"Ardeny 1944-1945". Ostatni Poker Hitlera? Część VII

 




VII. Punkt kulminacyjny

 

1.   „Kocioł”

Dzień 19 grudnia 1944 roku miał wszystko zmienić na odcinku działania sił Dywizji „Leibstandarte” – przede wszystkim, istotne było to, która strona wreszcie opanuje narastający bałagan i zorganizuje jako pierwsza funkcjonujący aparat dowodzenia. Z pewnością znacznie dalej od tego celu od swych amerykańskich oponentów znajdowały się struktury 6 Armii Pancernej, które na każdym szczeblu – dywizyjnym, korpuśnym i wreszcie sztabu całej armii z najwyższym trudem były w stanie koordynować posunięcia swych pododdziałów bojowych. Bałagan ten wkrótce przełożył się bezpośrednio na wynik rozpoczynającej się właśnie kolejnej rundy starć pod Stavelot.

Wilhelm Mohnke – dotąd raczej bierny obserwator prawidłowo odgadł znaczenie Stavelot i kontroli nad tą okolicą dla zdolności kontynuowania jakichkolwiek działań w kierunku Mozy. Od rana też gorączkowo organizował siłę zdolną do odzyskania miasteczka, a przede wszystkim udrożnienia mostu. Jego próby skoncentrowania odpowiednio dużych sił do przeciwuderzenia skutecznie jednak zniweczyły dwa czynniki – czasu i odległości. W wizji dowódcy „Leibstandarte” do decydującej walki stanąć miały 6 i 7 kompanie czołgów SS, które w nocy uzupełniły paliwo w Wanne, w osłonie kilku plutonów spadochroniarzy i pionierów pancernych SS, ale przede wszystkim także dwa bataliony grenadierów pancernych SS grupy dr Rudolfa Sandiga, dysponujące także wsparciem I Batalionu Artylerii SS, wszystkich odprysków z Kampfgruppe „Knittel” i Kampfgruppe „Peiper” zebranych po drodze i jak się wydaje także sił Kampfgruppe „Hansen”, która po stracie całego dnia w Recht, wyruszyła także w stronę Wanne. Być może obraz działań niemieckich prowadzonych w dniu 19 grudnia 1944 ku byłby zupełnie inny, gdyby „Willy” Mohnke pofatygował się w stronę pola walki osobiście i przejął nadzór nad realizacją kluczowego zadania, czyli odzyskania przeprawy przez Ambleuve w Stavelot[i]. Nie zrobił tego, ani tez nie wyznaczył nikogo do koordynowania wysiłków poszczególnych elementów dywizji, choć wielokrotnie kontaktował się drogą radiową z kolejnymi dowódcami zgrupowań i kompanii popędzając ich do działania i oczekując natychmiastowych wyników. Był to doskonały przepis na chaos.

Ostatnia faza marszu KG "Peiper" ku Mozie. Szkic z pracy M. Reynoldsa "Men of Steel".

Przede wszystkim, w operacji uderzenia na Stavelot nie wzięła w ogóle potężna grupa Hansena, której pokonanie połowy dystansu dzielącego Recht od Wanne zajęło kilkanaście godzin. Opuszczając Recht grenadierzy Hansena nie przekazywali nikomu swoich pozycji, ponieważ na front nadal nie dotarły czołowe elementy 9 Dywizji Pancernej SS Staedlera. Jedynymi oddziałami niemieckimi, które o poranku zajęły pozycje wyjściowe do ataku było pięć Pz IV z 6 i 7 kompanii, wspartych spadochroniarzami. Niemcy bez oporu ponownie weszli do południowo-wschodniej części miasta, ale na podejściach do mostu napotkali ścianę ognia – spadochroniarze zostali przygwożdżeni do ziemi silnym ogniem moździerzy, co gorsza do walki włączyły się amerykańskie niszczyciele czołgów. W sumie atak z marszu okazał się kompletną klapą – niemieccy czołgiści szybko doszli do wniosku, że mają do czynienia z przeważającym przeciwnikiem i wycofali się poza strefę ognia obrońców, pociągając za sobą także piechotę. Dopiero po kilku godzinach do grupy dotarło pierwsze wsparcie – chodziło o czołgi z Batalionu Czołgów Ciężkich w których także uzupełniono paliwo, oraz o kilka plutonów pionierów pancernych i żołnierzy z batalionu Knittela. Rozpoczęty o 13.00 atak był równie źle przygotowany jak poprzedni – Nikt nie koordynował działań poszczególnych elementów zgrupowania, a plan ataku sprowadzał się do próby frontalnego wybicia dziury w amerykańskiej obronie przez prowadzący kolumnę czołg typu „Tygrys”, za którym podążały pozostałe człony kolumny. Niemcy nie przeprowadzili właściwie żadnego rozpoznania, nie zorganizowali żadnego wsparcia artyleryjskiego, nie próbowali też w żaden sposób oskrzydlić przeciwnika wykorzystując do tego celu dość liczną już przecież piechotę. Atak zakończył się, gdy „Tygrys” pełniący rolę tarana przy samym wjeździe na most został trafiony pociskiem 90 mm i unieruchomiony, całkowicie blokując przejazd. Żeby zrozumieć jak fatalnie zorganizowano dowodzenie na polu bitwy należy zauważyć, że w chwili, gdy pospiesznie sformowana grupa przełamująca rozpoczynała swój atak, na pole walki wkroczyły właśnie pierwsze oddziały Kampfgruppe „Sandig”.Ruch tego zgrupowania na pole walki trwał wiele godzin, gdyż Sandig musiał ominąć walczące siły amerykańskie w rejonie Büllingen i jechać drogą via Heppenbach, Amel, Montenau do Ligneuville. Konieczność dokonania tego objazdu spowodowała zderzenie się grenadierów Sandiga z oddziałami 9 Dywizji Pancernej SS także podążającymi na pole walki. Problem sprowadzał się nie tylko do obecności dziesiątek pojazdów mechanicznych na wąskich drogach – wcześniej przejechały nimi liczne ciężkie pojazdy pancerne i droga była w katastrofalnym stanie, co jeszcze bardziej opóźniało przemarsz[ii].

Pole bitwy pod Stavelot - szkic z pracy M. Reynoldsa "Men of Steel".

Sandig rozwinął swe siły i z marszu ruszył w stronę miasta. Jego uderzenie uzyskało nieoczekiwane wsparcie w postaci równolegle prowadzonego szturmu na miasteczko od strony zachodniej przez główne siły Knittela, wspartego dwoma „Tygrysami”. Mimo dość korzystnej sytuacji natarcie okazało się kosztownym nieporozumieniem – szpicę natarcia stanowiła 4 kompania, która wprawdzie przebyła most przechodząc obok wyeliminowanego z walki przed niewieloma minutami „Tygrysa”, gdzie natychmiast została zdziesiątkowana skoncentrowanym ogniem obrońców. Załamanie ataku kompanii porucznika SS Friedricha Pfeifera pozwoliło amerykańskiej załodze miasta zwrócić główne siły przeciw ludziom Knittela. Tam, prowadząca natarcie 2 kompania Manfreda Coblenza tocząc ciężką walkę i ponosząc poważne straty od ognia artylerii dotarła do zachodniej granicy zabudowań Stavelot około 18.00. Wprowadzenie do walki kompanii sztabowej porucznika SS Heinza Goltza nie poprawiło sytuacji i narzekający na brak wsparcia żołnierzy Knittela wycofali się na pozycje wyjściowe. Bardzo duży udział w odparciu natarcia miały swobodnie manewrujące niszczyciele M-10, które zadały szturmującej Stavelot piechocie poważne straty i skutecznie dezorganizowały próby wznowienia gasnącego natarcia. Jak skarżył się Coblenz przydzielone mu dwa „Tygrysy” nie wzięły właściwie udziału w walce, a ich dowódcy zasłaniali się obecnością silnej obrony przeciwpancernej i pól minowych. Bez względu na to, jaka była prawda niemieckie ataki załamały się, a co gorsza, około 19.30 grupa śmiałków z Kompanii A 105 Batalionu Saperów wysadziła północną część mostu na Ambleuve.


