"Umarł Król, niech żyje Król?"

 





"Umarł Król, niech żyje Król?"


    A więc stało się. Dymisjonując szefa Liberałów kanclerz Scholz przyznał wreszcie publicznie, że niebywale kręta i zawiła droga obecnej koalicji rządzącej Republiką Federalną musi skończyć się najdalej w marcu przyszłego roku. Szczerze powiedziawszy, dla mnie osobiście to spore zaskoczenie - notowania partii wchodzących w skład "die Ampel Koalition" są obecnie tak samo złe, jak przed wyborami do Europarlamentu i przyspieszenie terminu wyborczego festiwalu nie wróży im niczego dobrego. 


    Jak widzimy, z badań opinii publicznej w chwili faktycznego rozpadu koalicji obecny układ ograniczony do duumwiratu nie ma żadnych szans na utworzenie gabinetu w nowym rozdaniu. Wszystkie trzy partie koalicji poniosą w przyszłych wyborach bardzo ciężkie straty i choć oczywiście kampania wyborcza jeszcze się oficjalnie nie rozpoczęła, należy tę prawdę traktować jako aksjomat. Niepewność związana z sytuacją międzynarodową, słabe wyniki ekonomiczne, realny spadek wartości płac, ale także coraz silniej krytykowana polityka migracyjna były i są znakomitym paliwem dla partii skrajnych, opierających swą narrację na populizmie i demagogii. O ile przyzwyczailiśmy się już do obecności w Bundestagu reprezentacji partii Alice Weidel i Tino Chrupalli i właściwie przesądzone jest znaczący wzrost ich siły w ławach izby niższej parlamentu, to wraca problem skrajnej lewicy reprezentowanej przez niedawno założoną partię Sahry Wagenknecht - BSW. Po poprzednich wyborach posiadała AfD 77 reprezentantów, najnowsze sondaże dają im aż 129 miejsc. Po przedterminowych wyborach najprawdopodobniej także skrajna lewica znacząco urośnie - zniknie wprawdzie "die Linke", która miała swoją reprezentację wyłącznie dzięki ordynacji wyborczej, gdyż nie przekroczyła progu pięcioprocentowego, ale nowa partia może liczyć na poparcie rzędu 7 - 9 %, co przełoży się zapewne na od 50 do nawet 70 miejsc w Bundestagu. Oczywiście szanse na to, że jedno z tych dwóch ugrupowań może się znaleźć w koalicji rządzącej jest minimalna, ale poparcie dla nich faktycznie odgrywa dość dużą rolę w potencjalnej powyborczej układance. Choć na dzień dzisiejszy chadecy cieszą się dość dużą i w zasadzie bezpieczna przewagą (średnio w sondażach od 32 do 34 %), jest bardzo mało prawdopodobnym uzyskanie tak dużego sukcesu wyborczego, by mogli oni rządzić samodzielnie. bardzo trudno będzie rywalizować o głosy wyborców niezdecydowanych, gdyż znaczną część tej puli przejęły partie populistyczne, a pozostała część często jest zniechęcona do polityki w wydaniu zarówno tradycyjnych sił politycznych (CDU/CSU, SPD, FDP), jak i nowych ruchów w rodzaju "Zielonych" i choć absolutnie nie są skłonni (choćby z racji wykształcenia i światopoglądu) poprzeć demagogów, to w tej sytuacji raczej nie wezmą udziału w wyborach, co odczytać należy jako formę "kary" dla obecnych elit politycznych. Poważnym ciosem dla zdolności koalicyjnej CDU/CSU jest tragiczna sytuacja sondażowa liberałów, którzy na dzień dzisiejszy są bardzo daleko od pięcioprocentowego progu, a którzy byliby w tym układzie sił najbardziej pożądanym partnerem. Jeśli zatem wybory zakończą się wynikami zbliżonymi do obecnych notowań sondażowych obecna główna siła opozycyjna będzie musiała związać się z którąś z dwóch obecnie rządzących partii, co automatycznie generuje pytanie o sens takich posunięć - raczej trudno będzie dzisiejszej opozycji demontować, lub zmieniać układ zbudowany przez przyszłego partnera koalicyjnego. A jest co robić i co zmieniać.
