„Dien Bien Phu - Requiem dla Starego Świata”. Opowieść o wzroście i upadku Francuskich Indochin Część I
Ponieście
brzemię białego człowieka,
Ślijcie
kwiat swoich młodzieńców,
Nakażcie synom iść precz na wygnanie,
Niech świadczą na rzecz waszych jeńców!
Niech służą, gnąc karki, w mozole i trudzie,
Tym trwożnym i dzikim plemionom,
Tym zniewolonym, niechętnym wam ludziom –
Pół dzieciom, a pół demonom!
Ponieście brzemię białego człowieka,
W cierpliwość się uzbrójcie,
Maskujcie wszelkie przejawy paniki
I pychy popisy hamujcie.
Prostym, żołnierskim językiem
Wbijajcie im do głów po stokroć,
Że nie za własnym mają gonić zyskiem,
Na celu nie swoje mieć dobro.
Ponieście brzemię białego człowieka
Wśród wojen morderczych o pokój –
Nasyćcie wreszcie jadłem gębę Głodu,
Wygaście ogniska chorób.
A gdy będziecie blisko, coraz bliżej,
Spełnienia ich pragnień i życzeń,
Patrzcie, jak gnuśni, szaleni poganie
Nadzieje obrócą wam w niwecz.
Ponieście brzemię białego człowieka –
Nie w blichtrze królewskości,
Lecz w znoju chłopów, trudzie posługaczy –
W zwyczajnej codzienności.
Te porty przed wami zawarte,
Te drogi, co wam się oparły,
Przykrójcie na kształt swoich żywych,
Naznaczcie ciałami swych zmarłych.
Ponieście brzemię białego człowieka –
Wnet zwykłą nagrodę zgarniecie:
Pretensje i skargi tych uszczęśliwionych,
Nienawiść tych, których strzeżecie.
Krzyk tych, co udało się zwabić
(Jak wolno!) do światła strony:
„Czemuż nas chcecie pozbawić
Ciemności tak hołubionych?”.
Ponieście brzemię białego człowieka!
Nie ważcie się ulec małości,
A gdy wam będzie znużenie doskwierać,
Nie kryjcie go hasłem wolności!
Z tego, co po was zostanie, panowie,
Z szeptów czy krzyków waszych obcych słów,
Ten lud posępny a cichy się dowie,
Cóżeście warci wy oraz wasz Bóg.
Ponieście brzemię białego człowieka –
Zakończcie dni dziecinady,
Czas wyrzec się tanich laurów
I łatwo zdobytej chwały.
Po latach bez krztyny wdzięczności
Dziś będą rozliczać was z męstwa
Zbrojni w kosztowną swą mądrość
Srodzy parowie Królestwa.
Rudyard
Kipling
Anna Bańkowska, Brzemię białego człowieka, Czytelnia,
nowynapis.eu, 2020
"Introitus" – Indochiny i Francja
Indochiny Francuskie – olbrzymi i niebywale zróżnicowany
obszar będący ojczyzną dla dziesiątek ludów i plemion mówiących różnymi
językami, wyznającymi różne religie i kulty, pozostającymi wreszcie na
niebywale zróżnicowanym poziomie rozwoju cywilizacyjnego ukształtował się
ostatecznie w roku 1898 roku, na mocy traktatu oddającemu Republice dzierżawę
terytorium Guangzhouwan na południowym wybrzeżu Chin. Dekady zajęło Francji ustanowienie
swej władzy w tym zakątku świata oddalonego o tysiące kilometrów od Metropolii.
Pierwsze kontakty mające miejsce jeszcze w XVII wieku miały charakter pokojowy –
na obszarze dzisiejszego Wietnamu pojawili się wówczas francuscy Jezuici,
którzy podjęli pracę misyjną, przynosząca owoce w postaci powoli rosnącej grupy
wiernych. Dopiero w 1787 roku po raz pierwszy w tym dalekim i wciąż niezbyt
dobrze nad Sekwaną znanym kraju pojawili się Francuzi uzbrojeni i gotowi do
walki. Wówczas, na prośbę księdza Pierre’a Pigneau de Behaine, którzy wzięli
udział w lokalnym konflikcie po stronie Gia Longa, protoplasty dynastii
Nguyenów, przeciw reprezentantom starej dynastii Tay Son.