Rozbite amerykanskie działo przeciwpancerne.

Sandig przez cały czas ponaglany przez Mohnkego nie rezygnował i jeszcze w nocy podjął próbę sforsowania rzeczki w bród, by wedrzeć się w głąb amerykańskich pozycji. I chociaż trudno w to uwierzyć, znowu zabrakło elementarnego rozpoznania warunków panujących na polu walki – brzegi jaru, którym biegła rzeka okazały się zbyt strome, co zmusiło Niemców do odwrotu. W tej sytuacji Sandig postanowił zrezygnować z frontalnych ataków i posłał swój II Batalion cztery kilometry na zachód, gdzie dołączyć miał on do sił Knittela, z którym utrzymywano łączność. Głęboki cierń wbity w ciało Dywizji „Leibstandarte” cały czas pozostawał nienaruszony, a sytuacja Peipera i reszty sił na zachód od Stavelot stawała się coraz trudniejsza. Także widoki na odzyskanie Stavelot po całym dniu walk znacząco zmalały – od popołudnia amerykańscy obrońcy uzyskali już bardzo potężne wsparcie artylerii, która rozchodowała setki sztuk amunicji tworząc potężny wał ogniowy. Sam Peiper stanął przed koniecznością dokonania dramatycznego dla siebie wyboru – mógł próbować kontynuować swój pierwotny ruch na zachód, mógł zatrzymać i skoncentrować swe siły, oczekując na pozostałe części macierzystej dywizji, wreszcie mógł zawrócić i całą rozporządzalną siłą odtworzyć fizyczną łączność ze swym zapleczem logistycznym. Dramatyzm wyborów stojących przed Peiperem polegał na tym, że każda z możliwości miała w sobie coś nieodwołalnego i definitywnego. Zrzucenie zadania odzyskania Stavelot na barki pozostałych Kampfgruppe Dywizji „Leibstandarte” w teorii rozwiązywało mu ręce i pozwalało na wznowienie marszu na zachód ku bardzo już nieodległej Mozie, ale mimo włączenia do działań znacznej części Kampfgruppe „Knittel” siły Peipera stopniały do zastraszająco niskiego poziomu – jak wiemy już kilkadziesiąt czołgów wypadło z linii wskutek walk i braku paliwa. Jasnym było, że tak długo, jak nie uda się otworzyć szlaku przez Stavelot nie będzie możliwości uzupełnienia zaopatrzenia, ani wzmocnienia pancernego grotu wymierzonego w stronę Mozy. Zawrócenie zatem sił w stronę Stavelot jawiło się jako absolutna konieczność, gdyż trzeci wariant postępowania – okopanie się na zajętych pozycjach i bierne oczekiwanie na wsparcie nie tylko niezbyt odpowiadało obdarzonemu temperamentem Peiperowi, ale też niczego sensownego nie wnosiło, poza biernym obserwowaniem stopniowego wzrostu sił amerykańskich w rejonie walk – co było przecież kwestią czasu. Wybór Peipera był ostatecznie aktem rozpaczy człowieka, który desperacko usiłował wykonać powierzone mu zadanie, próbującego jednocześnie reagować na przekraczające już możliwości jego nadwątlonego zgrupowania wydarzenia kształtujące zupełnie nowy obraz sytuacji. Peiper podzielił swe siły usiłując wykonać jednocześnie wszystkie trzy alternatywne możliwości dalszego działania – próbował utrzymać zajęte już stanowiska, podjąć ponownie marsz na zachód i jednocześnie wesprzeć operację odbicia Stavelot posyłając tam Knittela i jego siły. Jak skończył się atak Knittela już wiemy, pora zatem przyjrzeć się działaniom KG „Peiper” na zachód, wzdłuż drogi N 33.


Spadochroniarze niemieccy w walce.

W sumie, na wzgórzu pod wsią La Gleize udało się Peiperowi zgromadzi 31 czołgów - sześć Pz VI, sześć Pz IV i dziewiętnaście Pz V. Po oddetaszowaniu grupy Knittela nadal dramatycznie brakowało piechoty. Peiper nie miał też pojęcia jakie siły przeciwnika stanowią obsadę nieodległego Stoumont, ale jakby na przekór wszystkich tych trudności wydał rozkaz i niemiecka kolumna rozpoczęła ruch na zachód. Z uwagi na ukształtowanie terenu czołgi zgrupowania musiały do niemalże samej wsi trzymać się drogi, ale gros piechoty z batalionu „Juppa” Diefenthala i grupa pionierów z kompanii Rumpfa rozpoczęła manewr obchodzący od strony południowej. Jedna kompani grenadierów pancernych SS pozostała na transporterach jako rezerwa. Tymczasem w Stoumont rozwinął się obronnie cały amerykański batalion i to solidnie wsparty. Oprócz piechoty wsi broniły także przydzielone mu niszczyciele czołgów w liczbie ośmiu, a wsparcia udzielić mogła liczna artyleria. Mimo stworzenia tak silnej zapory na drodze ludzi Peipera Amerykanie nie zrezygnowali ze wzmocnienia budowanej w rejonie bitwy linii obrony i tuż za samym Stoumont rozlokowali kolejny batalion piechoty, a do wsi w kierunku której zaczynał się toczyć niemiecki pancerny walec przybyło jeszcze dziesięć czołgów typu „Sherman”. Pułkownik Edwin Sutherland dowodzący 119 Pułkiem Piechoty pozostawił w swym ręku dość silne rezerwy i był gotów udzielić natychmiastowego wsparcia któremukolwiek z ogniw naprędce wzniesionego obronnego rygla. W każdych innych warunkach niemiecki atak nie mógł się udać – obrona zwyczajnie była zbyt silna, ale tego ranka szczęście ponownie uśmiechnęło się do Peipera – cały obszar pokrywała gęsta mgła i nie tylko stłumiła ona dźwięki silników czołgowych wyjeżdżających na drogę do Stoumont, ale także osłoniła głęboką penetrację amerykańskiego rygla obronnego przez niemieckich grenadierów pancernych. Ci ostatni wychynęli tuż przed amerykańskimi pozycjami jak zjawy i od razu doprowadzili do ostrego kryzysu obrony, gdyż kompania piechoty broniąca południowego podejścia do wsi po prostu opuściła swe stanowiska i wycofała się. Pozostawione same sobie niszczyciele czołgów zostały błyskawicznie wyłączone z dalszej walki i niemiecki taran wdarł się do wsi. W tej sytuacji odwrót rozpoczęła także kompani zajmująca pozycje po wschodniej stronie wsi – wyraźnie teraz zagrożona odcięciem i zniszczeniem, a opór nacierającym Niemcom stawiły dopiero oddziały zajmujące pozycje w środku wsi – stojąca tam armata przeciwlotnicza 90 mm wyeliminowała z walki jedną z „Panter” - ale wkrótce uległy kolejnym wozom kompanii porucznika SS Christa. Reagując na kryzys obrony pułkownik Sutherland natychmiast pchnął do walki kompanię piechoty, ale ta zanim jeszcze dotarła w rejon walki natknęła się na resztki obrońców osłaniane przez dziesiątkę „Shermanów”,które wyszły z boju bez strat – może dlatego, że ich udział w starciu był wielce problematyczny. Około 10.00 rano było już po wszystkim – Bateria C 143 Batalionu Artylerii Przeciwlotniczej utraciła w walce dwa działa 90 mm, przestał istnieć Szwadron A 823 Batalionu Niszczycieli Czołgów, który stracił wszystkie osiem pojazdów, a w 3 Batalionie 119 Pułku Piechoty nie można było doliczyć się 315 ludzi.


