„Ardeny 1944-1945”. Ostatni poker Hitlera? Część IX

 


 



 

 

3. St. Vith

         Siły amerykańskie w rejonie St. Vith w ciągu nocy z 18 na 19 grudnia wyraźnie okrzepły, przygotowując pozycje obronne mające zapewnić utrzymanie tego istotnego węzła drogowego. Dowódca 106 Dywizji Piechoty USA, generał major Jones otrzymał wprawdzie bardzo duże posiłki, ale rozwój sytuacji skłaniał go coraz bardziej do rezygnacji z próby wybicia korytarza do odciętych oddziałów swej własnej dywizji. Dużym problemem była komunikacja z generałem Middletonem, którego polecenia były niejasne i trudno było jednoznacznie wywnioskować czy generał życzy sobie utrzymania Schneifel, czy wycofania wszystkich sił do obrony St. Vith. Także generał Jones ponosił sporo winy za brak szybkich reakcji na niemieckie postępy – zszokowany skalą niemieckich działań stawał się coraz bardziej chwiejny i pasywny. Ostatecznie zdecydował, że tkwiące w okrążeniu oddziały 106 Dywizji Piechoty muszą przebić się same, bez pomocy sił zgromadzonych w rejonie St. Vith. Najprawdopodobniej duży wpływ na tę decyzje miał fakt przekroczenia rzeki Our w Steinbrück przez czołowe oddziały 62 Dywizji Grenadierów Ludowych, co stanowiło poważne zagrożenie dla sił amerykańskich, gdyż groziło oskrzydleniem od południowego wschodu. W sumie, wśród amerykańskich dowódców – i tych ze 106 Dywizji i tych z przybyłych na pomoc posiłków – zapanowało przygnębienie. Decyzje Jonesa dla większości jego podwładnych oznaczały klęskę i zagładę większej części dywizji. Nikt nie próbował zresztą przeszkadzać niemieckim ruchom pomiędzy Schönberg, a St. Vith. Oddziały 18 Dywizji Grenadierów Ludowych dość swobodnie przemieszczały się tutaj kończąc szybkie przegrupowanie, które miało nie tylko wzmocnić siły blokujące Amerykanów na Schneifel, ale także otworzyć drogę dla zmierzającej w stronę St. Vith brygadzie Remera. Oddziały liniowe grupy bojowej podpułkownika Dietricha Molla mające za zadanie zlikwidować kocioł zajęły podstawy wyjściowe do ataku i podciągnięto artylerię dywizyjną nieco bliżej. Hoffmann-Schönborn spodziewał się amerykańskiego kontrataku, lub próby wyjścia z okrążenia, dlatego skierował do Schönberg posiłki w postaci działek przeciwlotniczych i dodatkowych plutonów grenadierów[i].


Amerykańscy żołnierze w Ardenach.

         Amerykanie rankiem 19 grudnia dysponowali dostatecznie silnym zgrupowaniem by przeprowadzić z podstawy w St. Vith silne uderzenie bronią pancerną w stronę Schönberg, ale żaden z oficerów z 9 i 7 Dywizji Pancernych nie oponował, gdy mając świadomość złożoności sytuacji padł rozkaz przygotowania pozycji obronnych wokół St. Vith. Polecenie samodzielnego przebijania się na północny zachód dwóm dowódcom pułków piechoty tkwiącym w pułapce na Schneifel wywołało u nich olbrzymie przygnębienie, graniczące z defetyzmem[ii]. Nikt w zasadzie nie objął naczelnego dowództwa w kotle i nikt nie koordynował działań poszczególnych elementów okrążonego zgrupowania. Morale żołnierzy było bardzo złe i bliskie eksplozji paniki – nie zorganizowano nawet dystrybucji zaopatrzenia, a prośby o zrzut amunicji i żywności drogą lotniczą uzyskały wprawdzie akceptację, ale sprawa poza deklaracją nie ruszyła z miejsca – nie odbył się ani jeden lot z dostawami do okrążonych jednostek. Próba przebicia się jednostek amerykańskich nie była wcale skazana na niepowodzenie, po prostu nie została w ogóle przygotowana, a brak wspólnego dowództwa spowodował, że od chwili rozpoczęcia przegrupowania sił wyznaczonych do stworzenia pierwszej linii natarcia Amerykanie nie byli w stanie w żaden sposób reagować na zmieniająca się sytuację.


Płk Descheneaux

         Uderzenie przełamujące prowadzili pułkownicy Descheneaux i Cavender stojący na czele odpowiednio 422 i 423 Pułku Piechoty USA. Atak piechurów miały wesprzeć działa 590 Batalionu Artylerii Polowej, ale zanim jeszcze zaplanowany na godzinę 10.00 atak się rozpoczął  sprawy zaczęły układać się bardzo źle. Najpierw przemówiła artyleria 1818 Pułku Artylerii Ludowej wsparta przez kilka innych jednostek. Niemiecka nawała ogniowa rozpoczęta około 09.00 miała niesłychanie dewastujący efekt – bardzo dobrze zorganizowano system obserwatorów artylerii, którzy widzieli położone wyżej amerykańskie pozycje jak na dłoni. Pierwszym celem dla niemieckich kanonierów stały się amerykańskie baterie i po upływie niewielu minut stanowiska 590 Batalionu Artylerii Polowej USA zostały dosłownie „zaorane” – gdy czołowe kompanie piechurów dotarły na pozycje wyjściowe do ataku na Schönberg nie odbyło się żadne przygotowanie artyleryjskie. Także rozpoczęte o czasie natarcie nie doczekało się nawet minimalnego wsparcia – jak się wydaje większość amerykańskich artylerzystów porzuciła swe działa, lub rozpoczęła przemieszczanie się w ślad za kolumnami szturmowymi mającymi wybić lukę w niemieckim zgrupowaniu. Biorąc pod uwagę siłę ognia amerykańskich baterii artylerii i ich znaczenie dla powodzenia ataku brak wsparcia ogniowego był potężnym ciosem, ale najgorsze miało dopiero nadejść.


Niemiecka ciężka haubica sFH 18, kalibru 150 mm.

         Amerykańscy piechurzy podnieśli się do ataku i ruszyli przez pas łąk i pastwisk oddzielający ich od zabudowań Schönberg. Gdy tylko płaski teren zaroił się od tyralier prących naprzód żołnierzy otwarły ogień niemieckie oddziały. Pod ogniem broni maszynowej i automatycznych działek przeciwlotniczych broczące obficie krwią kompanie momentalnie utknęły nie zdolne do dalszego ruchu naprzód. Ich sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej, gdy poszczególne drużyny grenadierów ludowych rozpoczęły ruch na flanki amerykańskiego zgrupowania i z najbliższej odległości zasypały je ogniem z broni ręcznej. Tego było już zbyt wiele i kompletnie zdezorganizowane pododdziały rozpoczęły odwrót ku pozycjom wyjściowym. W tym samym momencie zderzyły się z nadchodzącymi na przedpole Schönberg kolejnymi oddziałami amerykańskimi starającymi się jak najszybciej wydostać z matni. Stanowiąca czoło 1 batalionu 422 Pułku Piechoty kompania „A” zdołała wedrzeć się do miejscowości poruszając się na samochodach, ale wjechała na pole minowe i utknęła. Wśród amerykańskich jednostek zapanował totalny chaos. W ciągu niewielu minut od załamania się uderzenie do kontrataku wyszli Niemcy i w ciągu kolejnej godziny praktycznie bez oporu wzięli do niewoli około 3000 żołnierzy amerykańskich. Krótko po południu niemiecka artyleria wzmogła ostrzał wciąż obsadzanych pozycji obronnych położonych na zalesionych wzgórzach Schneifel, co odebrało wolę walki trzymającym się jeszcze amerykańskim pododdziałom. Przede wszystkim jednak kompletnie załamali się dowódcy, którzy nie byli w stanie opanować zamieszania. O godzinie 14.30 decyzję o kapitulacji podjął dowódca 422 Pułku Piechoty, pułkownik Descheneaux. Niemcy posuwali się naprzód, ale czynili do dość ostrożnie i bardzo ograniczonymi siłami należącymi głównie do 293 i 295 Pułków Grenadierów Ludowych. Około półtorej godziny po załamaniu się oporu 422 Pułku w jego ślady poszedł także 423 Pułk Piechoty USA[iii]. Co ciekawe – pułkownik Cavender podejmując decyzje o kapitulacji nie miał świadomości losu bratniego pułku. W ciągu kolejnych godzin liczne grupy pozbawionych broni amerykańskich żołnierzy po prostu czekały na powoli nadciągających Niemców i były organizowane w konwoje kierowane na wschód. Generał Lucht mógł być zadowolony z dotychczasowych działań – w ręce jego żołnierzy wpadły tysiące jeńców i mnóstwo sprzętu. W sumie na Schneifel zagładzie uległy dwa pułki piechoty (422 i 423), oraz gros dwóch batalionów artylerii polowej, batalionu niszczycieli czołgów, batalionu artylerii przeciwlotniczej i batalionu saperów, nie licząc żołnierzy służb kwatermistrzowskich. Amerykanie podają z reguły straty 106 Dywizji Piechoty jako 1600 zabitych i rannych i 7000 zaginionych, ale w rzeczywistości na Schneifel Niemcy wzięli do niewoli przynajmniej 9 000 żołnierzy amerykańskich[iv] – należy bowiem doliczyć utracone oddziały wsparcia dywizji spoza jej struktur.


