"Ardeny 1944-1945". Ostatni Poker Hitlera? częśc VIII

 





 

2.   Bütgenbach – Malmedy


Mimo porażki poniesionej 18 grudnia w rejonie bliźniaczych wsi sztab I Korpusu Pancernego SS nie zamierzał zrezygnować z czołowego natarcia w celu otwarcia „Rollbahn-B”, choć obrona amerykańska okazała się bardzo silna, a morderczy i wciąż narastający ogień artylerii wskazywał wyraźnie na stały napływ sił przeciwnika. Brak perspektyw na sukces w tych warunkach został dostrzeżony w sztabie 6 Armii Pancernej, która nakazała Priessowi ominięcie amerykańskiego rygla przez siły 12 Dywizji Pancernej SS, żądając rozwinięcia natarcia oddziałów Kraasa na południe od Butgenbach. Pomysł ten nie przypadł do gustu Priessowi, który zakwestionował jego sens twierdząc, że przegrupowanie „Hitlerjugend” musiałoby zabrać około 24 godzin i proponując w zamian wspólne natarcie dywizji Kraasa i Engela z zajmowanych pozycji w celu otwarcia korzystniejszej drogi na zachód. W nocy z 18 na 19 grudnia oddziały 12 Dywizji Pancernej SS rozpoczęły powolną koncentrację w Büllingen, przy czym wycofywanie wielu pododdziałów i uszkodzonych w walce czołgów napotkało na duże trudności z uwagi na stały i silny ogień amerykańskiej artylerii, która w ten sposób osłaniała ostatnie przygotowania do odwrotu oddziałów dotychczas zajmujących skrajnie na wschód wysunięte pozycje, w tym wsie Krinkelt i Rocherath. Doszło do dość paradoksalnej sytuacji, w której mocno już wyczerpane 12 i 277 Dywizje Grenadierów Ludowych powoli postępując za cofającym się przeciwnikiem zajmowały pozycje oskrzydlające niezdobytą dotychczas amerykańską redutę notując postępy na kierunku Witrzenfeld i na północ od bliźniaczych wsi. Aby wesprzeć uwikłane w bój oddziały Kraasa, w godzinach popołudniowych Krinkelt zostało zajęte przez elementy 3 Dywizji Grenadierów Pancernych. Także ta jednostka posuwała się bardzo powoli i ostrożnie i w zasadzie nie utrudniła w poważny sposób amerykańskiej ewakuacji z pola bitwy. Nic dziwnego – zmierzając na pole walki zarówno dowódca dywizji, jak i wielu jego podkomendnych zdumiało się na widok pobojowiska pełnego wraków i unieruchomionych pojazdów „Hitlerjugend”, co wyraźnie wskazało na skalę zaciekłości walk i siły amerykańskiego oporu.

Pole bitwy I Korpusu Pancernego SS w dniach 19-22 grudnia 1944 roku.

Wbrew ocenie Priessa[i] przegrupowanie głównych sił „Hitlerjugend” do kolejnej próby wybicia dziury w amerykańskiej obronie trwało na tyle długo, że równie dobrze można było próbować objazdu amerykańskiego rygla po drogach po których poruszała się „Leibstandarte”. Tym bardziej, że w Bütgenbach oczekiwała na niemieckie natarcie silna pozycja ryglowa obsadzona przez dwa bataliony z 26 Pułku Piechoty USA, będącego bardzo dobrą i doświadczoną jednostką. Amerykanie starannie umocnili swoje stanowiska zajmując bardzo korzystne pozycje obronne – 2 batalion pułku rozwinął się w rejonie posiadłości ziemskiej (Domaine) nazywanej przez G.I.’s „Dom B”, a 3 batalion pułku zajął położone około półtora kilometra na wschód od tego miejsca wzgórze zwane Schwarzenbüchel. 3 batalion 26 Pułku Piechoty USA stanął w rezerwie w samym Bütgenbach, czyli około dwóch i pół kilometra od przedniego skraju obrony, a odcinek powierzony pieczy 26 Pułku mogło zasypać ogniem na żądanie zgrupowanie aż czterech batalionów artylerii polowej. Amerykanie rozlokowali swoje siły bardzo mądrze – pozycja w „Dom B” blokowała całkowicie drogę na zachód, w stronę Malmedy, a z jej wschodniego przedłużenia, czyli ze wzgórza 602 (Schwarzenbüchel) miało się pod kontrolą nie tylko całe przedpole pozycji, ale także polną drogę biegnącą z Bülingen do Bütgenbach nieco na północ od drogi N-32 będącej główną osią niemieckich działań. Od północy rubież obrony 26 Pułku osłaniana była przez jezioro Bütgenbach, więc jedynym sensownym sposobem na ominięcie tak zbudowanego rygla pozostawał głęboki objazd przez Morschleck i Moderscheid. Ale Niemcy nie zamierzali przeciwnika omijać – z uporem parli do konfrontacji tak, jakby porażka w bliźniaczych wsiach niczego ich nie nauczyła.


Oddziały amerykańskie w drodze na nowe linie obrony.

Mimo opanowania Morschleck przez oddziały 3 Dywizji Grenadierów Pancernych[ii] nikt nie próbował nawet ustalić jakichkolwiek form współdziałania pomiędzy dwiema wielkimi jednostkami teraz podlegającymi Bittrichowi. Ten ostatni obejmując dowodzenie nad rejonem walk najwyraźniej w dalece niewystarczający sposób zapoznał się z sytuacją podległych oddziałów, ponieważ już pobieżny rzut oka na mapę wskazywał na kilka nieźle rokujących możliwości działania w celu rozbicia amerykańskiego rygla, którego istnienia Niemcy byli od wielu godzin świadomi, jeśli planowali natarcie gros „Hitlerjugend” w kierunku Bütgenbach. Mówiąc wprost – skądinąd racjonalny pomysł na reorganizację systemu dowodzenia w pasie działania 6 Armii Pancernej przyniósł zatem więcej strat niż pożytku. Z uwagi na przeciągające się przegrupowanie sił Kraasa niemieckie działania 19 grudnia niemalże zamarły. Wprawdzie w Bülingen jeszcze w nocy z 18 na 19 grudnia zebrały się poważne siły w postaci batalionu grenadierów pancernych SS kapitana Urabla, który dołączył do III. Batalionu Grenadierów Pancernych SS z pułku Müllera i KG „Bremer”. W ciągu dnia do tych sił dołączyli także ludzie Bernharda „Papy” Krausego, dwanaście wozów Jagdpanzer IV i reszta 25 Pułku Grenadierów Pancernych SS. Przez cały dzień napływały także pojedyncze czołgi z batalionu Jürgensena, z których spora część po drodze była pospiesznie naprawiana po uszkodzeniach i awariach z pierwszych dni operacji. Mocno poobijany batalion Jürgensena zdołał zebrać ostatecznie około 60 czołgów i nadal stanowił poważną siłę bojową, zwłaszcza, że mógł tym razem liczyć na wsparcie licznej piechoty i silnej artylerii. Mimo wszystko cały proces koncentracji przebiegał przeraźliwie wolno i w dniu 19 grudnia wszystkim na co zdobyła się Dywizja „Hitlerjugend” były dość anemiczne próby rozpoznania skraju amerykańskiej obrony, prowadzone w trudnych warunkach atmosferycznych, bo we mgle. Wprawdzie ludzie posłani na zwiad przez Urabla wykryli, że szlak prowadzący wzdłuż jeziora jest niebroniony, ale nikt w sztabie dywizji nie zrobił z tej wiedzy użytku – zadanie bojowe dywizji pozostało bez zmian, co pokazuje jak kiepsko pracował sztab dywizji wówczas przebywający w Hollerath, czyli bardzo blisko pola walki. Krass nie dowiedział się także o rozpoznaniu prowadzonym przez siły 9 Pułku Grenadierów Pancernych z rejonu Morscheck[iii]. Także raport z działań prowadzonych tego dnia przez 26 Pułk Piechoty USA jest dość oględny i nie zawiera wzmianek o poważniejszych walkach, poza informacją o utracie jednego działa przeciwpancernego w efekcie ostrzału artyleryjskiego.