Amerykańscy jeńcy w Stoumont.

Efektowny triumf poza zadaniem siłom amerykańskim poważnych strat w niczym nie zmienił sytuacji Peipera. Bezpośrednio po skończonej walce odesłał on czołgi Pz IV w asyście pionierów pancernych z 9 Kompanii do La Gleize, jednocześnie polecił on okopać się we wsi ludziom Diefenthala. Tym samym pozostało mu do kontynuowania działań bardzo niewiele pododdziałów. Wysłał wkrótce Peiper dwie grupy na rozpoznanie, które jednak niczego  nie dostrzegło, choć amerykańskie pozycje obronne znajdowały się bardzo blisko. W południe Peiper zmobilizował wreszcie siedem czołgów typu „Pantera”, oraz dwóch pojazdów przeciwlotniczych w asyście 11 Kompanii Grenadierów Pancernych SS, wzmocnionej plutonem pionierów[iii]. Ruch Niemców drogą N 33 dalej na zachód trwał nieco ponad pół godziny – od razu po wyjechaniu spomiędzy zabudowań wsi Targnon na niemiecka kolumnę spadł silny ogień artylerii i prowadzące atak czołgi Christa zawróciły. Na odcinku pomiędzy wsią Stoumont, a jej stacją kolejową droga biegła przez las i była bardzo kręta – w praktyce nie było możliwości żadnego rozwinięcia sił, lecz co symptomatyczne obecny w Targnon Werner Poetschke nakazał wznowienie natarcia. Kolumna ponownie zaczęła toczyć się naprzód, ale w niedużej odległości od stacji Stoumont stojące tam działo 90 mm zniszczyło czołową „Panterę”, co zmusiło Niemców do rozwinięcia swej piechoty. Grenadierzy ominęli amerykański posterunek z działem, którego załoga wysadziła je i wycofała się. Niemcy działali zupełnie po omacku nie mając pojęcia, że próbują pokonać znacznie liczniejszego przeciwnika w postaci 1 Batalionu 119 Pułku Piechoty, wspartego szesnastoma pojazdami pancernymi[iv]. Gdy tylko niemiecka kolumna pokonała zakręt tuż przy stacji kolejowej Amerykanie otwarli silny i bardzo celny ogień niszcząc dwa czołgi niemieckie i wyłączając z walki kolejny. Odwrót „Panter” pozostawił na placu boju osamotnionych grenadierów pancernych SS, którzy w szyku pieszym usiłowali rozbić amerykański rygiel obronny. Niemieccy piechurzy wdarli się w amerykańskie pozycje, ale ostrzelani silnym ogniem artylerii stracili animusz i także wycofali się na wschód tracąc około 70 ludzi. W tej sytuacji Poetschke wreszcie zrozumiał z kim ma do czynienia i zatrąbił na odwrót – Niemcy zawrócili do Stoumont odgradzając się od triumfującego przeciwnika polami minowymi. Stacja kolejowa Stoumont była ostatnią próbą wznowienia natarcia KG „Peiper” podczas jej marszu na zachód. Natarcie 1 Dywizji Pancernej SS zostało ostatecznie powstrzymane.


Zabudowania Sierocińca w Stoumont.

Rzeczą absolutnie charakterystyczną jest dla amerykańskiego stylu dowodzenia potok rozkazów, który reorganizował system dowodzenia w rejonie włamania się 1 Dywizji Pancernej SS, ale przede wszystkim – jak najszybszego przejścia do ataku w celu zniszczenia sił niemieckich, wklinowanych w głębi amerykańskiego zgrupowania. Przede wszystkim, za nadchodzące działania mające oczyścić uformowany właśnie „kocioł” miał odpowiadać XVIII Korpus Powietrznodesantowy. Amerykanie zebrali bardzo poważne siły, które powinny sobie szybko  poradzić ze zdekompletowaną i cierpiącą na ogromne braki zaopatrzeniowe KG „Peiper”, a nawet z resztą dywizji Mohnkego. Jeszcze rankiem 19 grudnia 1944 roku w rejonie Werbmont ukończono bowiem koncentrację całej 82 Dywizji Powietrznodesantowej przybyłej z Francji. Sztab korpusu otrzymał także kontrolę nad 30 Dywizją Piechoty, którą wyłączono tym samym ze struktur V Korpusu Gerowa. Ponieważ to na 30 Dywizji miał spocząć ciężar walki z Niemcami utrzymującymi pozycje w rejonie Stoumont – La Gleize, generał Leland Stanford Hobbs otrzymał wsparcie w postaci Grupy Bojowej B 3 Dywizji Pancernej. Zgrupowanie to, bogate w czołgi i ciężki sprzęt przybyło z rejonu Aachen w nocy z 19 na 20 grudnia i zostało jeszcze w marszu zorganizowane w dwie grupy bojowe. Grupa Lovelady[v], zgrupowana w Spa, składała się z 2 batalionu 33 Pułku Pancernego (trzy kompanie czołgów), kompanii piechoty zmechanizowanej, plutonami rozpoznawczym i saperów, czterema niszczycielami czołgów i baterią artylerii.  Grupa McGeorge[vi], przybyła do La Reid i po wyłączeniu z jej sił zgrupowania nazwanego grupą Jordan[vii], składała się z części 1 batalionu 33 Pułku Pancernego (kompania „Shermanów” i dwa plutony czołgów „Stuart”), plutonem niszczycieli czołgów, plutonem piechoty zmechanizowanej, drużyną saperów i baterią artylerii. Grupa Jordan natomiast skupiła resztę sił 1 batalionu 33 Pułku Pancernego (kompanię „Shermanów”, dwa plutony wozów „Stuart”), kompanię piechoty zmechanizowanej, pluton niszczycieli czołgów, pluton moździerzy i baterię artylerii. Generał Ridgway nie zwlekał i polecił swym dowódcom natychmiastowe przejście do natarcia – 82 Dywizja generała Gavina rozpoczęła ruch dwoma pułkami w pasie Cheneux – Rochelinval, gdzie nie napotkano oporu przeciwnika. Grupa Lovelady przygotowywała się do natarcia w rejonie pomiędzy La Gleize i Stavelot, by opanować północny brzeg rzeki Ambleve, a wzmocniony grupą Jordan płk Sutherland miał swymi siłami wyrzucić Niemców ze Stoumont  i La Gleize nacierając od zachodu[viii].


