„Wiek z Ołowiu i Łez”. Wielki Kryzys Imperium Rzymskiego w III Wieku. Część I
Obraz Imperium na progu przemian
U schyłku epoki „Pięciu Dobrych Cesarzy”
Jest w naszym wyobrażeniu Imperium Romanum w pewnym
sensie tworem homogenicznym i w zasadzie niezmiennym na przestrzeni stuleci pod
względem form ustrojowych, podstawowych zasad społecznej koegzystencji, oraz rzeczywistości
ekonomicznej. Potężna jest moc stereotypów zakorzenionych w powszechnej pamięci
historycznej, a ich egzystencja wydaje się niezachwiana skutkiem łatwości „chodzenia
na skróty” scenarzystów produkcji filmowych, twórców z kręgu literatury
popularnej i tym podobnych elementarnych źródeł wyobrażeń o olbrzymim i dawno
obumarłym państwie. Istotne jest także to, że jako ludzie XXI wieku często, choć
w wielu przypadkach nieświadomie opieramy się o idee dla których zaczynem jest
właśnie państwo rzymskie i idee „Romanitas”, czego chyba najlepszym wyrazem
jest idea Jedności Europejskiej. Tymczasem trwające stulecia Imperium podlegało
– jak każdy inny organizm państwowy – bezustannym zmianom. W zależności od
mnogości czynników moderujących potrzebę owych przemian mamy do czynienia
zarówno z powolną ewolucją często wymykająca się świadomości ówczesnych, ale
także gwałtownymi burzami dziejowymi o wręcz rewolucyjnym charakterze, które znacznie
bardziej służyć mogą roli drogowskazów wskazujących nam fakt zaistnienia
przemian na danej płaszczyźnie. O ile długi okres modelowania zasad ustrojowych
Pryncypatu, a zwłaszcza następujący potem czas określany mianem „Pax Romana” jest
nam znany doskonale i wpisuje się wręcz idealnie w ów wyidealizowany i
statyczny obraz gigantycznego państwa trwającego jakby w bezruchu
zabezpieczonym jeszcze nienotowanym dobrobytem płynącym z niezakłóconego i
bujnego życia gospodarczego, a nawet bardziej chyba siłą rzymskiej machiny
wojennej, to następujący po nim „Długi Wiek” wychodzenia z dotychczasowych ram
i dryfowania w stronę zupełnie innych form ustrojowych pozostaje nam zupełnie
niemal obcy. Przyjmuje tenże „Długi Wiek” będący w istocie całą epoką często
oblicze chaosu politycznego i klęsk militarnych wiązanych z kilkoma imionami konkretnych
władców, nie odpowiadając w rzeczywistości na pytanie o siły oddziałujące na
rzeczywistość okresu pomiędzy około 160, a 337 rokiem.
Imperium Rzymskie około 125 roku.
Różnica w funkcjonowaniu w zasadzie na każdej niwie Imperium
Romanum doby Marka Aureliusza, a schyłku panowania Konstantyna I jest tak
olbrzymia, że mówimy w zasadzie o dwóch zupełnie innych organizmach
państwowych, które łączy ze sobą na pierwszy rzut oka głęboko zakorzeniona
tradycja „Wspólnego Trwania” w głęboko powiązanych ze sobą obszarach językowych
i kulturowych. Mówiąc wprost – nagle, po około 170 latach bez pogłębionej
analizy płynącej z narracji historycznej przechodzimy do zupełnie innych form
państwowości, niemal całkowicie oderwanych od Augustowej, czy Trajanowej
tradycji. Tymczasem jednak kręgosłup spajający Imperium Romanum w jeden
organizm państwowy pozostaje w gruncie rzeczy taki sam – to dominująca rola społeczna
i ekonomiczna wielkiej oligarchii zabezpieczana przez siłę militarną. Zmieniają
się tylko szaty, rzekłbym - estetyka postaci Państwa, czego wyrazem jest
nazewnictwo struktur administracyjnych, regulacje prawne, czy niezachwiana wola
podtrzymania zdolności bojowej armii, czemu podporządkowana od zawsze przecież była
cała działalność najwyższych władz państwa. Nie jest zatem i nie może być w
wymiarze ideologicznym okres przemian owych 170 lat rzymskiej historii
przypadkowym w gruncie rzeczy zbiegiem różnych wydarzeń. Naturalnie, w
większości stojący u steru nawy państwowej ludzie pozostawali ludźmi i ich
cechy behawioralne miały wpływ na bieg historii, bez względu jednak na ich
pochodzenie społeczne, ale także intelektualne walory bądź ograniczenia celem
ich zawsze było zdobycie i utrzymanie władzy w celu zabezpieczenia egzystencji
państwa, co nie stało w żadnej kolizji z indywidualnymi ambicjami. Jeśli zatem
istota ich działalności pozostawało podtrzymanie trwania państwa, robili
wszystko co w ich mocy, by podtrzymać siłę i zdrowie tych struktur, które
uważali za kluczowe. Kwestie światopoglądowe i brak narzędzi mogących wyjaśnić
naturę trudności państwa w czasach odpowiedzialności kolejnych władców Imperium
stale właściwie wpędzają ówczesnych obserwatorów życia politycznego w pułapkę
zestawiania dawnych „Dobrych Władców” z następującymi w czasach kryzysu „Tyranami”.
