„Wiek z Ołowiu i Łez”. Wielki Kryzys Imperium Rzymskiego w III Wieku. Część I

 




Obraz Imperium na progu przemian

 

U schyłku epoki „Pięciu Dobrych Cesarzy”

 

Jest w naszym wyobrażeniu Imperium Romanum w pewnym sensie tworem homogenicznym i w zasadzie niezmiennym na przestrzeni stuleci pod względem form ustrojowych, podstawowych zasad społecznej koegzystencji, oraz rzeczywistości ekonomicznej. Potężna jest moc stereotypów zakorzenionych w powszechnej pamięci historycznej, a ich egzystencja wydaje się niezachwiana skutkiem łatwości „chodzenia na skróty” scenarzystów produkcji filmowych, twórców z kręgu literatury popularnej i tym podobnych elementarnych źródeł wyobrażeń o olbrzymim i dawno obumarłym państwie. Istotne jest także to, że jako ludzie XXI wieku często, choć w wielu przypadkach nieświadomie opieramy się o idee dla których zaczynem jest właśnie państwo rzymskie i idee „Romanitas”, czego chyba najlepszym wyrazem jest idea Jedności Europejskiej. Tymczasem trwające stulecia Imperium podlegało – jak każdy inny organizm państwowy – bezustannym zmianom. W zależności od mnogości czynników moderujących potrzebę owych przemian mamy do czynienia zarówno z powolną ewolucją często wymykająca się świadomości ówczesnych, ale także gwałtownymi burzami dziejowymi o wręcz rewolucyjnym charakterze, które znacznie bardziej służyć mogą roli drogowskazów wskazujących nam fakt zaistnienia przemian na danej płaszczyźnie. O ile długi okres modelowania zasad ustrojowych Pryncypatu, a zwłaszcza następujący potem czas określany mianem „Pax Romana” jest nam znany doskonale i wpisuje się wręcz idealnie w ów wyidealizowany i statyczny obraz gigantycznego państwa trwającego jakby w bezruchu zabezpieczonym jeszcze nienotowanym dobrobytem płynącym z niezakłóconego i bujnego życia gospodarczego, a nawet bardziej chyba siłą rzymskiej machiny wojennej, to następujący po nim „Długi Wiek” wychodzenia z dotychczasowych ram i dryfowania w stronę zupełnie innych form ustrojowych pozostaje nam zupełnie niemal obcy. Przyjmuje tenże „Długi Wiek” będący w istocie całą epoką często oblicze chaosu politycznego i klęsk militarnych wiązanych z kilkoma imionami konkretnych władców, nie odpowiadając w rzeczywistości na pytanie o siły oddziałujące na rzeczywistość okresu pomiędzy około 160, a 337 rokiem.

Imperium Rzymskie około 125 roku.

Różnica w funkcjonowaniu w zasadzie na każdej niwie Imperium Romanum doby Marka Aureliusza, a schyłku panowania Konstantyna I jest tak olbrzymia, że mówimy w zasadzie o dwóch zupełnie innych organizmach państwowych, które łączy ze sobą na pierwszy rzut oka głęboko zakorzeniona tradycja „Wspólnego Trwania” w głęboko powiązanych ze sobą obszarach językowych i kulturowych. Mówiąc wprost – nagle, po około 170 latach bez pogłębionej analizy płynącej z narracji historycznej przechodzimy do zupełnie innych form państwowości, niemal całkowicie oderwanych od Augustowej, czy Trajanowej tradycji. Tymczasem jednak kręgosłup spajający Imperium Romanum w jeden organizm państwowy pozostaje w gruncie rzeczy taki sam – to dominująca rola społeczna i ekonomiczna wielkiej oligarchii zabezpieczana przez siłę militarną. Zmieniają się tylko szaty, rzekłbym - estetyka postaci Państwa, czego wyrazem jest nazewnictwo struktur administracyjnych, regulacje prawne, czy niezachwiana wola podtrzymania zdolności bojowej armii, czemu podporządkowana od zawsze przecież była cała działalność najwyższych władz państwa. Nie jest zatem i nie może być w wymiarze ideologicznym okres przemian owych 170 lat rzymskiej historii przypadkowym w gruncie rzeczy zbiegiem różnych wydarzeń. Naturalnie, w większości stojący u steru nawy państwowej ludzie pozostawali ludźmi i ich cechy behawioralne miały wpływ na bieg historii, bez względu jednak na ich pochodzenie społeczne, ale także intelektualne walory bądź ograniczenia celem ich zawsze było zdobycie i utrzymanie władzy w celu zabezpieczenia egzystencji państwa, co nie stało w żadnej kolizji z indywidualnymi ambicjami. Jeśli zatem istota ich działalności pozostawało podtrzymanie trwania państwa, robili wszystko co w ich mocy, by podtrzymać siłę i zdrowie tych struktur, które uważali za kluczowe. Kwestie światopoglądowe i brak narzędzi mogących wyjaśnić naturę trudności państwa w czasach odpowiedzialności kolejnych władców Imperium stale właściwie wpędzają ówczesnych obserwatorów życia politycznego w pułapkę zestawiania dawnych „Dobrych Władców” z następującymi w czasach kryzysu „Tyranami”. To podstawowe nieporozumienie skutecznie zamazuje obraz dziejów związany z uwagi na charakter instytucji władzy w państwie rzymskim, czyli de facto jedynowładztwem. Dla pełnego przedstawienia przyczyn i podstaw do głębokich przemian państwa należy zatem podążać śladem nie tylko indywidualnych cech charakteru poszczególnych władców, ale także zrozumieć podstawy długotrwałych procesów społecznych i ekonomicznych odmieniających definitywnie ową fasadę wielkiego i wspólnego rzymskiego domu. Aby zrozumieć dlaczego ów okres tranzycji wszystkich chyba instytucji i agend państwa postrzegany był i nadal jest jako wręcz kataklizm zmiatający wszystko na swojej drodze i dotykający wszystkich dziedzin życia wypada pochylić się nad obrazem państwa rzymskiego w okresie bezpośrednio poprzedzającym epokę przemian. Trzeba przecież znaleźć krawędzie płaszczyzny, będącej punktem wyjścia.