Pułkownik William Sutherland - dowódca 119 Pułku Piechoty.

Także Niemcy w „kotle” gorączkowo przegrupowywali swe siły organizując obronę, przy czym z uwagi na brak paliwa trochę z założenia siły pancerne pozostawały rozlokowane dość chaotycznie i nierównomiernie – znakomita większość posiadanych czołgów została w rejonie La Gleize. Peiper rozmieścił swój szczupły sztab na farmie Chateau Froidcour, gdzie zorganizowano także punkt doraźnej pomocy medycznej zarówno dla własnych rannych, jak i dla licznych poszkodowanych w walkach o Stoumont amerykańskich jeńców. Od zachodu pozycje Peipera stanowiła grupa Poetschkego, która siłami pionierów pancernych SS Sievera obsadziła wyróżniający się wielkością gmach sierocińca i kilka okolicznych budynków po zachodniej stronie miejscowości. Resztę wsi obsadziły 9 i 12 Kompanie Grenadierów Pancernych SS, a pozostałości 10 Kompanii Grenadierów Pancernych SS stanowiło rezerwę. W skład sił Poetschkego weszło także pięć czołgów Pz V „Panther”, które skupiły swoją uwagę na zachodnich podejściach do Stoumont. Wykorzystując przybycie batalionu grenadierów pancernych SS z grupy Sandig Peiper przygotował na południowym brzegu rzeki Ambleve kolejną redutę, umacniając wieś Cheneux. Obronę tego punktu zorganizowała 6 Kompania Grenadierów Pancernych SS, wsparta siłami 11 Kompanii „Juppa” Diefenthala, oraz niewielkim oddziałem przeciwlotniczym z Luftwaffe. Tuz za Cheneux rozmieszczono 5 Baterię Artylerii SS, która z tego miejsca mogła wspierać wszystkie niemieckie punkty oporu w „kotle”. Obrona La Gleize także została zreorganizowana – do pozbawionych niemal całkowicie czołgów różnych typów rozrzuconych w okolicy i słabo tylko osłanianych przez pionierów pancernych Rumpfa dołączyły pozostałe dwie kompanie grenadierów pancernych SS z batalionu Schnellego, co pozwoliło stworzyć łańcuch punktów oporu, a nawet niewielki odwód. W sumie jednak sytuacja Peipera była bardzo zła – musiał nie tylko utrzymać pozycje, ale i liczyć na odblokowanie przez resztę dywizji swej komunikacji, a wszystko to w obliczu poważnych sił przeciwnika, o których możliwościach bojowych przekonał się podczas nieudanej próby wznowienia marszu na zachód. Jak się wydaje, po raz pierwszy aktywną próbę skoncentrowania wysiłków dywizji podjął jej dowódca – Wilhelm Mohnke – ale siłą rzeczy mógł wykorzystać do odzyskania Stavelot jedynie małą część swej dywizji, choć zdecydował się zorganizować wsparcie dla Peipera – w stronę La Gleize bocznymi szlakami wyruszył konwój ciężarówek z kilkoma drużynami grenadierów pancernych, działami przeciwpancernymi, paliwem i amunicją. Inicjatywa znajdowała się już jednak w rękach Amerykanów i to oni rozpoczęli swoje natarcie, którego poszczególne elementy wyraźnie układały się w złowróżbne dla KG „Peiper” kleszcze mające gnieść i zniszczyć siły niemieckie w wyraźnie już zarysowanym „kotle”.


Major SS Gustav Knittel (po lewej)

Ranek 20 grudnia przyniósł zatem operację zaczepną trzech amerykańskich zgrupowań, przy czym każde z nich było dla sił Peipera bardzo niebezpieczne. 119 Pułkowa Grupa Bojowa Sutherlanda podjęła marsz na zachód wzdłuż drogi N 33 i bez oporu zajęła wieś Targnon. Marsz został opóźniony przez miny, które wyłączyły z akcji jednego z „Shermanów”. Załogi czołgów amerykańskich powetowały sobie tę stratę niszcząc ogniem z dział porzucone podczas odwrotu Poetschkego wozy – zdobycznego „Shermana”, „Panterę” i transporter opancerzony. Miny na tyle opóźniły pochód zgrupowania, że przedpola Stoumont osiągnięto dopiero popołudniu i pierwsze natarcie natychmiast utknęło pod huraganowym ogniem obrońców  Sierocińca. Wsparciem dla działań grupy Sutherlanda miała być nacierająca z północy - z La Reid – grupa Jordana. Ta jednak, natknęła się od razu po opuszczeniu lasów na silny opór. Prowadzący kolumnę „Sherman” wyleciał w powietrze na minie, a gdy pozostałe wozy ominęły go i wyjechały na otwartą przestrzeń natychmiast celny strzał z jednej z „Panter” wyłączył z walki kolejny wóz tego typu. Mając bardzo ograniczone możliwości rozwinięcia swych sił Jordan zawrócił, pozostawiając Sutherlanda samemu sobie. Dowódca 119 Grupy Pułkowej rad nierad wznowił natarcie, które ze skomplikowanego planu natarcia flankowego zmieniło się w mozolne frontalne natarcie. Potrzeba było ponad dwóch godzin zaciekłej walki, by udało się wyprzeć Niemców z  Sierocińca, ale był to jedyny sukces osiągnięty tego  dnia przez piechurów amerykańskich. Sutherland nie chciał ryzykować chaotycznej walki w ciemnościach i zadowolił się obsadzeniem z takim trudem zdobytego wyłomu w niemieckim systemie obrony Stoumont. Poetschke jednak nie zamierzał rezygnować  - zebrał swe rezerwy i krótko przed północą grenadierzy pancerni SS przypuścili zdeterminowany kontratak, który wyrzucił amerykańską piechotę z Sierocińca, odcinając na jego terenie jedną z drużyn. Generał Leland Hobbs był wyraźnie niezadowolony z wyniku działań i jeszcze tej samej nocy połączył grupy Jordana i Sutherlanda pod wspólnym dowództwem swego zastępcy – generała Waltera Harrisona. Ponadto, ku Stoumont wyruszył także 2 batalion 119 Pułku Piechoty stanowiący dotychczas rezerwę.

"Kocioł" w La Gleize - szkic z pracy M. Reynoldsa "Men of Steel".

Od południa 30 Dywizji sekundowała 82 Dywizja Jima Gavina, która do aktywnych działań rozwinęła ekwiwalent dwóch pułków. Spadochroniarze przekroczyli strumień Lienne i częścią sił osiągnęli Rahier i Froidville, gdzie okopali się, oczekując niemieckiego kontrataku. Reszta sił wieczorem 19 grudnia powoli kontynuowała marsz ku rzece Salm, gdzie napotkano oddział saperów trzymający wciąż Trois Ponts. Żołnierze Gavina zajęli także Rochelinval, tym samym do południa 20 grudnia dywizja wykonała zasadniczo swe zadanie utworzenia linii obrony na rzece Salm.  Kolejnym krokiem miało być opanowanie Cheneux i oczyszczenie z niemieckich jednostek południowego brzegu Ambleve. Atak na Cheneux został fatalnie zaplanowany i jeszcze gorzej przeprowadzony – po pierwsze wyznaczono do tego zadania zaledwie kompanie spadochronowe, stanowczo zbyt małe siły. Po drugie żołnierze amerykańscy nie otrzymali żadnego wsparcia – skierowane tutaj niszczyciele czołgów M-36 nie były w stanie poradzić sobie z trudnym terenem, a do planowanego dziesięciominutowego przygotowania artyleryjskiego w ogóle nie doszło. Mimo to, amerykańscy spadochroniarze podjęli atak i przedzierając się przez okalające Cheneux odkryte pola i pastwiska zdołali wedrzeć się w niemieckie pozycje. Cena tego wątpliwego sukcesu była straszna – przedpole niemieckiej reduty pokryły ciała 225 zabitych i rannych, co oznacza, że nacierający odnotowali ponad piećdziesięcio procentowe straty! Zamiast wesprzeć toczących tragiczny bój żołnierzy w Cheneux dowództwo amerykańskie kontynuowało działania na wysokości Tros Ponts, wysuwając na drugą stronę rzeki wzmocnioną kompanię, która utworzyła niewielki przyczółek.