Klęski w rywalizacji morskiej z Anglią, Rewolucja, epoka
Napoleona i jej konsekwencje nie sprzyjały długo francuskim ambicjom
kolonialnym. Mówi się przecież o dwóch odrębnych epokach francuskiego
kolonializmu – Pierwszym i Drugim Imperium. Gdy w 1830 roku Francja ponownie
podjęła wysiłek narzucania swej władzy zamorskim ludom nie było mowy o próbie
restytucji pierwotnie posiadanych obszarów. Francja skierowała swe spojrzenie w
zupełnie nowe obszary. Pierwszym nowym obszarem podległym władzy Paryża stała
się Algieria, której podbój trwał aż do 1903 roku. Drugim obszarem szybko włączonym
w orbitę wpływów Francji stały się wyspy Pacyfiku, a potem nastąpiło gwałtowne
przyspieszenie kolonialnego pędu w epoce Restauracji. Cesarz Napolen III stale
mający na uwadze społeczne poparcie dla swego reżimu szybko zrozumiał, że
szkodliwy w gruncie rzeczy dla władzy autorytarnej zapał ludności do czynienia
nowego można przekuć na własną korzyść i tym bardziej starał się rozładować
emocje społeczne poprzez przekierowanie ich w stronę zamorskiej ekspansji. To
wtedy właśnie Francja stanęła w Indochinach mocną stopą zamieniając Deltę
Mekongu i przyległe obszary w kolonię zwaną Kochinchiną. Podbój militarny południowej
części Wietnamu umotywowano przy tym prześladowaniami wietnamskich chrześcijan
przez władających wówczas krajem Nguyenów, których przecież swego czasu poparli
sami Francuzi. W 1864 roku Francja posiadała już całe południe Wietnamu i
narzuciła swój protektorat królowi Norodomowi władającemu Kambodżą, a będącemu marionetką
w rękach Tajów. Odtąd Francja będzie nieustannie dążyć do rozszerzenia swej
władzy na cały ogromny półwysep indochiński i chętnie wykorzystywać wewnętrzne
i zewnętrzne animozje. O ile przejęcie kontroli nad Kambodżą, czy potem także
nad Laosem nie było przedsięwzięciem trudnym z uwagi na bardzo niski poziom
cywilizacyjny tych terytoriów, to podbój Wietnamu okazał się trudny i
kosztowny. Dominujący na tym obszarze Wietnamczycy mieli długą tradycję
państwową i w przeszłości wielokrotnie potrafili zbrojnie wywalczyć niezależność
w starciach z ekspansją Khmerów, lub Chińczyków. Oczywiście odrębność kulturowa
i etniczna od groźnych sąsiadów nie była jedynym powodem konsekwentnej walki o
niepodległość. Podbój każdorazowo powodował falę rabunkowej gospodarki opartej
na wyzysku pokonanych, co dla społeczności Wietnamczyków oznaczało stałe
balansowanie na granicy życia i śmierci. Wynikało to z geografii Indochin – wielki
ten obszar, który pod władzą francuskiego gubernatora osiągnął 737 000
kilometrów kwadratowych był bardzo nieregularnie zaludniony. Mniej więcej
cztery piąte ludności stanowili Wietnamczycy, o stosunkowo wysokim poziomie
organizacji społecznej i cywilizacyjnej. W przeważającej mierze trudnili się rolnictwem,
a ponieważ tylko znikoma część terytorium nadawała się do upraw lub hodowli
olbrzymia większość ludności zasiedlała przede wszystkim delty Mekongu i Rzeki Czerwonej,
oraz łączący je długi pas wybrzeża. Dalej, w głębi lądu teren stopniowo
podnosił się na dużych obszarach stanowiąc gęstą tropikalną puszczę porastająca
wzgórza, następnie przechodzące w niedostępne góry osiągające w Annamie
wysokość 1500 metrów, a na północno zachodnich kresach Tonkiny nawet do 3000 metrów.
Owe tropikalne puszcze na wyżynie w niewielu miejscach przechodzące w sawannę
stały się domem dla pokonanych przez Wietnamczyków plemion, które jak Tajowie, Degarowie,
czy Lud Hmong wyparci ze swych pierwotnych siedzib musieli radzić sobie w tym
szalenie niegościnnym i pełnym endemicznych chorób miejscu. Jeszcze wyżej, w
wysokich górach wciąż trwały wymierające powoli zupełnie pierwotne społeczności
grup plemiennych stojących na najniższym poziomie cywilizacyjnym. Ludy te były
przez Wietnamczyków stale spychane w głąb interioru i traktowane z ogromną
pogardą i niechęcią. Mimo ogromnych różnic etnicznych Francuzi zwykli nazywać
tych mieszkańców Indochin wspólną nazwą „Montagnards”, czyli góralami. Z
czasem, zaczęli w tych prześladowanych mniejszościach upatrywać sprzymierzeńców
swej władzy.
Mapa z epoki ukazująca terytorium Indochin Francuskich.