Młody mężczyzna z zamożnego rodu - II wiek naszej ery.

Z pewnością pogląd J. Berangera o nadrzędnej roli armii w utrzymywaniu zasad ustrojowych Pryncypatu określający wszystkie w zasadzie prerogatywy władzy Cesarza, a płynące z jego tytulatury jako „elementy dekoracyjne” realiów ustroju pozostaje na dłuższą metę nie do utrzymania. Tym, co wytwarzało atmosferę ciągłości i wielkości Imperium był stały, choć bardzo rozłożony w czasie proces równania w prawach mieszkańców prowincji i Italii. Miało to o tyle duże znaczenie, że nie tylko cementowało społeczeństwo Imperium, ale i poprzez wzrost znaczenia i liczebności stanu ekwickiego poszerzało realne zaplecze społeczne władzy cesarskiej. Z uwagi na polityczna konieczność w czasie swego długie panowania Oktawian jako pierwszy August zadbał o ugruntowanie potęgi oligarchii, jednocześnie pozostawiając przy życiu pozory dbałości o realizację dawnych roszczeń Popularów, od których jednak w praktyce całkowicie się odciął. Istniała zatem uporządkowana i usystematyzowana prawnie władza absolutna Cesarza, która jednak nie stała w żadnej sprzeczności z ideałami dawnego ustroju republikańskiego. Autorytet władcy pozwolił mu zupełnie bezboleśnie przygotować grunt do przekazania władzy członkowi swojej rodziny, a poprzez wymuszenie na Tyberiuszu aktu adopcji Germanika, zapewnić także utrzymanie władzy wewnątrz swojej rodziny także i w kolejnym pokoleniu. Bez względu na losy Germanika przez kolejne dekady żadnym siłom nie udało się podważyć prawa do władzy nad Imperium familii Julijsko- Klaudyjskiej. Tak zatem utrwaliła się quasi dynastyczna forma sprawowania władzy w istocie monarszej, choć o tytulaturze nawiązującej do tradycji republikańskich, mająca olbrzymi wpływ na proces dążenia do legalizacji wszystkich kolejnych posiadaczy cesarskiego diademu po upadku Nerona i przeniesieniu władzy w ręce przedstawiciela innego rodu. Na razie wydawało się zabezpieczonym ograniczenie dostępu do najwyższego kręgu władzy wyłącznie do najpotężniejszych znaczeniem ludzi w państwie przy jednoczesnym pozostawieniu struktury stanowej otwartą – odnosząc sukces ekonomiczny można było wejść w stan ekwicki (przy cenzusie majątkowym szacowanym na 400 tysięcy sesterców), a i potem ekwici mieli możliwość przejścia do stanu senatorskiego. Oczekiwania Cesarza wobec lokalnej elity społecznej określane były stale ponawianym żądaniem aktywnego działania na rzecz municypiów rozumianych tutaj jako lokalne ośrodki administracyjne. Pozwalało to nie tylko odciążyć administrację centralną, ale także za cenę milczącej zgody na pewne formy decentralizacji zazdrośnie strzeżonej przecież władzy także finalnie usprawnić zarząd nad olbrzymimi obszarami znajdującymi się wewnątrz orbity wpływów mieszkańców pałacu na Palatynie.

Cesarz Hadrian - jako pierwszy nosił brodę typową dla świata kultury helleńskiej.

Zwyczaj ów przetrwał aż do czasów Konstantyna Wielkiego.