Amerykańscy spadochroniarze po walce o Cheneux.

Znacznie lepiej powiodło się grupie Lovelady, która ruszyła ze Spa wprost na południe, ku Stavelot. Amerykanie posuwali się bardzo powoli, rozwinięci w długą kolumnę, ale otuleni mleczną mgłą ominęli bez walki niemiecki punkt oporu w młynie Marechal. Stojące tutaj siły niemieckie w postaci dwóch czołgów i trzech samochodów pancernych „Puma” niczego nie dostrzegły, ani nie usłyszały. Tym samym Lovelady przerwał jedyne funkcjonujące jeszcze połączenie pomiędzy „kotłem”, a Trois Ponts. Kontynuując marsz na południe amerykańscy czołgiści wpadli na konwój wiozący zaopatrzenie dla Peipera i kompletnie go rozbiły, co miało fundamentalne znaczenie dla dalszych walk – trudno wyobrazić sobie na jak wielkie trudności napotkali by Amerykanie podczas nadchodzących walk, gdyby Peiper był w stanie uruchomić swoje wciąż nie małe rezerwy pancerne. Teraz jednak los czołgów Dywizji „Leibstandarte” został przesądzony, a nadzieje na wyjście cało ulatywały wraz z dymem z płonących niemieckich ciężarówek. Lovelady nie zatrzymywał się i kontynuował marsz swej kolumny złożonej z ponad pięćdziesięciu czołgów ku Trois Ponts osiągając rejon wiaduktu kolejowego. Tutaj szczęście go opuściło, gdyż Amerykanie natknęli się zaporę przeciwpancerną w postaci dwóch okopanych dział Pak-40 i samotnego „Tygrysa” – jednego z wozów, które miały dzień wcześniej wesprzeć natarcie grupy Knittela na Stavelot. Teraz Niemcy jeden po drugim rozbili cztery czołowe „Shermany” stopując dalszy marsz zgrupowania. Lovelady zatrzymał swe siły i próbował zorganizować je obronnie na serio obawiając się niemieckiego kontrataku pancernego, który jednak nie nastąpił – Niemcy nie posiadali tutaj praktycznie żadnych zdolnych do takiego zadania sił. Bez względu na obawy dowódcy amerykańskiej grupy bojowej wynik rajdu był bardzo dobry – Amerykanie jeszcze bardziej izolowali od siebie zgrupowania tworzące 1 Dywizję Pancerną SS i w zasadzie pozbawili możliwości działania tkwiące w „kotle” siły Peipera[ix].

Bez względu na ruchy oddziałów amerykańskich Niemcy musieli odzyskać Stavelot i od rana rozpoczęli przegrupowanie, które miało im to ułatwić. Ponieważ batalion grenadierów pancernych SS Schnellego, który miał wesprzeć grupę Knittela został ostatecznie skierowany do wsparcia sił Peipera, Knittel był w zasadzie skazany na posiadane siły, które poniosły niemałe straty w dotychczasowych walkach, co nie wróżyło zbyt dobrze przygotowywanemu natarciu. Co gorsza, pozostały Sandigowi batalion nie był w stanie podjąć natarcia, a wprost przeciwnie – większa część dnia zeszła żołnierzom majora Richtera na wyplątanie się z pułapki, w jaką wprowadziła ich nocna próba forsowania rzeczki. Udało się to z trudem i ze stratami. Tym samym ciężar walki spoczął na ludziach Coblenza i Goltza, a jedynym plusem był fakt uzyskania aktywnego wsparcia ze strony załóg dwóch „Tygrysów”, które poprzedniego dnia właściwie nie wzięły udziału w walce. Mimo  wszystko Esesmanni zaatakowali z furią i wdarli się do Stavelot osiągając dworzec kolejowy. Kulminacyjnym momentem starcia okazało się włączenie do walki amerykańskiej artylerii, która zmusiła Niemców do ustąpienia. Wprawdzie Coblenz zdołał utrzymać zachodni skraj Stavelot, ale w gruncie rzeczy był tak samo daleki od zwycięstwa jak o poranku tym bardziej, że zarówno on, jak i Goltz nie byli już w stanie poderwać swych ludzi do jeszcze jednego wysiłku. Amerykanie utrzymali Stavelot, co definitywnie przypieczętowało los zgrupowania Peipera.


Żołnierze amerykańskiego 117 Pułku Piechoty, który odegrał kluczową rolę w walkach o Stavelot.

Rozkazy wydawane w nocy z 20 na 21 grudnia 1944 roku przez Mohnkego wyraźnie wskazują, że wciąż miał on nadzieję na odzyskanie inicjatywy poprzez odbicie Stavelot. Oczywiście miał świadomość, że nie dokona tego wyczerpanymi w cząstkowych atakach siłami Knittela i Sandiga, więc starał się jak najszybciej przegrupować na pole walki kolejne oddziały. Mógł rzucić do bitwy jedynie oddziały z KG „Hansen” i to właśnie uczynił, nakazując I./1 Pułku Grenadierów Pancernych SS majora Emila Karsta w towarzystwie ciężkich dział pancernych Karla Rettligera przez most na Ambleve w Petit Spai. W zasadzie zatem wszystko to, co mogło jeszcze uratować Peipera sprowadzało się do pojedynczego batalionu grenadierów pancernych wspartego bronią pancerną, bo pozostałe dwa bataliony Hansena musiały ugrupować się frontem na zachód, stanowiąc ubezpieczenie przeprawy w Petit Spai przed wykrytymi już przez Niemców oddziałami 82 Dywizji Powietrznodesantowej. Karst zatem wczesnym rankiem pokonał Ambleve i wyruszył bez postojów w stronę oddziałów Knittela utrzymujących zachodnie części zabudowy Stavelot. Sytuacja skomplikowała się znacznie, gdy pierwsze z dział pancernych Rettlingera wjechało na słabo zabezpieczoną przeprawę – ta momentalnie załamała się i gdy przystąpiono do jej odbudowy, odezwała się amerykańska artyleria, która przez cały dzień skutecznie wszelkie prace uniemożliwiała. Na nic zdawało się olbrzymie poświęcenie pionierów i wspierających ich wysiłki grenadierów – ciężki ogień nie tylko skutecznie demolował owoc dotychczasowej pracy, ale także zadawał pracującym bez osłony ludziom bardzo  ciężkie straty. Bez względu na te trudności, do przygotowania artyleryjskiego planowanego natarcia przystąpił batalion rakietowy, który rozpoczął systematyczny ostrzał Stavelot ze swych „Nebelwerferów”, ale bardzo szybko nadszedł rozkaz wstrzymania ognia z uwagi na odwołanie planowanego natarcia. Amerykanie nie czekali na kolejne niemieckie próby odzyskania kontroli nad Stavelot i na całym froncie przeszli do zdecydowanych natarć starając się zepchnąć siły niemieckie w głąb „kotła”, by zniszczyć je ostatecznie.