Amerykańscy jeńcy w drodze do obozów jenieckich.

         Po upadku Schneifel St. Vith nie traciło niczego ze swego znaczenia dla Niemców, wprost przeciwnie – stawało się dobra podstawą do natarcia na zachód na Vielsalm i dalej ku Mozie. Amerykanie byli tego świadomi i zamierzali bronić powstającego wybrzuszenia, tworząc w opinii generała Hodges’a dowodzącego 1 Armią rodzaj „łamacza fal” niemieckiej operacji. Amerykańscy dowódcy oddziałów polowych nie byli zachwyceni perspektywą walki w tym miejscu[v] - Bruce Clark dowodzący CCB 7 Dywizji Pancernej stwierdził – „Ten teren dla mnie nie jest wart nawet centa za akr”. Oficerowie amerykańskiej broni pancernej tak jak i innych rodzajów broni kształtowani byli w skrajnie ofensywnej doktrynie działań i pocięty wąwozami i zalesiony teren znacznie ograniczał im swobodę ruchów. Zasadniczo Clark uczyniony prędko odpowiedzialnym za obronę sektora St. Vith nie miał złudzeń na temat trwałości amerykańskiej obrony – choć znajdujące się pod ręką siły jego macierzystej 7 Dywizji Pancernej wspartej elementami 9 Dywizji Pancernej i dodatkowo dwóch dywizji piechoty prezentowały sporą siłę z dwóch zasadniczych powodów zbudowany naprędce system obrony miał widoczne gołym okiem słabości. Pierwszą z nich był dotkliwy brak piechoty – nieliczne bataliony piechoty zmechanizowanej należące do grup bojowych dywizji pancernych miały wprawdzie wysokie stany osobowe i były dobrze wyposażone i bardzo mobilne, ale oba pułki piechoty (112 Pułk ze składu 28 Dywizji Piechoty i 424 Pułk Piechoty ze składu 106 Dywizji Piechoty), które weszły w skład zgrupowania dotarły na nowe pozycje obronne w bardzo złym stanie. Morale było bardzo złe i nie poprawił ich widok licznych „Shermanów” i niszczycieli czołgów. Walki okazały się bardzo kosztowne, a jak by tego było mało – jeszcze więcej ludzi ubyło z szeregów podczas odwrotu. Wszędzie na tyłach wałęsali się maruderzy różnych stopni i specjalizacji, a zredukowana kadra oficerska miała duży problem, by pozbierać swych podkomendnych do kupy. Drugim problemem był stały proces wydłużania linii frontu w wybrzuszeniu – samo St. Vith miało być bronione siłami CCB z 7 Dywizji Pancernej nad którymi dowództwo przejął podpułkownik William Fuller stojący na czele 38 Batalionu Piechoty Zmechanizowanej. Nie mógł liczyć na poważniejsze wsparcie rezerw, gdyż postępy kolejnych niemieckich jednostek szybko spowodowały odpływ posiadanych sił do obsadzenia coraz bardziej wydłużającej się linii obrony. Po zajęciu przez Niemców Recht w rejonie Poteau pozostała większa część CCA z 7 Dywizji Pancernej, a niepełny batalion czołgów ze składu CCR 7 Dywizji Pancernej starał się zabezpieczyć tyły zgrupowania zajmując pozycje obronne w rejonie Vielsalm. Podejście 62 Dywizji Grenadierów Ludowych zmusiło Amerykanów do zamknięcia tego kierunku siłami CCB ze składu 9 Dywizji Pancernej, wspartej siłami 424 Pułku Piechoty. Co gorsza w związku z marszem 560 Dywizji Grenadierów Ludowych trzeba było przedłużyć te pozycje obronne i użyto w tym celu zgrupowania 112 Pułku Piechoty. Na zapleczu frontu pozostały różne oddziały, które zebrano w grupę bojową, którą oddano w ręce pułkownika Roberta Jonesa. Miał on do dyspozycji kilka plutonów czołgów i piechurów z różnych jednostek, oraz 440 Batalion Przeciwlotniczy podpułkownika Stone’a. Początkowo miał on stanowić rezerwę, ale wnet groźba obejścia pozycji amerykańskich od południowego zachodu zmusiła ich do skierowania w ten rejon znacznej części tej grupy bojowej. Hasbrouck stojący na czele 7 Dywizji Pancernej zdawał sobie sprawę z rosnącego zagrożenia i choć rozkazy Middletona nakazywały mu bronić St. Vith, zdecydowany był stopniowo oddawać teren i wycofywać się na zachód. Już teraz jego wojska znalazły się w niewesołym położeniu i uparte trwanie na pozycjach mogło skończyć się dla nich losem 106 Dywizji. Od dowódców poszczególnych zgrupowań oczekiwał trwania w obronie, ale „nie za wszelką cenę”. Bardzo szybko rzeczywistość zweryfikowała te zamierzenia – Niemcy pozostawali pasywni na przedpolach samego St. Vith, ale stale posuwali się naprzód na południowej flance, gdzie kontakt z oddziałami Stone’a nawiązała Kampfgruppe „Schumann” ze składu 560 Dywizji Grenadierów Ludowych. W rejonie Gouvy niemieccy grenadierzy ludowi zaskoczyli stojące tam siły amerykańskie i zniszczyły kilka pojazdów różnych przeznaczeń, ale szybkie przybycie posiłków w postaci zmobilizowanych do walki w roli piechoty sztabowców i rozbitków z różnych jednostek zmieniło sytuację na korzyść Amerykanów. Schumann miał po poniesionych uprzednio ciężkich stratach zaledwie 550 ludzi w dwóch batalionach i jego pospiesznie i źle zmontowane natarcie szybko załamało się.


Miasteczko St. Vith około 1940 roku.