To podstawowe nieporozumienie skutecznie zamazuje obraz dziejów związany z
uwagi na charakter instytucji władzy w państwie rzymskim, czyli de facto
jedynowładztwem. Dla pełnego przedstawienia przyczyn i podstaw do głębokich
przemian państwa należy zatem podążać śladem nie tylko indywidualnych cech
charakteru poszczególnych władców, ale także zrozumieć podstawy długotrwałych
procesów społecznych i ekonomicznych odmieniających definitywnie ową fasadę wielkiego
i wspólnego rzymskiego domu. Aby zrozumieć dlaczego ów okres tranzycji
wszystkich chyba instytucji i agend państwa postrzegany był i nadal jest jako
wręcz kataklizm zmiatający wszystko na swojej drodze i dotykający wszystkich
dziedzin życia wypada pochylić się nad obrazem państwa rzymskiego w okresie
bezpośrednio poprzedzającym epokę przemian. Trzeba przecież znaleźć krawędzie
płaszczyzny, będącej punktem wyjścia.
Z pewnością pogląd J. Berangera o nadrzędnej roli armii w
utrzymywaniu zasad ustrojowych Pryncypatu określający wszystkie w zasadzie
prerogatywy władzy Cesarza, a płynące z jego tytulatury jako „elementy
dekoracyjne” realiów ustroju pozostaje na dłuższą metę nie do utrzymania. Tym,
co wytwarzało atmosferę ciągłości i wielkości Imperium był stały, choć bardzo
rozłożony w czasie proces równania w prawach mieszkańców prowincji i Italii.
Miało to o tyle duże znaczenie, że nie tylko cementowało społeczeństwo Imperium,
ale i poprzez wzrost znaczenia i liczebności stanu ekwickiego poszerzało realne
zaplecze społeczne władzy cesarskiej. Z uwagi na polityczna konieczność w
czasie swego długie panowania Oktawian jako pierwszy August zadbał o
ugruntowanie potęgi oligarchii, jednocześnie pozostawiając przy życiu pozory
dbałości o realizację dawnych roszczeń Popularów, od których jednak w praktyce
całkowicie się odciął. Istniała zatem uporządkowana i usystematyzowana prawnie
władza absolutna Cesarza, która jednak nie stała w żadnej sprzeczności z
ideałami dawnego ustroju republikańskiego. Autorytet władcy pozwolił mu
zupełnie bezboleśnie przygotować grunt do przekazania władzy członkowi swojej
rodziny, a poprzez wymuszenie na Tyberiuszu aktu adopcji Germanika, zapewnić
także utrzymanie władzy wewnątrz swojej rodziny także i w kolejnym pokoleniu.
Bez względu na losy Germanika przez kolejne dekady żadnym siłom nie udało się
podważyć prawa do władzy nad Imperium familii Julijsko- Klaudyjskiej. Tak zatem
utrwaliła się quasi dynastyczna forma sprawowania władzy w istocie monarszej,
choć o tytulaturze nawiązującej do tradycji republikańskich, mająca olbrzymi
wpływ na proces dążenia do legalizacji wszystkich kolejnych posiadaczy
cesarskiego diademu po upadku Nerona i przeniesieniu władzy w ręce
przedstawiciela innego rodu. Na razie wydawało się zabezpieczonym ograniczenie
dostępu do najwyższego kręgu władzy wyłącznie do najpotężniejszych znaczeniem
ludzi w państwie przy jednoczesnym pozostawieniu struktury stanowej otwartą –
odnosząc sukces ekonomiczny można było wejść w stan ekwicki (przy cenzusie majątkowym
szacowanym na 400 tysięcy sesterców), a i potem ekwici mieli możliwość
przejścia do stanu senatorskiego. Oczekiwania Cesarza wobec lokalnej elity
społecznej określane były stale ponawianym żądaniem aktywnego działania na
rzecz municypiów rozumianych tutaj jako lokalne ośrodki administracyjne.
Pozwalało to nie tylko odciążyć administrację centralną, ale także za cenę
milczącej zgody na pewne formy decentralizacji zazdrośnie strzeżonej przecież
władzy także finalnie usprawnić zarząd nad olbrzymimi obszarami znajdującymi się
wewnątrz orbity wpływów mieszkańców pałacu na Palatynie.
Cesarz Hadrian - jako pierwszy nosił brodę typową dla świata kultury helleńskiej.
Zwyczaj ów przetrwał aż do czasów Konstantyna Wielkiego.