Arnold Jürgensen - dowodził zbiorczym batalionem czołgów Dywizji "Hitlerjugend".

„Willi” Bittrich przejmując z rąk Priessa dowodzenie w sektorze w zasadzie nie wysilił się na stworzenie autorskiej koncepcji działań, lecz postępował zasadniczo zgodnie z koncepcją swego poprzednika, nastawiając się na opanowanie trójkąta wyznaczanego przez miejscowości Elsenborn, Wirtzfeld i Bütgenbach. Był kolejnym niemieckim oficerem, który w wymiarze taktycznym nie doceniał siły przeciwnika w połączeniu z trudnym terenem i pogodą. Mimo, że dysponował dwoma silnymi związkami pancernymi (Dywizją „Hitlerjugend” i 3 Dywizją Grenadierów Pancernych) znajdujących się w dość korzystnym położeniu do obejścia amerykańskiego rygla w celu podania ręki wysuniętej już dość daleko na zachód Dywizji „Leibstandarte” także założył użycie gros swych sił w uderzeniu na północ, by otworzyć szlak „Rollbahn-C” i dołączyć do wysuniętych na zachód sił Peipera. Bittrich musiał wiedzieć, że ma przed sobą przynajmniej dwie dywizje piechoty USA (Niemcy wzięli jeńców zarówno ze składu 2 , jak i 99 Dywizji Piechoty), więc nawet jeśli przyjąć, że przeciwnik poniósł w dotychczasowych walkach duże straty[iv], to przecież także 12 i 277 Dywizje także zostały mocno wykrwawione w dotychczasowych walkach. Jeśli Bittrich założył wykonanie silnego uderzenia za pomocą 3 Dywizji Spadochronowej (która akurat szczególnie dużych strat dotychczas nie poniosła), 12 Dywizji Pancernej SS i 12 Dywizji Grenadierów Ludowych wręcz rzuca się w oczy brak czynnika, który we frontalnym natarciu jest z reguły niezbędnym składnikiem powodzenia – znaczącej przewagi liczebnej. Ponadto, przez cały dzień 19 grudnia Bittrich był świadkiem skali amerykańskiego ostrzału artyleryjskiego, więc także z tego powodu należało rozważyć każdą inną opcję tym bardziej, że batalion Jürgensena nadal nie zdołał ukończyć koncentracji. Co gorsza – plan bitwy nie zakładał jakiegokolwiek manewru, lecz był obliczony na proste zepchnięcie przeciwnika z zajmowanych pozycji, które opierały się o pas dominujących nad okolicą wzgórz, w dodatku w części obsadzonych przez niedawno przybyłą 1 Dywizję Piechoty USA, której obecności Niemcy zupełnie nie byli świadomi. Jak widać Bittrich licytował równie wysoko, jak jego poprzednik i jasnym zupełnie jest, że mocno się zagalopował.


SS-Gruf. Wilhelm "Willi" Bittrich.

Zanim jednak oddziały I Korpusu Pancernego SS zgromadzone w rejonie Bülingen ukończyły przygotowania do kolejnego natarcia na mapie pola walki pojawiły się kolejne chorągiewki oznaczające nowe niemieckie dywizje skierowane z rezerw do walki. Pierwotnie planowano ich użycie po przekroczeniu Mozy, w drugiej fazie bitwy, ale skomplikowana sytuacja w pasie działań 6 Armii Pancernej spowodowała konieczność użycia tych jednostek już teraz. Aby ratować gasnące natarcie i ponownie nadać mu dynamiki Grupa Armii „B” kierowała na front Dywizje Pancerne SS „Hohenstaufen” i „Das Reich”. Obie dywizje współtworzyły II Korpus Pancerny SS i tak jak dywizje „Leibstandarte” i „Hitlerjugend” były jesienią 1944 roku odtwarzane po klęsce we Francji na zapleczu frontu, przy czym 9 Dywizja Pancerna SS „Hohenstaufen” była w o tyle złym położeniu, że po krwawej jatce w Normandii i kończącym kampanię kosztownym odwrocie ku Rzeszy wzięła także aktywny udział w bitwie o Arnhem podczas Operacji „Market-Garden”, gdzie mimo niewątpliwych sukcesów poniosła kolejne bolesne straty. Pierwsze uzupełnienia trafiły do „Hohenstaufen” jeszcze w październiku i pochodziły z zasobów ludzkich Kriegsmarine i Luftwaffe, ale przede wszystkim z rzeszy zmobilizowanych Volksdeutschów z Bałkanów. Stosunkowo długi czas ofiarowany kadrze dywizji na szkolenie uzupełnień pozwolił na dość dobre przygotowanie rekrutów do czekających ich zmagań, co było nie lada osiągnięciem z uwagi na duże braki w kadrze dowódczej i wśród oficerów niższych. Za szkolenie odpowiadał podpułkownik SS Walter Harzer, który do 10 października 1944 roku, czyli do dnia powrotu na stanowisko pułkownika Sylvestra Stadlera pełnił obowiązki dowódcy dywizji. Tylko pomiędzy 1 a 9 listopada 1944 roku stan osobowy dywizji wzrósł z 14 861 ludzi, do poziomu 19 605 żołnierzy. Znacznie gorzej przedstawiał się stan wyposażenia dywizji w środki walki, ale ostatecznie dywizja posiadał 58 czołgów Pz V „Panther”, 32 czołgi Pz IV, 21 JgPz IV i 28 StuG III, co czyniło z niej bardzo groźny związek taktyczny. Największym problemem pozostawał brak środków transportu – „Hohenstaufen” miała w przededniu Operacji „Herbstnebel” 191 transporterów opancerzonych, czyli około połowy stanu etatowego, ale katastrofalnie przedstawiała się sytuacja w przypadku samochodów ciężarowych, których brakowało do pełnych etatów około pięciuset. W efekcie duża część pododdziałów grenadierów pancernych stanowiących o sile dywizji musiała poruszać się albo pieszo, albo na rowerach.


Sturmpanzer IV w Ardenach.

Druga z dywizji II Korpusu Pancernego SS, czyli 2 Dywizja Pancerna SS „Das Reich” także od października 1944 roku pozostawała w rezerwie i przyjmowała liczne uzupełnienia w ludziach i sprzęcie. Do pierwszych dni grudnia 1944 roku „Das Reich” dowodzona przez SS Brigadeführera Heinza Lammerdinga podniosła swój stan osobowy do poziomu ponad 17 000 ludzi. Na wyposażeniu dywizji znalazło się między innymi 58 czołgów Pz V „Panther”, 28 czołgów Pz IV, 20 wozów PzJg IV oraz 28 StuG-ów. Tak jak w siostrzanej jednostce dramatycznie wyglądał park transportowy – wprawdzie „Das Reich” miała więcej transporterów opancerzonych od „Hohenstaufen”, ale dramatycznie brakowało ciężarówek i także tutaj duża część żołnierzy skazana była na używanie rowerów, lub własnych nóg.