Podobny cel – „wyżycie” się najambitniejszych jednostek w polityce lokalnej i zabezpieczenie ambicji reprezentantów rodów arystokratycznych w postaci podniesienia statusu społecznego miał także podział prowincji na senatorskie i cesarskie. Cesarz zatrzymywał w swych rękach władzę nad armią rozlokowaną wyłącznie w prowincjach cesarskich, ale także dzielił się pozornie zarządem nad Imperium z członkami klasy senatorskiej. Pozornie, ponieważ tak kluczowe kwestie zarządu cywilnego jak pobór podatków i ustalanie podstaw do tegoż spoczywa wyłącznie w rękach osób wyznaczanych przez Imperatora – w przypadku Oktawiana byli to jego wyzwoleńcy, czyli w świetle prawa członkowie jego rodziny. Choć zatem wielu senatorów nie chciało i nie potrafiło nie spoglądać z wrogością na nowy porządek polityczny, musieli się z nim godzić i go akceptować jako stan całkowicie pozbawiony realnego wpływu na bieg zdarzeń w obliczu realnego niebezpieczeństwa w postaci rosnącego znaczenia armii, jako czynnika kształtującego szczyty władzy. Upadek Nerona i kres władzy dynastii Julijsko-Klaudyjskiej stanowił wyraźne ostrzeżenie w tym zakresie i po Roku Czterech Cesarzy pewną prawidłowością jest stały proces zbliżenia Cesarza (jako instytucji) i Senatu. Anomalia jaką był w tym względzie czas panowania Domicjana mającego zupełnie odmienną wizję osadzenia i umocnienia swej własnej władzy pozostanie przez długie dekady zjawiskiem zupełnie odosobnionym. Jedną z kluczowych i elementarnych podstaw długiego okresu wewnętrznego miru doby panowania dynastii Antoninów, czyli owej epoki „Pięciu Dobrych Cesarzy” jest bezustanne przyjmowanie postaw pełnych szacunku wobec  dawnych instytucji senatorskich z równoczesnym powolnym przekierowywaniem uwagi ku pozostałym grupom społecznym. Wszystko to wydawało się ówczesnym niezbędne dla podtrzymania wewnętrznej harmonii i unikaniu społecznych wstrząsów. To zaś było w jakiejś części gwarantem bezpieczeństwa przed wystąpieniem wojska, którego siła sprawcza od czasu wyniesienia Wespazjana była przecież doskonale znana i rozumiana. Oczywiście armia rzymska jako wojsko zawodowe – służące za pieniądze – w teorii powinno pozostawać lojalne wyłącznie płatnikowi żołdu (nazywanemu stypendium), czyli Cesarzowi, jednak zawsze tliło się niebezpieczeństwo wystąpienia pojedynczych ambitnych i żądnych władzy jednostek zdolnych do pociągnięcia za sobą realnej siły militarnej zdolnej rzucić wyzwanie legalnemu władcy. Teoretycznie przeciw takiemu obrotowi spraw służył podział armii na stosunkowo nieduże dowództwa wyższe wojsk polowych, oraz specjalną formację gwardyjską, czyli Pretorianów będących w teorii gwarantem bezpieczeństwa osoby władcy.


Pretorianie

W zasadzie władca nie miał i nie mógł mieć żadnych gwarancji swej nietykalności – mógł paść ofiarą spisku członków swego najbliższego otoczenia, członków Senatu, Gwardii Pretoriańskiej, a nawet buntu sił zbrojnych znajdujących się na dalekich granicach państwa. System funkcjonował w istocie nie w oparciu o wypracowane przez kolejnych władców reguły, ale przede wszystkim w oparciu o osobisty autorytet władcy. Każdy z owych „Pięciu Dobrych Cesarzy” bardzo o swój autorytet dbał okazując poprzez działalność legislacyjną, ale także poprzez przestrzeganie określonej etykiety w osobistym kontakcie, szacunek wszystkim wymienionym powyżej grupom społecznym i instytucjom. Dzięki długotrwałemu okresowi wewnętrznego i zewnętrznego bezpieczeństwa Imperium Rzymskie osiągnęło apogeum swej zamożności, która objęła w zasadzie wszystkie grupy społeczne, nie wyłączając najniżej sytuowanych warstw. Ten właśnie „Złoty Wiek” rozwoju i stabilności był gwarantem nienaruszalności ustroju, choć oczywiście powoli pojawiają się symptomy nadchodzących przemian.

Za czasów Antoninów Imperium Romanum osiąga apogeum swego rozwoju terytorialnego i demograficznego – to państwo u schyłku rządów Trajana obejmujące obszary o powierzchni około 5 000 000 kilometrów kwadratowych zamieszkanych przez być może nawet 75 000 000 mieszkańców. Jako państwo mimo wszystko o archaicznych formach wymiany ekonomicznej Rzym epoki Flawiuszy i Antoninów bardzo narażony był na wpadnięcie w pułapkę osiągnięcia sufitu dochodów państwa wobec oczekiwanych wydatków. Istniejąc właściwie w ramach struktur maltuzjańskich Imperium Romanum było w stanie skutecznie radzić sobie z kosztami finansowymi administracji, utrzymania wojska i innych wydatków jedynie wówczas, gdy stale wzrastała baza podatkowa. Ponieważ jednak jak w każdym innym państwie epoki przedindustrialnej wzrost gospodarczy zależny był ściśle od ilości i produktywności ludności niebezpieczeństwo wystąpienia ostrego kryzysu ekonomicznego było w istocie ogromne, a przede wszystkim – nie było w zasadzie instrumentów legislacyjnych mogących takim wstrząsom zaradzić. To szczególnie ważne, jeśli uzmysłowimy sobie jak bardzo funkcjonowanie państwa zależne było od autorytetu władzy opierającej się wyłącznie o podstawy związane z czynnikiem ekonomicznym. Cechą charakterystyczną „Złotego Wieku” jest redystrybucja dóbr przez cesarską i lokalną administrację w sposób, który czyni z Imperium właściwie rodzaj państwa socjalnego. Najbardziej widoczne jest to w przypadku polityki cesarzy Antoninów wobec Italii, ale także w próbach wsparcia drobnej własności ziemskiej i intensywnej gospodarki typu Villa, wobec gospodarki typu latyfundialnego – czyli wielkich i w zasadzie samowystarczalnych organizmów produkcyjnych o ekstensywnym charakterze produkcji. Nie tylko wewnętrzna konkurencja powoduje pauperyzacje szerokich mas wiejskich, problemem jest także erozja wydajności systemu opartego o niewolnictwo. Dawno już przecież minęły czasy napływu ogromnych rzesz niewolników z charakteryzujących się wysokim poziomem cywilizacyjnym krajów podbijanych przez Rzym. Jedynym dostępnym źródłem niewolników są teraz stojące na dużo niższym poziomie rozwoju pokonane plemiona barbarzyńskie spoza granic rzymskiego świata. Z jednej strony wymusza to pewne innowacje techniczne takie jak stopniowe odchodzenie od motyczenia na rzecz wyraźnie wydajniejszego bronowania, ale przede wszystkim generalnie zmniejsza wydajność pracy, co skutkuje kryzysem drobnej i średniej własności ziemskiej. Od czasów Hadriana wprawdzie istnieje fundusz alimentacyjny, udzielający pożyczek na niezbyt wygórowany procent potrzebującym pomocy kapitałowej rolnikom, ale poza kryzysem związanym z produkcją rolną pojawiają się także pierwsze symptomy kryzysu w zarządzaniu strukturami lokalnymi. Mimo ogólnej pomyślności ekonomicznej coraz więcej miast i gmin boryka się z trudnościami finansowymi związanymi z lekkomyślną polityką finansową, co stanowiło stałe źródło trosk kolejnych władców.