Podobny cel – „wyżycie” się najambitniejszych jednostek w
polityce lokalnej i zabezpieczenie ambicji reprezentantów rodów
arystokratycznych w postaci podniesienia statusu społecznego miał także podział
prowincji na senatorskie i cesarskie. Cesarz zatrzymywał w swych rękach władzę
nad armią rozlokowaną wyłącznie w prowincjach cesarskich, ale także dzielił się
pozornie zarządem nad Imperium z członkami klasy senatorskiej. Pozornie,
ponieważ tak kluczowe kwestie zarządu cywilnego jak pobór podatków i ustalanie
podstaw do tegoż spoczywa wyłącznie w rękach osób wyznaczanych przez Imperatora
– w przypadku Oktawiana byli to jego wyzwoleńcy, czyli w świetle prawa członkowie
jego rodziny. Choć zatem wielu senatorów nie chciało i nie potrafiło nie spoglądać
z wrogością na nowy porządek polityczny, musieli się z nim godzić i go
akceptować jako stan całkowicie pozbawiony realnego wpływu na bieg zdarzeń w
obliczu realnego niebezpieczeństwa w postaci rosnącego znaczenia armii, jako
czynnika kształtującego szczyty władzy. Upadek Nerona i kres władzy dynastii
Julijsko-Klaudyjskiej stanowił wyraźne ostrzeżenie w tym zakresie i po Roku Czterech
Cesarzy pewną prawidłowością jest stały proces zbliżenia Cesarza (jako
instytucji) i Senatu. Anomalia jaką był w tym względzie czas panowania
Domicjana mającego zupełnie odmienną wizję osadzenia i umocnienia swej własnej
władzy pozostanie przez długie dekady zjawiskiem zupełnie odosobnionym. Jedną z
kluczowych i elementarnych podstaw długiego okresu wewnętrznego miru doby panowania
dynastii Antoninów, czyli owej epoki „Pięciu Dobrych Cesarzy” jest bezustanne przyjmowanie
postaw pełnych szacunku wobec dawnych
instytucji senatorskich z równoczesnym powolnym przekierowywaniem uwagi ku
pozostałym grupom społecznym. Wszystko to wydawało się ówczesnym niezbędne dla
podtrzymania wewnętrznej harmonii i unikaniu społecznych wstrząsów. To zaś było
w jakiejś części gwarantem bezpieczeństwa przed wystąpieniem wojska, którego
siła sprawcza od czasu wyniesienia Wespazjana była przecież doskonale znana i
rozumiana. Oczywiście armia rzymska jako wojsko zawodowe – służące za pieniądze
– w teorii powinno pozostawać lojalne wyłącznie płatnikowi żołdu (nazywanemu
stypendium), czyli Cesarzowi, jednak zawsze tliło się niebezpieczeństwo
wystąpienia pojedynczych ambitnych i żądnych władzy jednostek zdolnych do pociągnięcia
za sobą realnej siły militarnej zdolnej rzucić wyzwanie legalnemu władcy. Teoretycznie
przeciw takiemu obrotowi spraw służył podział armii na stosunkowo nieduże
dowództwa wyższe wojsk polowych, oraz specjalną formację gwardyjską, czyli Pretorianów
będących w teorii gwarantem bezpieczeństwa osoby władcy.
Pretorianie
W zasadzie władca nie miał i nie mógł mieć żadnych
gwarancji swej nietykalności – mógł paść ofiarą spisku członków swego
najbliższego otoczenia, członków Senatu, Gwardii Pretoriańskiej, a nawet buntu
sił zbrojnych znajdujących się na dalekich granicach państwa. System funkcjonował
w istocie nie w oparciu o wypracowane przez kolejnych władców reguły, ale
przede wszystkim w oparciu o osobisty autorytet władcy. Każdy z owych „Pięciu
Dobrych Cesarzy” bardzo o swój autorytet dbał okazując poprzez działalność legislacyjną,
ale także poprzez przestrzeganie określonej etykiety w osobistym kontakcie,
szacunek wszystkim wymienionym powyżej grupom społecznym i instytucjom. Dzięki
długotrwałemu okresowi wewnętrznego i zewnętrznego bezpieczeństwa Imperium
Rzymskie osiągnęło apogeum swej zamożności, która objęła w zasadzie wszystkie
grupy społeczne, nie wyłączając najniżej sytuowanych warstw. Ten właśnie „Złoty
Wiek” rozwoju i stabilności był gwarantem nienaruszalności ustroju, choć
oczywiście powoli pojawiają się symptomy nadchodzących przemian.
Za czasów Antoninów Imperium Romanum osiąga apogeum swego
rozwoju terytorialnego i demograficznego – to państwo u schyłku rządów Trajana
obejmujące obszary o powierzchni około 5 000 000 kilometrów kwadratowych
zamieszkanych przez być może nawet 75 000 000 mieszkańców. Jako państwo mimo
wszystko o archaicznych formach wymiany ekonomicznej Rzym epoki Flawiuszy i
Antoninów bardzo narażony był na wpadnięcie w pułapkę osiągnięcia sufitu
dochodów państwa wobec oczekiwanych wydatków. Istniejąc właściwie w ramach
struktur maltuzjańskich Imperium Romanum było w stanie skutecznie radzić sobie
z kosztami finansowymi administracji, utrzymania wojska i innych wydatków
jedynie wówczas, gdy stale wzrastała baza podatkowa. Ponieważ jednak jak w każdym
innym państwie epoki przedindustrialnej wzrost gospodarczy zależny był ściśle
od ilości i produktywności ludności niebezpieczeństwo wystąpienia ostrego
kryzysu ekonomicznego było w istocie ogromne, a przede wszystkim – nie było w
zasadzie instrumentów legislacyjnych mogących takim wstrząsom zaradzić. To
szczególnie ważne, jeśli uzmysłowimy sobie jak bardzo funkcjonowanie państwa zależne
było od autorytetu władzy opierającej się wyłącznie o podstawy związane z
czynnikiem ekonomicznym. Cechą charakterystyczną „Złotego Wieku” jest
redystrybucja dóbr przez cesarską i lokalną administrację w sposób, który czyni
z Imperium właściwie rodzaj państwa socjalnego. Najbardziej widoczne jest to w
przypadku polityki cesarzy Antoninów wobec Italii, ale także w próbach wsparcia
drobnej własności ziemskiej i intensywnej gospodarki typu Villa, wobec
gospodarki typu latyfundialnego – czyli wielkich i w zasadzie
samowystarczalnych organizmów produkcyjnych o ekstensywnym charakterze
produkcji. Nie tylko wewnętrzna konkurencja powoduje pauperyzacje szerokich mas
wiejskich, problemem jest także erozja wydajności systemu opartego o
niewolnictwo. Dawno już przecież minęły czasy napływu ogromnych rzesz
niewolników z charakteryzujących się wysokim poziomem cywilizacyjnym krajów
podbijanych przez Rzym. Jedynym dostępnym źródłem niewolników są teraz stojące
na dużo niższym poziomie rozwoju pokonane plemiona barbarzyńskie spoza granic
rzymskiego świata. Z jednej strony wymusza to pewne innowacje techniczne takie
jak stopniowe odchodzenie od motyczenia na rzecz wyraźnie wydajniejszego
bronowania, ale przede wszystkim generalnie zmniejsza wydajność pracy, co
skutkuje kryzysem drobnej i średniej własności ziemskiej. Od czasów Hadriana
wprawdzie istnieje fundusz alimentacyjny, udzielający pożyczek na niezbyt
wygórowany procent potrzebującym pomocy kapitałowej rolnikom, ale poza kryzysem
związanym z produkcją rolną pojawiają się także pierwsze symptomy kryzysu w
zarządzaniu strukturami lokalnymi. Mimo ogólnej pomyślności ekonomicznej coraz
więcej miast i gmin boryka się z trudnościami finansowymi związanymi z
lekkomyślną polityką finansową, co stanowiło stałe źródło trosk kolejnych
władców.