Dywizja „Hohenstaufen” swój marsz na pole bitwy rozpoczęła jeszcze w nocy z 17 na 18 grudnia 1944 roku przemieszczając się w stronę Manderfeld. Tuz za nią, w rejon Blankenheim przybyła także dywizja „Das Reich”. Ruch obu dywizji przebiegał przeraźliwie wolno i ich pododdziały miały ogromne problemy z osiągnięciem wyznaczonych rubieży. Do godzin popołudniowych 19 grudnia w rejon Recht przybył jedynie 9 Pancerny Batalion Rozpoznawczy SS, ale maszerujący za nim 19 Pułk Grenadierów Pancernych SS osiągnął zaledwie Born. Także oddziały „Das Reich” rozciągnęły się znacznie i w dużej mierze nie zdołały osiągnąć planowanego miejsca koncentracji. Przyczyną tych trudności był dramatyczny brak paliwa i rzecz jasna mechanicznych środków transportu. Nie oznacza to, że składy paliw na zapleczu 6 Armii Pancernej były puste – wprost przeciwnie, zgodnie z przyrzeczeniem OKW zapewniło odpowiednie ilości paliw, ale zupełnie zawiodły sztaby dywizji, korpusu i wreszcie 6 Armii Pancernej. Nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, jak bardzo brakuje w tych strukturach wykształconych oficerów Sztabu Generalnego, zdolnych do zapewnienia prawidłowego funkcjonowania tak rozbudowanych związków, jakimi były pancerne dywizje SS. W efekcie tych braków natarcie 6 Armii Pancernej w zasadzie wyhamowało, a co najważniejsze, na zapleczu walczących jednostek panował ogromny chaos, który w efekcie słabej kontroli obszaru tyłowego objął także część pasa natarcia 5 Armii Pancernej. Już na tym etapie bitwy trzeba jasno stwierdzić, że całkowicie zawiodło zarówno dowództwo 6 Armii Pancernej, jak i sztaby obydwu korpusów pancernych SS wywołując sytuację wymagająca absolutnie przejścia prawego skrzydła Grupy Armii „B” na wręcz „ręczne sterowanie” przez sztab Feldmarszałka Modela. Ten jednak mimo, że dostrzegał ogrom problemów trapiących siły „Seppa” Dietricha nie był w stanie samodzielnie rozwiązać problemu prawidłowej organizacji natarcia, gdyż całkowicie pochłonięty był działaniami w rejonie St. Vith. W efekcie decyzje Grupy Armii „B”, by wzmocnić natarcie 9 Dywizją Pancerną SS i dodatkowo przenieść 2 Dywizję Pancerną SS w roli rezerwy w ręku dowódcy armii – „Seppa” Dietricha – doprowadziły do jeszcze większych trudności w poruszaniu się niemieckich jednostek na zachód[v].


Piechurzy amerykańskiej 1 Dywizji Piechoty na pozycjach obronnych.

Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki kształtujące sytuację w pasie działania 12 Dywizji Pancernej SS „Hitlerjugend” na którą spadło zadanie przełamania amerykańskiej obrony, wielu jej doświadczonych weteranów poprzednich starć musiało wieczorem 19 grudnia z autentycznym lękiem spoglądać w stronę słabo widocznych wzniesień, obsadzanych przez żołnierzy z 26 Pułku Piechoty USA, wspartych przez 634 Batalion Niszczycieli Czołgów i 745 Batalion Czołgów. Jakby nie bacząc na dotychczasowe doświadczenia związane ze skutecznością nocnych natarć na amerykańskie pozycje obronne sztab dywizji zdecydował się na przeprowadzenie takiej właśnie operacji, przy czym zamiast czołgów z wciąż niepełnego batalionu Jürgensena pancerne wsparcie dla dwóch batalionów 26 Pułku Grenadierów Pancernych SS zapewnić miały wozy 560 Oddziału Niszczycieli Czołgów Wehrmachtu[vi]. Bitwa zaczęła się około 02.25 w nocy i jej przebieg był niesłychanie chaotyczny. Mające nacierać z Morscheck w stronę „Dom B” oddziały „Papy” Krausego i pojazdy 560 Oddziału pobłądziły wśród mgieł i nocnych ciemności, w efekcie czego wyruszyły do szturmu z dużym opóźnieniem. Oczywiście pomruk pracujących silników ciężkich wozów bojowych z trudem pokonujących błotniste i śliskie drogi i pola skutecznie zniweczył jakikolwiek element zaskoczenia. Gdy tylko widoczność pozwoliła rozpoznać sylwetki kierujących się w stronę „Dom B” pojazdów pancernych amerykańscy żołnierze natychmiast wystrzelili w powietrze liczne białe race oświetlając mdłym światłem przedpole swej pozycji i natychmiast otwarli ogień z całej posiadanej broni, jednocześnie wzywając wsparcie artylerii polowej. Już na wstępie wyeliminowane zostały dwa wozy bojowe Niemców, którzy zaskoczeni siłą ognia obrońców cofnęli się i po kilkudziesięciu minutach wznowili natarcie. Co wydaje się zadziwiające – w takich warunkach Niemieccy żołnierze zdołali nawet wedrzeć się w amerykańskie pozycje, opanowując południową część wzgórza Schwarzenbüchel. Z uwagi na ogromne zamieszanie i kierowanie do walki sił częściami nie da się właściwie odtworzyć dokładnie przebiegu walki, ale pewnym jest, że bezładnie atakujący żołnierze Dywizji „Hitlerjugend” ponieśli ciężkie straty w sprzęcie i w ludziach. W większości przypadków walki kolejnych kolumn niemieckich miały ten sam przebieg – najpierw intensywny ostrzał powodował zalegnięcie piechoty, a następnie zamierało natarcie pozbawionych wsparcia pojazdów pancernych, które pozbawione osłony jeden po drugim padały łupem amerykańskich dział przeciwpancernych, bazook, „Shermanów” i niszczycieli M-10. Ogromny zamęt powodowała świetnie strzelająca artyleria, która nie tylko odcięła grenadierów pancernych od własnych pojazdów bojowych, ale także spowodowała unieruchomienie wielu z nich. Choć około 05.00 rano jasnym stało się, że atak kompletnie się załamał, aż do świtu grupki grenadierów próbowały penetrować amerykańską obronę – także bez rezultatu. Światło dnia odsłoniło przedpole i oczom żołnierzy obu stron ukazał się przerażający widok – przedpole amerykańskich pozycji dosłownie usiane było ciałami poległych i rannych, oraz pojazdami pancernymi z czarnymi krzyżami na burtach[vii]. Także działania sąsiednich związków taktycznych także nie przyniosły większego powodzenia – albo trafiały w próżnię po odwrocie Amerykanów z bliźniaczych wsi, albo z braku nadzoru w zasadzie w ogóle nie opuściły pozycji wyjściowych. „Rollbahn-C” pozostawał zablokowany.


Organizacja obrony rejonu "Dom B" i kierunki natarć niemieckich.