Francuskie Arles i ślady rzymskiej cywilizacji.

Czy Cesarze byli ludźmi rozrzutnymi? Z reguły nie, jeśli spojrzeć tylko na ich wydatki w sferze utrzymania własnego dworu, co nawet przy olbrzymim przepychu było siłą rzeczy mało istotna pozycją w spisie wydatków skarbca. Nierównowagę budżetową powodowały charakterystyczne elementy struktury wydatków – wielkie wydatki publiczne takie jak koszty utrzymania armii, bezpłatnego zaopatrywania w żywność ludności najuboższej, oraz ożywionej działalności budowlanej. Ponieważ zasadniczo w interesującym nas okresie od Nerwy po początek panowania Trajana stabilność systemu finansowego wydawała się czymś nienaruszalnym obserwujemy tendencję do rozrzutności w przypadku wydatków na cele publiczne, przy jednoczesnym zmniejszeniu obciążeń podatkowych. Jak się wydaje mimo owej powierzchownej stabilności epoki wzrostu w związku z trudnościami strukturalnymi narastał problem zadłużenia – zarówno Trajan jak i Hadrian zmuszeni byli do aktów anulowania długów wobec fiskusa jako niespłacalnych. Tylko w 118 roku Hadrian polecił spalić publicznie wykazy długów opiewające na wymykająca się zdolnościom poznawczym kwotę 900 000 000 sesterców. Jeśli sytuacja płatnicza skarbu państwa pozwalała na kontynuowanie dotychczasowej polityki finansowej, to wyłącznie z powodu osiągnięcia apogeum demograficznego, czyli de facto poszerzenia bazy podatkowej. Władcy byli świadomi zagrożeń płynących z delikatności osiągniętej równowagi, gdyż zarówno Trajan, jak i Hadrian poszukiwali aktywnie form „uszczelnienia” systemu podatkowego. Podatki bezpośrednie nadal egzekwowały władze lokalne, ale zamiast spółek publikańskich zajmowali się tym zespoły Decemprimi, którymi byli lokalni notable i urzędnicy. Samo ściąganie podatków pozostawało w gestii prywatnych przedsiębiorców, poborców, którym zmniejszono znacznie kwotę prowizji od środków przekazanych do skarbca państwa, jednocześnie jednak zdjęto zeń obowiązek uiszczania w skarbcu ryczałtu na poczet zebranych środków. Hadrian zaadoptował takie rozwiązanie także do zarządu nad majątkami cesarskimi. Tutaj główny dzierżawca (Conductor) dzielił dany obszar ziemski na mniejsze działki i oddawał je pod uprawę poddzierżawcom, przezwanym Kolonami. W imieniu władcy ściągał od nich należność za dzierżawę wtórną zyskując prawo do wymagania od Kolonów świadczenia w postaci pracy na swoim własnym, prywatnym majątku. Działania te pozwalały na podtrzymywanie rozbudowy bazy fiskalnej, ponieważ towarzyszyła im właśnie w celach fiskalnych polityka nadawania obywatelstwa latyńskiego mieszkańcom prowincji. Co do zasady, w warunkach dynamicznego, choć nierównomiernego rozwoju ekonomicznego prowincji Imperium Rzymskie pod względem finansowym osiągnęło zenit swych możliwości, czego najlepszym dowodem jest brak długofalowych skutków negatywnych niesłychanie kosztownych kampanii wojennych Trajana, czy ogromnych inwestycji publicznych innych władców doby Flawiuszy i Antoninów.

Rzymska moneta z wizerunkiem "Pietas".