    Z nominalnym PKB brutto na poziomie 4,710 biliona dolarów są Niemcy obecnie trzecią gospodarką świata. Dochód per capita wynoszący 55 521 dolarów stawia je na wysokim szesnastym miejscu w świecie. Doskwierający w roku ubiegłym problem wysokiej inflacji (6 % w 2023 roku) obecnie wydaje się wracać pod kontrolę i ma wynieść 2,4 % w bieżącym roku. Mimo spadku realnej wartości dochodów (i to pomimo bardzo dużej podwyżki ustawowej stawki minimalnej) i wielu innych problemów socjalnych Współczynnik Giniego pozostaje na poziomie niskim - 29,4. Na tym jednak dobre wiadomości się kończą - od dłuższego czasu gospodarka pogrążona jest w kryzysie (realny spadek dochodu narodowego o 0,3 % w 2023 roku i szacunki wskazujące na stagnacje w bieżącym roku), spore problemy w kilku istotnych sektorach gospodarczych (w pierwszym rzędzie wymienia się obecnie sektor motoryzacyjny) i bardzo słabe nastroje zarówno wśród przedsiębiorców, jak i wśród konsumentów. To sprawy szalenie ważne, gdyż usługi (przede wszystkim zaś wydatki gospodarstw domowych) to 68,6 % dochodu narodowego, a przemysł to 30,7 %. Miarą problemów nękających gospodarkę są przede wszystkim bardzo słabe perspektywy na nadchodzące lata - przyjmuje się, że wzrost PKB w roku 2025 ma osiągnąć zaledwie 0,8 %, a i to wcale nie jest takie pewne. Będąc obiektywnym obserwatorem życia publicznego nie zamierzam obarczać całkowitą odpowiedzialnością za trudności kończącej swą misję koalicji - to zdecydowanie kumulacja wielu niewłaściwych posunięć i decyzji z wielu lat poprzedzających dzisiejsza sytuację. Jeśli mam czymś obarczać barki kanclerza Scholza i jego politycznych sojuszników, to przede wszystkim musze mieć na myśli brak racjonalnych pomysłów na pobudzenie gospodarki, ale także szereg decyzji związanych z polityką proekologiczną, które skutecznie uderzyły w rodzimy przemysł. 5 % spadek produkcji przemysłowej nie jest wyłącznym efektem szoku pocovidowego, czy wojny w Ukrainie. To także efekt konsekwencji we wdrażania polityki klimatycznej, skutkującej choćby drastycznym wzrostem cen energii elektrycznej. Nie wchodząc w szczegóły - w imię idei rząd zepchnął ekonomiczne skutki swych decyzji na barki szerokich mas społecznych i przedsiębiorców. Wielokrotnie krytykowałem politykę klimatyczną jako działanie nieprzemyślane i niepoważne, ale choć to także suma wielu lat i decyzji wielu różnych konfiguracji politycznych, to jednak obecna koalicja pogłębiła trudności zeń wynikające decydując się choćby na krok tak szalony, jak wyłączenie energetyki jądrowej w obliczu wojny w Ukrainie. Jest jeszcze coś, co obciąża gabinet Scholza - w żaden sposób rządzący nie potrafią po dziś dzień wyjaśnić dlaczego my, zwykli obywatele mamy rezygnować z tak wielu potrzebnych nam rzeczy na rzecz zmniejszania śladu węglowego, podczas gdy wyższe klasy posiadające