„Słodkie naiwności”
Nigdy nie dzieję się tak, że jesteśmy na coś gotowi.
Zaskakujący bywa smak urodzinowego tortu, finał serialu na Netflix, a nawet
pismo z wypowiedzeniem stosunku pracy. Wymieniłem tylko trzy z bardzo
zwyczajnych rzeczy, a przecież nie poruszam w ogóle tematu zjawisk i zdarzeń
nieporównywalnie poważniejszych, nadzwyczajnych – jednym słowem takich, które
dzieją się raczej bardziej wokół nas, niż z naszym udziałem. Sam fakt bycia
zaskoczonym tym, czy owym nie byłby w generalnym rozrachunku taki zły, gdyby
nie to, że tak naprawdę nigdy, ale to przenigdy nie potrafimy się z owym
zaskoczeniem pogodzić. Tak naprawdę stoimy obok tak blisko, że moglibyśmy owo
zaskoczenie objąć, pocałować je (gdyby tylko miało usta), zaakceptować jakoś, a
nawet pogodzić się z nim. Zamiast tego obcujemy z nim stanowczo zbyt długo – to
nie my oswajamy zaskoczenie, lecz zaskoczenie oswaja nas. Rzadko w sumie
zdajemy sobie z tego sprawę.
W znacznej mierze odpowiada za ten stan spraw nasza
własna kondycja – w sensie nie nasza osobista i prywatna, lecz ta zbiorowa,
ogólnospołeczna. Dziś społeczeństwo to kwestia globalna – tak jak walki w
Donbasie, izraelska operacja w Libanie, prywatne poglądy Grety Thunberg, a
przede wszystkim powiększone usta jednej gwiazdy Instagrama, której nazwiska
nawet nie starałem się zapamiętać. Ta ostatnia kwestia ma rzecz jasna znaczenie
przełomowe bo największe – tak jest, choćbyśmy nie wiem ile razy zaprzeczali –
wszakże to przedmiot spekulacji największej, najliczniejszej grupy ludzi.
Reszta spraw musi mieć zatem drugorzędne znaczenie. Ktoś jednak teraz powinien
zapytać wprost i bez ogródek – jakie to kurwa mac ma znaczenie w kwestii bycia
zaskakiwanym? Przecież gwiazdy Insta obligatoryjnie powiększają usta po
osiągnięciu odpowiednio dużej puli zainteresowanych tym by powiększone usta
zobaczyć? Otóż ma i to bardzo duże – spieszę z wyjaśnieniem.
Wszystko to, co wyliczyłem zanim natknąłem się na powiększone
usta staje się faktem w związku z mediami. To znaczy my wiemy i bez mediów, że
na Ukrainie trwa wojna – gdyby wyłączyć wszystkie nośniki informacji,
dowiedzielibyśmy się choćby od osób, które stamtąd uciekły gdy padły pierwsze
strzały i potem i znów. Ale wiemy o wojnie z mediów, bo one śledzą świat na
bieżąco. „Live”. Modelują i dozują nam informację niczym wytrawny chirurg
plastyczny oddając w nasze ręce produkt finalny skomplikowanej gry pozorów. I
zaskakują. Za wszelką cenę starają się zaskakiwać w przypadku nawet najmniej
istotnego zdarzenia z perspektywy ludzkości, danego społeczeństwa, czy mnie
samego. Ogłuszają wręcz zmysły nagłówkami, „clickbajtami”, które stanowią
arcyważny element tej gry. Gdy gra raz się rozpoczyna musi już trwać to końca,
musi być pełna dramatycznych zwrotów akcji – jak roller coaster, albo proces California
vs OJ Simpson. Nic dziwnego, że jesteśmy wiecznie zagubieni i niczego nie
potrafimy na czas zrozumieć. To nie my oswajamy zaskoczenie – to zaskoczenie
oswaja nas.
