określający dopuszczalny zapas materiału rozszczepialnego, a dosłownie kilka miesięcy po tym fakcie złamał także protokół określający dopuszczalny poziom jego wzbogacania. Wtedy też po raz pierwszy rzecznik irańskiego konsorcjum zajmującego się technologiami jądrowymi - Bahrouz Khamalvandi - powiedział publicznie, że Iran może, jeśli chce, wzbogacić materiał rozszczepialny do poziomu 60 %. To w zasadzie wartość graniczna, bardzo nieodległa od wartości niezbędnej dla stworzenia ładunku jądrowego. Kolejne lata przyniosły powrót do znanej już taktyki "gry na czas". Z jednej strony władze Iranu deklarowały pragnienie i wolę współpracy poprzez negocjacje, z drugiej zaś strony gwałtownie przyspieszyły proces rozbudowy instalacji pracujących nad wzbogacaniem materiału rozszczepialnego. Jak się niebawem okazało działania prewencyjne - najpewniej ze strony najbardziej narażonego Państwa Izraela - w postaci zamachów na wiodących w programie naukowców nieznacznie tylko opóźniły cały proces. Teheran dość szybko zastępował nawet kluczowych specjalistów pomocą naukową z Rosji i Chin, a także w pewnym stopniu z Pakistanu. Pierwszą realną próbą przerwania programu siłą, był atak sił zbrojnych Izraela z października ubiegłego roku.

    

Droga Izraela 

    Podobnie jak w przypadku większości państw regionu bliskowschodniego także w Państwie Izraela podstawową motywacją do działania właściwie każdego z możliwych systemów politycznych (bo jednak obecny Izrael różni się znacznie na każdej możliwej niwie od Izraela czasów "pionierskich", czyli lat po założeniu państwa, a nawet od Izraela czasów utwierdzenia swego znaczenia w regionie po okresie zwycięskich konfliktów zbrojnych) jest posiadanie odpowiednio silnej rękojmi zdolności do obrony własnej państwowości przed czynnikami zewnętrznymi - jednym słowem, rozbudowanych i silnych struktur militarnych i wywiadowczych. Od początku nie było to przedsięwzięcie proste - przez długie lata potencjalni partnerzy posiadający możliwość nasycenia izraelskich sił zbrojnych nowoczesnym uzbrojeniem preferowali utrzymywanie dobrych stosunków z otaczającym Państwo Izraela światem arabskim. Powód był oczywisty - ropa naftowa. Jedynym krajem, który był skłonny współpracować z Tel Avivem, była Francja, co trwało aż do zepsucia pozytywnych relacji przez Izrael z powodu ataku sił izraelskich na samoloty libanskich linii lotniczych będących w znacznej mierze w posiadaniu Francji. Do tego czasu jednakże Izrael nie tylko był w stanie stworzyć zręby nowej sieci sojuszy, rozpocząć własne ambitne programy wdrażania nowoczesnego wyposażenia bojowego rodzimej proweniencji, ale przede wszystkim uniezależnić się od Francji w dziedzinie budowania własnego programu jądrowego opierającego się o ośrodek badawczy w Dimona. Dla każdego kolejnego gabinetu w Tel-Aviv posiadanie silnych sił zbrojnych, a przede wszystkim posiadanie możliwości nuklearnego odstraszania - czemu zresztą każdy kolejny rząd po dziś dzień zaprzecza - było absolutnie kluczowym "must have" w kwestii bezpieczeństwa publicznego. Nie po to, by móc obronić się przed potencjalną inwazją sąsiadów, bo z tymi radziły sobie dość dobrze posiadane siły konwencjonalne, ale po to, by jako mocarstwo nuklearne niejako wyjść z "trzeciego świata", stać się autentycznym i trwałym elementem wąskiego grona państw, których działania, sytuacja i właściwie istnienie samo w sobie jest przedmiotem troski całej reszty świata. Przecież nikt nie chce destabilizacji państwa posiadającego bombę, a najlepiej kilkadziesiąt. 