Francuskie Arles i ślady rzymskiej cywilizacji.
Czy Cesarze byli ludźmi rozrzutnymi? Z reguły nie, jeśli
spojrzeć tylko na ich wydatki w sferze utrzymania własnego dworu, co nawet przy
olbrzymim przepychu było siłą rzeczy mało istotna pozycją w spisie wydatków
skarbca. Nierównowagę budżetową powodowały charakterystyczne elementy struktury
wydatków – wielkie wydatki publiczne takie jak koszty utrzymania armii,
bezpłatnego zaopatrywania w żywność ludności najuboższej, oraz ożywionej działalności
budowlanej. Ponieważ zasadniczo w interesującym nas okresie od Nerwy po
początek panowania Trajana stabilność systemu finansowego wydawała się czymś
nienaruszalnym obserwujemy tendencję do rozrzutności w przypadku wydatków na
cele publiczne, przy jednoczesnym zmniejszeniu obciążeń podatkowych. Jak się
wydaje mimo owej powierzchownej stabilności epoki wzrostu w związku z
trudnościami strukturalnymi narastał problem zadłużenia – zarówno Trajan jak i
Hadrian zmuszeni byli do aktów anulowania długów wobec fiskusa jako
niespłacalnych. Tylko w 118 roku Hadrian polecił spalić publicznie wykazy
długów opiewające na wymykająca się zdolnościom poznawczym kwotę 900 000 000
sesterców. Jeśli sytuacja płatnicza skarbu państwa pozwalała na kontynuowanie
dotychczasowej polityki finansowej, to wyłącznie z powodu osiągnięcia apogeum
demograficznego, czyli de facto poszerzenia bazy podatkowej. Władcy byli
świadomi zagrożeń płynących z delikatności osiągniętej równowagi, gdyż zarówno
Trajan, jak i Hadrian poszukiwali aktywnie form „uszczelnienia” systemu
podatkowego. Podatki bezpośrednie nadal egzekwowały władze lokalne, ale zamiast
spółek publikańskich zajmowali się tym zespoły Decemprimi, którymi byli lokalni
notable i urzędnicy. Samo ściąganie podatków pozostawało w gestii prywatnych
przedsiębiorców, poborców, którym zmniejszono znacznie kwotę prowizji od środków
przekazanych do skarbca państwa, jednocześnie jednak zdjęto zeń obowiązek
uiszczania w skarbcu ryczałtu na poczet zebranych środków. Hadrian zaadoptował
takie rozwiązanie także do zarządu nad majątkami cesarskimi. Tutaj główny
dzierżawca (Conductor) dzielił dany obszar ziemski na mniejsze działki i oddawał
je pod uprawę poddzierżawcom, przezwanym Kolonami. W imieniu władcy ściągał od
nich należność za dzierżawę wtórną zyskując prawo do wymagania od Kolonów
świadczenia w postaci pracy na swoim własnym, prywatnym majątku. Działania te
pozwalały na podtrzymywanie rozbudowy bazy fiskalnej, ponieważ towarzyszyła im właśnie
w celach fiskalnych polityka nadawania obywatelstwa latyńskiego mieszkańcom
prowincji. Co do zasady, w warunkach dynamicznego, choć nierównomiernego
rozwoju ekonomicznego prowincji Imperium Rzymskie pod względem finansowym
osiągnęło zenit swych możliwości, czego najlepszym dowodem jest brak
długofalowych skutków negatywnych niesłychanie kosztownych kampanii wojennych
Trajana, czy ogromnych inwestycji publicznych innych władców doby Flawiuszy i
Antoninów.
Rzymska moneta z wizerunkiem "Pietas".
Wspomniałem już o trudnościach ekonomicznych w Italii,
jak jednak wyglądała sytuacja ekonomiczna w całym państwie? Mimo wszystko wciąż
najwyższy dochód per capita osiągała Italia – za Imperatora Hadriana około 850
dzisiejszych dolarów, następną krainą pod względem zamożności pozostawał wciąż
Egipt z dochodem Per Capita szacowanym na około 600 do 700 dolarów per capita.