Co szczególnie istotne – zastępca dowódcy 2 Dywizji Piechoty USA, płk Stokes mimo trudnych warunków bardzo dobrze zaplanował, a następnie przeprowadził manewr odwrotu z najbardziej wysuniętych pozycji zajmowanych wciąż przez oddziały 2 i 99 Dywizji Piechoty. Jako pierwszy rozkaz do odwrotu o godzinie 13.45 odebrał płk Boos stojący na czele 38 Pułku Piechoty. Jego piechurzy i wspierające obronę oddziały przeciwpancerne manewr odejścia na Elsenborn rozpoczęły o 17.30 Wkrótce ruch do tyłu rozpoczęły także osłaniające zgrupowanie od północy elementy 395 Pułku Piechoty. Amerykanie osłaniając swój odwrót polami minowymi i przeszkodami przeszli przez Wirtzenfeld, obecnie utrzymywanym przez 9 Pułk Piechoty. Skrócenie linii obronnych opartych o pas wzniesień znacznie wzmocniło obronę amerykańską, a także pozwoliło złapać chwilę oddechu i odtworzyć częściowo szereg wykrwawionych jednostek i uzyskać znaczące odwody. Było to o tyle istotne, że dotychczasowe walki okazały się niezwykle kosztowne – 99 Dywizja Piechoty USA wykazała jak dotychczas 133 zabitych, 1394 zaginionych i 915 rannych. Poza tym z szeregów dywizji ubyło jeszcze ponad 600 ludzi wytrąconych z szeregów przez wypadki i choroby. W 2 Dywizji sytuacja wyglądała lepiej, ale i ta jednostka poważnie odczuła siłę niemieckich uderzeń, gdyż 23 Pułk Piechoty zgłosił stratę w boju 683 ludzi, a 9 Pułk Piechoty miał 47 zabitych, 192 zaginionych i 425 rannych. Trzeci z tworzących dywizję regimentów – 38 Pułk Piechoty – odnotował w ciągu trzech dni zmagań o bliźniacze wsie straty wynoszące 625 ludzi, w tym 389 zaginionych. Także dywizja Robertsona zgłaszała około 600 przypadków strat niebojowych. Doliczając straty pozostałych elementów obu dywizji widać wyraźnie, jak wielką koniecznością była konsolidacja obrony na Grzbiecie Elsenborn – rubieży wyraźnie krótszej i trudnej do zdobycia[viii]. Mówiąc wprost i starając się docenić postawę amerykańskich żołnierzy powstrzymujących niemieckie natarcia – na drodze I Korpusu Pancernego SS postawiono barykadę złożoną z ciał piechurów 2 i 99 Dywizji i ludzie ci ginęli, lecz skutecznie powstrzymywali niemiecki walec.


Niszczyciel M-10 i niemiecki Pz IV na pobojowisku w Ardenach.

Rankiem 20 grudnia 1944 roku sytuacja w pasie natarcia 6 Armii Pancernej wyglądała już bardzo źle – Z posiadanych w linii jednostek gros tkwiło w klinczu zaledwie kilka kilometrów od pozycji wyjściowych, a wysunięte daleko na zachód jednostki należące do 1 Dywizji Pancernej SS utknęły walcząc o przetrwanie, a nie o błyskawiczne osiągnięcie mostów na Mozie. Mimo oczywistych minusów sytuacji operacyjnej armii „Seppa” Dietricha wynikających z dramatycznie wąskiego pasa przełamania nie udało się zupełnie rozproszyć wysiłków amerykańskiej obrony poprzez natarcia pozostałych związków armii. Po niepowodzeniach pod Wahlerscheid i w rejonie Monschau jeszcze 18 grudnia 1944 roku w rejonie Höfen 753 Pułk należący do 326 Dywizji Grenadierów Ludowych Käschnera podjął ostatnią już próbę ofensywną na tym odcinku frontu. Grenadierzy wspierani przez działa szturmowe zdołali wedrzeć się do wsi, ale ponieśli przy tym ciężkie straty, a amerykańska artyleria skutecznym ogniem uniemożliwiła dotarcie do osiągniętej pozycji jakichkolwiek posiłków, których Käschner i tak miał bardzo niewiele. Rano amerykański kontratak wyparł Niemców z Höfen biorąc przy tym pięćdziesięciu trzech jeńców. Porażka ta wyznacza kres niemieckich ataków w tym rejonie, gdyż 326 Dywizja Grenadierów Ludowych tracąc łącznie 553 poległych całkiem wyczerpała swoje zdolności ofensywne. Jeszcze cięższym ciosem była jednak rezygnacja z planowanego natarcia 15 Armii, które miało odciążyć oddziały Dietricha. Decyzja ta – podjęta osobiście przez Hitlera – stanowiła kolejny symptom obumierania szans na realizację pierwotnego planu działania, czyli przedarciu się przez Mozę ku Antwerpii, ale przede wszystkim, pozostawiała dowództwu amerykańskiemu swobodę działania w kwestii użycia potężnych rezerw zgrupowanych w rejonie Aachen. Pozostawienie w spokoju tych sił pozwoliło na szybki transfer na pole bitwy mimo operacyjnego zaskoczenia licznych jednostek, które miały w najbliższych dniach jeszcze bardziej skomplikować położenie sił Grupy Armii „B”. Na razie jeszcze położenie 6 Armii Pancernej było trudne, ale jeszcze nie beznadziejne – pytanie brzmiało na ile dowódcy niemieccy byli w stanie przyswoić sobie treść dotychczasowych brutalnych lekcji. Na razie w sztabach I Korpusu Pancernego SS i 6 Armii Pancernej panował urzędowy optymizm – sporządzane tego dnia raporty utrzymane był tonie bardzo pozytywnym, co siłą rzeczy musiało zaciemniać sztabowi Grupy Armii „B” prawdziwy obraz sytuacji. Rano informowano o odbiciu przez Dywizję „Leibstandarte” Stavelot wieczorem poprzedniego dnia, jednocześnie informując o postępach Dywizji Pancernej „Hohenstaufen” na kierunku Vielsalm. Po południu informowano dalszych sukcesach – o natarciu 3 Dywizji Grenadierów Pancernych na Elsenborn po opanowaniu Krinkelt, a także o zdobyciu siłami 12 Dywizji Engela Wirtzfeld przy ciężkich stratach przeciwnika. Raporty stwierdzały także wzięcie do niewoli 5000 jeńców i zniszczenie 57 czołgów i niszczycieli czołgów. W istocie rzeczywista sytuacja sił niemieckich była zupełnie inna i dopiero wieczorem sprostowano część podanych informacji – przede wszystkim ustalono, że Stavelot jest jednak w rękach amerykańskich, a 12 Dywizja Pancerna SS przygotowuje kolejne natarcie[ix]. Widać jak na dłoni, że sztab 6 Armii Pancernej w zasadzie nie posiadał realnej wiedzy na temat rozwoju sytuacji, ale także położenia i aktywności podległych sobie sił.


Jeniec z jednej z dywizji SS w amerykańskich rękach.