    Coś, co za pomocą mediów społecznościowych i kanałów you tuberów świat poznał jako "proxy war" jest w Państwie Izraela rzeczywistością od dekad. Większość komentatorów wydarzeń na arenie bliskowschodniej jakby o tym zapominało. Tymczasem jednak od czasów premiera Menachema Begina Tel-Aviv, a później Jerozolima nie bez powodu przyznaje sobie jednostronnie prawo do wykonywania uderzeń wyprzedzających wobec państw lub organizacji stanowiących w opinii izraelskiego rządu zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Niniejszy tekst nie ma służyć w założeniu moralizowaniu o odpowiedzialności, ani dyskusji o tym, "kto pierwszy rzucił kamień", natomiast ów permanentny stan konfliktu determinuje taką a nie inną doktrynę działań zbrojnych i wszystkie państwa w regionie są tego absolutnie świadome. Jedne - jak Jordania i Egipt rozumieją to i utrzymują normalne relacje z Izraelem, inne - jak onegdaj Syria, czy wciąż Iran także to rozumieją i wykorzystują do nieustannego podtrzymywania, a nawet eskalowania konfrontacji. Może z powodu swego zbrodniczego charakteru, może z powodu wiary w konieczność odwracania uwagi uwagi publicznej od własnych trudności wewnętrznych. Jak by nie było, sama w sobie Doktryna Begina nie jest narzędziem polityki zagranicznej skutecznym w tym sensie, że groźba zastosowania jej w praktyce powstrzymuje państwa Izraelowi wrogie od działań wymierzonych w ten kraj, jednakże co wydaje się kluczowe, podtrzymuje od dekad wolę poświęcania relatywnie wielkich środków małego przecież kraju o bardzo ograniczonych zasobach do utrzymywania stosunkowo silnych sił zbrojnych, zdolnych do każdej właściwie formy zbrojnej konfrontacji. Tak więc idea bycia zbrojnym mocarstwem jest właściwie wpisana w sens istnienia kraju, co jednak biorąc pod uwagę historię Państwa Izraela jest co najmniej uzasadnione.

    Dla Izraela, posiadanie monopolu na posiadanie broni masowego rażenia w postaci bomb atomowych pozostaje sprawą życia lub śmierci. Nie z powodu takiej czy innej narracji Teheranu, a wcześniej Kairu lub Damaszku, tylko z powodu autentycznej wiary w niesione przez tę narrację zagrożenie. To zresztą na swój sposób bardzo cenna nauka dla każdego obserwatora wydarzeń w tej części świata - pacyfizm i pragnienie uzyskania pożądanych efektów w drodze negocjacji z partnerami w rodzaju Iranu Ajatollahów, czy Rosji Putina niezmiennie kończy si ę w ten sam sposób - dochodzi do krwawego konfliktu zbrojnego, pytaniem pozostaje jedynie, czy naiwnością i zasadami moralnymi udało się dać tego rodzaju reżimowi dostatecznie dużo czasu na zbudowanie siły militarnej dostatecznie dużej, by w drodze podboju uzyskał on upragniony cel. I Państwo Izraela postanowiło skorzystać z nagromadzonego doświadczenia i potencjału, by zlikwidować piętrzące się zagrożenie. Moment ku temu jest idealny - dawni wrogowie, jak Syria i Irak są obecnie para państwami, niezdolnymi do odgrywania poważniejszej roli w militarnych zmaganiach jakiegokolwiek rodzaju. Egipt, czy Jordania autentycznie obawiają sie przyrostu wpływów islamskiego fundamentalizmu będącego kluczową ręką w rękach irańskich władz. Tak oto, Izrael pragnąc zlikwidować widziane przez siebie zagrożenie nie musi obawiać sie realnej siły koalicji z którymi miał do czynienia tyle razy w przeszłości. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy powstały dosłownie idealne warunki do rozprawy z Iranem. 