         Zahamowanie postępów Kampfgruppe „Schumann” nie było odosobnionym przypadkiem. Choć Model przywiązywał do opanowania występu ogromna wagę, starał się zorganizować natarcie w taki sposób, by wykorzystać głębokie oskrzydlenie obsady wybrzuszenia i zniszczyć ją w kleszczach tworzonych przez różne niemieckie związki polowe. Mimo, że Feldmarszałek Model swoim zwyczajem poganiał dowódców polowych coraz bardziej kategorycznymi rozkazami trudności, które napotkali na swej drodze okazały się nie do pokonania. Po pierwsze, z manewru siłami 9 Dywizji Pancernej SS „Hohenstaufen” na głębokie tyły amerykańskiego zgrupowania właściwie nic nie wyszło. Gros dywizji bardzo powoli przemieszczało się po zatłoczonych drogach na zachód i w planowanym czasie rejon Poteau osiągnął zaledwie 9 Pancerny Batalion Rozpoznawczy SS. Kryzys na odcinku przełamania 1 Dywizji Pancernej SS uniemożliwił współdziałanie sił Kampfgruppe „Hansen” i żołnierzy kapitana SS Reckego, stojącego na czele oddziału rozpoznawczego Dywizji „Hohenstaufen”. Niemcy w rejonie Recht stanęli wobec przeważających sił amerykańskich i nie posunęli się nawet o metr[vi]. Skierowanie do bitwy o St. Vith przez Modela 9 Dywizji Pancernej miało kluczową rolę w jego planach likwidacji kolejnego po 106 Dywizji Piechoty USA dużego zgrupowania sił amerykańskich i otwarcia tym samym dróg na zachód i północny zachód na północnej flance 5 Armii Pancernej, ale dywizja ta operując wciąż w strukturach 6 Armii Pancernej, a konkretnie w ramach I Korpusu Pancernego SS nie wniosła do wyniku bitwy dosłownie niczego. Jest najzupełniej jasnym, że Priess z trudem kierujący zmaganiami rozproszonych grup bojowych 1 Dywizji Pancernej SS po prostu nie nadzorował w żaden sposób realizacji polecenia sztabu Grupy Armii „B” kierującego dywizję Stadlera na tyły sił amerykańskich. Pozostawiona sama sobie dywizja poruszała się w tempie wolniejszym od związków grenadierów ludowych, pozbawiona dostaw paliwa i borykając się z brakami w środkach transportu. Nawet te trudności nie usprawiedliwiają bardzo słabego dowodzenia Priessa, który na tym etapie działań wciąż zapatrzony w odległą przecież Mozę nawet nie pochylił się nad możliwością współdziałania swych sił z oddziałami 5 Armii Pancernej. W tych warunkach natarcie na St. Vith, które słowami Feldmarszałka Modela miało „zostać zdobyte za wszelką cenę” musiało być natarciem czołowym. Nawet jednak ta opcja okazywała się zbyt trudna do realizacji – duża część 18 Dywizji Grenadierów Ludowych (przede wszystkim właściwie cała artyleria dywizyjna) nadal znajdowała się w rejonie Schneifel i przegrupowanie tych oddziałów na pozycje wyjściowe do natarcia na St. Vith wymagało czasu. Również oddziały pancerne Remera nie zdołały rozwinąć się do natarcia i pierwsze próby przejścia do uderzenia sił Luchta jeszcze 19 grudnia okazały się kompletnie nieudane. Model rozumiał trudności Luchta i nalegał na przyspieszenie przegrupowania, zwłaszcza jak najszybszego przesunięcia artylerii, której brak w praktyce uniemożliwiał jakikolwiek postęp. Sztab Grupy Armii „B” musiał być przy tym ogromnie zaskoczony faktem, że drogi przeznaczone dla korpusu Luchta zapełnione były żołnierzami Waffen SS z 9 Dywizji Pancernej – Model czując, że ogromna szansa zaczyna wymykać mu się z rąk nakazał Luchtowi powstrzymać ruch żołnierzy Stadlera, a rezygnując ze zorganizowania masy obchodzącej St. Vith od północy postanowił dokonać takiego samego manewru od południa kierując wieczorem 19 grudnia siły rezerwowej 2 Dywizji Pancernej SS Heinza Lammerdinga na południowy zachód od klina St. Vith. W miarę możliwości, po ukończeniu przemarszu siły Stadlera miały współpracować w operacji okrążającej, ale bardzo powolne tempo posuwania się tych jednostek po 19 grudnia wskazywały, że niemiecki feldmarszałek nie przykładał do efektów działań tej dywizji zbyt wielkiej wagi.


St. Vith po bitwie.

         Mimo ciągłej presji na dowódców polowych – rozmowy telefoniczne, a zwłaszcza bezpośredni kontakt z rozsierdzonym Modelem nie należały do rzeczy przyjemnych – sztab Grupy Armii „B” borykał się wciąż z tymi samymi trudnościami – także 2 Dywizja Pancerna SS posuwała się po wyznaczonej trasie bardzo powoli borykając się z poważnymi brakami paliw. Trudno sobie wyobrazić poziom frustracji dowódcy Grupy Armii „B”, którego styl dowodzenia wprawdzie obejmował bezustanne peregrynacje po poszczególnych oddziałach polowych, ale nie musiał dotąd uwzględniać konieczności osobistego zaangażowania w rozładowywanie korków i zatorów drogowych, które okazywały się dużo skuteczniejszym hamulcem ofensywy niż amerykański opór w pasie działania 5 Armii Pancernej. Gdy kończył się dzień 19 grudnia przemijała najlepsza okazja na szybkie rozprawienie się z siłami amerykańskimi w wybrzuszeniu – nad Salm przybywały już oddziały 82 Dywizji Powietrznodesantowej i tyły sił broniących St. Vith zostały względnie zabezpieczone.

         20 grudnia 1944 roku coraz bardziej jasnym było, że Niemcy nie będą w stanie okrążyć St. Vith, jednak Model musiał realizować dyrektywę Hitlera i nacierać w kierunku Mozy, pozostawał zatem atak frontalny przy użyciu sił Luchta. Mając świadomość skali trudności takiego zadania zarówno Hoffmann-Schönborn, jak i Kittel podciągnęli pozostające w tyle siły swych dywizji i bardzo starannie przygotowali kolejne uderzenie. Kolejne coraz ostrzejsze żądania Grupy Armii „B” o wznowienie uderzenia Hoffmann-Schönborn zbył w mistrzowski sposób – zastosował bowiem klasyczna zagrywkę samego Modela, który nierealne oczekiwania ze strony Hitlera z reguły zbywał żądaniem niemożliwych do uzyskania sił i środków, manifestowanych jako „niezbędne” do realizacji danego zadania. Dowódca 18 Dywizji Grenadierów Ludowych zażądał bowiem wsparcia lotniczego mającego zniszczyć koncentrację amerykańskiej artylerii w rejonie St. Vith. Wobec takiego dictum Model uległ i pozostawił kwestię organizacji ostatecznego uderzenia na St. Vith w rękach Hoffmann-Schönborna. Tenże biorąc na swoje barki ciężar przełamania amerykańskiej obrony przejął dowodzenie nad 183 Pułkiem Grenadierów Ludowych i pozostawił Kittelowi zadanie pomocnicze uderzenia w południową flankę amerykańskiego systemu obrony. Przede wszystkim zakończono koncentrację posiadanej przez korpus Luchta artylerii polowej i dostarczono zapasy amunicji. Działania te generowały coraz większe opóźnienia, ale Niemcy przygotowali ostateczny szturm na St. Vith bardzo starannie, a rezygnacja z podjęcia natarcia 20 grudnia spowodowała powstanie kolejnej szansy na to, że powolne oddziały pancerne SS jednak zdołają wziąć udział w bitwie i doprowadzić do okrążenia sił amerykańskich. Bitwa rozpoczęła się jeszcze w nocy z 20 na 21 grudnia 1944 roku.


Bernard Law Montgomery

         Po stronie amerykańskiej 19 grudnia 1944 roku w Verdun odbyła się konferencja wszystkich amerykańskich dowódców związków operacyjnych zwołana przez generała Eisenhowera. Spotkanie odbyło się w raczej kiepskiej atmosferze – oczywiście nikt nie panikował, natomiast trudno było zebranym ukryć olbrzymie zaskoczenie rozmiarami niemieckiej operacji zaczepnej. Na spotkaniu zabrakło generała Hodgesa, którego sztab właśnie ewakuował się ze Spa i organizował łańcuch dowodzenia na nowo. Efektem spotkania był cały szereg zarządzeń mających na celu opanowanie sytuacji, ale nie mogących „tu i teraz” pomóc oddziałom polowym odtwarzającym linię obrony. Przede wszystkim jednak do bitwy włączył się dowodzący brytyjską 21 Grupą Armii feldmarszałek Bernard Law Montgomery. Brytyjczyk za pośrednictwem stosownych ogniw sztabowych skontaktował się z Eisenhowerem i w bardzo rzeczowy sposób wyraził swoją ocenę sytuacji. Nie dramatyzował, ale dobitnie przedstawił niemieckie postępy jako bardzo zagrażające jego własnym oddziałom i przypomniał, że dysponuje bardzo silnym i mobilnym odwodem w postaci XXX Korpusu, który mógł, a nawet powinien być użyty jak najszybciej w przypadku przyspieszenia niemieckich działań. Uważał ponadto, że 12 Grupa Armii będzie miała coraz większe trudności w kontroli podległych sobie oddziałów stanowiących obecnie dwa zupełnie odseparowane od siebie zgrupowania. Eisenhower w całości zgodził się z oceną sytuacji Montgomerego i polecił przekazać dowódcy 21 Grupy Armii całość sił amerykańskich operujących na północ od linii Givet-Prüm. Decyzja ta wywołała gigantyczny sprzeciw Bradleya, któremu nagle ubywało około połowy wojsk, ale była jak najbardziej uzasadniona – dowódca 12 Grupy Armii nie bardzo panował nad swymi dowództwami operacyjnymi i aktualne położenie jego wojsk bynajmniej nie ułatwiało uporządkowania systemu dowodzenia w starych ramach. Montgomery wpłynął na bardzo racjonalną reorganizację dowodzenia siłami alianckimi wskazując na przeciążenie obowiązkami dowództwa 1 Armii (która w tym momencie kontrolowała aż piętnaście różnych dywizji) i konieczność lepszego wykorzystania sztabu 9 Armii, która nadzorowała w tym momencie zaledwie trzy dywizje mając dwa dowództwa korpusów. Stwierdzenie przez Montgomery’ego prostego faktu braku kontroli nad sytuacją dowództwa 1 Armii amerykańscy oficerowie odebrali jako wielki nietakt, ale prawda była taka, że ze sztabu Hodgesa Montgomery nie uzyskał właściwie żadnych miarodajnych informacji na temat sił nieprzyjaciela, a nawet aktualnego położenia wielu związków taktycznych obu walczących stron. Montgomery miał wrażenie, że Amerykanie nie mają planu bitwy, a po prostu reagują na kolejne kryzysy, co właściwie było konkluzją prawdziwą. Niepokoiła go też tendencja do stawiania oporu za wszelką cenę prezentowana przez poszczególnych amerykańskich dowódców, co generowało wielkie straty i to bez względu na to, czy niemieccy przeciwnicy byli w stanie takie postępowanie należycie wykorzystać, czy też nie. Na pierwszy plan automatycznie wysunęła się więc kwestia trwania w obronie St. Vith. Montgomery autentycznie zaniepokojony możliwością zniszczenia cennych jednostek w worku sugerował jak najszybszy odwrót z tej miejscowości i przygotowanie solidnej linii obrony przy użyciu napływających na front rezerw, co było bardzo logicznym i sensownym planem działania. Tymczasem ostro opcji ewakuacji wybrzuszenia zaoponowali zarówno Hodges jak i Middleton[vii]. Koniec końców oddziały amerykańskie pozostały tam gdzie stały i okazało się to kosztownym błędem.