Noc z 20 na 21 grudnia 1944 roku nie przyniosła jednak wiele refleksji nad goryczą dwóch dotychczasowych porażek Dywizji „Hitlerjugend”. Na kolejny dzień bitwy zaplanowano po prostu kontynuowanie dotychczasowych działań, co oznaczało ni mniej ni więcej, tylko przygotowanie kolejnego uderzenia 12 Dywizji Pancernej SS w kierunku Bütgenbach, wspieranego przez pozostałe jednostki I Korpusu Pancernego SS na pomocniczych kierunkach. Należy w tym miejscu wskazać na jedną kluczowa kwestię – ukończenie koncentracji batalionu czołgów Jürgensena nie wzmocniło istotnie Dywizji „Hitlerjugend”, gdyż klęska poniesiona poprzedniej nocy w znacznym stopniu zredukowała potencjał 560 Oddziału Niszczycieli Czołgów i przyniosła poważne straty piechocie[x]. Zatem w brew jakimkolwiek regułom prowadzenia działań bojowych Hugo Kraas zdecydował się użyć tych samych jednostek do osiągnięcie tego samego celu wobec tego samego przeciwnika. Spychanie całej odpowiedzialności na Kraasa nie wyczerpuje jednak zagadnienia, choć niewątpliwie powinien był on poruszyć tę kwestię. Kompletnie zawalił sprawę sztab korpusu, który w ciągu 24 godzin nie był w stanie sporządzić jakiegokolwiek „autorskiego” planu działania uwzględniającego zmieniająca się sytuację, ale także sztab 6 Armii Pancernej, który z niewiadomych powodów uparł się na stoczenie bitwy swymi głównymi siłami w zupełnie nieistotnym obszarze, który należało po prostu ominąć. Jakby nie oceniać niemieckich decyzji, karty zostały rozdane i Kraas polecił przeprowadzić kolejne nocne natarcie w trosce o skuteczność amerykańskiej artylerii polowej w świetle dnia, choć jako artylerzysta powinien był wiedzieć, że przeciwnik jego dywizji jest już doskonale wstrzelany w teren i pod tym względem pora doby nie ma żadnego znaczenia. Doceniając siłę amerykańskiej pozycji w „Dom B” tym razem główny wysiłek Dywizji „Hitlerjugend” miał skoncentrować się na bezpośrednim natarciu na Bütgenbach przez wzgórze 575. Grupa przełamująca dowodzona przez Kuhlmanna składała się z III batalionu 25 Pułku grenadierów Pancernych SS kapitana Brücknera, poprzedzającego batalion czołgów Jürgensena i dwie kompanie 560 Oddziału Niszczycieli Stregera. Pojazdy pancerne bezpośrednio osłaniać miał batalion Urabla, a w drugim rzucie planowano użyć I batalion 26 Pułku Grenadierów Pancernych SS Heina z kompania dział pancernych. Zgrupowanie to miało nacierać po lewej stronie traktu wiodącego z Morschheck przez Wzgórze 613 ku Bütgenbach. Po prawej stronie szlaku posuwać się miały jeszcze II batalion 26 Pułku Grenadierów Pancernych SS Hauschilda i 12 Batalion Przeciwpancerny SS Brockschmidta.


Amerykańscy żołnierze wśród zabudowań "Dom B".

Natarcie zaplanowane na godzinę 03.30 nie odbyło się o przewidzianym czasie – na pozycje wyjściowe nie przybył batalion Hauschilda, co spowodowało przełożenie rozpoczęcia uderzenia na godzinę 04.30. Gdy po godzinie oczekiwania brakujący batalion grenadierów pancernych SS nadal się nie pojawił Kraas podjął chyba najbardziej zadziwiającą decyzję w czasie całej operacji – powiadomił swych podkomendnych o całkowitej zmianie planów i polecił rozpoczęcie natarcia na „Dom B” z dwóch kierunków, czyli dokładnie tak samo, jak poprzedniej nocy[xi]. Hauschild przybył ze swymi ludźmi dopiero o 06.00 rano i po ukończeniu ostatnich przygotowań związanych z wyznaczeniem starych/nowych celów po upływie około 45 minut przemówiła niemiecka artyleria, która rozpoczęła przygotowanie ogniowe. Pociski z dział i rakiety wystrzeliwane przez Nebelwerfery faktycznie uczyniły sporo szczerb w amerykańskim systemie obrony, ale gdy główne siły „Hitlerjugend” ruszyły w końcu do ataku, uczyniły to w pełny świetle dnia i amerykańska odpowiedź okazała się dosłownie miażdżąca. Do walki włączyło się łącznie dziesięć amerykańskich batalionów artylerii należących do wszystkich trzech broniących frontu dywizji piechoty. Z trudem brnący przez mokrą breję pól grenadierzy pancerni SS niemal natychmiast zalegli otoczeni przez dziesiątki wybuchów generujących nieprawdopodobną wprost ilość tnących powietrze odłamków. Do przodu próbowały ruszyć pojazdy pancerne, ale ich natarcie bez osłaniającej piechoty skazane było na klęskę. Z niemieckich pozycji wyjściowych nawet nie było widać „Domu B” – znajdował się całkowicie w martwym punkcie i załogi czołgów musiały najpierw wyminąć pas zalesionego terenu, który skrywał amerykańskie stanowiska. Prące naprzód czołgi jeden po drugim wypadały z akcji trafiane pociskami artylerii polowej i przeciwpancernej, aż wreszcie natarcie pancerne załamało się i przerzedzone kompanie odeszły na pozycje wyjściowe pozostawiając w tym przedsionku piekła szereg rozbitych i unieruchomionych wozów. Choć wynik bitwy został przesądzony w zasadzie w ciągu pierwszej godziny starcia, Kraas aż do południa usiłował ponawiać ataki, zanim uznał swoją porażkę. Do tego momentu amerykańskie działa wystrzeliły na przedpole pozycji obronnej „Dom B” nieco ponad 10 000 pocisków i to był kluczowy element starcia, w którym „Wielka Czerwona Jedynka” kolejny raz skutecznie powstrzymała niemieckich pancerniaków, którzy po raz trzeci na przestrzeni kilku dni obficie zasłali swymi martwymi ciałami przedpole amerykańskich pozycji obronnych. Nie był to jednak koniec niemieckich niepowodzeń tego dnia[xii].


Wraki niemieckich pojazdów "Jagdpanther" na przedpolach Bütgenbach.

 Kilkanaście kilometrów na zachód od pola bitwy pod Bütgenbach, w rejonie opanowanego przez KG „Peiper” Ligneuville zebrała się 21 grudnia 150 Brygada Otto Skorzenego. W związku z ogólną sytuacją Skorzeny zwrócił się z prośbą użycia swych ludzi jako konwencjonalnej jednostki bojowej i teraz otrzymał kluczowe zadanie opanowania Malmedy, by wesprzeć wysiłki 6 Armii Pancernej zmierzające do odtworzenia komunikacji z odciętą w zasadzie 1 Dywizją Pancerną SS. Dowódca 150 Brygady zwany czasem „Gladiatorem Hitlera” nie miał żadnego doświadczenia w dowodzeniu tak dużym związkiem, ani tez nie posiadał adekwatnego sztabu, więc nawet tak proste przedsięwzięcie, jak koncentracja sił brygady w jednym miejscu nastręczała mu poważne trudności. W Ligneuville zebrały się oddziały tworzące Kampfgruppe X kapitana SS Adriana von Fölkersama i Kampfgruppe Y kapitana Scherffa. W sumie stanowiło to ekwiwalent dwóch niepełnych batalionów wzmocnionych sześcioma działami szturmowymi StuG i sześcioma czołgami praktycznie bez artylerii polowej[xiii]. Skorzeny planując atak na Malmedy bazował na raporcie jednego z jego patroli, który wtargnął do miejscowości 17 grudnia i stwierdził, że obsadę stanowi grupka saperów. Postanowił zatem uderzyć siłami KG Y w nocnych ciemnościach od wschodu, a następnie siłami KG X w stronę skrzyżowania dróg N 32 i N 23 od wschodu. Tymczasem w Malmedy i na podejściach do miejscowości wieczorem 20 grudnia 1944 roku znajdowały się oddziały 1 i 3 batalionu 120 Pułku Piechoty USA, 99 Samodzielnego Batalionu Piechoty, Kompania „B” 526 Batalionu Piechoty Zmechanizowanej, dwie kompanie niszczycieli czołgów i większość 291 Batalionu Inżynieryjnego. Jakby tego było mało – obsadzie Malmedy w każdej chwili wsparcia ogniowego udzielić mogło aż sześć batalionów artylerii, zatem porównanie sił i środków obu stron już na wstępie wskazuje na całkowitą niezdolność 150 Brygady do wykonania powierzonego jej zadania.


Jeden ze StuG-ów Skorzenego ucharakteryzowany na pojazd amerykański.