Dalej na liście plasowały się prowincje najsilniej zromanizowane, lub zamożne
jeszcze przed rzymskim podbojem – czyli Betyka, Galia Narbońska, Grecja, Azja
Mniejsza, wreszcie Afryka. W regionach tych osiągnięto dochód per capita rzędu
550 do 600 dzisiejszych dolarów. Najniższy poziom dochodu osiągały obszary
położone nad Dunajem i Renem, w północnej Galii i Brytanii – około 500
dzisiejszych dolarów. Widać zatem dość wyraźnie jak wielkie różnice w poziomie
życia występowały na ogromnych obszarach państwa, przy czym wspominany regres
ekonomiczny Italii nabierał tempa z uwagi na stosunkowo wysokie koszty pracy na
tle prowincji, które narzucały coraz ostrzejsze warunki konkurencji. W
oczywisty sposób dobrodziejstwa „Pax Romana” najbardziej widoczne były w
wielkich miastach, które jako centra kultury, handlu i administracji w
naturalny sposób przyciągały najambitniejsze jednostki, dawały największe
możliwości rozwoju i przede wszystkim oferowały bardzo wysoki poziom życia. Jednak,
gdy tylko opuścić rojne place i agory i fora Antiochii, Aleksandrii, Rzymu, czy
Mediolanu niemal natychmiast zostawało się przeniesionym do zupełnie innej
rzeczywistości. Na prowincji, poza obrębem miast i miasteczek świat rzymski
miał do zaoferowania jedynie ciężką pracę w rzemiośle i na roli, od czego
ucieczka była właściwie niemożliwa – poziom płac za pracę i usługi wśród
najniżej społecznie sytuowanych grup właściwie uniemożliwiał zgromadzenie
jakiegokolwiek kapitału na „nowy początek”, a każda poważniejsza fluktuacja
ekonomiczna natychmiast zasilała miejską tkankę nowymi rzeszami biedoty, której
masy lgnęły do tkanki miejskiej z uwagi na pomoc socjalną. Szybki rozwój
ekonomiczny rzymskiej prowincji w ciągu II wieku i w wielu przypadkach
pokonanie italskiej konkurencji w jakości i ilości produkcji wszelkich dóbr nie
szedł w parze z widocznym radykalnym podniesieniem się poziomu życia wszystkich
warstw społecznych, gdyż w oczywisty sposób gros profitów zeń płynących
pozostawał w kieszeni wielkiej własności ziemskiej, lub udziałowców wielkich
przedsiębiorstw produkcyjnych, lub handlowych. Jeszcze na tym etapie rozwoju w
wielu regionach ludności coraz silniej doskwierać zaczynała degradacja
środowiska naturalnego – szybkie jałowienie ziemi w skutek ekstensywnej i
rabunkowej gospodarki rolnej, lub masowej wycinki lasów, o problemie utraty
dostępu do wody na obszarach o rozwiniętej infrastrukturze wydobywczej nie
wspominając. Według modelu badawczego Scheidel-Friesen, w interesującym nas
okresie globalne PKB Imperium Romanum wynosiło mniej więcej około 20 000 000
000 sestercii (przeliczanych na około 97 000 000 000 dolarów według wartości z
2022 roku), z których mniej więcej 5 % generował zarząd własności cesarskiej. Szacuje
się, że grupa 1,5 % osób o najwyższych dochodach w państwie przechwytywała
mniej więcej 20 % wartości globalnego dochodu, krocząca za nią „klasa średnia”
licząca mniej więcej 10 % ogółu mieszkańców państwa także miała 20 procentowy
udział w tym ogólnym torcie, a reszta przypadała w udziale olbrzymiej rzeszy
pozostałych mieszkańców państwa, przy czym należy tutaj odnotować zaskakująco
duże różnice w poziomie dochodów i życia wewnątrz tej dość niejednorodnej
grupy. Bardzo wiele dowiedzieć się o szerokich masach rzymskiej społeczności
przyglądając się bliżej płacom i cenom za podstawowe usługi i towary.
Rzymskie malowidła ścienne.
W interesującym nas okresie, około 164 roku niejaki
Memmiusz – jak wynika z tabliczki obrachunkowej przepracował w kopalni 176 dni,
za które pracodawca zapłacił mu 280 sestercji za dzień, jednocześnie wypłacając
dodatek na każde dziecko w wysokości 40 sestercji, a także zapewniał wyżywienie.
Biorąc pod uwagę fakt, że duży chleb kosztował w tym okresie około 8 sestercji,
młode prosię około dwudziestu sestercji, najem zaś połowy domu wyceniano na
około 1200 sestercji nasz Memmiusz mógł wieść dość dobry i przede wszystkim
syty żywot. Możemy porównać ten poziom dochodów do reprezentantów innych zawodów
– pasterz mógł liczyć na zaledwie od 80 do 100 sestercji na dzień, podobnie jak
robotnik w warsztatach, czy sprzątacz w kanałach. Znacznie lepiej zarabiali
przedstawiciele sektora usługowego – piekarz, tragarz, czy cieśla mogli liczyć
na dochody dzienne rzędu 160 do 200 sestercji. Potem, wraz ze wzrostem poziomu
wykształcenia dochody rosną już skokowo – malarz wyceniał swą dzienną prace na
około 400 sestercji, prawnik zaś nawet na 4000 za plenipotencję prawą przed
sądem. Na pozór nawet w przypadku najniżej zarabiających kwoty te wydają się
wystarczające do zapewnienia codziennej egzystencji, jednakże jeśli dodamy do
wyżywienia koszty mieszkaniowe, oraz zwyczajowe wydatki na obuwie, czy ubrania
uzyskujemy obraz ludzi balansujących na krawędzi. Być może to właśnie
zagrożenia płynące z dużej łatwości zadłużania się – choćby i z powodu
wystawnego trybu życia (przy czym należy zauważyć, że najtańszy napitek w
rodzaju cienkiego piwa był bardzo tani – kilka zaledwie sestercji za kubek),
ale także z powodu hazardu, lub zdarzeń losowych w postaci choroby łatwo
wyrzucały ludzi poza nawias społeczności. Z drugiej strony, wciąż lansowaną
postawą była klasyczna rzymska „Pietas” – idea przywiązania, pobożności i
sumienności, co gwarantować miało cnotę umiarkowania. Obraz nizin rzymskiego
społeczeństwa nie byłby pełny bez choćby próby zaprezentowania szarej
codzienności, która w przypadku mieszkańców miast niekoniecznie bywała szara.