Początkowo kolonizatorzy nie potrzebowali żadnych
sojuszników – podbój Kochinchiny i słabość państwa Nguyenów spowodowały
akceptację nowej sytuacji przez wielu lokalnych właścicieli ziemskich, a co za
tym idzie, także większości zależnej od nich ludności wiejskiej. Brak oporu i
akceptowanie przez lokalne elity nowej władzy spowodował jednak także
błyskawiczny upadek autorytetu rodzimej dynastii. Podczas zmagań o panowanie
nad Tonkiną i Annamem podstawa zbrojnego oporu walczących o przetrwanie Nguyenów
były już nie wojska złożone z rodzimego autoramentu, lecz formacje tworzone
przez chińskich wagabundów i na co dzień zajmujących się bandytyzmem członków
formacji na usługach rozmaitych watażków, z pośród których najbardziej znane
stały się „Czarne Flagi”. Podbój i ustanowienie władzy francuskich rezydentów i
gubernatorów nie przyniosło uspokojenia – kraj dręczony był przez bandytyzm i
koszty utrzymywania nowej władzy. Nawet dla cierpliwych wietnamskich chłopów
sytuacja taka stawała się nie do przyjęcia. Już w 1885 wybuchło w Annamie
powstanie zwane Ruchem Can Vuong, którego liderzy próbowali wyrzucić z tej
krainy Francuzów i odzyskać niezależność pod władza Cesarza Ham Nghi –
czternastoletniego zaledwie wówczas chłopca. Ruch początkowo rozwijał się szybko,
gdyż Francuzi nie posiadali w Annamie większych sił wojskowych. Szybko ostrze
buntu obróciło się nie tyle przeciw nielicznym francuskim oddziałom wojskowym,
co przeciw rodzimej społeczności chrześcijańskiej, traktowanej jako podpora i jednocześnie
główna przyczyna francuskiej obecności. Ocenia się, że skutkiem rzezi i
pogromów liczba katolików w Annamie i Kochinchinie spadła nawet o jedną
trzecią. W obliczu wieści o żywiołowo rozwijającym się ruchu, nad którym nikt
już tak naprawdę nie miał kontroli, władze kolonialne zmobilizowały znaczne
siły obliczane na przeszło 35 000 żołnierzy i w brutalny sposób spacyfikowano
objęte powstaniem obszary. Starając się złamać ruch ideowo Francuzi
zdetronizowali Ham Nghi na rzecz jego brata – Dong Khanha. Prawowity władca
ukrywany był jeszcze przez pewien czas przed kolonizatorami, którzy mimo swej
olbrzymiej przewagi technicznej napotykali na ogromne trudności w kraju o klimacie
morderczym dla białego człowieka. Wreszcie, w 1888 roku Francuzi schwytali
Nghi, który trafił na zesłanie do Algierii, a oddziały powstańcze zostały
wyparte z kluczowych obszarów. Upadające powstanie podtrzymała jeszcze przy
życiu idea ruchu Van Than, forsowana przez wietnamskich intelektualistów, a
będąca oczywistą i naturalną kontynuacją brutalnej wojny. Liderzy ruchu Van
Than pochodzący z najbardziej oświeconej części elit w zasadzie porzucili
konserwatywną myśl opierająca się o lojalność wobec dawnej dynastii na rzecz
skoncentrowania się na idei wygnania Francuzów. Ruch Van Than przetrwał w
niektórych okręgach aż do 1896 roku, kiedy to zlikwidowano ostatnie oddziały
wojskowe powstańców, a większość przywódców albo zginęła, albo znalazła
ocalenie w Chinach. W przeciwieństwie do powstania Can Vuong Ruch Van Than
cieszył się znacznie silniejszym poparciem dołów społecznych i należy go
postrzegać jako pierwociny wietnamskiego nacjonalizmu. Oczywiście niechęć mieszkańców
Wietnamu do Francuzów skutkująca powolnym procesem formowania się nowoczesnej
myśli politycznej w postaci nacjonalizmu nie brała się tylko z dolegliwości
francuskich represji związanych z tłumieniem powstania. Powodów tych, było
znacznie więcej.