Generał Matthew Ridgway

         Jako pierwsze do ataku wyruszyły oddziały 62 Dywizji Grenadierów Ludowych – wydzielony 183 Pułk Grenadierów Ludowych wdarł się w głąb amerykańskich pozycji na południe od głównego celu uderzenia opanowując przy słabym oporze Breitfeld. Główne siły dywizji tworzące Kampfgruppe „Jüttner” osłaniane ciemnościami przystąpiły do natarcia na oddziały CCB 9 Dywizji Pancernej. Niemcy spędzili z pola walki nieliczne ubezpieczenia i zdołali wedrzeć się w amerykańską obronę. Mimo, że grenadierów ludowych nie wspierał tutaj ani jeden pojazd pancerny Amerykanie z trudem radzili sobie z atakującymi ponosząc spore straty – między innymi łupem niszczycieli czołgów padły trzy pojazdy pancerne. Ostatecznie 164 Pułk Grenadierów Ludowych nie zdołał opanować Gruflange i Amerykanie utrzymali swe zasadnicze pozycje obronne Niemcy uzyskali w pasie natarcia 62 Dywizji spory sukces – po pierwsze odseparowali obsadę południowej flanki wybrzuszenia od obrońców samego St. Vith, po drugie zaś zaangażowali w walkę siły wroga na  tyle mocno, że uniemożliwili obrońcom jakikolwiek manewr siłami. Tymczasem w godzinach popołudniowych do szturmu przystąpiła 18 Dywizja Hoffmann-Schönborna. Mając świadomość obecności po stronie przeciwnika licznych pojazdów pancernych niemiecki dowódca rozpoczął przygotowanie artyleryjskie uderzenia jeszcze za dnia, ale sam atak piechoty miał rozpocząć się już po zmroku. Niemieckie działa i wyrzutnie rakiet rozpoczęły ostrzał punktualnie o godzinie 14.00 i kontynuowały nawałę przez równe sześćdziesiąt minut. Zgodnie z elementarnymi zasadami regulaminu użycia w walce artylerii już w ciągu pierwszych sekund ognia nawała nabrała siły huraganu. Dwojąc się i trojąc przy działach niemieccy kanonierzy zasypali pozycje przeciwnika ogniem, który dosłownie sparaliżował obronę i szybko złamał morale obrońców wzniesionych w St. Vith umocnień rozlatujących się teraz w ogniu niemieckiej artylerii. Wielu żołnierzy 18 Dywizji zajmowało pozycje na tyle dogodne, że mogli obserwować zapierający dech w piersiach straszliwy spektakl – szczególnym lękiem napawały ich nie tyle wysokie słupy ziemi wyrzucane detonacjami pocisków miotanych przez haubice, co całe serie błyskawicznie następujących po sobie pulsujących rozbłysków detonacji rakiet wystrzeliwanych przez wyrzutnie rakiet. Zabudowania miejscowości rozjaśniły dziesiątki ognisk pożarów, w świetle których amerykańskie stanowiska były widoczne jak na dłoni. Gdy po godzinie artyleria przesunęła ogień w rejon stanowisk amerykańskiej artylerii grenadierzy ruszyli w stronę St. Vith niczym duchy skrywając się w mroku. Poruszając się skokami i w dużym rozproszeniu żołnierze niemieccy bardzo szybko zaczęli przenikać pomiędzy amerykańskimi punktami oporu i momentalnie wywołali ogromny kryzys obrony. Początkowo amerykańscy dowódcy nie byli zupełnie świadomi powagi sytuacji, choć skuteczność ognia niemieckiej artylerii zrobiła na nich bez wyjątku ogromne wrażenie. Jak dotąd nie zaobserwowano nigdzie niemieckich czołgów, a własna linia obrony została wzmocniona okopanymi czołgami, co sprawiało wrażenie zapory nie do przebycia. Korzystając z szybko zapadającego mroku niemieccy grenadierzy stopniowo obchodzili krańce amerykańskiej pozycji obronnej i przy użyciu „panzerfaustów” eliminowali amerykańskie pojazdy jeden za drugim. Mścił się teraz niedostatek piechoty – ocaleli od ostrzału artyleryjskiego piechurzy amerykańscy nie byli w stanie odeprzeć zalegających na przedpolu pozycji niemieckich grenadierów i teraz obrona zaczęła się załamywać. Gdy łupem Niemców padło pięć „Shermanów” do przeciwuderzenia mającego wyjaśnić sytuację wyruszyły czołgi 31 Batalionu, ale naprzeciw im wystąpiły działa szturmowe 244 Brygady, które zajmując korzystne pozycje z łatwością odparły próbę amerykańskiej kontry niszcząc kilka kolejnych wozów. Gdy do walki włączyły się także żołnierze z brygady Remera położenie amerykańskich obrońców St. Vith stało się już rozpaczliwe.


Płk Otto Ernst Remer

         Przede wszystkim ciężkie straty poniesione przez oddziały pancerne spowodowały stopniowy odwrót kolejnych pododdziałów czołgów, a gdy na placu boju pozostała osamotniona piechota niemieckie oddziały pancerne zaczęły poczynać sobie coraz śmielej, w kilku punktach po prostu rozjeżdżając kolejne punkty oporu. Co gorsza, właściwie ustało dowodzenie, gdyż Fuller całkowicie się załamał widząc masakrę swych żołnierzy, a wciąż próbujący montować nowe linie obrony oficer operacyjny zgrupowania, major Donald Boyer nie był w stanie powstrzymać tendencji odwrotowych poszczególnych komponentów załogi miasta z uwagi na brak łączności. Już po trzech godzinach metodycznego oczyszczania amerykańskich umocnień na obrzeżach St. Vith jasnym stało się, że miasto upada i pozostali w nim jeszcze obrońcy uzyskali prostą alternatywę – ucieczka, lub śmierć. Z tej pierwszej opcji skorzystało kilkuset ludzi, ale większość zgrupowania Fullera albo trafiła do niemieckiej niewoli, albo pozostała w rejonie St. Vith na zawsze – martwa. Oczyszczanie zabudowań St. Vith przeciągnęło się do godzin nocnych, ale klęska sił amerykańskich była całkowita i tylko od Niemców zależało, czy amerykańska obsada wybrzuszenia zdoła uniknąć totalnej zagłady czy nie. By odciąć ostatecznie drogi odwrotu trzeba było dotrzeć nad Salm i zadanie to spadło na barki żołnierzy tworzących 9 Dywizję Pancerną SS „Hohenstaufen”.


Żołnierze "F.B.B." w asyście czołgu Pz IV w Ardenach.