Grupa Scherffa rozpoczęła natarcie zgodnie z planem, ale została kompletnie zaskoczona w marszu ku zabudowaniom Malmedy napotkaniem okopanego przeciwnika, którym okazała się być kompania Kompania „Bravo” 1 batalionu 120 Pułku Piechoty USA. Niemiecki atak napotkał najpierw na pole minowe, a następnie na huraganowy ogień artylerii, który na tyle przetrzebił siły obu posiadanych kompanii piechoty, że do wschodu słońca Niemcy wycofali się na pozycje wyjściowe tracąc także dwa działa szturmowe. Atak Grupy von Fölkersama rozpoczęty krótko przed godziną siódmą miał równie dramatyczny dla uczestników przebieg – początkowo zaskoczeni Amerykanie cofnęli się nieco, opierając obronę o brzeg rzeczki Warche, ale tam natarcie utknęło ostatecznie. Wprawdzie jedna z „Panter” zdołała nawet przejechać przez most na rzece, ale przewaga w sile ognia sił amerykańskich dosłownie wgniotła w ziemię żołnierzy KG X, którzy  ustąpili tracąc ponad 150 ludzi i cztery czołgi. Pobici Niemcy z rannym dowódcą spłynęli zatem z powrotem w głębokiej konfuzji do Ligneuville i tylko pasywności amerykańskiego zgrupowania zawdzięczać mogli wyjście cało z bitwy – gdyby Amerykanie choć częścią swych sił przeszli do pościgu, los Brygady zostałby przesądzony.


Otto Skorzeny - jeden z pupilów Hitlera.

6 Armia Pancerna ponosiła porażkę za porażką – jasnym było, że natarcia wzdłuż zaplanowanych pierwotnie ku Mozie tras nie da się już pobudzić. Amerykańska obrona okrzepła, a niemieckie uderzenia mierzone na oślep nie potrafiły sobie z nią poradzić. Nieco na północ od Malmedy dopełniał się w efekcie los grupy spadochroniarzy pułkownika von der Heydte, który zdołał zebrać tylko część swych ludzi w rejonie skrzyżowania dróg w Baraque Michel. Dawno minął termin przybycia czołgów 12 Dywizji Pancernej SS i 19 grudnia von der Heydte pozbierał swych ludzi, by przebić się do swoich gdzieś na wschód od skrzyżowania – własnych rannych i kontuzjowanych pozostawiono na miejscu wraz z amerykańskimi jeńcami i licząca około kilkuset ludzi grupka spadochroniarzy rozpoczęła ostrożne i powolne przemykanie lasami. Już 20 grudnia niemieccy strzelcy spadochronowi natknęli się na oddział amerykańskiej piechoty i po krótkiej wymianie ognia musieli zawrócić z drogi i ponownie zapaść w lasy. Teraz, czując zaciskającą się pętle von der Heydte rozwiązał swój oddział polecając swym ludziom grupkami przedzierać się na wschód – co zaskakujące, sztuka ta udała się w sumie około 150 ludziom. Sam von der Heydte zdołał 22 grudnia dotrzeć do opłotków miasteczka Monschau mając nadzieję, że jest ono w niemieckich rękach, ale 326 Dywizja Grenadierów Ludowych nie zdziałała tutaj wiele i niemiecki podpułkownik w stanie krańcowego wyczerpania nie mając już sił na dalsza wędrówkę po prostu oddał się w ręce amerykańskich żołnierzy[xiv]. Operacja „Greif” – jak wszystkie dotychczasowe przedsięwzięcia w pasie 6 Armii Pancernej - zakończyła się kompletnym fiaskiem.


Niemieccy strzelcy spadochronowi - tylko niewielu uczestnikom Operacji "Greif" udało się ocaleć.

W tych warunkach należało podjąć jakieś decyzje i faktycznie postanowiono przejść w pasie I Korpusu Pancernego SS do obrony. Trzeba było teraz jakoś wyciągnąć z tarapatów oddziały 1 Dywizji Pancernej SS, na co dowództwo 6 Armii Pancernej nie miało w zasadzie żadnego pomysłu, wesprzeć działania sił 5 Armii Pancernej – wciąż notującej sukcesy w swym pasie działania, ale także zbudować pas obrony mający osłaniać dokonany dotychczas przez Grupę Armii „B” wyłom w alianckich liniach. Bardzo trudno jest wskazać w tym miejscu jakie dokładnie zamiary miał sztab 6 Armii Pancernej, który jeszcze 20 grudnia zdawał sobie sprawę z topniejących jak wiosenny śnieg szansach na osiągnięcie Mozy i poufnie pytał dowództwo Grupy Armii „B” o możliwość przejścia swymi siłami do realizacji „Szlemika”, na co jednak Model i Krebs nie mogli się zgodzić. W odróżnieniu od „Seppa” Dietricha znacznie lepiej orientowali się w sytuacji operacyjnej Grupy Armii „B”, dostrzegając konieczność zupełnego „przeprojektowania” planu ofensywy, której nawet na tym etapie nie uważali jeszcze za przegraną. Przede wszystkim w chwili skierowania do walki gros II Korpusu Pancernego SS w masywie Ardenów nie istniała realna możliwość przygotowania dostatecznie silnego uderzenia  w pasie 15 Armii, który to projekt zresztą – jak wiemy - wkrótce całkowicie zarzucono. Wraz z ruchem amerykańskich rezerw z rejonu Hürtgenwald – Aachen pierwotny plan „Szlemika” po prostu tracił jakikolwiek sens, gdyż musiałby się sprowadzać do czołowego natarcia 6 Armii Pancernej wprost na północ, na główne siły nieprzyjaciela w bardzo niesprzyjających warunkach i przy faktycznej znacznej przewadze wroga. Feldmarszałek Model z typową dla siebie elastycznością porzucił nieaktualne rozwiązanie i pragnął przede wszystkim wykorzystać te atuty, które jeszcze posiadał. Ewidentnie dojrzewała w nim myśl o tym, by w sytuacji szybkiego przyrostu sił nieprzyjaciela stawiającego coraz potężniejszy opór stoczyć zupełnie inny rodzaj bitwy – skupić się na eliminacji kolejnych zgrupowań wroga poczynając od oczyszczenia głównych ciągów komunikacyjnych w osi wschód-zachód, by doprowadzić do istotnego przełomu w postaci zniszczenia sił wroga, rozlokowanych na wschód Mozy, co oznaczało znaczne skrócenie pasa natarcia Grupy Armii. W tych warunkach 12 Dywizja Pancerna SS miała zostać zluzowana w całości pod Bütgenbach przez 12 Dywizję Grenadierów Ludowych Engela i skoncentrować się za budowanym teraz frontem obronnym, w rejonie Moderscheid i Born, czyli w miejscu, przez które wciąż przemieszczały się oddziały 9 Dywizji Pancernej SS „Hohenstaufen”. Z oczywistych powodów sztab Grupy Armii „B” nie mógł wprost wyrazić swych zamiarów operacyjnych, ale upór z jakim 12 Dywizja Pancerna SS biła głową w mur pod „Dom B” wskazuje, że ani Dietrich, ani Kraemer nie rozumieli zupełnie intencji Feldmarszałka Modela i być może próbowali „siłowo” przeforsować rezygnację ze „Szlema” na rzecz „Szlemika”[xv], przy czym zamiar dowódcy Grupy Armii stawał się całkiem czytelny w chwili skierowania 2 Dywizji Pancernej SS „Das Reich” w pas działania 5 Armii Pancernej.