Wspomniałem już o trudnościach ekonomicznych w Italii, jak jednak wyglądała sytuacja ekonomiczna w całym państwie? Mimo wszystko wciąż najwyższy dochód per capita osiągała Italia – za Imperatora Hadriana około 850 dzisiejszych dolarów, następną krainą pod względem zamożności pozostawał wciąż Egipt z dochodem Per Capita szacowanym na około 600 do 700 dolarów per capita. Dalej na liście plasowały się prowincje najsilniej zromanizowane, lub zamożne jeszcze przed rzymskim podbojem – czyli Betyka, Galia Narbońska, Grecja, Azja Mniejsza, wreszcie Afryka. W regionach tych osiągnięto dochód per capita rzędu 550 do 600 dzisiejszych dolarów. Najniższy poziom dochodu osiągały obszary położone nad Dunajem i Renem, w północnej Galii i Brytanii – około 500 dzisiejszych dolarów. Widać zatem dość wyraźnie jak wielkie różnice w poziomie życia występowały na ogromnych obszarach państwa, przy czym wspominany regres ekonomiczny Italii nabierał tempa z uwagi na stosunkowo wysokie koszty pracy na tle prowincji, które narzucały coraz ostrzejsze warunki konkurencji. W oczywisty sposób dobrodziejstwa „Pax Romana” najbardziej widoczne były w wielkich miastach, które jako centra kultury, handlu i administracji w naturalny sposób przyciągały najambitniejsze jednostki, dawały największe możliwości rozwoju i przede wszystkim oferowały bardzo wysoki poziom życia. Jednak, gdy tylko opuścić rojne place i agory i fora Antiochii, Aleksandrii, Rzymu, czy Mediolanu niemal natychmiast zostawało się przeniesionym do zupełnie innej rzeczywistości. Na prowincji, poza obrębem miast i miasteczek świat rzymski miał do zaoferowania jedynie ciężką pracę w rzemiośle i na roli, od czego ucieczka była właściwie niemożliwa – poziom płac za pracę i usługi wśród najniżej społecznie sytuowanych grup właściwie uniemożliwiał zgromadzenie jakiegokolwiek kapitału na „nowy początek”, a każda poważniejsza fluktuacja ekonomiczna natychmiast zasilała miejską tkankę nowymi rzeszami biedoty, której masy lgnęły do tkanki miejskiej z uwagi na pomoc socjalną. Szybki rozwój ekonomiczny rzymskiej prowincji w ciągu II wieku i w wielu przypadkach pokonanie italskiej konkurencji w jakości i ilości produkcji wszelkich dóbr nie szedł w parze z widocznym radykalnym podniesieniem się poziomu życia wszystkich warstw społecznych, gdyż w oczywisty sposób gros profitów zeń płynących pozostawał w kieszeni wielkiej własności ziemskiej, lub udziałowców wielkich przedsiębiorstw produkcyjnych, lub handlowych. Jeszcze na tym etapie rozwoju w wielu regionach ludności coraz silniej doskwierać zaczynała degradacja środowiska naturalnego – szybkie jałowienie ziemi w skutek ekstensywnej i rabunkowej gospodarki rolnej, lub masowej wycinki lasów, o problemie utraty dostępu do wody na obszarach o rozwiniętej infrastrukturze wydobywczej nie wspominając. Według modelu badawczego Scheidel-Friesen, w interesującym nas okresie globalne PKB Imperium Romanum wynosiło mniej więcej około 20 000 000 000 sestercii (przeliczanych na około 97 000 000 000 dolarów według wartości z 2022 roku), z których mniej więcej 5 % generował zarząd własności cesarskiej. Szacuje się, że grupa 1,5 % osób o najwyższych dochodach w państwie przechwytywała mniej więcej 20 % wartości globalnego dochodu, krocząca za nią „klasa średnia” licząca mniej więcej 10 % ogółu mieszkańców państwa także miała 20 procentowy udział w tym ogólnym torcie, a reszta przypadała w udziale olbrzymiej rzeszy pozostałych mieszkańców państwa, przy czym należy tutaj odnotować zaskakująco duże różnice w poziomie dochodów i życia wewnątrz tej dość niejednorodnej grupy. Bardzo wiele dowiedzieć się o szerokich masach rzymskiej społeczności przyglądając się bliżej płacom i cenom za podstawowe usługi i towary.


Rzymskie malowidła ścienne.