         Napływające bardzo powoli oddziały początkowo stały bezczynnie w rejonie Recht ani nie ingerując w walki 1 Dywizji Pancernej SS, ani nie biorąc udziału w operacji likwidacji wybrzuszenia St. Vith. Ostatecznie elementy 19 Pułku Grenadierów Pancernych SS nie podjęły próby natarcia na Poteau, lecz wyruszyły w stronę Wanne. Większość niemieckich żołnierzy przebyła w ciągu ostatnich czterech dni niemal sto kilometrów pieszo i obecnie była w kiepskiej kondycji fizycznej. Aż do rana 22 grudnia „Hohenstaufen” nie zdołała w poważny sposób zagrozić amerykańskim oddziałom. Po drugiej stronie linii frontu generał Matthew Ridgway, który objął dowództwo nad wszystkimi oddziałami amerykańskimi w tym sektorze mimo potwierdzenia wieści o utracie St. Vith nadal upierał się przy konieczności bezwzględnego utrzymania wybrzuszenia upatrując w nim trampolinę do przeprowadzenia natarcia na północ i północny wschód – wprost na tyły oddziałów 6 Armii Pancernej. Obszar pozostający pod kontrolą sił amerykańskich na wschód od rzeki Salm nazwany „umocnionym gęsim jajem” w teorii mógł odegrać taką rolę, ale znajdujące się wewnątrz obwodu siły pancerne 7 i 9 Dywizji amerykańskich miały ogromne problemy z utrzymaniem stanowisk obronnych i bez radykalnych wzmocnień nie było nawet mowy o przejęciu inicjatywy. Wszyscy dowódcy operujących pod St. Vith grup bojowych mieli w związku z postawa generała Ridgwaya mocno mieszane uczucia – nie czuli się jeszcze wprawdzie pobici, ale zdawali sobie sprawę ze spadku wartości bojowej swych własnych oddziałów wynikłych ze strat i przede wszystkim autentycznie obawiali się odcięcia od 82 Dywizji Powietrznodesantowej. Najpełniej obawy te wyraził stojący na czele CCB 7 Dywizji Pancernej Clarke, który stwierdził, że „pomysł Ridgwaya brzmi jak plan na ostatnia placówkę Custera”[viii]. Rzecz jasna wszyscy dowódcy polowi zgadzali się co do joty z oceną sytuacji autorstwa feldmarszałka Montgomery’ego, który uważał próbę utrzymywania przyczółka pod St. Vith za marnowanie potencjału i bezsensowne szafowanie życiem żołnierskim. Co gorsza po stronie Ridgwaya stanął Hodges i obaj dowódcy amerykańscy wprost zlekceważyli dyrektywę swego nowego przełożonego. Feldmarszałek Montgomery patrzył na stan spraw ze znacznie szerszej perspektywy, niż trzydziestokilometrowy pojedynczy odcinek frontu. Miał już wykrystalizowaną koncepcję powstrzymania niemieckiego natarcia, które od początku traktował bardzo serio. Doświadczenie podpowiadało mu, że optymalnym rozwiązaniem jest przygotowanie jak najsilniejszego zgrupowania uderzeniowego na południowym brzegu Mozy i przystąpienie do bardzo silnego uderzenia w chwili rozciągnięcia niemieckich linii zaopatrzeniowych. Starając się wcielić swą ideę w życie polecił przegrupować w rejon walk kolejne jednostki z występu pod Aachen. Przede wszystkim jądrem powstającego zgrupowania miał stać się sztab generała Collinsa, stojącego na czele VII Korpusu amerykańskiego. Montgomery bardzo cenił tego dowódcę i uważał go za wyśmienitego – o ile nie najlepszego – taktyka w siłach zbrojnych USA. Oprócz własnych sił Collins miał otrzymać także 75 i 84 Dywizje Piechoty USA, a w rejon walk miał podejść także znakomity brytyjski XXX Korpus, co w sumie stanowiło bardzo silną przeciwwagę dla niemieckich jednostek na wschód od Mozy. Mimo to, Montgomery uważał, że należy wyprowadzić jak najwięcej zdolnych do walki jednostek amerykańskich z zasięgu niemieckiego uderzenia i po uporządkowaniu i krótkim odpoczynku móc ponownie użyć je w walce. Upór Ridgwaya i Hodgesa wkrótce miał w znacznej mierze skomplikować realizację planu Brytyjczyka, gdyż ignorując wolę wycofania sił spod St. Vith amerykańscy generałowie doprowadzili wnet do sytuacji, w której najwięcej do powiedzenia na temat położenia sił 7 Dywizji Pancernej mieli mieć atakujący Niemcy.


Pojazdy amerykańskiej 7 Dywizji Pancernej w Ardenach.

         O poranku 22 grudnia dowodzący 7 Pancerną Hasbrouck po kolejnej bezsennej nocy wyartykułował swoje obawy pisząc list do Ridgwaya, w którym jasno i dobitnie stwierdził, że jego chłopcy ponieśli ciężkie straty i każde kolejne silne natarcie niemieckie może doprowadzić do załamania się obrony na wschód od Salm, co może grozić zagładą całej dywizji i przydzielonych jej oddziałów. Jakby na potwierdzenie tych obaw wszystkie niemieckie związki taktyczne w rejonie St. Vith  od samego rana wznowiły natarcie i na stanowisko dowodzenia Hasbroucka w Vielsalm zaczęły spływać jedna po drugiej bardzo złe wiadomości. Największe zagrożenie stanowiły flankowe uderzenia niemieckich 62 Dywizji Grenadierów Ludowych i F.B.B Ottona Remera. Wprawdzie pierwszego dnia ofensywy błędy w ocenie sytuacji dowodzącego 62 Dywizją Kittela spowodowały bardzo poważne straty, to jednak z każdym kolejnym dniem dowódca ten coraz lepiej odnajdywał się w roli dowódcy dywizji i jego związek wyraźnie „rozwinął skrzydła”. Po kolejnym solidnym przygotowaniu artyleryjskim kolejne kompanie grenadierów ludowych wdzierały się w system obrony CCB 9 Dywizji Pancernej USA płk Hoge’a. Amerykanie dysponowali tutaj całym batalionem czołgów i w teorii byli znacznie silniejsi od atakujących ich piechurów, ale podczas ostrzału jeden z ciężkich granatów artyleryjskich spadł dokładnie na stanowisko dowodzenia grupy i nie tylko pozbawił życia kilku oficerów ze sztabu CCB, ale przede wszystkim poważnie zranił samego Hoge’a. Gdy ustało dowodzenie coraz silniej naciskany 27 Batalion Piechoty Zmechanizowanej wycofał się, a w powstałą w ten sposób lukę wszedł cały 190 Pułk Grenadierów Ludowych, którego dwa bataliony odcięły 14 Batalion Czołgów. Pogoda pogorszyła się i nad polem bitwy rozszalała śnieżyca, która bardzo ograniczyła zdolność obserwacji, co ułatwiało Niemcom stałe przenikanie pomiędzy amerykańskimi punktami oporu. Niemieccy grenadierzy ze 190 Pułku zignorowali amerykańską jednostkę pancerną na swych tyłach i odważnie zaatakowali pospiesznie obsadzoną nową linię obrony w Neubrück. Amerykanie zostali totalnie zaskoczeni i gros batalionu zmechanizowanego zrejterowała z pola walki bez jednego wystrzału, a Niemcy zdobyli w zasadzie całość pojazdów mechanicznych tej jednostki.  Jedyna pociechą dla Hasbroucka był fakt, że dowódca 14 Batalion Czołgów po długim i bezowocnym oczekiwaniu na jakiekolwiek rozkazy ostatecznie zdecydował się na odwrót i wyprowadził swe wozy z matni praktycznie bez walki – po prostu omijając niemieckie kompanie. Sukcesy odnotował operujący uprzedniego dnia pod kontrolą sztabu 18 Dywizji Grenadierów Ludowych 183 Pułk Grenadierów, który pokonał pozostające na południe od St. Vith pododdziały CCB 7 Dywizji Pancernej USA. Tym samym cały front amerykański w południowej części wybrzuszenia został rozbity. Usiłując jeszcze ratować sytuację grupa Jonesa rzuciła do kontrataku swój 17 Batalion Czołgów, ale poruszający się po omacku amerykańscy pancerniacy wpadli w zasadzkę zorganizowaną przez niemieckich grenadierów ludowych. Niemcy nie widzieli wprawdzie amerykańskich czołgów, ale wyraźnie je słyszeli, zdołali więc zejść z linii ciosu pancernym monstrom, po czym ostrzelać tył kolumny z „pancerfaustów”. Zasadzka zupełnie zdezorganizowała amerykański batalion i poszczególne załogi czołgów właściwie nie widząc przeciwnika starały się teraz po prostu jak najszybciej wydostać ze strefy zagrożenia. Gdy kontratak załamał się, na polu walki pozostało osiem spalonych „Shermanów”. Najłatwiejsze okazało się zadanie nacierającego na lewym skrzydle 164 Pułku Grenadierów Jüttnera – wprawdzie stojące naprzeciw siły 112 i 424 Pułku Piechoty USA przewyższały jego dwa skrwawione już bataliony liczbą żołnierzy, ale były kompletnie zdemoralizowane. Już w pierwszych godzinach natarcia amerykańskie kompanie porzucając broń i wyposażenie cofały się bezładnie. W ciągu kolejnych godzin Niemcy dotarli aż do Beho, biorąc po drodze setki jeńców. Z raportów niemieckich wynika, że większość żołnierzy przeciwnika nie stawiała żadnego oporu, a jedynie biernie oczekiwała na siedząco nadejścia niemieckich grenadierów. Odwrót amerykańskich sił możliwy był tylko dlatego, że mocno już wyczerpana 18 Dywizja Grenadierów Hoffmann-Schönborna nie była w stanie przegrupować swych oddziałów wsparcia i artylerii przez morze ruin, w jakie po wczorajszej bitwie zmieniło się St. Vith. Widząc postępującą w szybkim tempie katastrofę zgrupowania Hasbrouck kolejny raz powiadomił Ridgwaya o sytuacji domagając się zgody na odwrót, której nie uzyskał. Ridgway przyjechał do Vielsalm i w zaowalowany sposób zarzucił swemu podkomendnemu defetyzm, ale kłótnie pomiędzy dowódcami nie rozwiązywały problemu konsekwentnego rozpadu systemu obrony. Jeśli coś w ogólnej sytuacji sprzyjało w ogóle atakowanym, to zupełnie nieporadne działania sił 9 Dywizji Pancernej SS.