Pułkownik Walter Johnson - dowódca zgrupowania walczącego w Stavelot.

Przede wszystkim, główne siły grupy Lovelady utknęły wprawdzie naprzeciw zapory przeciwpancernej osłaniającej główne siły Knittela, ale część czołgów (dziewięć „Shermanów”) w asyście piechoty rozpoczęło ruch w stronę Stavelot wprost na tyły oddziałów Coblenza i Goltza. Lovelady uzyskał wsparcie z 30 Dywizji Piechoty w postaci Kompanii I i L ze 117 Pułku Piechoty i rozpoczął systematyczne oczyszczanie zachodniego przedpola Stavelot z sił niemieckich. Sytuacja sił Knittela szybko stała się beznadziejna, ale w ostatniej chwili przed zagładą wycieńczonych żołnierzy uratowała interwencja grenadierów pancernych Karsta. Niemcy wprawdzie utrzymali część swych pozycji, ale angażując do bitwy grenadierów Karsta zużyli swa ostatnia rezerwę i o kontynuowaniu natarcia na Stavelot od zachodu nie mieli już sił. Walka stoczona 21 grudnia pod Stavelot miała olbrzymi wpływ na sytuację zgrupowania Peipera, które jeszcze poprzedniego dnia dość pewnie trzymało wszystkie swe wysunięte pozycje – w zasadzie na całej długości frontu w rejonie „kotła” rozgorzały zacięte walki.


"Jochen" Peiper.

W rejonie Trois Ponts Hansen pozbawiony sporej części swych sił wydał rozkaz odzyskania Noupre, w którym Amerykanie rozlokowali jedną ze swych kompanii spadochronowych, a obowiązek oczyszczenia brzegu rzeki Salm spadł na barki III./1 Pułku Grenadierów Pancernych SS, dowodzonego przez kapitana Böttchera. Hansen zapewnił mu wsparcie pancerne w postaci kilku czołgów z 6 i 7 Kompanii Pancernych w Wanne. Amerykanie dysponowali wprawdzie dwoma działami przeciwpancernymi 57 mm, które trzymały czołgi na dystans, ale od początku natarcia grenadierzy pancerni SS uzyskali dużą przewagę i zaczęli systematycznie likwidować amerykańskie punkty oporu. Dowództwo amerykańskie zareagowało na prośby o pilną pomoc wysyłając na drugi brzeg rzeki kolejną kompanię, która jednakże nie wpłynęła na rozwój sytuacji, a wkrótce sama znalazła się w opałach. W godzinach popołudniowych ocaleli spadochroniarze rozpoczęli chaotyczny odwrót zostawiając za sobą ciała poległych i rannych kolegów, a także ciężki sprzęt. Udało im się jeszcze wysadzić prowizoryczną przeprawę, co odgrodziło ich od ewentualnego pościgu. Tego nie rozważał nawet ani Hansen, ani Böttcher zdając sobie sprawę ze szczupłości własnych sił. Po odzyskaniu Noupre obie strony zadowalała patowa sytuacja polegająca na biernym utrzymywaniu swojego brzegu Salmu.


Niemiecki oddział szturmujący zabudowania belgijskiej wsi.

Od rana także w rejonie Cheneux rozgorzał zacięty bój – tym razem do ataku przeszli Niemcy, którzy usiłowali odrzucić amerykańskich spadochroniarzy z zajętych przez nich poprzedniego dnia pozycji. Trudności w prowadzeniu natarcia towarzyszące amerykańskiej próbie teraz towarzyszyły grenadierom pancernym i ich kontratak szybko załamał się w śród ciężkich strat. Po południu pod Cheneux podszedł kolejny amerykański oddział z 504 Pułku Spadochronowego i natychmiast wznowiono natarcie, ale Cheneux padło bez oporu – zostało kilka godzin wcześniej ewakuowane, co zupełnie uszło uwadze zdziesiątkowanym kompaniom. Na pociechę amerykańskim spadochroniarzom pozostał obfity łup znaleziony we wsi i w jej pobliżu, na który złożyły się ciężarówki i transportery opancerzone, a przede wszystkim czternaście pojazdów przeciwlotniczych, dwie armaty przeciwpancerne Pak-40 i pięć haubic 105 mm. Odchodzący Niemcy zostawili cały ten bojowy inwentarz z powodu braku paliwa.


"Pantera" w akcji w rejonie Stoumont.