Nie wiem co bardziej zaskakujące – fakt, że Państwo
Izraela jest jednym z najbardziej znienawidzonych na świecie, czy może
obserwowana od roku naiwna wiara w możliwość odniesienia jakiejkolwiek formy
zwycięstwa militarnego nad Rosją przez walczącą Ukrainę? Opinii jest mnóstwo –
wszak każdy jest teraz ekspertem – ale owe igrzyska zamiast krzyczących
nagłówków wymagają odrobiny spokojnej analizy, cierpliwości. Ocena sytuacji jest
jednak taka, że na trzeźwo o tego typu sprawach rozmyślając, nikt (lub prawie
nikt) nie pamięta o tym, że kiedy miał nastąpić podział Palestyny na dwa
państwa to Arabowie najpierw wszczęli wojnę, a następnie po militarnej klęsce
dokonali rozbioru pozostałości mandatu palestyńskiego, kładąc tym samym kres
szansom na powstanie ich państwa w dającej się przewidzieć przyszłości. Ocena
sytuacji jest taka, że Ukraina straciła już najlepsze kadry, a państwa
wspierające w zasadzie nie mają teraz możliwości wysłania do niej setek
egzemplarzy nowych czołgów, dział, czy samolotów. Dobrze, że chociaż amunicja
idzie, po wojna skończyła by się już parę miesięcy temu. Nie ma zatem możliwości
odbudowania w krótkim czasie armii do stanu pozwalającego na poważnie brać pod
uwagę operacje zaczepne w rodzaju tych, które przyniosły odzyskanie
charkowszczyzny, Izjum i innych miejsc nad Dońcem. Na temat operacji izraelskiej
w Libanie co do efektu końcowego można opowiedzieć zresztą w podobnym tonie –
ma takie same szanse na finalny sukces. Jestem zaskoczony bezgraniczną wiarą w
treści prezentowane przez medialne bóstwa – przy pierwszym lepszym kontakcie
ogromna większość z nich nawet sekundy nie wytrzymuje konfrontacji z
rzeczywistością – które są nie tyle opisem autentycznych wydarzeń, co
całkowicie zwodniczym komentarzem do przedziwnej formy serialu, do którego
szczególnie mocno się przywiązaliśmy. Opowieścią o nieistniejącej fabule, tyle
że znacznie przyjemniejszą od tego co dzieje się rzeczywiście, bo mamy przecież
wszyscy – jak jeden mąż, swoje sympatie i antypatie, i bardzo mocno chcemy,
żeby było tak jak sobie tego życzymy. Czy można to jakoś wyjaśnić?
„Czy w świecie przypadku istnieje jakieś „lepiej” i „gorzej”? Poddajemy się
uściskowi nieznajomego lub oddajemy falom; na mgnienie oka czujność nasza
przygasa; zasypiamy; a przebudziwszy się, widzimy, że oto życie utraciło
kierunek. Czymże są owe okamgnienia, przed którymi chroni nas jeno wieczne i
nieludzkie czuwanie? Czy nie szparami i szczelinami, kędy w życiu naszym
przemawia inny głos, inne głosy? Jakim prawem zatykamy uszy?“
Tak pisze John
Maxwell Coetzee i ma mnóstwo racji – albo zasłaniamy uszy, albo oczy, albo w
ogóle wyłączamy wszystkie zmysły, kiedy tylko poczujemy odrobinę komfortu.
Kiedy czujemy strach jest zresztą całkiem podobnie, bo najwyraźniej lubimy być
zaskakiwani. Więc starannie przygotowujemy pod zaskoczenia grunt. Możemy czuć
się nawet w związku z powyższym w zasadzie rozgrzeszeni – skoro upadek ZSRR
zaskoczył nawet CIA, to przecież tym bardziej my – zwykli ludzie – mamy prawo
do bycia zaskoczonym w większości ziemskich spraw. No może poza powiększonymi
ustami aktualnej gwiazdy Insta.
Mówiąc wprost, nie czuję się na siłach
podjąć rękawicę i przeprowadzić mniej lub bardziej błyskotliwy wywód na temat
tego, jacy jesteśmy w szczególe i dlaczego tak bardzo lubimy być zaskakiwani.
Pewnym tropem może być myśl Alberta Camus:
„Człowiek jest jedynym stworzeniem, które nie zgadza się być tym, czym jest”
Osobiście jednak – choć trop ten jest naprawdę cholernie dobry – sądzę, że kluczowym elementem tej układanki pozostaje jednak ta słodka naiwność wypełniająca nasze umysły i nieustannie napełniająca ciepłem nasze serca. Sądzę, że wszyscy razem mamy tę dziwaczną cechę, która pozwala wszelkiej maści sztukmistrzom robić swoje wiekopomne show – po prostu chcemy być czasem troszkę oszukiwani. I zapewniam stukrotnie, jak wszyscy pozostali także ja wręcz uwielbiam to uczucie.
Komentarze
Prześlij komentarz