Generał major Robert Wilson Hasbrouck

         Sztab 6 Armii Pancernej ponownie przekazał 9 Dywizję Pancerną SS pod dowództwo II Korpusu Pancernego SS, ale nie wpłynęło to zwiększenie efektywności sił Stadlera. Największą aktywnością wykazał się 19 Pułk Grenadierów Pancernych SS, którego batalion z rejonu Wanne skierował się w stronę przeprawy przez Salm w Grand Halleux. Miejscowość została zaatakowana prze 5 i 6 Kompanię Grenadierów Pancernych SS z dwóch stron. Niemieccy grenadierzy nie bez trudności wdarli się do Grand Halleux, ale nie zdołali opanować mostu, który został w ostatniej chwili przytomnie wysadzony w powietrze przez amerykańskich saperów. Po wycofaniu się obrońców na drugi brzeg rzeki Salm Niemcy nie byli w stanie poruszyć się naprzód tkwiąc pod zmasowanym ogniem moździerzy i broni automatycznej. Kapitan SS Altrogg kierujący natarciem nakazał w tych warunkach wstrzymanie ataku, ale choć nie zajął przyczółka na Salm zdołał opanować dobre podstawy wyjściowe do uderzenia na Vielsalm. W tym samym czasie reszta dywizji „Hohenstaufen” nie zdołała uzyskać żadnych sukcesów[ix].


Rozwój sytuacji w rejonie St. Vith w dniu 22 grudnia 1944 roku.

Równie źle sprawy układały się na północny zachód od St. Vith, gdzie Remerowi udało się wreszcie uruchomić gros swej brygady. Niemcy zdawali sobie sprawę z tego, że oddziały amerykańskie są słabe i mocno rozciągnięte. Gdy Niemcy rozpoczynali uderzenie w rejonie Rodt w stronę linii frontu zmierzały ostatnie rezerwy wygospodarowane kosztem grupy bojowej Jonesa. Ta sama śnieżyca, która tak bardzo utrudniała Amerykanom obserwację przedpoli swych stanowisk obronnych dała się również we znaki rozpoczynającej natarcie brygady Remera. Rozmiękły grunt spowodował, że czołgi brygady musiały poruszać się gęsiego po drodze, a ruch do przodu odbywał się ślimaczym tempie, gdyż obawiano się nieprzyjacielskich zasadzek ogniowych. W efekcie rozciągnięcia kolumny marszowej oddziały niemieckie przystępowały do bitwy o Rodt kolejno i uderzenie nie miało dostatecznej mocy. Amerykanie trzymali się dzielnie do mniej więcej godziny 11.00, gdy grenadierzy pancerni przeszli lasem na tyły amerykańskiego zgrupowania i po krótkiej walce zdołały rozbić pododdziały tyłowe 48 Batalionu Piechoty Zmechanizowanej USA. Obawiając się odcięcia amerykańscy obrońcy Rodt starali się teraz wydostać jak najszybciej na zachód, co nie było jednak zadaniem prostym, gdyż do wsi wdarły się już kompanie III Batalionu Grenadierów Pancernych F.B.B., ale zanim zgniotły opór pozostałych jeszcze drużyn amerykańskich do walki włączyły się amerykańskie czołgi. Sytuacja odwróciła się momentalnie i teraz to uwikłani w bój o każde domostwo Niemcy stanęli w obliczu zagłady – III Batalion poniósł ciężkie straty, a amerykańscy piechurzy wzięli nawet do niewoli jego dowódcę. Kryzys natarcia opanowały z kolei niemieckie pojazdy pancerne, które włączyły się tymczasem do walki. Gdy ze wsi wycofały się amerykańskie pojazdy pancerne niemieccy grenadierzy ostatecznie wzięli górę nad zaciekle broniącym się przeciwnikiem i około południa ostatecznie opanowali Rodt. Amerykanie nie zamierzali jednak rezygnować i wnet do kolejnego kontrataku wyruszyły kolejne dwie kompanie czołgów z CCA 7 Dywizji Pancernej. Na polach otaczających Rodt wśród obficie padającego mokrego śniegu doszło do szeregu starć pancernych, w których pancerniacy Remera wyszli z tarczą. Gdy Amerykanie ostatecznie ustąpili zdobywcy Rodt doliczyli się dwudziestu rozbitych lub porzuconych pojazdów pancernych z białą gwiazdą sił zbrojnych USA.


Kolumna czołgów Pz IV z 2 Dywizji Pancernej SS "Das Reich"

