„O Prawie i o Sprawiedliwości“

 

 




 

I.

Jeszcze płynę, ale kra nade mną zamarza…” – tako rzekł jeden z bohaterów „Żółtego Szalika”, postać zupełnie drugoplanowa, ale chwytająca idealnie okropność swego położenia. Gdybym był dziś Andrzejem Dudą, to właśnie ten cytat przypomniał bym sobie stając do konferencji prasowej w towarzystwie dwóch strojnych w czerń kobiet i o wyuczenie posępnych obliczach. Na szczęście nie jestem, bo nie lubię robić z siebie publicznie idioty, więc mogę wziąć głęboki oddech i odsunąć daleko złe myśli i konotacje, zostawiając cały ten mocno nadgniły splendor bycia Głową Państwa człowiekowi, który od z góra ośmiu lat uparcie demoluje powagę piastowanego urzędu. Gdyby bowiem było to takie proste, że wystarczało by tylko żachnąć się na widok kolejnych błazenad, coraz ostrzejszych przejawów narcyzmu, a zwłaszcza wyraźnego deficytu elementarnej asertywności jak zrobił to Jakub Żulczyk i wystarczy – Causa Finita. Niestety, nie jest to takie proste, bo poza oczywistym stwierdzeniem faktu, że swoimi działaniami Andrzej Duda dowiódł po wielokroć i ponad wszelką wątpliwość, że nie powinien otrzymać szansy na reprezentowanie samorządu uczniowskiego w klasie V B, a co dopiero na dekadę rozgościć się w Pałacu Prezydenckim, stwierdzić musimy także, że w zasadzie to jakikolwiek szacunek dla urzędu uleciał z dymem na długi czas. Zupełnie.

Polityka jest swego rodzaju grą – jak najbardziej porównywalną do wielu sportów zespołowych. W większości przypadków na sportowej arenie w jednym celu współpracuje ze sobą kilku, bądź kilkunastu graczy. Dla ułatwienia rozeznania miewają takie same stroje. Andrzej Duda mimo upływu tylu lat jednak nie jest w stanie z bliżej nie znanych mi powodów pojąć, że został umieszczony przez kapitana jednej z drużyn na boisku podczas trwającej rozgrywki nie w charakterze zawodnika – choć sam siebie postrzega właśnie jako swego rodzaju „rozgrywającego” – lecz w roli sędziego, którego jedynym zadaniem jest oszukiwanie i kombinowanie wyłącznie w celu zapewnienia wygranej stronie która go w tym właśnie celu użyła w sposób wybitnie nie sportowy. Ma to o tyle duże znaczenie, że to właśnie Andrzej Duda jako sędzia brudzi sobie ręce kolejnymi machlojkami i niebywale stronniczymi decyzjami zdejmując znaczna część odpowiedzialności za niesportowe dążenie do upragnionego wyniku z drużyny, którą faworyzuje. Tego po dziś dzień Andrzej Duda nie zrozumiał i co zupełnie oczywiste – nie zrozumie. Zatem od pierwszej chwili urzędowania – jako prawnik – łamał i brukał Prawo, co być może dla Andrzeja Dudy większego znaczenia nie miało, ale dla Prezydenta RP już mieć znaczenie powinno. Czy przez dziesięć lat uświadczyli Polacy choć cienia refleksji? Ani odrobinki. Pamiętam, że Andrzej Duda wciąż się uczy, najprawdopodobniej więc nie dotarł do tego punktu, w którym życie zwykło wyjaśniać nawet największym tępakom definicję słowa „Wstyd”.

 

II.

Czy nam się to podoba czy nie, istniejemy wewnątrz zupełnie abstrakcyjnego bytu, które zowie się Prawo. W teorii Prawo w warunkach państwa demokratycznego powinno być równe dla wszystkich, a to demokratyczne państwo całą mocą swego potężnego oddziaływania winne jest każdemu obywatelowi bezwzględne zapewnienie przede wszystkim owej „Równości wobec Prawa”. To piękna teoria, ale rzeczywistość w zasadzie każdego dnia brutalnie weryfikuje tak szczytne i piękne idee – Prawo nie jest równe, gdyż równiejsze jest dla tych, których stać na wybornych prawników. Tym, których stać na mniej wybornych, szanse na wygranie sprawy drastycznie maleją. Coś w tym jest, że gdy adwokat zawiadamia klienta o wygranej w sądzie zwykle zaczyna od „Wygrałem dla Pana tę sprawę”, lecz gdy mówi o wyniku do przegranego klienta prawny plenipotent zwykle pada stwierdzenie – „Przegrał Pan”. Świadomość tego, że nie jesteśmy równi wobec prawa – przecież wielu zwyczajnych zjadaczy chleba nawet nie wie, że może swe krzywdy zanieść przed oblicze sądu – jest bardzo bolesna i frustrująca. Tak frustrująca, jak ta cholernie dojmująca bezradność, gdy nie daje się już nawet wydobyć z siebie choćby skowytu żalu. Naprawdę nie trzeba nam, zwykłym ludziom przypominać zbyt często o tym, jak silnie i jaskrawo migocze nam przed oczami nierówność i klasowość.