W interesującym nas okresie, około 164 roku niejaki Memmiusz – jak wynika z tabliczki obrachunkowej przepracował w kopalni 176 dni, za które pracodawca zapłacił mu 280 sestercji za dzień, jednocześnie wypłacając dodatek na każde dziecko w wysokości 40 sestercji, a także zapewniał wyżywienie. Biorąc pod uwagę fakt, że duży chleb kosztował w tym okresie około 8 sestercji, młode prosię około dwudziestu sestercji, najem zaś połowy domu wyceniano na około 1200 sestercji nasz Memmiusz mógł wieść dość dobry i przede wszystkim syty żywot. Możemy porównać ten poziom dochodów do reprezentantów innych zawodów – pasterz mógł liczyć na zaledwie od 80 do 100 sestercji na dzień, podobnie jak robotnik w warsztatach, czy sprzątacz w kanałach. Znacznie lepiej zarabiali przedstawiciele sektora usługowego – piekarz, tragarz, czy cieśla mogli liczyć na dochody dzienne rzędu 160 do 200 sestercji. Potem, wraz ze wzrostem poziomu wykształcenia dochody rosną już skokowo – malarz wyceniał swą dzienną prace na około 400 sestercji, prawnik zaś nawet na 4000 za plenipotencję prawą przed sądem. Na pozór nawet w przypadku najniżej zarabiających kwoty te wydają się wystarczające do zapewnienia codziennej egzystencji, jednakże jeśli dodamy do wyżywienia koszty mieszkaniowe, oraz zwyczajowe wydatki na obuwie, czy ubrania uzyskujemy obraz ludzi balansujących na krawędzi. Być może to właśnie zagrożenia płynące z dużej łatwości zadłużania się – choćby i z powodu wystawnego trybu życia (przy czym należy zauważyć, że najtańszy napitek w rodzaju cienkiego piwa był bardzo tani – kilka zaledwie sestercji za kubek), ale także z powodu hazardu, lub zdarzeń losowych w postaci choroby łatwo wyrzucały ludzi poza nawias społeczności. Z drugiej strony, wciąż lansowaną postawą była klasyczna rzymska „Pietas” – idea przywiązania, pobożności i sumienności, co gwarantować miało cnotę umiarkowania. Obraz nizin rzymskiego społeczeństwa nie byłby pełny bez choćby próby zaprezentowania szarej codzienności, która w przypadku mieszkańców miast niekoniecznie bywała szara. Poza trudem codziennej pracy zarobkowej można było w stolicy i innych wielkich aglomeracjach całkiem miło spędzić czas – rozrywka w postaci spektakli teatralnych (dla gawiedzi o niezbyt wyszukanej formie i treści), oraz rozbudowany do niebotycznych rozmiarów przemysł rozrywkowy związany z ofertą rzymskich amfiteatrów (walki gladiatorów), lub coraz popularniejszych wyścigów przyciągał nieprzebrane rzesze głodnych atrakcji i sensacji. Tanie – bo sponsorowane przez najmożniejszych, lub samych Imperatorów - wielkie igrzyska trwające często całymi tygodniami, a także łatwy i tani dostęp do alkoholu, ale także prostytucji czynił życie przyjemnym i znośnym, ale jak już wspominałem, wszystkie te rozrywki dostępne były w zasadzie wyłącznie dla mieszkańców miast, prowincjusze musieli zadowalać się jedynie alkoholem i swoim własnym towarzystwem. W zasadzie choć staje nam przed oczyma obraz niemalże klasycznej „rzymskiej dekadencji” związanej z moralnym rozkładem i ogólną rozwiązłością, nie było to zjawisko tak powszechne jak nam się wydaje, gdyż pomimo niebywałego i nienotowanego wcześniej procesu urbanizacji znakomita większość mieszkańców Imperium mieszkała we wsiach, osadach lub małych miasteczkach, a o życiu wiedzionym przez ich mieszkańców wiele mówią nam przede wszystkim zachowane epitafia nagrobne – w tym i takie, które chwalą zmarłego za to, że „przeżył z żoną pięć dekad bez jednej kłótni”. Nie da się zatem w żaden sposób generalizować rzymskich postaw – przybierają one najróżniejsze barwy i charaktery. Zresztą obraz rzymskich nizin społecznych w naszych oczach jest rezultatem długotrwałej i zaciętej walki pomiędzy społeczną elitą, a pozostałymi klasami społecznymi. Ponieważ ogromna większość wytworów ludzkiej kultury powstała wewnątrz owych wysokich kręgów społecznych nasza percepcja szerokich mas ludności jako wciąż domagających się „chleba i igrzysk” darmozjadów jest właściwie refleksem tej bezpardonowej walki politycznej o znaczenie i wpływ na rzeczywistość. Świat owych „Niewidzialnych Rzymian” – jak trafnie nazywa zasadniczą masę społeczeństwa Imperium  Robert Knapp – opierał się na bardzo solidnych fundamentach, które w większości byłyby akceptowalne w zasadzie w każdym innym późniejszym społeczeństwie nie wyłączając naszego. Istotnym elementem życia społecznego było trwanie rodziny, przy czym w wyobrażeniu Rzymian kluczowa była dla trwałości związku lojalność, wierność i czystość. Seks postrzegano jako coś więcej niż tylko prokreację – miał być przyjemny i satysfakcjonować oboje partnerów. Z drugiej jednak strony upadek i rozkład pożycia skutkował rozwodem, co nie było niczym nagannym, lecz konstruktywnym „ponownym rozdaniem kart”. Poza społeczna akceptacją pozostawało przestępstwo kryminalne i oszustwo. Każdy miał prawo do obrony cnoty honoru – oczywiście najlepiej przed sądem, ale także w swobodnej dyskusji. To właściwie podstawy ładu społecznego Imperium Romanum.

Największym niebezpieczeństwem pozostawała kruchość całego systemu – wystarczał jeden wstrząs społeczny lub ekonomiczny, by zepchnąć w otchłań nędzy bardzo szerokie grupy społeczne zamieszkujące dany obszar, a takich sytuacji nigdy nie brakowało. Trzęsienia ziemi, epidemie, wybuchy wulkanów, klęski urodzaju i nieurodzaju, ale nawet i lokalne rozruchy o charakterze politycznym, czy religijnym potrafiły stanowić śmiertelne niebezpieczeństwo dla ustalonego porządku. Jak się wydaje między innymi dlatego erę Antoninów określało się mianem „Złotej Ery”, gdyż nie tylko tego rodzaju kataklizmy nie wystąpiły na większych obszarach Cesarstwa, ale także dlatego, że jeśli dotknęły konkretny region skarb cesarski dysponował dostatecznie dużymi rezerwami finansowymi, by pospieszyć dotkniętym kryzysem z pomocą.


Relief przedstawiający rzymskich kamieniarzy.