Nie tylko z powodu sukcesów natarcia oddziałów korpusu Luchta sytuacja amerykańskich oddziałów utrzymujących się na wschodnim brzegu Salm stawała się krytyczna – do akcji w dniu 22 grudnia 1944 roku zaczęły wchodzić elementy 2 Dywizji Pancernej SS „Das Reich” Lammerdinga. Wprawdzie paliwa nie starczało dla całej jednostki, ale i te oddziały, które je otrzymały stanowiły dla przeciwnika bardzo poważne zagrożenie. Po pierwsze, jako awangardę dywizji uruchomiono bardzo silną grupę bojową zbudowaną wokół 2 Pancernego Batalionu Rozpoznawczego SS Augusta Kraga. Poza swym własnym batalionem ten bardzo doświadczony oficer otrzymał także działa szturmowe StuG z dywizyjnego 2 Batalionu Pancernego, kompanie pionierów pancernych SS i cały I Batalion Artylerii Pancernej SS. Gdy Kampfgruppe „Krag” wyruszyła wczesnym rankiem 22 grudnia 1944 roku, po kilku godzinach paliwo otrzymał także 4 Pułk Grenadierów Pancernych SS „Der Führer” Ottona Weidingera. Niemcy posuwali się naprzód zasadniczo wzdłuż osi Salmchateau-Barraque Fraiture-La Roche, ale czoło ich kolumny napotkało silny opór na wysokości wsi Joubieval. Krag musiał się tutaj zatrzymać, gdyż jego pojazdy pancerne w narastającej śnieżnej zadymce nie były w stanie wedrzeć się do wsi z powodu bardzo silnego ognia artylerii amerykańskiej 82 Dywizji Powietrznodesantowej generała Jima Gavina. Gdy okazało się, że nie da się przebić przez Joubieval Krag otrzymał rozkaz oczyszczenia z sił nieprzyjaciela Salmchateau. Wszystkie trzy batalionu pułku „Der Führer” przybyły w wyznaczony rejon, czyli na przedpola Barraque de Fraitures dopiero wieczorem i przystąpiły do luzowania zajmujących tutaj wysunięte pozycje elementów 560 Dywizji Grenadierów Ludowych, którym nie powiodło się natarcie przeprowadzone z marszu. Z perspektywy amerykańskich uczestników starć w tym rejonie sytuacja wyglądała już bardzo poważnie  - kierujące się po południu 22 grudnia ku Salmchateau jednostki należące do 14 Grupy Kawalerii, 112 Pułku Piechoty i 9 Dywizji Pancernej pozostawały w bezustannym kontakcie z przeciwnikiem i cały czas ponosiły straty. Amerykanie przesunęli grupę Jones’a tak, by mogła osłonić odwrót mocno osłabionego 112 Pułku Piechoty, ale wkrótce fakt, że obie strony poruszały się w tym samym kierunku po równoległych osiach spowodował odwrócenie ról – teraz to 112 Pułk miał osłaniać ruch oddziałów Jones’a. Bez względu na zmieniające się jak w kalejdoskopie rozkazy, odwrót sił amerykańskich był bardzo kosztowny – co rusz oddziały natykały się na blokady i zasadzki ogniowe i nieustannie ponosiły straty. Po zajęciu przez siły niemieckie Salmchateau oddziały Jones’a zostały w zasadzie odcięte od przepraw przez Salm i zmontowany naprędce atak 112 Pułku Piechoty załamał się w ogniu przeciwnika. Amerykanom dramatycznie kurczyły się możliwości, gdyż w tym samym czasie, gdy piechurzy 112 Pułku umierali szturmując zabudowania Salmchateau na tyły amerykańskiej kolumny zaczęły wyjeżdżać niemieckie pojazdy pancerne, które szybko rozprawiły się z ariergardą. Obawiając się kompletnego zniszczenia przez przeciwnika Jones polecił pozostawić swemu losowi uszkodzone pojazdy i całe zgrupowanie po prostu obeszło miejscowość po bocznych szlakach osiągając wreszcie pozycje obsadzane przez spadochroniarzy z 82 Dywizji Gavina. Nie wszystkim dane było jednak dotrzeć do swoich – kilka mniejszych kolumn oderwało się od zasadniczej masy wojsk Jones’a i próbowało szczęścia w innych miejscach – przede wszystkim w rejonie Sainte Marie. Tutaj jednak byli już Niemcy i po krótkiej walce zniszczyli część pojazdów mechanicznych umykających Amerykanów. Nieco wozów przepadło także podczas próby forsowania Salm w bród. W nocy z 22 na 23 grudnia 1944 roku gros sił amerykańskich uprzednio obsadzających wybrzuszenie frontu w rejonie St. Vith nadal pozostawało jednak na wschodnim brzegu rzeki Salm i ich sytuacja stawała się krytyczna. Wtedy do akcji wkroczył feldmarszałek Montgomery.


Artyleria amerykańskiej 82 Dywizji Powietrznodesantowej w drodze na front.

1 Wicehrabia El Alamein rozsierdził się nie na żarty, gdy tylko zorientował się, ze zarówno Hodges jak i Ridgway zupełnie zignorowali jego polecenia. Jeszcze około południa jeden z brytyjskich oficerów łącznikowych ze sztabu 21 Grupy Armii spotkał się w Vielsalm z dowodzącym 7 Dywizją Pancerną USA Hasbrouckiem i wnet przekazał wyżej bardzo niewesołe wieści. „Monty” natychmiast przyjechał do sztabu 1 Armii USA i postawił Hodgesa do pionu w sposób kategoryczny żądając wykonania własnych poleceń w kwestii sił pozostających na wschodnim brzegu Salm. Gdy po wojnie spisywał swe wspomnienia, Montgomery ubrał sens swojej wypowiedzi w sztabie 1 Armii w bardzo delikatne sformułowanie – „Poinstruowałem Hodgesa, by poinformował Ridgwaya, ze anulowałem jego rozkaz i by powiedział mu, iż nie byłem przygotowany na stratę bardzo dobrej amerykańskiej dywizji ze względu na sentymentalną wartość kilku mil kwadratowych terenu; życie żołnierzy stanowiło dla mnie większą wartość niż teren, który jest bez wartości”[x]. Hodges, w którego gestii pozostawiono zatem wyegzekwowanie poleceń brytyjskiego dowódcy musiał odegrać rolę zdrajcy sprawy, za która sam tak bardzo optował. Nie znamy treści rozmowy, którą odbyli popołudniu 22 grudnia 1944 roku Ridgway i Hodges, ale w jej konsekwencji dowodzący XVIII Korpusem Powietrznodesantowym polecił Hasbrouckowi przejąć dowództwo nad całością sił pozostających jeszcze na wschód od Salm, pozostawiając mu całkowitą swobodę manewru. Kozłem ofiarnym amerykańskich niepowodzeń został generał Alan Jones, którego Ridgway pozbawił dowództwa, motywując swą decyzję biernością i apatią generała, ogólnie określając jego postawę mianem „dziwnej”. Generał Jones bardzo ciężko przeżył decyzję Ridgwaya – zanim spakował swoje rzeczy i opuścił stanowisko dowodzenia pobladł na oczach podwładnych  i runął na ziemię doznawszy zawału serca. Na szczęście natychmiast udzielono mu pomocy medycznej i przeżył. Jones wytransportowany został do zespołu szpitali wojskowych w Liege. W związku z tym obowiązki dowódcy pozostałości 106 Dywizji Piechoty USA objął jego dotychczasowy zastępca, generał Herbert Towlie Perrin. Mimo nietajonej niechęci ze strony Ridgwaya upokarzające porażki ze strony Niemców, które stały się udziałem generała Alana W. Jones’a nie zakończyły jego kariery – wrócił do linii po odzyskaniu zdrowia, paradoksalnie, w roli zastępcy generała Ridgwaya. A dopowiadając rzecz do końca – generał Jones odszedł z armii w październiku 1945 roku z uwagi na ciężkie rany odniesione od niemieckiej bomby w marcu 1945 roku, gdy prowadził inspekcję wysuniętych oddziałów na linii frontu. Jednakże mimo faktu pełnej rehabilitacji w oczach tak wymagającego przełożonego Alan Jones nigdy nie uzyskał promocji z posiadanego stopnia generała majora.


Generał major Alan Jones

Mając wreszcie upragnioną swobodę działania Hasbrouck rozpoczął jeszcze tej samej nocy wycofywanie swych pokrwawionych i przemieszanych jednostek na drugą stronę Salm. Amerykanie nie lubią nie tylko przyznawać się do porażek, ale te uważane za najbardziej wstydliwe dość starannie ukrywają swe rozmiary. Walki w wybrzuszeniu St. Vith kosztowały siły zbrojne USA pomiędzy 4 500 , a nawet 5 000 zabitych, rannych i zaginionych[xi]. Po stronie ubytków trzeba również zapisać bardzo duże ilości sprzętu, w tym 88 czołgów (49 „Shermanów” i 29 „Stuartów”) straconych tylko przez wspomnianą już 7 Dywizję Pancerną USA. W zasadzie odwrót sił amerykańskich za Salm należy uznać za sukces – nie tylko udało się ocalić bardzo wartościowe zgrupowanie, którego jądrem była cała dywizja pancerna, choć z uwagi na ogólną sytuację operacyjną jeszcze trzy dni przed ostatecznym porzuceniem pomysłu obrony przyczółka na Salm jego sytuacja była wprost katastrofalna. Ogromną rolę odegrało tutaj operatywne dowodzenie i jakby nie patrzeć – mnóstwo wojennego szczęścia. W rzeczywistości oddziały amerykańskie po prostu przeciekły przez zbyt dużych rozmiarów „oka” w niemieckiej obławie. Sam fakt udanej ucieczki przed niemieckimi oddziałami nie mógł jednak stanowić powodu do dumy – zamiast dwóch dywizji pancernych w tym sektorze, Montgomery’emu pozostała jedna, właśnie rozwijana 3 Dywizja Pancerna USA. Jego plan działania został tym samym pozbawiony jednego z dwóch filarów, na których się opierał i to tylko z powodu rażącej niesubordynacji dwóch wysokich rangą oficerów, którzy zgodnie doszli do przekonania, że bez względu na sytuację operacyjną zaplanowany i zorganizowany odwrót nie wchodzi w grę. Model także nie był z pewnością zadowolony z przebiegu zdarzeń – wyeliminowanie po dywizji piechoty także wzmocnionej dywizji pancernej byłoby bardzo efektownym sukcesem, ale jego podwładni w znacznej mierze nie wykorzystali nadarzającej się okazji – przede wszystkim uwagi należało kierować do dowódców związków Waffen SS, które działały niebywale powolnie i zupełnie nie radziły sobie z tak elementarnymi sprawami, jak zapewnienie płynnego ruchu na drogach dojazdowych do frontu i transport niezbędnego zaopatrzenia. Jakby nie patrzeć na wynik bitwy – zwycięscy Niemcy nadal nie byli w stanie ostatecznie „wyłamać drzwi” i przedłużające się walki pod St. Vith doprowadziły ostatecznie do odtworzenia amerykańskiej obrony, choć odbyło się to straszliwym kosztem około 14 000 amerykańskich żołnierzy, którzy stracili tutaj życie, zdrowie, lub trafili do niewoli[xii]. Rozstrzygnięcie było wciąż bardzo daleko i w miarę upływu czasu coraz bardziej oddalało się od dowódcy niemieckiej Grupy Armii „B”, czego tenże był doskonale świadom. Jak sądzę, właśnie pod wpływem wyniku bitwy pod St. Vith zaczął – bez względu na wolę Führera – planować inny przebieg dalszej części ofensywy. Coraz bardziej zależało mu nie tyle na szybkim przekroczeniu Mozy – w co zapewne coraz mniej wierzył – co przede wszystkim na zasadniczej zmianie stosunku sił na froncie, poprzez eliminację jak największych sił alianckich operujących na wschodnim brzegu rzeki.