nie muszą rezygnować z prywatnych odrzutowców. Może to wydać się trywialne, ale po dziś dzień nie rozumiem organizowania regularnie niczego nie wnoszących szczytów klimatycznych na które lata się samolotami rządowymi, podczas gdy ja mam problem z szybkim dotarciem do Monachium, czy Stuttgartu z mojego Essen. Tutaj dochodzimy do sedna sprawy - było i jest szaleństwem wydawanie miliardów euro na tak zwane cele klimatyczne (choć jak wiemy w wielu aspektach niekoniecznie tego rodzaju inwestycje mają cokolwiek wspólnego z klimatem) w sytuacji w której Deutsche Bahn, czy nawet sieć Autobahn wymaga gigantycznych nakładów na starzejąca się infrastrukturę. Nie mam prawa jazdy i do pracy jeżdżę środkami komunikacji miejskiej i musze wyznać, że od września mój "szybki pociąg" przyjechał o czasie łącznie trzy razy, za to odwołany został jedenaście razy, z tego dziewięciokrotnie bez jakiejkolwiek informacji. W stosunku do kolei francuskich, czy włoskich niemiecka sieć kolejowa funkcjonuje w sposób karygodny, a przecież została obciążona bardziej niż kiedykolwiek sensownym i udanym skądinąd pomysłem "Deutschland Ticket", czyli znacznie tańszym biletem abonamentowym, który faktycznie skłonił mnóstwo ludzi do zamiany auta na środki transportu publicznego. na dzień dzisiejszy tego rodzaju utrudnienia i problemy możemy wymieniać bez końca, ale skupiając się na najważniejszych wymienię tylko - katastrofalny stan cyfryzacji, gigantyczny przerost biurokracji i fatalne wręcz standardy pracy urzędników, które proste procedury przedłużają w nieskończoność. To nie jest właściwa atmosfera do rozwoju i to jest fakt. Rząd nie poradził sobie z problemami, lecz dołożył wielu nowych - i to też jest fakt. W mojej ocenie najważniejszym zarzutem dla odchodzącej ekipy jest utrata z pola widzenia potrzeb zwykłych ludzi, co jest tym trudniejszym do zrozumienia, że przecież z zasady, jako zdominowana przez lewicę powinna skupić się na potrzebach zwykłego człowieka.
    Wszystko to buduje raczej smutny obraz rzeczywistości, ale mimo problemów, mimo wszystkich trudności Niemcy pozostają wspaniałym miejscem do życia, a stwierdzenia w rodzaju "chory człowiek Europy" maja się nijak do rzeczywistości. nie popadajmy w skrajności, bo to paliwo wyborcze dla tych, którzy zwykli zbijać swój kapitał wyborczy na budowaniu z niczego problemów, by móc je potem bohatersko rozwiązywać. To paliwo dla demagogów i populistów. Nie bawiąc sie jednak we frazesy, decyzja Scholza o kapitulacji wobec trudności, z którymi przyszło się mierzyć odchodzącej koalicji wytworzy jakąś nową jakość na szczytach władzy. W oczywisty sposób oczy muszą zwrócić się w stronę lidera prowadzącej w sondażach CDU - Friedricha Merza. kim jest ten człowiek i czego możemy sie po nim spodziewać jako że to obecnie naturalny kandydat do fotela kanclerskiego?