Także w rejonie Stoumont trwały zacięte walki – Amerykanie pod wpływem doświadczeń poprzedniego dnia uznali niemiecki punkt oporu za bardzo silnie broniony i generał Harrison postanowił użyć właściwie całości posiadanych sił, by złamać opór przeciwnika. 3 batalion 119 Pułku Piechoty z grupą Jordan miał uderzyć od północy i odciąć niemieckie oddziały od szlaku ewentualnego odwrotu do La Gleize. Zgrupowaniu temu miał podać rękę 2 batalion 119 Pułku Piechoty, którego celem stało się Chateau Froidcour. Od zachodu wieś miały zdobywać pozostałe oddziały Sutherlanda. Harrison zamierzał całkowicie zniszczyć przeciwnika i ruszyć w stronę La Gleize, ale Werner Poetschke, który zawiódł srodze podczas ostatniej niemieckiej próby w rejonie stacji Stoumont w obronie zaprezentował bardzo wysokie walory dowódcze. Niemcy nie czekali na skoncentrowany atak na swoje dość rozciągnięte linie obronne i jeszcze przed świtem – około 05.00 rano – wykonali zdeterminowany kontratak na koncentrujące się do ataku oddziały Sutherlanda w rejonie Sierocińca niszcząc cztery amerykańskie czołgi. Tak szybko, jak grenadierzy pancerni SS wychynęli z mgły, tak szybko zniknęli, a amerykański atak rozpoczęty godzinę później był dość anemiczny i niczego nie osiągnął. Amerykanie nie potrafili wykorzystać gęstej mgły – wprawdzie byli w stanie podejść dzięki tym warunkom bardzo blisko niemieckich stanowisk, ale narzekając na niedostateczne wsparcie obawiali się kolejnej krwawej harataniny i ostatecznie wycofali się czekając na poprawę widoczności. Natarcie wznowiono około południa, gdy pasy mgły podniosły się, ale już na podejściach do zachodnich zabudowań wsi atak piechoty został powstrzymany silnym ogniem broni automatycznej obrońców Stoumont. Załamał się także atak na wschodnią część wsi. Jordan został powstrzymany przez niemieckie „Pantery”, a osamotniona piechota zawróciła wobec twardego oporu przeciwnika. Na placu boju pozostał samotny amerykański batalion, który usiłował odciąć załogę Stoumont i przeciać drogę N 33. Widząc co się święci Poetschke rzucił do kontrataku 10 Kompanię Georga Preussa i niemieccy grenadierzy pancerni wbili się we wściekłym przeciwuderzeniu w bok amerykańskiego oddziału, który zaskoczony zupełnie całkiem się rozsypał i w częściach spłynął z przedpola na pozycje wyjściowe. Miarą amerykańskiej porażki był fakt wzięcia do niewoli dowódcy – majora Hala McCown’a. Po południu ludzie Poetschkego nadal utrzymywali wszystkie swoje pozycje i posiadali pełną kontrolę nad drogą N 33, a zdetonowany niepowodzeniem Harrison informował generała Hobbsa, że bez wsparcia sił powietrznych (na które z uwagi na warunki pogodowe nie można było liczyć) nie jest w stanie zdobyć Stoumont. W ciągu dwóch dni walki zupełnie wykrwawione zostały siły 119 Pułku Piechoty – tylko batalion McCown’a prócz dowódcy stracił jeszcze 116 zabitych i rannych oraz 80 zaginionych. Na marginesie – walki w rejonie Stoumont pokazały idealnie, z jak wielkimi trudnościami podczas organizowania natarcia musiały mierzyć się w warunkach Ardenu dowódcy i żołnierze obu stron. Duża trudność rozpoznania wrogich pozycji, fatalne drogi zmuszające do powolnego posuwania się długą kolumną narażoną na zasadzki i szczupłość miejsca na rozwiniecie sił powodowały, że nawet fakt posiadania bardzo dużej przewagi liczebnej bynajmniej nie gwarantował sukcesu. Paradoksalnie, kluczem do sukcesu w takich warunkach pozostawało wymanewrowanie przeciwnika i zajęcie jak najkorzystniejszych pozycji zmuszających drugą stronę do przejścia do ataku, gdyż  jak widać gołym okiem jedynie uzyskanie całkowitego zaskoczenia podczas własnej fazy natarcia mogło przynieść sukces – bez elementu zaskoczenia nawet bardzo silne ataki kończyły się fiaskiem wobec wręcz wielopiętrowych trudności w operatywnym dowodzeniu wojskiem w tak skomplikowanych warunkach taktycznych. Wracając do problemu Stoumont – Harrison jak się niebawem okazało nie musiał organizować trzeciego natarcia na niezdobytą niemiecka redutę – Peiper pod wrażeniem porażki w Stavelot, ale także siły i zdecydowania amerykańskich natarć na swoje wysunięte pozycje podjął decyzję o opuszczeniu tychże i skoncentrowaniu swych sił w rejonie La Gleize. Jak już wiemy, krótko po zmierzchu Niemcy opuścili Cheneux, a krótko potem ten sam manewr wykonała grupa Poetschkego odchodząc na wschód. Zanim jeszcze manewr odwrotu zakończył się, obiektem amerykańskiego ataku grupy McGeorge’a stało się samo La Gleize. Amerykańskie czołgi wraz z towarzyszącą im piechotą od rana przystąpiły do natarcia na wieś Hassoumont, ale zostały dość łatwo powstrzymane. Natarcie wznowiono około 13.30 próbując obejść niemiecki punkt oporu trzymany przez pionierów pancernych wspartych czołgami, ale ruch ten natrafił na znaną już nam grupkę blokująca drogę w rejonie młyna Marechal.


Jeden z poległych niemieckich żołnierzy w Stavelot.

Amerykanie nie zauważyli opuszczenia Stoumont i poddali wieś potężnej nawale artyleryjskiej, która trwała aż do późnego popołudnia 22 grudnia 1944 roku, a która kompletnie zniszczyła większość zabudowań wsi. Dopiero o zmroku grupki amerykańskich piechurów ostrożnie weszły do wsi, gdzie zastały pozostawionych przez Niemców około 80 rannych nie zdolnych do marszu, oraz kilku swoich kolegów w podobnym stanie wziętych do niewoli w poprzednich starciach, pozostających pod opieką jednego, jedynego podoficera sanitarnego, który na ochotnika pozostał w zaimprowizowanym szpitalu. Swoją drogą niektórzy ranni przeszli w piwnicach zabudowań Stoumont prawdziwą gehennę – cztery dni bez możliwości utrzymania elementarnej higieny osobistej i prób leczenie ran bez jakichkolwiek środków przeciwbólowych. Udane oderwanie się od przeciwnika załóg wysuniętych punktów oporu tylko w niewielkim stopniu osłodził Peiperowi gorycz wynikająca z bardzo złej sytuacji po wschodniej stronie „kotła”. Zarówno on sam, jak i Mohnke musieli zdawać sobie sprawę z tego, że z każdą godziną maleją szanse przebicia przez siły „Leibstandarte” korytarza do La Gleize. Nikt już nie wspominał o ofensywie na zachód – los oddziałów w „kotle” zawisł na włosku i obie strony sposobiły się do rozstrzygającego starcia, przy czym położenie wyczerpanych i zdziesiątkowanych Niemców było znacznie gorsze od przeważających i posiadających inicjatywę oddziałów amerykańskich.


Jeden z "Tygrysów Królewskich" porzucony przez Niemców w rejonie Stavelot.

Ostatnią nadzieją Mohnkego na rozerwanie amerykańskiego pierścienia wokół sił Peipera był niewielki mostek przerzucony w nocy z 21 na 22 grudnia przez pionierów pancernych w rejonie Petit Spai. Konstrukcja nie pozwalała na ruch ciężkiego sprzętu, ale można było przeprawić na drugi brzeg grenadierów pancernych. Hansen był w stanie użyć do natarcia na Ster i Biester I i III Batalionu 1 Pułku Grenadierów Pancernych SS, ale szanse na powodzenie były bardzo małe, gdyż żołnierzom Karsta i Böttchera nie towarzyszyło żadne wsparcie pancerne. Amerykanie również zamierzali wznowić natarcie i ostatecznie wyrzucić resztki sił niemieckich z zachodniej części Stavelot. Także Harrison miał zgnieść ostatecznie siły Peipera w rejonie La Gleize. Jako pierwsze rozpoczęło się natarcie wymierzone w oddziały Knittela – Amerykanie mając duża przewagę krok po kroku i dom po domu spychali wyczerpanego przeciwnika. Do wieczora po morderczym boju w rękach Niemców pozostał już tylko Chateau Lambert skutecznie blokujący amerykańskim oddziałom dostęp do drogi N 23 biegnącej w stronę Trois Ponts. Oddziały Knittela poniosły bardzo ciężkie straty, a Coblenz dostał się do niewoli – w sumie walki w rejonie Stavelot kosztowały 1 Pancerny Batalion Rozpoznawczy SS 280 ludzi, czyli niemal połowę stanu. Mimo wszystko, opór ludzi Knittela nie był pozbawiony sensu – dzięki uporczywemu utrzymywaniu swych pozycji umożliwili oni wejście do akcji oddziałów Hansena nacierających w stronę La Gleize. Ostatnia już próba otwarcia drogi do Peipera okazała się dla Niemców nie tylko nieudana, ale także szalenie kosztowna. Już na początku operacji trafiony odłamkiem zginął Karst, co w znacznym stopniu zdezorganizowało natarcie I Batalionu. Ostatecznie niemiecki atak został powstrzymany, a ocaleli grenadierzy wycofali się na swoje pozycje wyjściowe. Nieco lepiej powiodło się III Batalionowi Böttchera, który zaskoczył oddziały Grupy Lovelady zdecydowanym i szybkim natarciem wzdłuż zbocza wzgórza dominującego nad wioską Ster. Esesmanni rozcięli amerykańskie ugrupowanie bojowe na dwie części, ale na ostateczną likwidację przeciwnika nie mieli już sił. Obie strony użyły wielkiej ilości dział (Niemcy także wyrzutni rakiet) starając się zyskać przewagę, ale huragan ognia artyleryjskiego dosłownie przeorał pole bitwy i obie strony poniosły przerażające straty. Wieczorem i tutaj Niemcy zostali zmuszeni ustąpić i odejść na pozycje wyjściowe – dowodzący w sektorze Stavelot płk Walter Johnson wraz ze swym 117 Pułkiem Piechoty triumfował ostatecznie, a dysponując oddziałami pancernymi ze składu Grupy Lovelady mógł na kolejny dzień zaplanować ostateczne wyparcie Niemców na południowy brzeg Ambleve.