Poza trudem codziennej pracy zarobkowej można było w stolicy i innych wielkich
aglomeracjach całkiem miło spędzić czas – rozrywka w postaci spektakli
teatralnych (dla gawiedzi o niezbyt wyszukanej formie i treści), oraz
rozbudowany do niebotycznych rozmiarów przemysł rozrywkowy związany z ofertą
rzymskich amfiteatrów (walki gladiatorów), lub coraz popularniejszych wyścigów przyciągał
nieprzebrane rzesze głodnych atrakcji i sensacji. Tanie – bo sponsorowane przez
najmożniejszych, lub samych Imperatorów - wielkie igrzyska trwające często
całymi tygodniami, a także łatwy i tani dostęp do alkoholu, ale także
prostytucji czynił życie przyjemnym i znośnym, ale jak już wspominałem,
wszystkie te rozrywki dostępne były w zasadzie wyłącznie dla mieszkańców miast,
prowincjusze musieli zadowalać się jedynie alkoholem i swoim własnym
towarzystwem. W zasadzie choć staje nam przed oczyma obraz niemalże klasycznej „rzymskiej
dekadencji” związanej z moralnym rozkładem i ogólną rozwiązłością, nie było to
zjawisko tak powszechne jak nam się wydaje, gdyż pomimo niebywałego i nienotowanego
wcześniej procesu urbanizacji znakomita większość mieszkańców Imperium
mieszkała we wsiach, osadach lub małych miasteczkach, a o życiu wiedzionym
przez ich mieszkańców wiele mówią nam przede wszystkim zachowane epitafia
nagrobne – w tym i takie, które chwalą zmarłego za to, że „przeżył z żoną pięć
dekad bez jednej kłótni”. Nie da się zatem w żaden sposób generalizować rzymskich
postaw – przybierają one najróżniejsze barwy i charaktery. Zresztą obraz
rzymskich nizin społecznych w naszych oczach jest rezultatem długotrwałej i
zaciętej walki pomiędzy społeczną elitą, a pozostałymi klasami społecznymi. Ponieważ
ogromna większość wytworów ludzkiej kultury powstała wewnątrz owych wysokich kręgów
społecznych nasza percepcja szerokich mas ludności jako wciąż domagających się „chleba
i igrzysk” darmozjadów jest właściwie refleksem tej bezpardonowej walki
politycznej o znaczenie i wpływ na rzeczywistość. Świat owych „Niewidzialnych
Rzymian” – jak trafnie nazywa zasadniczą masę społeczeństwa Imperium Robert Knapp – opierał się na bardzo solidnych
fundamentach, które w większości byłyby akceptowalne w zasadzie w każdym innym
późniejszym społeczeństwie nie wyłączając naszego. Istotnym elementem życia
społecznego było trwanie rodziny, przy czym w wyobrażeniu Rzymian kluczowa była
dla trwałości związku lojalność, wierność i czystość. Seks postrzegano jako coś
więcej niż tylko prokreację – miał być przyjemny i satysfakcjonować oboje
partnerów. Z drugiej jednak strony upadek i rozkład pożycia skutkował rozwodem,
co nie było niczym nagannym, lecz konstruktywnym „ponownym rozdaniem kart”.
Poza społeczna akceptacją pozostawało przestępstwo kryminalne i oszustwo. Każdy
miał prawo do obrony cnoty honoru – oczywiście najlepiej przed sądem, ale także
w swobodnej dyskusji. To właściwie podstawy ładu społecznego Imperium Romanum.
Największym niebezpieczeństwem pozostawała kruchość
całego systemu – wystarczał jeden wstrząs społeczny lub ekonomiczny, by
zepchnąć w otchłań nędzy bardzo szerokie grupy społeczne zamieszkujące dany
obszar, a takich sytuacji nigdy nie brakowało. Trzęsienia ziemi, epidemie,
wybuchy wulkanów, klęski urodzaju i nieurodzaju, ale nawet i lokalne rozruchy o
charakterze politycznym, czy religijnym potrafiły stanowić śmiertelne
niebezpieczeństwo dla ustalonego porządku. Jak się wydaje między innymi dlatego
erę Antoninów określało się mianem „Złotej Ery”, gdyż nie tylko tego rodzaju
kataklizmy nie wystąpiły na większych obszarach Cesarstwa, ale także dlatego,
że jeśli dotknęły konkretny region skarb cesarski dysponował dostatecznie
dużymi rezerwami finansowymi, by pospieszyć dotkniętym kryzysem z pomocą.
Relief przedstawiający rzymskich kamieniarzy.