Bez względu na ocenę sytuacji dokonaną w sztabie Grupy Armii „B” 6 Armia Pancerna nie zamierzała rezygnować z wyjścia z impasu, więc Kraas otrzymał polecenie przerzucenia na południe sił swej dywizji z wyłączeniem jej grupy pancernej, której polecono przy wsparciu przybywających oddziałów 12 Dywizji Grenadierów Ludowych podjęcie kolejnego ataku na „Dom B”.


Droga do Büligen usłana wrakami pojazdów dywizji "Hitlerjugend" zepchniętymi na pobocze.

Ponieważ dywizja Engela nie dysponowała już zbyt wielkim potencjałem ofensywnym Kraas postanowił zatrzymać także III Batalion Urabla jako wsparcie dla czołgów Jürgensena i wzmocnić tak skomponowaną grupę szturmową kompanią pionierów pancernych SS dowodzona przez podporucznika SS Betza. Niemieckie natarcie zaczęło się przed siódma rano 22 grudnia 1944 roku i skierowało z Schoppen wprost na Bütgenbach. Niemieckie czołgi wraz z grenadierami pancernymi zmiażdżyły kompanię „A” na jej stanowiskach obronnych utrzymywanych do ostatka, by około godziny 09.00 wedrzeć się do wsi będącej celem ataku, gdzie desperacki opór stawiła im kolejna amerykańska kompania piechoty. Wydawało się, że tym razem płacące ciężką daninę krwi oddziały „Hitlerjugend” osiągną wreszcie swój cel, ale w kulminacyjnym momencie starcia Amerykanie trafili czołg, w którym kierowali walką Jürgensen i Urabl. Obaj odnieśli poważne obrażenia i zostali ewakuowani z pola walki, a od tego momentu niemiecką kolumną szturmową nikt już nie dowodził. Oddziały grenadierów ludowych Engela zaangażowały się bez reszty w kolejny atak na „Dom B” i nie były w stanie udzielić swym kolegom w Bütgenbach niezbędnego wsparcia, więc natarcie utknęło. Ostatecznie, Amerykanie przeprowadzili silny kontratak, który wyparł oddziały niemieckie z osiągniętych pozycji, a huraganowy ogień artylerii uniemożliwił powtórzenie szturmu. Amerykańska reduta pozostała niezdobyta.

Powtarzane z uporem ataki na pozycje amerykańskiej 1 Dywizji Piechoty przyniosły obu stronom bardzo ciężkie straty. 26 Pułk Piechoty USA stracił w rejonie „Dom B” równo pięciuset żołnierzy – 13 oficerów i 487 podoficerów i szeregowych. Duże były także straty w sprzęcie – tylko 745 Batalion Czołgów stracił 22 „Shermany”, a łączne straty amerykańskich oddziałów uwikłanych w bitwę z niemieckim I Korpusem Pancernym SS wyniosły około 5000 żołnierzy. Po drugiej stronie linii frontu sytuacja wyglądała jeszcze gorzej – 12 Dywizja Pancerna SS straciła jak dotychczas 568 poległych, a 12 Dywizja Grenadierów Ludowych aż 753. Przerażające były straty w sprzęcie, gdyż „Hitlerjugend” straciła około połowy swych pojazdów pancernych, z których część można było wprawdzie ściągnąć z pobojowiska i naprawić, ale nie stanowiło to wielkiej pociechy biorąc pod uwagę poziom strat wśród załóg i kadry oficerskiej[xvi]. Osiągnięte przez oddziały niemieckie pozycje położone dosłownie kilka kilometrów od pozycji wyjściowych ofensywy, będące niemym świadectwem klęski I Korpusu Pancernego SS, stały się teraz nowa rubieżą obronną, a nadzór nad odcinkiem objął sztab LXVII Korpusu Armijnego, który kontrolował od północy patrząc 326, 277, 12 Dywizje Grenadierów Ludowych, a także 3 Dywizje Grenadierów Pancernych i 3 Dywizję Strzelców Spadochronowych, z których to jednostek tylko dwie ostatnie nadawały się do działań ofensywnych. Bittrich oddał dowodzenie nad I Korpusem Pancernym SS zredukowanym obecnie do jednej, poharatanej 12 Dywizji Pancernej SS „Hitlerjugend”, gdyż Dywizja „Leibstandarte” dalej tkwiła daleko na zachód, w rejonie La Gleize – Stavelot. Zwycięzca spod Arnhem ponownie obejmował II Korpus Pancerny SS, który miał nadal do odegrania ważna rolę w planach Feldmarszałka Modela, stanowiąc teraz główna siłę ofensywną północnego ramienia ofensywy. Amerykanie, którzy konsekwentnie wzmacniali swój rygiel obronny obsadzali linię siłami 1, 2, 9 i 99 Dywizji Piechoty z bardzo silnym wsparciem artyleryjskim i czuli się panami sytuacji – zresztą zupełnie zasłużenie. Stoczona  w rejonie Bütgenbach bitwa była mimo wszystko dla wszystkich jej uczestników ogromnie traumatycznym doświadczeniem. Amerykańscy żołnierze i oficerowie byli zdumieni siła i rozmachem niemieckiego uderzenia - które było przecież totalną niespodzianką – a które udało się powstrzymać na tym odcinku tylko z najwyższym trudem, kosztem olbrzymich ofiar i przede wszystkim dzięki wspaniale strzelającej artylerii polowej. Dziś, po wielu latach niewielu historyków przypomina, że pod względem moralnym oddziały amerykańskie były o dosłownie centymetry od załamania. Dość powiedzieć, że rozumiejąc stan psychiczny żołnierzy zmuszonych do desperackiej obrony dowództwo zgrupowania zakazało użycia słowa „odwrót” podczas wycofywania się na Grzbiet Elsenborn – do tego stopnia szkoloną i przygotowywaną przede wszystkim do działań ofensywnych armię zaskoczyła konieczność przejścia do obrony.


Amerykańska haubica w akcji.

Także Niemcy przygotowując teraz pozycje obronne i „liżąc rany” byli bardzo zaskoczeni postawą przeciwnika – mimo wyczuwalnej przewagi w pierwszych godzinach i dniach bitwy napotkali wbrew własnej propagandzie przeciwnika dobrze wyszkolonego i zdeterminowanego w większości przypadków, by utrzymać powierzone mu pozycje obronne. Te były często bronione do ostatka i choć w niektórych punktach zaskoczony wróg łatwo wpadał w panikę i poddawał się, lub uciekał – z godziny na godzinę przybywało jednostek walecznych i nieustępliwych. Jeszcze większym ciosem była ujawniona potęga amerykańskiej artylerii, która odegrała kluczową rolę w powstrzymywaniu niemieckich natarć podczas bitwy. Wprawdzie w dużej mierze umożliwili to sami Niemcy[xvii], ale natężenie ognia artyleryjskiego przekraczało wszystko, co mógł sobie wyobrazić statystyczny rekrut, przybyły do uczestniczących w bitwie w charakterze uzupełnień przed ofensywą. Jak się zatem okazało nawet bez wsparcia lotniczego oddziały amerykańskie dysponowały porażającą siłą ognia, która budziła uzasadnioną grozę. W rzeczy samej – nic nie przebiegało na polu bitwy 6 Armii Pancernej tak, jak sobie to założono, a już po wojnie generał von Manteufel poddał dowodzenie swego kolegi – Dietricha – niebywale ostrej krytyce, słusznie zauważając kompletne zagubienie w procesie decyzyjnym, skutkujące utratą z pola widzenia priorytetów na rzecz wyczerpujących i kosztujących bezcenny czas starć z przeciwnikiem, którego należało po prostu ominąć.