Ruiny Stavelot po bitwie.

Sytuacja Peipera była już wówczas rozpaczliwa – znakomita większość jego wozów bojowych nie miała ani kropli paliwa, nie było żywności, a amunicji starczało już tylko na jeden dzień intensywnej walki. Co gorsza, obwód obronny w rejonie La Gleize choć sam w sobie prezentował wysokie walory obronne, to jednak był dość dobrze widoczny z amerykańskich stanowisk i jakikolwiek ruch niemieckich pododdziałów natychmiast wywoływał reakcję w postaci zmasowanych nawał artyleryjskich. Tak było między innymi w rejonie wsi Les Tcheous, dokąd posłano trzy czołgi w asyście grupki grenadierów pancernych. Potężna nawała artyleryjska zmusiła piechotę do odwrotu i zniszczyła wszystkie trzy czołgi. Po południu wzmógł się nacisk oddziałów Grupy McGeorge wzdłuż drogi N 33, ale miny i celny ogień obrońców powstrzymał amerykańskie natarcie. Pewną pociechą mimo fiaska próby rozerwania niemieckiej obrony było wyłączenie z walki ogniem artyleryjskim kolejnych niemieckich czołgów w Werimont[x]. Mimo wszystko, Peiper bynajmniej nie czuł się pewnie na swoich pozycjach i zdawał sobie sprawę z olbrzymiego zagrożenia dla mniej więcej 1500 ludzi, którzy wciąż jeszcze pozostawali pod jego rozkazami. Późnym popołudniem dowiedział się o porażce ostatniej próby Hansena przyjścia mu z pomocą, więc poprosił o pozwolenia na ewakuację „kotła” – przejście na południowy brzeg Ambleve i przebicie się nad Salm, otrzymał jednak rozkaz pozostania na miejscu. Dowodzący I Korpusem Pancernym SS Hermann Priess rozumiał katastrofalne położenie ludzi Peipera i choć nie mógł zezwolić na odwrót, postulował w sztabie 6 Armii Pancernej na użycie do deblokady KG „Peiper” 9 Dywizji Pancernej SS, której czołowe oddziały osiągnęły 22 grudnia rejon Grand Halleux – miejscowość położoną zaledwie 8 kilometrów od Stavelot. Sztab armii szybko i kategorycznie odrzucił i tę prośbę. Jedynym gestem był przelot trzech samolotów transportowych Ju-52, które w nocy z 22 na 23 grudnia zrzuciły zasobniki z zaopatrzeniem, ale znakomita większość pomocy materiałowej spadła poza obwodem obronnym w La Gleize wpadając tym samym w ręce amerykańskie. Nikt w sztabie 6 Armii Pancernej nie próbował wyjaśniać ani Mohnkemu, ani Peiperowi celu uporczywego trzymania „kotła”, ale ogólna sytuacja na froncie 6 Armii Pancernej każe sądzić, że to sztab Grupy Armii „B” chciał w ten sposób ściągnąć uwagę i zaangażować w bój oddziały amerykańskie, które mogłyby zostać w ocenie sztabu Grupy Armii użyte do powstrzymania wychodzących na korzystne pozycje do natarcia oddziałów 2 i 9 Dywizji Pancernych SS. Na tym etapie bitwy zarówno Model, jak i Krebs mieli świadomość, że natarcie I Korpusu Pancernego SS zakończyło się kompletnym fiaskiem i w takich warunkach trzeba zrobić wszystko co możliwe, by ułatwić działania związków pancernych operujących bardziej na południe. Oddziały Peipera tak jak i pozostałe elementy 1 Dywizji Pancernej SS były wykrwawione i skrajnie wyczerpane swym długim marszem na zachód i stoczonymi w ciągu poprzedniego tygodnia zaciekłymi walkami. Głodni, chorzy i umęczeni żołnierze mieli jeszcze do odegrania ważna rolę[xi].



[i] M. Reynolds, „Ludzie ze Stali. I Korpus Pancerny SS w Ardenach i na Froncie Wschodnim 1944-1945”, Wraszawa 2009, str. 216

[ii] Z relacji uczestników zdarzeń wynika, że podczas marszu na wielu odcinkach drogi pojazdy zapadały się w błocie po osie- Uwaga Autora.

[iii] M. Reynolds, „Ludzie ze Stali…”, str. 141

[iv] Dwanaście czołgów średnich i cztery niszczyciele czołgów – Uwaga Autora.

[v] Od nazwiska dowódcy – ppłk Williama „Billa” Lovelady – Uwaga Autora

[vi] Od nazwiska dowódcy – maj. Kennetha McGeorge’a – Uwaga Autora

[vii] Od nazwiska dowódcy – kpt Johna Jordana – Uwaga Autora

[viii] Obecnie zgrupowanie Sutherlanda obejmowało niepełny 119 Pułk Piechoty wraz z  740 Batalionem Czołgów, Szwadronem A z 823 Batalionu Niszczycieli Czołgów, oraz czterema wozami M-10.

[ix] M. Reynolds, „Ludzie ze Stali…”, str. 153-154

[x] Jednym z wyeliminowanych tego dnia z boju niemieckich czołgów był Pz VI „Königstiger” oznaczony numerem taktycznym „213”, dowodzony przez porucznika SS Dollingera. Dziś można podziwiać ten wóz przed Muzeum Historycznym w La Gleize. La Gleize i inne małe placówki muzealne gęsto rozsiane na obszarze Ardenów są znakomitym dopełnieniem podróży po dawnym polu wielkiej bitwy – z bardzo ciekawymi eksponatami i kompetentna obsługą są zdecydowanie godnym polecenia obowiązkowym punktem wycieczki w masyw ardeński, do czego Autor serdecznie zaprasza.

[xi] Według samego Peipera morale w jego grupie bojowej było mimo wszystkich przeciwności nadal dość wysokie, lecz już po wojnie ujawniono, że podczas walk w „kotle” na tle dyscyplinarnym dokonano egzekucji przynajmniej jednego z żołnierzy – zeznanie Peipera z dnia 21 czerwca 1946 roku do sprawy Stany Zjednoczone kontra Bersin. Ocenie Peipera przeczą także inne zachowane świadectwa uczestników walk po stronie niemieckiej – na przykład kaprali SS Waltera Lehna i Rolfa Erhardta, którzy wspominali o bardzo złej kondycji fizycznej i psychicznej żołnierzy.

Komentarze

Popularne posty