Jeśli zagrożenia wewnętrzne nie miały większego wpływu na
całość spraw, to także bardzo pomyślnie układała się sytuacja w polityce
zagranicznej Imperium. Napaści ze strony mieszkańców Barbaricum zdarzały się,
ale nie miały większego wpływu na stan państwa, gdyż z reguły dotyczyły tylko
prowincji nadgranicznych, które jak wiemy nie stanowiły ekonomicznego rdzenia
Imperium. Po długim okresie równowagi w rywalizacji dwóch wielkich mocarstw –
Rzymu i Partii, zauważamy wyraźne słabnięcie tego drugiego z kulminacyjnym
momentem klęsk spowodowanych ambitną polityką Trajana. Bezpieczeństwo granic to
nie tylko spokojna prosperita prowincji, ale także przynoszący olbrzymie
dochody transoceaniczny i transkontynentalny handel. Przez cały okres
Pryncypatu podatki od handlu z dalekimi krajami stanowiły ogromnie ważną
pozycję w strukturze dochodów administracji państwa. To w dużej mierze właśnie
te pieniądze pozwalały dźwigać ciężar utrzymywania sił zbrojnych, ale także
polityki wydatków publicznych bez szczególnie dolegliwego obciążenia
podatkowego społeczeństwa rzymskiego. W szczytowym okresie handel jedwabiem i
przyprawami w obrębie Oceanu Indyjskiego przynosił pod koniec I Wieku wolumen
wynoszący ponad 1 000 000 000 sestercji, z czego dochód państwa z tytułu
podatków i opłat wynosił około 250 000 000 milionów sestercji. Aby zrozumieć
jak wiele znaczyła ta kwota dodajmy, że roczny budżet w tym samym okresie
zawierał wydatki na wszystkie cele militarne wynoszący w przybliżeniu średnio
640 000 000 sestercji. Jednak w II wieku to źródło dochodów zaczyna powoli
wysychać z powodu rozmaitych zaburzeń politycznych na Dalekim Wschodzie, które
zaczynają rozrywać stare powiązania handlowe.
Rzymskie szlaki handlowe u schyłku II Wieku
Jeśli jesteśmy przy gwarancie „Pax Romana” umożliwiającym
także trwanie skomplikowanych powiązań handlowych warto pochylić się także nad
rzymskimi siłami zbrojnymi, gdzie w ciągu mniej więcej stu pięćdziesięciu lat
od czasów Augusta bardzo wiele się zmieniło. Zwykliśmy postrzegać jako gwarant
niezrównanej siły militarnej Imperium doskonale i powszechnie kojarzone
formacje ciężkiej piechoty legionowej, liczącej przez bardzo długi czas 25
legionów. To jednak jedynie połowa sił zbrojnych państwa rzymskiego, gdyż podobna
ilość żołnierzy służyła w drugim ważnym komponencie siły zbrojnej – Auxilliach,
czyli Oddziałach Pomocniczych. O ile formacje legionowe zasilano rekrutem
stricte rzymskim, Auxillia formowano w oparciu o mieszkańców Imperium nie
posiadających praw rzymskich. Zwraca niemal od razu uwagę duża nierównomierność
obciążenia obu grup – posiadaczy praw obywatelskich i tychże nie posiadających.
Otóż, liczebność żołnierzy służących w legionach za Augusta i jego bezpośrednich
następców wynosiła około 125 000 ludzi, przy bardzo podobnej liczebności
łącznie 250 formacji auxiliarnych mających na stanie także około 125 000 ludzi.
Tutaj wypada dodać, że baza rekrutacyjna do jednostek pomocniczych była bez
porównania większa, gdyż jak się szacuje w tym okresie aż 90 % mieszkańców
Imperium nie posiadało rzymskiego obywatelstwa – przykładowo w tym okresie w
Rzymskiej Brytanii z około 2 000 000 mieszkańców obywatelstwem cieszyło się
zaledwie około 50 000 osób. Przez kolejne dekady zaznaczy się wzrost ludności z
obywatelstwem, ale także narastać będzie problem rekrutacji niezbędnej ilości
rekrutów do legionów, w efekcie czego kolejni Pryncepsi dostrzegający wagę
problemu będą starali się zaradzić decydując się na szereg koncesji na rzecz
Legionistów. I tak jednak na przestrzeni mniej więcej stulecia rdzeń piechoty
legionowej zmieni się z Italików na mieszkańców prowincji. Jak się wydaje przez
długi okres nabór do formacji pomocniczych nie stanowił większego problemu,
gdyż zasadniczym benefitem płynącym dla ochotnika w takiej służbie było
zdobycie obywatelstwa rzymskiego. Wraz jednak z coraz szerszym zasięgiem
obywatelstwa rzymskiego lub latyńskiego i tutaj stopniowo zaczął pojawiać się
problem. Już od mniej więcej końca rządów dynastii Julijsko-Klaudyjskiej
Auxilia będą uzupełniane w systemie mieszanym – poprzez nabór ochotniczy, ale
także poprzez przymusowy pobór. Wraz z biegiem czasu rosła także ilość
jednostek taktycznych armii, która za panowania Hadriana osiągnęła poziom 30
legionów wraz z podobnie kształtującym się procentowo wzrostem ilości formacji
pomocniczych. Oznacza to wzrost liczebności armii o około 20 %, co nie
pozostawało bez wpływu na poziom wydatków na utrzymanie sił zbrojnych. Warto
zaznaczyć, że określenie „pomocnicze” nie oznacza niższej wartości bojowej
połowy armii rzymskiej tego okresu. Oddziały Auxilliów zorganizowane były względem
dość jednolitych pod względem organizacyjnym legionów w znacznie większą ilość
znacznie mniejszych, ale także dużo bardziej wyspecjalizowanych jednostek. Jeśli
za Hadriana w zasadzie kończy się proces koncentrowania posiadanych legionów w
ramach czterech teatrów działań stanowiących tak jakby osobne dowództwa
operacyjne, czyli Brytanii, Prowincji Nardeńskich, Prowincji Naddunajskich i
Prowincji Wschodnich, to formacje pomocnicze stanowiły niebywale istotne
uzupełnienie masy ciężkiej piechoty legionowej z uwagi na ich doskonałe
dostosowanie do konkretnych warunków operacyjnych, czy po prostu
geograficznych. Dzięki licznym i wyspecjalizowanym Auxiliom wychodząca w pole
armia rzymska potrafiła doskonale odnaleźć się doskonale właściwie w każdych warunkach
operacyjnych dzięki licznym oddziałom jazdy i piechoty doskonale dostosowanym
do lokalnych warunków. W tym samym okresie udział Italików w strukturach armii
rzymskiej spadł do około 10 % łącznej liczebności sił zbrojnych, co nazwać należy
bez wahania początkiem „procesu barbaryzacji Armii Rzymskiej”. Choć w tej
kwestii popularny stereotyp każe nam szukać czegoś w rodzaju zastąpienia
autentycznie rzymskich sił zbrojnych poprzez cudzoziemskie formacje wojskowe
wraz z ich taktyką i uzbrojeniem, co długo wskazywane było jako jedno ze
zjawisk przyczyniających się do słabnięcia rzymskiego świata w końcowym okresie
trwania państwa, to jednak jest to rodzaj nieporozumienia wynikającego z
nieznajomości długotrwałych procesów przemian oblicza Armii Rzymskiej,
zmuszonej do dostosowywania się do zmieniających się warunków działania.