    Friedrich Merz to pochodzący z Brilon w Północnej Nadrenii - Westfalii potomek francuskich hugenotów od strony matki, Pauli Sauvigny. Jest potomkiem prominentnej i zamożnej rodziny, sam zresztą zdążył odnieść niemałe sukcesy zawodowe i jest bardzo zamożnym człowiekiem. Absolwent prawa, krótko orzekał jako sędzia, następnie adwokat przez lata reprezentujący wielkie koncerny, a także członek zarządu wielu tego rodzaju przedsiębiorstw, wśród których wymienić można Robert Bosch GMBH, AXA i przede wszystkim giełdę frankfurcką. Służył w siłach zbrojnych w jednostce artylerii samobieżnej i przez lata był ważnym członkiem chadeckich organizacji młodzieżowych. Zdobywał mandaty w Parlamencie Europejskim i Bundestagu, choć dopiero za trzecim podejściem udało mu się zwyciężyć w wyborach wyłaniających szefa CDU. Przegrywał najpierw z Annegret Kramp-Karrenbauer, potem także z Arminem Laschetem. Obecnie jego pozycja lidera chadeków jest niekwestionowana, ale pamiętać należy, że to wielka partia, która ma w swych strukturach szereg frakcji, które dość znacznie różnią się w elementarnych poglądach na rozwój państwa. Friedrich Merz sam siebie definiuje jako społecznego konserwatystę (choć poparł zdecydowanie ideę legalizacji jednopłciowych związków małżeńskich) i ekonomicznego liberała (jest autorem dość znanej publikacji "Mehr Kapitalismus Wagen"), który w polityce zagranicznej zdecydowany jest opierać znaczenie Niemiec na bliskich relacjach z USA. Naturalnie, wybór Merza podyktowany jest porażką wybitnie centrowej idei budowania siły CDU na polityce bezpieczeństwa socjalnego w oparciu o struktury państwa. Zwrot chadecji w stronę bardziej liberalnego modelu zarządzania gospodarką może być w nadchodzących wyborach dość istotnym czynnikiem, gdyż same poglądy potencjalnego kanclerza powinny odbudować obecny poziom zaufania wielkiego biznesu do władz federalnych. Z drugiej strony natomiast, dostrzegając istotę problemu słabych nastrojów konsumenckich i zastanawiam się, czy aby na pewno Friedrich Merz - tak bliski wielkim koncernom - nie zapomni o zasadach państwa socjalnie odpowiedzialnego, i nie pozostawi zwykłych podatników samych sobie na rzecz tak modnej w naszych czasach wizji wzrostu opartego o maksymalizacje zysków wielkich udziałowców kosztem większości społeczeństwa. Czas pokaże.
    Dość ważne mogą okazać się w perspektywie nadchodzących wyborów także poglądy Merza w kwestii uregulowania problemu imigracji. trudno spodziewać sie jakiejś rewolucji w tym względzie, natomiast stanowisko kandydata na kanclerza w tej budzącej ogromne emocje kwestii definiuje jego niezbyt fortunna uwaga o uprawianiu przez ukraińskich uchodźców "turystyki socjalnej", za którą zresztą przepraszał publicznie. Co ciekawe, jego niechęć do dotychczasowej polityki migracyjnej może okazać się skutecznym orężem w ręku CDU przeciw uprawianej na tym polu demagogii ze strony AfD. Faktycznie wolą znacznej części społeczeństwa jest uregulowanie tej kwestii, nawet jeśli sama w sobie nie jest ona tak poważna, jak zwykli to przedstawiać populiści. Wydaje mi się jednak, że wśród obecnych nastrojów redefiniowanie polityki "otwartych drzwi" jest obowiązkiem wszystkich poważnych partii demokratycznych w całej Europie, bo tego oczekuje od nich część wyborców. Nie ma sensu udawać, że jest inaczej, jeśli chce się wreszcie położyć tamę stopniowej ekspansji szowinizmu i opartemu na nim populizmu w Europie. Pozostaje jeszcze jedna kwestia - czy Merz będzie autentyczna lokomotywą wyborczą? Niekoniecznie, gdyż w badaniach zaufania wypada dość słabo, ciesząc się niższym poparciem niż jego macierzysta partia (Merz - 30 %, CDU/CSU - 33 %), ustępując znacznie reprezentującemu SPD obecnemu ministrowi obrony, Borisowi Pistoriusowi, który cieszy się 54 % zaufaniem. Może jednak te różnice są po prostu świadectwem obaw przed zmianami, które muszą nadejść? Przed nami dyskusja w sprawie budżetu, głosowanie w związku wotum zaufania wobec obecnego gabinetu i wreszcie, krótka kampania wyborcza. Wiele w tym wszystkich niewiadomych.
    

Komentarze

Popularne posty