[i] W złożonych po wojnie zeznaniach podpułkownik Moll wskazywał wyraźnie pośpiech, z jakim 18 Dywizja Grenadierów Ludowych przygotowywała się do starcia. Oddziały niemieckie musiały operować na bardzo ograniczonym terenie i jakikolwiek kontratak amerykański mógł mieć dla nich fatalne skutki. Ponadto siły niemieckie borykały się z problemem coraz większego zakorkowania dróg dofrontowych z uwagi na skierowanie do walki brygady Remera, ale przede wszystkim w skutek użycia części dróg w strefie 5 Armii Pancernej przez oddziały 6 Armii Pancernej. W pas działań korpusu Luchta po serii rozmów telefonicznych przybył Feldmarszałek Walther Model i osobiście zaangażował się w problem rozładowania spiętrzenia ruchu drogowego w rejonie Andern. Powolne wprowadzanie do akcji kolejnych jednostek przykuwało jego uwagę w znacznie większym stopniu, niż działania grupy bojowej „Moll” – Uwaga Autora.

[ii] Ch. Bergström, „Ardeny 1944-1945”, Oświęcim 2017, str. 147

[iii] Tamże, str. 151

[iv] Liczba 10 000 jeńców pojawia się w raporcie Szefa Sztabu OB „West” o numerze 12207/44 z dnia 22.12.1944 roku. Jest tutaj ogromne pole do dywagacji, gdyż z jednej strony liczba jest dziwnie okrągła, z drugiej zaś strony może obejmować wziętych do niewoli w pasie działania Luchta w dniach poprzedzających i następujących po klęsce Amerykanów na Schneifel. Odnosi się jednak do jeńców ze składu 106 Dywizji Piechoty i jednostek jej towarzyszących, a opiera się na rejestracji jeńców przez podległe OB „West” jednostki tyłowe, zatem musi być siłą rzeczy bardziej zbliżona do prawdy niż amerykańskie wyliczenia. Uwaga Autora

[v] Charles Brown McDonald, „Time for Trumpets. The untold story of The Battle of The Bulge“, Morrow 1985, str. 466

[vi] W wielu pracach pojawia się informacja o zorganizowaniu jeszcze 19 grudnia nieudanego natarcia w rejonie Poteau, które zakończyło się wyparciem sił 9 Pancernego Batalionu Rozpoznawczego SS z kilku pozycji. Jest to o tyle dziwne, że Amerykanie twierdzili, że zniszczyli niemieckie czołgi i inne pojazdy pancerne (McDonald, Elstob), choć wiemy dziś, że elementy pancerne dywizji Stadlera tkwiły przez cały ten dzień bez paliwa w rejonie Manderfeld, a najbliżej na pole bitwy miał poruszający się pieszo 19 Pułk Grenadierów Pancernych SS, który osiągnął zaledwie Born.  Wydaje się jednak, że zaistniała tutaj pomyłka i chodzi raczej o straty Niemców wynikające z walk toczonych po 21 grudnia w tym rejonie. Uwaga Autora

[vii] Oczywiście bez względu na same zagadnienia natury operacyjnej ogromną rolę w konfliktach pomiędzy dowódcami amerykańskimi a brytyjskimi odgrywała fałszywie rozumiana duma narodowa i poczucie wyższości, od którego nie były wolne obie strony. Właściwie poza samym Eisenhowerem chyba żaden z wyższych dowódców alianckich czasów wojny nie potrafił nawet całe lata po zakończeniu działań wojennych opanować negatywnych emocji i dawać upust niechęci do sojuszników na przykład we wspomnieniach. Oczywistym jest jak bardzo w takiej sytuacji cierpiała na tak małostkowym podejściu współpraca i wzajemne zaufanie do swych poczynań. Uwaga Autora

[viii] J. D. Morelock, „Generals of The Ardennes. American Leadership in The Battle of The Bulge“, National Defence University 1994, str. 305-310.

[ix] W kwestii działań 9 Dywizji Pancernej SS w dniach 21-23 grudnia 1944 roku istnieje bardzo poważna kontrowersja – część Autorów wskazuje, że dywizja prowadziła nieudane natarcie w rejonie Poteau 21 grudnia, część wskazuje na 23 grudnia, jako na datę tych walk. Faktem jest, że oddziały niemieckie poniosły pewne straty w sprzęcie pancernym i faktem jest, że nie zdołały złamać oporu amerykańskiego i odciąć siły amerykańskie operujące na wschód od Salm. W tej sytuacji spór o dokładna datę nieudanego natarcia uważam za rzecz całkowicie drugorzędną wobec zerowego wpływu tych działań na ogólną sytuację bojową w tym sektorze frontu. Uwaga Autora

[x] Bernard Law Montgomery, „The Memoirs of The Field Marshal Montgomery“, Cleveland 1958

[xi] Z reguły w zestawieniach strat po bitwie podawano straty wyłącznie 7 Dywizji Pancernej USA obliczane na 3386 ludzi, notorycznie nie uwzględniając strat pozostałych związków taktycznych pozostających w dyspozycji dowódcy zgrupowania. Oczywiście powoduje to konsekwentne niedoszacowanie strat ludzkich za okres 20-23 grudnia 1944 roku na tym odcinku frontu – Uwaga Autora.

[xii] W tym samym czasie, zgodnie z raportami dowódców polowych do służb Hgr. „B” straty wspólnie teraz operujących 18 Dywizji Grenadierów Ludowych i „F.B.B.” wyniosły 1600 ludzi i 12 czołgów (oczywiście gros strat ludzkich przypada na dywizję Hoffmann-Schönborna, ich wysokość wzięła się głównie z licznych nieudanych i cząstkowych ataków na pozycje amerykańskie pod St. Vith w czasie notorycznego „przyspieszania” działań rozkazami Modela), natomiast 62 Dywizja Grenadierów Ludowych odnotowała w tym czasie łącznie 1200 ubytków z wszystkich przyczyn, przy czym można szacować, że jedna trzecia z nich to ofiary zupełnie nieudanego pierwszego dnia bitwy. Nieznany jest dokładny poziom strat zarówno 9 jak i 2 Dywizji Pancernej SS w tym okresie, ale nie mogły być to z przyczyn obiektywnych ubytki zbyt duże. Jakkolwiek patrzeć – oddziały generała Luchta zadały swemu  przeciwnikowi  w ekstremalnie trudnym terenie straty zupełnie nie przystające do jakichkolwiek teorii, przeliczeń i statystyk. To jeden z najbardziej niezwykłych epizodów II Wojny Światowej, który w bardzo jasny sposób pokazuje jak wysoce efektywnymi na polach bitew potrafiły być oddziały Wehrmachtu nawet, jeśli zostały sformowane na przełomie lata i jesieni 1944 roku. Uwaga Autora.

Komentarze

Popularne posty