Jeśli zagrożenia wewnętrzne nie miały większego wpływu na całość spraw, to także bardzo pomyślnie układała się sytuacja w polityce zagranicznej Imperium. Napaści ze strony mieszkańców Barbaricum zdarzały się, ale nie miały większego wpływu na stan państwa, gdyż z reguły dotyczyły tylko prowincji nadgranicznych, które jak wiemy nie stanowiły ekonomicznego rdzenia Imperium. Po długim okresie równowagi w rywalizacji dwóch wielkich mocarstw – Rzymu i Partii, zauważamy wyraźne słabnięcie tego drugiego z kulminacyjnym momentem klęsk spowodowanych ambitną polityką Trajana. Bezpieczeństwo granic to nie tylko spokojna prosperita prowincji, ale także przynoszący olbrzymie dochody transoceaniczny i transkontynentalny handel. Przez cały okres Pryncypatu podatki od handlu z dalekimi krajami stanowiły ogromnie ważną pozycję w strukturze dochodów administracji państwa. To w dużej mierze właśnie te pieniądze pozwalały dźwigać ciężar utrzymywania sił zbrojnych, ale także polityki wydatków publicznych bez szczególnie dolegliwego obciążenia podatkowego społeczeństwa rzymskiego. W szczytowym okresie handel jedwabiem i przyprawami w obrębie Oceanu Indyjskiego przynosił pod koniec I Wieku wolumen wynoszący ponad 1 000 000 000 sestercji, z czego dochód państwa z tytułu podatków i opłat wynosił około 250 000 000 milionów sestercji. Aby zrozumieć jak wiele znaczyła ta kwota dodajmy, że roczny budżet w tym samym okresie zawierał wydatki na wszystkie cele militarne wynoszący w przybliżeniu średnio 640 000 000 sestercji. Jednak w II wieku to źródło dochodów zaczyna powoli wysychać z powodu rozmaitych zaburzeń politycznych na Dalekim Wschodzie, które zaczynają rozrywać stare powiązania handlowe.

Rzymskie szlaki handlowe u schyłku II Wieku

Jeśli jesteśmy przy gwarancie „Pax Romana” umożliwiającym także trwanie skomplikowanych powiązań handlowych warto pochylić się także nad rzymskimi siłami zbrojnymi, gdzie w ciągu mniej więcej stu pięćdziesięciu lat od czasów Augusta bardzo wiele się zmieniło. Zwykliśmy postrzegać jako gwarant niezrównanej siły militarnej Imperium doskonale i powszechnie kojarzone formacje ciężkiej piechoty legionowej, liczącej przez bardzo długi czas 25 legionów. To jednak jedynie połowa sił zbrojnych państwa rzymskiego, gdyż podobna ilość żołnierzy służyła w drugim ważnym komponencie siły zbrojnej – Auxilliach, czyli Oddziałach Pomocniczych. O ile formacje legionowe zasilano rekrutem stricte rzymskim, Auxillia formowano w oparciu o mieszkańców Imperium nie posiadających praw rzymskich. Zwraca niemal od razu uwagę duża nierównomierność obciążenia obu grup – posiadaczy praw obywatelskich i tychże nie posiadających. Otóż, liczebność żołnierzy służących w legionach za Augusta i jego bezpośrednich następców wynosiła około 125 000 ludzi, przy bardzo podobnej liczebności łącznie 250 formacji auxiliarnych mających na stanie także około 125 000 ludzi. Tutaj wypada dodać, że baza rekrutacyjna do jednostek pomocniczych była bez porównania większa, gdyż jak się szacuje w tym okresie aż 90 % mieszkańców Imperium nie posiadało rzymskiego obywatelstwa – przykładowo w tym okresie w Rzymskiej Brytanii z około 2 000 000 mieszkańców obywatelstwem cieszyło się zaledwie około 50 000 osób. Przez kolejne dekady zaznaczy się wzrost ludności z obywatelstwem, ale także narastać będzie problem rekrutacji niezbędnej ilości rekrutów do legionów, w efekcie czego kolejni Pryncepsi dostrzegający wagę problemu będą starali się zaradzić decydując się na szereg koncesji na rzecz Legionistów. I tak jednak na przestrzeni mniej więcej stulecia rdzeń piechoty legionowej zmieni się z Italików na mieszkańców prowincji. Jak się wydaje przez długi okres nabór do formacji pomocniczych nie stanowił większego problemu, gdyż zasadniczym benefitem płynącym dla ochotnika w takiej służbie było zdobycie obywatelstwa rzymskiego. Wraz jednak z coraz szerszym zasięgiem obywatelstwa rzymskiego lub latyńskiego i tutaj stopniowo zaczął pojawiać się problem. Już od mniej więcej końca rządów dynastii Julijsko-Klaudyjskiej Auxilia będą uzupełniane w systemie mieszanym – poprzez nabór ochotniczy, ale także poprzez przymusowy pobór. Wraz z biegiem czasu rosła także ilość jednostek taktycznych armii, która za panowania Hadriana osiągnęła poziom 30 legionów wraz z podobnie kształtującym się procentowo wzrostem ilości formacji pomocniczych. Oznacza to wzrost liczebności armii o około 20 %, co nie pozostawało bez wpływu na poziom wydatków na utrzymanie sił zbrojnych. Warto zaznaczyć, że określenie „pomocnicze” nie oznacza niższej wartości bojowej połowy armii rzymskiej tego okresu. Oddziały Auxilliów zorganizowane były względem dość jednolitych pod względem organizacyjnym legionów w znacznie większą ilość znacznie mniejszych, ale także dużo bardziej wyspecjalizowanych jednostek. Jeśli za Hadriana w zasadzie kończy się proces koncentrowania posiadanych legionów w ramach czterech teatrów działań stanowiących tak jakby osobne dowództwa operacyjne, czyli Brytanii, Prowincji Nardeńskich, Prowincji Naddunajskich i Prowincji Wschodnich, to formacje pomocnicze stanowiły niebywale istotne uzupełnienie masy ciężkiej piechoty legionowej z uwagi na ich doskonałe dostosowanie do konkretnych warunków operacyjnych, czy po prostu geograficznych. Dzięki licznym i wyspecjalizowanym Auxiliom wychodząca w pole armia rzymska potrafiła doskonale odnaleźć się doskonale właściwie w każdych warunkach operacyjnych dzięki licznym oddziałom jazdy i piechoty doskonale dostosowanym do lokalnych warunków. W tym samym okresie udział Italików w strukturach armii rzymskiej spadł do około 10 % łącznej liczebności sił zbrojnych, co nazwać należy bez wahania początkiem „procesu barbaryzacji Armii Rzymskiej”. Choć w tej kwestii popularny stereotyp każe nam szukać czegoś w rodzaju zastąpienia autentycznie rzymskich sił zbrojnych poprzez cudzoziemskie formacje wojskowe wraz z ich taktyką i uzbrojeniem, co długo wskazywane było jako jedno ze zjawisk przyczyniających się do słabnięcia rzymskiego świata w końcowym okresie trwania państwa, to jednak jest to rodzaj nieporozumienia wynikającego z nieznajomości długotrwałych procesów przemian oblicza Armii Rzymskiej, zmuszonej do dostosowywania się do zmieniających się warunków działania. Stereotyp ów – tak samo trwały zresztą jak stereotyp głoszący w zasadzie absolutną dominację ciężkiej piechoty legionowej w ramach armii rzymskiej – wynika po trosze z niewiedzy na temat szczególnych cech sił zbrojnych Imperium. W rzeczywistości historycznej owa „barbaryzacja” oznaczała po prostu długi okres przejmowania ciężaru budowania struktur obronnych Imperium przez mieszkańców prowincji, bez szczególnie negatywnych konotacji związanych ze spadkiem wartości bojowej armii jako takiej – wprost przeciwnie. Oparcie zaciągu do sił zbrojnych o synów weteranów, ale przede wszystkim mieszkańców najuboższych prowincji (za Hadriana gros rekrutów pochodziło właśnie z tych obszarów Imperium, które generowały najniższy dochód per capita), powodowało dość wysoki poziom motywacji do służby, której warunki finansowe pozwalały na nadzieję radykalnego poprawienia sytuacji ekonomicznej. Jeśli faktycznie doszukiwać się w tym okresie spadku wartości bojowej rzymskich sił zbrojnych, to raczej jest to efekt długich okresów bez wielkich kampanii militarnych, a przede wszystkim słabnącej mobilności armii rzymskiej w miarę zrastania się poszczególnych jednostek taktycznych z regionem, w którym stały one garnizonem. Rosnąca z czasem niechęć wojsk rzymskich do udziału w długotrwałych kampaniach polowych z dala od macierzystych garnizonów spowodowało reakcje w postaci wprowadzenia rozwiązania operacyjnego w postaci Vexillationes, czyli oddziałów wydzielonych wysyłanych w roli posiłków, rezerw na zagrożony odcinek granicy, co było nie tylko rozsądnym gospodarowaniem posiadanymi siłami, ale także widomą rękojmią dla służących w nich żołnierzy, że biorą udział w rozwiązaniu tymczasowym i prędzej czy później powrócą na swe pierwotne miejsca stacjonowania. Mimo tych innowacji do których należy dodać także pojawienie się formacji Numeri, w których służyli najsłabiej zromanizowani mieszkańcy państwa, a w których komenda sprawowana była w oparciu o lokalne narzecza i języki, armia utrzymywała wysoki poziom umiejętności i dyscypliny.