Stereotyp ów – tak samo trwały zresztą jak stereotyp głoszący w zasadzie
absolutną dominację ciężkiej piechoty legionowej w ramach armii rzymskiej –
wynika po trosze z niewiedzy na temat szczególnych cech sił zbrojnych Imperium.
W rzeczywistości historycznej owa „barbaryzacja” oznaczała po prostu długi
okres przejmowania ciężaru budowania struktur obronnych Imperium przez
mieszkańców prowincji, bez szczególnie negatywnych konotacji związanych ze
spadkiem wartości bojowej armii jako takiej – wprost przeciwnie. Oparcie zaciągu
do sił zbrojnych o synów weteranów, ale przede wszystkim mieszkańców
najuboższych prowincji (za Hadriana gros rekrutów pochodziło właśnie z tych
obszarów Imperium, które generowały najniższy dochód per capita), powodowało dość
wysoki poziom motywacji do służby, której warunki finansowe pozwalały na
nadzieję radykalnego poprawienia sytuacji ekonomicznej. Jeśli faktycznie doszukiwać
się w tym okresie spadku wartości bojowej rzymskich sił zbrojnych, to raczej
jest to efekt długich okresów bez wielkich kampanii militarnych, a przede
wszystkim słabnącej mobilności armii rzymskiej w miarę zrastania się
poszczególnych jednostek taktycznych z regionem, w którym stały one garnizonem.
Rosnąca z czasem niechęć wojsk rzymskich do udziału w długotrwałych kampaniach
polowych z dala od macierzystych garnizonów spowodowało reakcje w postaci
wprowadzenia rozwiązania operacyjnego w postaci Vexillationes, czyli oddziałów
wydzielonych wysyłanych w roli posiłków, rezerw na zagrożony odcinek granicy, co
było nie tylko rozsądnym gospodarowaniem posiadanymi siłami, ale także widomą rękojmią
dla służących w nich żołnierzy, że biorą udział w rozwiązaniu tymczasowym i
prędzej czy później powrócą na swe pierwotne miejsca stacjonowania. Mimo tych
innowacji do których należy dodać także pojawienie się formacji Numeri, w
których służyli najsłabiej zromanizowani mieszkańcy państwa, a w których
komenda sprawowana była w oparciu o lokalne narzecza i języki, armia
utrzymywała wysoki poziom umiejętności i dyscypliny.
Przedstawiony powyżej obraz państwa i jego mieszkańców –
choć bardzo ogólnikowy – daje pewne wyobrażenie o sile rzymskich instytucji i
trwałości rzymskiej kultury za Antoninów. Ogólna pomyślność ekonomiczna i
długotrwały okres pokoju sprzyjający rozwojowi nie bez kozery zatem były już
przez ówczesnych odbierany jako „Złoty Wiek”, czas zenitu rzymskiej. Zastęp Szczęsnych
i rozumnych cesarzy, ogólna prosperita i doskonałe perspektywy nie powinny
jednak przesłaniać nam pewnej dynamiki przemian – niezbyt wprawdzie wartkiej,
ale choć powoli, to jednak skutecznie podmywającej fundamenty gmachu wielkiego
Imperium. Pojawiające się przy udziale różnych okoliczności problemy nie były
postrzegane nawet przez najbardziej światłe umysły epoki jako realna groźba dla
trwałości rzymskiego stylu życia i instytucji państwa. Kolejni władcy
podchodzili do spraw związanych z administrowaniem olbrzymim państwem bardzo
odpowiedzialnie i poważnie, a poza tym – jak się im wydawało – dysponowali niebywale
sprawnym narzędziem do rozwiązywania każdego rodzaju problemów, czyli
skutecznie działającej i sprawnej administracji i centralnej i lokalnej. To
zresztą, co jawiło się jako drobne i mało w gruncie rzeczy dolegliwe problemy
dość powierzchownie zresztą w niniejszym tekście zaakcentowane, wkrótce miały
wstrząsnąć rzymskim światem i odmienić go raz na zawsze.
Komentarze
Prześlij komentarz