[i] Trudno powiedzieć w jakim stopniu na decyzje dowódcy I Korpusu Pancernego SS wpływał dowódca 12 Dywizji Pancernej SS „Hitlerjugend” swoją oceną sytuacji, ale wiele wskazuje, że ogromne rozczarowanie jakim było zablokowanie ruchu drugiej z dywizji pancernych SS w pasie przełamania 6 Armii Pancernej wpłynęło nie tylko deprymująco na zaangażowane sztaby, ale także wywołało dziwaczny upór w zamiarze przebicia się siłą na szlak „Rollbahn-B”. Zagadnienia tego nie wyjaśniają w dostateczny sposób zeznania składane po wojnie przed Aliantami – te pełne są prób spychania odpowiedzialności za niepowodzenia na innych, ale także zupełnie życzeniowego rodzaju myślenia, zupełnie nie przystającego do sytuacji na ówczesnym polu bitwy. Uwaga Autora

[ii] Dwa bataliony 9 Pułku Grenadierów Pancernych. Uwaga Autora

[iii][iii] M. Reynolds w „”Ludziach ze Stali” przypisuje te akcję 12 Pancernemu Batalionowi Rozpoznawczemu SS Bremera, co jednak niekoniecznie jest słusznym wnioskiem. W Morscheck od wielu godzin przebywali żołnierze 3 Dywizji Grenadierów Pancernych i to zapewne oni prowadzili rozpoznanie, a nie ludzie Bremera, którzy po przybyciu w rejon koncentracji „Hitlerjugend” raczej nie prowadzili żadnych aktywnych działań, w każdym razie nic takiego nie wynika z niemieckich źródeł. Uwaga Autora

[iv] Co było w zasadzie założeniem prawdziwym – obie dywizje do zmierzchu 19 grudnia poniosły bardzo poważne straty. Uwaga Autora

[v] Pojawienie się kolejnych setek pojazdów w pasie działania 6 Armii Pancernej do prowadziło do jeszcze większego zużycia dróg, pomijając zwykły fakt „zapchania” poszczególnych kluczowych ciągów komunikacyjnych, co skutecznie uniemożliwiało manewr siłami. Gdyby zgodnie z życzeniem dowództwa poszczególne jednostki przemieszczały się sprawnie i szybko problem ten nie miałby takiego rozmiaru, ale jak widać po „szybkości” przemarszów obu dywizji tworzących pierwotnie II Korpus Pancerny SS w zasadzie pozbawionych zapasów paliwa z winy kwatermistrzostwa wojsk polowych SS duża cześć sił w teorii zdolnych do odegrania kluczowej roli w podtrzymaniu siły i tempa natarcia przez kolejne dni w zasadzie nie wzięła udziału w walce, a jedynie swoją obecnością potęgowała kryzys logistyczny. Trudno jedynie zrozumieć dlaczego sztab Grupy Armii „B” widząc rzecz jasna z bliska nieporadność sztabu 6 Armii Pancernej zdecydował się pozostawić pod jego kontrolą elementy II Korpusu Pancernego SS. Jedynym logicznym wyjaśnieniem zdaje się być obawa przed przeciążeniem pracą sztabu 5 Armii Pancernej, toczącej wówczas swoją własną bitwę na dwóch osobnych kierunkach operacyjnych. W każdym razie widać wyraźnie wizję wzmocnienia centrum pasa natarcia Grupy Armii „B”, kosztem jej prawego skrzydła. Nie jest jasnym też, na ile sztab Grupy Armii był poinformowany o zamiarach Bittricha i Priessa w kwestii dalszego natarcia na zachód. Uwaga Autora

[vi] Użycie właściwej taktyki w danych okolicznościach było stałą bolączką oddziałów pancernych Waffen-SS w czasie działań ofensywnych na Froncie Zachodnim. Większość tych jednostek zdobyła spore bojowe doświadczenie na Wschodzie, gdzie nocne, zaskakujące ataki na oddziały sowieckie często przynosiły pożądany skutek i tym samym weszły do stałego repertuaru działań. Na Zachodzie jeszcze w Normandii 12 Dywizja Pancerna SS próbowała podobnych rozwiązań z raczej marnym skutkiem, dziwi zatem upór z jakim starano się stosować ten w sumie trudny manewr na polu walki – trudny, bo wymagający świetnej koordynacji i perfekcyjnego rozpoznania – ale to nie jedyne tego typu zachowanie wskazujące na upór płynący wprost z niedostatecznego wyszkolenia taktycznego. Elementarną bowiem zasadą działania niemieckiej broni pancernej w obliczu silnego oporu wroga było stosowanie manewru dającego jak najkorzystniejszą pod względem taktycznym pozycję podczas boju. Tymczasem dowódcy pancerni Waffen-SS często ograniczali się do gwałtownych frontalnych ataków, które generowały niezmiennie spore straty własne w przypadku właściwego przygotowania pozycji obronnych przez przeciwnika i oczywiście – prezentowania dostatecznie wysokiego ducha walki. Uwaga Autora

[vii] W zasadzie każdy opis starcia mającego miejsce w nocy z 19 na 20 grudnia 1944 roku w rejonie „Dom B” bardzo się od siebie różni – w zależności od źródła na którym się opiera. Co do jednego autorzy tacy jak Reynolds, Bergström czy Vannoy/Karamales są zgodni – natarcie było kosztowną i kompletną klapą. Uwaga Autora

[viii] Hugh M. Cole, „The Ardennes – Battle oft he Bulge“, Center of Military History United States Army, Waszyngton 1993, str. 122-123.

[ix] Wgląd w treść raportów na podstawie Hubert Mayer, „The 12 SS. The History of the Hitler Youth Panzer Divison“

[x] Ocenia się tylko liczbę poległych w tych walkach na około setkę ludzi. Taką liczbę ciał poległych Niemców wskazuje raport 26 Pułku Piechoty USA sporządzony po walce.

[xi] Jak wskazuje Michael Reynolds w „Ludziach ze Stali” (str. 164), należało po prostu zastąpić brakujący batalion oddziałem z drugiego rzutu.

[xii] Hugo Kraas zdawał sobie sprawę z własnej odpowiedzialności za tak fatalny dla jego dywizji przebieg bitwy, ale do śmierci nie wyjaśnił w przekonujący sposób podejmowanych wówczas decyzji. Nie zrobił tego także w swej pracy kronikarz Dywizji „Hitlerjugend”, czyli Hubert Mayer. Uwaga Autora

[xiii] Jeden „Sherman” i pięć ucharakteryzowanych na pojazdy amerykańskie czołgów Pz V „Panther”. Uwaga Autora

[xiv] Christer Bergström, „Ardeny 1944-1945”, Oświęcim 2017, str. 254

[xv] W ówczesnej sytuacji nie istnieje żadne inne uzasadnienie dla atakowania wprost na północ siłami ówcześnie dowodzonymi przez Bittricha. Uwaga Autora

[xvi] Jürgensen zmarł nazajutrz po swej ostatniej walce z odniesionych ran. Jego los podzieliło wielu podwładnych i na dzień 23 grudnia 1944 ani zbiorczy batalion czołgów, ani 560 Oddział Ciężkich Niszczycieli Czołgów Stregera nie nadawał się do walki. Uwaga Autora

[xvii] Nawet na poziomie dowódcy kompanii, lub plutonu wiele decyzji podejmowanych na szczeblu sztabu dywizji, czy korpusu pozostawało dla najbardziej doświadczonych żołnierzy całkowitą i niewyjaśnialną zagadką, stojącą w całkowitej sprzeczności z ich dotychczasową praktyka bojową i nabytym w wielu krwawych starciach doświadczeniem.

Komentarze

Popularne posty