Konfrontacja

    Nie bardzo pragnę wchodzić w szczegóły pierwszych dni izraelskiego uderzenia na Iran - po pierwsze dlatego, że są Państwu doskonale znane, po drugie natomiast - dlatego, że nie jest moim celem precyzyjne opisywanie stopnia infiltracji państwa irańskiego przez agenturę Mossadu, lub precyzji i siły uderzeń izraelskich sił powietrznych. Zresztą, gdyby ktoś mnie zapytał przed rozpoczęciem uderzenia izraelskiego w ubiegłego roku o możliwy wynik taki akcji z całą odpowiedzialnością wskazałbym na masakrę sił irańskich jako jedyny możliwy rezultat zmagań. Jeśli coś jest tutaj zaskakujące, to faktycznie to, jak znikome dotychczas straty poniósł Izrael - większość zniszczeń spowodowały nie detonujące pociski balistyczne wystrzelone z Iranu, lecz opadające na ziemię ich resztki, co zresztą widać doskonale na większości dostępnych źródłach filmowych. Można było się spodziewać takiego obrotu spraw znając moc izraelskiej struktury rakietowej obrony przestrzeni powietrznej wspartej jeszcze przez broń sojuszniczą - na przykład stacje radarowe Jordanii i amerykańskie systemy obronne uczestniczące w odpieraniu ataków. Państwo Izraela na dzień dzisiejszy nie ucierpiało w ogóle i nie straciło niczego, co miałoby wpływ na zdolność do podtrzymywania własnego wysiłku militarnego. W odróżnieniu, siły irańskie poniosły ogromne straty i ich zdolność do odpowiedzi - jeszcze przed wojną zresztą relatywnie mała - została ograniczona jeszcze bardziej. najlepszym dowodem bezradności Teheranu jest fakt zabicia nowego dowódcy sił zbrojnych - generała Shademaniego - w cztery dni po nominacji związanej ze śmiercią w izraelskim ataku jego poprzednika. Trudno powiedzieć co w istocie jest celem Jerozolimy, poza rzecz jasna znacznym ograniczeniem irańskiej zdolności do produkcji materiałów rozszczepialnych. Daleki jestem od wysuwania wniosków w rodzaju pragnienia likwidacji reżimu Ajatollahów w ogóle, ale z całą pewnością można pokusić się o stwierdzenie, że celem operacji jest de facto "rozbrojenie" irańskich sił zbrojnych do takiego stopnia, by odbudowa ich potencjału zajęła okres liczony w latach. I w tej materii Izrael jest na bardzo dobrej drodze do osiągnięcia pełnego sukcesu - spotkałem się już z szacunkami zniszczenia ponad 30 % irańskich zasobów rakiet balistycznych i środków jej przenoszenia, co biorąc pod uwagę długość trwania ataków i wielkość tychże zasobów jest osiągnięciem bezprecedensowym. Siły zbrojne Izraela na tyle kontrolują przestrzeń powietrzną nad Iranem, że nie dziwi fakt odmowy podjęcia negocjacji przez izraelski rząd, skoro operacja rozwija się aż tak dobrze. 

    Bezradność Iranu widać wyraźnie na jeszcze jednej płaszczyźnie - kompletnej utraty kontroli nad komunikacją i medialnym wizerunkiem konfliktu. Nie chodzi mi o "atak na żywo" na irańską telewizję, ale o groteskę związaną z podaniem do wiadomości publicznej faktu błyskawicznego uwięzienia i stracenia osób podejrzanych o współpracę z izraelskim wywiadem. Skoro służby irańskie zadziałały tak sprawnie, to jakim cudem doszło w ogóle do tak głębokiej infiltracji poprzez operację Mossadu? oczywiście straceni, to przypadkowe osoby - być może nawet podejrzane już wcześniej, z cała pewnością jednak nie związane z obecnie trwająca operacją służb izraelskich, o czym świadczą kolejne udane uderzenia w bardzo konkretne osoby i instytucje. Z drugiej strony, możemy być pewni, że jeśli reżim w Teheranie na prawdę poczuje sie zagrożony w szybkim tempie dokona fizycznej eliminacji osób związanych z irańską opozycją na miejscu. Już teraz wizerunkowo na arenie międzynarodowej autorytet władz irańskich rozpadł się jak domek z kart, ale co do tego, czy militarna klęska będzie miała wpływ na pozycję władzy w kraju należy podejść sceptycznie. Pod tym względem społeczeństwa państw islamskich wielokrotnie dawały dowody w przeszłości bardzo wysokiego "progu bólu" i zapewne tak będzie i tym razem. Oczywiście to upokorzenie w jakiejś nieokreślonej przyszłości zaowocuje gorącym pragnieniem zemsty, ale już teraz można powiedzieć, że odbudowa potencjału mogącego takiej zemście służyć będzie bardzo długim procesem. I jak pokazuje rzeczywistość nieba nad Teheranem - każda śmielsza próba szybkiego dozbrajania się może przynieść kolejną falę ataków z powietrza, wobec których na dzień dzisiejszy Teheran nie ma żadnej osłony. 

Komentarze

Popularne posty