Andrzej Duda postanowił, że jednak należy nam przypominać o tym smutnym fakcie i bardzo się do tego przyłożył. Otoczywszy się dwiema Paniami o wyrazach twarzy niezmiennie przypominającymi mi potraktowane klapsem pieski rasy Ratler postanowił Andrzej Duda ułaskawić dwóch serdecznych przyjaciół, którzy – jak doskonale wiemy – popełnili bardzo poważne przestępstwo urzędnicze. Obaj Panowie konsekwentnie kwestionowali wyroki zapadłe w swoich sprawach, obaj nie wykazali nawet śladów skruchy, obaj usiłowali wymusić szczególne traktowanie, w efekcie czego żaden z nich nie powinien zostać ułaskawiony, tak samo, jak każdy inny przestępca, który się w taki właśnie sposób zachowuje. No ale przecież nie na darmo żyje się w świecie równych i nieco równiejszych – skoro obaj skazani mogli ukrywać się w Pałacu Prezydenckim, to akt łaski to formalność. Chyba, że Prezydent, który ponoć jest prawnikiem notorycznie się w przepisach prawa gubi i jeszcze przed laty swoim działaniem komplikuje całą sprawę. Sam fakt ułaskawienia takich ludzi tylko dlatego, że są kumplami prezydenta jest delikatnie rzecz ujmując drażniący zmysły wszystkim tym, których żony nie wejdą sobie od tak – z ulicy – do Pałacu Prezydenckiego. Ale to nie wystarcza Andrzejowi Dudzie – takie przypomnienie nam, zwykłym ludziom o tym, czym w jego oczach jesteśmy, to stanowczo za mało. Nam Andrzej Duda musi jeszcze napluć wprost w nasze mniej równe gęby.

 

III.

Było o Prawach, niech będzie i o Sprawiedliwości. Jest bowiem w świecie zwykłych ludzi Sprawiedliwość tak samo nierówna, jak i Prawa, które z założenia powinny ją zapewniać. Jest bowiem tak, że ta rażąca niesprawiedliwość która właśnie dokonała się na naszych oczach zapada w pamięci i staje się codziennością. Staje się zwykłym i codziennym aktem mowy i pewną rzeczywistością. Odtąd można już wszystko, włącznie z deptaniem prawa – ale pod jednym wszakże warunkiem, że ma się kumpla za Prezydenta.

Obaj uwolnieni i ułaskawieni Panowie mogą teraz kandydować sobie w wyborach, cieszyć się wolnością i dalej pokazywać nam wszystkim „Gesty Kozakiewicza”. Jeszcze nie mogą tego robić pozostali dwaj skazani w sprawie funkcjonariusze CBA. Najpewniej dlatego, że nie byli żonaci, więc żony nie mogły ubrać twarzy zbitych Ratlerków i poprosić Andrzeja Miłosiernego o łaskę. W zupełnie podobnym położeniu pozostaje pozostałych około 86 000 odbywających aktualnie kare pozbawienia wolności skazanych prawomocnymi wyrokami ludzi w Polsce. No nic, tylko trzeba głodówkę podjąć, albo dokonac kilku samopuszkodzeń i wtedy jak już serce Prezydenta zmięknie, to przeciez ze względów humanitarnych...

Jeszcze Richard Dworkin zauważył, że nie istnieje żaden ścisły rozdział prawa od moralności, a tymczasem skoro moralność Andrzeja Dudy przyjęła już definitywnie wartości ujemne, jak mamy teraz postrzegać Sprawiedliwość płynąca z takich Praw? Mówiłem już o sytuacji 86 000 innych skazanych, którzy niczym nie różnią się od Kamińskiego i Wąsika – oto obraz Sprawiedliwości w Polsce, ale by uzmysłowić jak bardzo rozmija się Andrzej Duda z ową Sprawiedliwością, pozostaje mi tylko publicznie zapytać o jedną jeszcze sprawę. Otóż, chciałbym wiedzieć, czy Andrzej Duda ułaskawiłby także Jakuba Żulczyka, gdyby skazano go prawomocnym wyrokiem za w punkt trafione nazwanie go debilem tak, jak ułaskawił skazanych za zniesławienie Ziemkiewicza i Ogórek? Odpowiedź jest w świetle powyższych rozważań raczej oczywista i może przede wszystkim dlatego Żulczyk ewidentnie miał rację. Nie z powodu nazwania Andrzeja Dudy debilem sensu stricto, tylko dlatego, że w tym słowie zawiera się cały sens jego dotychczasowych, wieloletnich działań w roli głowy państwa, czyli notorycznego gwałcenia i Prawa i Sprawiedliwości.

Komentarze

Popularne posty