Nagrobek rzymskiego kawalerzysty.

Przedstawiony powyżej obraz państwa i jego mieszkańców – choć bardzo ogólnikowy – daje pewne wyobrażenie o sile rzymskich instytucji i trwałości rzymskiej kultury za Antoninów. Ogólna pomyślność ekonomiczna i długotrwały okres pokoju sprzyjający rozwojowi nie bez kozery zatem były już przez ówczesnych odbierany jako „Złoty Wiek”, czas zenitu rzymskiej. Zastęp Szczęsnych i rozumnych cesarzy, ogólna prosperita i doskonałe perspektywy nie powinny jednak przesłaniać nam pewnej dynamiki przemian – niezbyt wprawdzie wartkiej, ale choć powoli, to jednak skutecznie podmywającej fundamenty gmachu wielkiego Imperium. Pojawiające się przy udziale różnych okoliczności problemy nie były postrzegane nawet przez najbardziej światłe umysły epoki jako realna groźba dla trwałości rzymskiego stylu życia i instytucji państwa. Kolejni władcy podchodzili do spraw związanych z administrowaniem olbrzymim państwem bardzo odpowiedzialnie i poważnie, a poza tym – jak się im wydawało – dysponowali niebywale sprawnym narzędziem do rozwiązywania każdego rodzaju problemów, czyli skutecznie działającej i sprawnej administracji i centralnej i lokalnej. To zresztą, co jawiło się jako drobne i mało w gruncie rzeczy dolegliwe problemy dość powierzchownie zresztą w niniejszym tekście zaakcentowane, wkrótce miały wstrząsnąć rzymskim światem i odmienić go raz na zawsze.


Komentarze

Popularne posty