Ham Nghi
Zwykło się mawiać, że Brytyjczycy mieli system
kolonialny, a Francuzi – Legię Cudzoziemską. Jest w tym powiedzonku mnóstwo
gorzkiej prawdy, gdyż przez bardzo długi czas władze Metropolii bez względu na ustrój
polityczny obowiązujący aktualnie we Francji w zasadzie w ogóle nie starały się
organizować skutecznej administracji na podległych sobie obszarach, a już tym
bardziej nie zabiegały o ich rozwój ekonomiczny. Indochiny Francuskie nie były
tutaj żadnym wyjątkiem i w zasadzie aż do końca I Wojny Światowej Paryż
prowadził tam politykę gospodarki niebywale ekstensywnej i rabunkowej, kojarzącej
się wprost z wyciskaniem soku z cytryny. Podstawa dochodów administracji
kolonialnej w Indochinach były opłaty płynące z monopoli na wódkę ryżową, sól i
opium, oraz oczywiście z podatków dochodowego. Aby podtrzymywać wysokie ceny na
towary objęte monopolem władze kolonialne stworzyły i ściśle przestrzegały
systemu kwotowego określającego dokładnie ile maksymalnie dana wieś może nabyć
konkretnego towaru. W końcu XIX wieku niemal połowa dochodów administracji
francuskiej pochodziła z tego źródła. Początkowo francuska administracja
posługiwała się głównie dawnymi narzędziami władzy nad strukturami lokalnymi –
takimi, jakie zastała w chwili podboju, lecz z czasem przebudowano system
administracyjny całkowicie likwidując dawne struktury prawne i uzyskując pełne
podporządkowanie administracji i sądownictwa władzy gubernatora w Sajgonie. Nie
polegało to wprost na zastąpieniu lokalnego obyczaju prawnego francuskim, lecz
dostosowaniu go do francuskich norm prawnych przy zachowaniu tradycyjnego
nazewnictwa i ceremoniału. Nowe przepisy, lub nowelizacje już istniejących
ogłaszano zatem za pomocą „Sac”, „Chi”, lub „Duc” – czyli cesarskich rozkazów,
ordonansów i dekretów.
Na indochińskiej wsi.
W krajach tkwiących wciąż w głębokim i duszącym uścisku
pułapki maltuzjańskiej, opierających gospodarkę o całkowicie przestarzałe i
nieefektywne metody gospodarcze, wreszcie zmagających się z gigantycznym
przeludnieniem agrarnym taki rodzaj eksploatacji rodził olbrzymie sprzeczności
i potężny problem rosnącego ubóstwa ogromnej większości ludności. W teorii, z
pobudek ideologicznych w znacznej mierze o podłożu rasistowskim Biały Człowiek
pojawiał się w dalekich zamorskich krajach by nieść kaganek oświaty i wprowadzać
oświecenie. W praktyce natomiast władze francuskie bardzo powoli decydowały się
na zmiany systemowe o tak doniosłym znaczeniu, jak powołanie do życia w 1875
roku banku centralnego – Banque de I’Indochine. Aż do końca XIX wieku poziom
wytwórczości w Indochinach pozostawał na niezmiennym właściwie poziomie. Jest
to wielce charakterystyczne dla wszystkich francuskich terytoriów kolonialnych
i nie powinno dziwić, że owe ex kolonie w dużej mierze pozostają (w Afryce) po
dziś dzień najbiedniejszymi krajami świata. Z drugiej strony takie podejście
było wyjątkowo krótkowzroczne i to bez względu na rodzącą się świadomość
narodową. Problemem była sama Metropolia – Aż do klęski w wojnie 1871 roku
władze Francji nie zdawały sobie sprawy z pozostawania w tyle w procesie
industrializacji będącej wynikiem Wielkiej Rewolucji Przemysłowej. Nacisk na
rozwój ekonomiczny pojawia się zbyt późno, by móc rywalizować z czołowymi
potęgami ekonomicznymi takimi jak Wielka Brytania, Niemcy, czy USA. Brak węgla
także wskazuje kierunek rozwoju i Francja będzie ojczyzną wielu rewolucyjnych
rozwiązań technologicznych, ale nigdy nie stanie się klasyczną „potęgą węglową”,
stawiając raczej na obrót kapitałem. A źródłem dużej części owego kapitału były
kolonie. Jeśli postrzega się Francję jako globalne mocarstwo, to właśnie z
powodu rozległego imperium kolonialnego, nawet, jeśli w dużej mierze było ono
niemal bezludnym pustkowiem – Saharą. Wprawdzie kapitał francuski ewidentnie
preferuje rynki europejskie – zwłaszcza rosyjski – część funduszy trafia jednak
do kolonii i Indochiny Francuskie są ich największym po Algierii beneficjentem.
Mija jednak wiele czasu, zanim społeczeństwo Indochin zacznie odczuwać napływ
kapitału i wzrost gospodarczy. Okres przyspieszenia ekonomicznego to przede
wszystkim trzy pierwsze dekady XX wieku, kiedy to liczba ludności Francuskich
Indochin ulega podwojeniu – z około 10 milionów mieszkańców, do nieco ponad dwudziestu
milionów. Oczywiście jest to wzrost bardzo nierównomierny, a jego głównymi
beneficjentami jest wąska kasta egzystująca na szczycie społecznej piramidy.
Dochód Narodowy per capita w tym samym okresie rośnie o zaledwie około 10 % i
ogromne masy chłopskie żyją właściwie w niezmieniony od stuleci sposób. Szokuje
dychotomia działań administracji kolejnych gubernatorów – z jednej strony
władze w Sajgonie wkładają duży wysiłek w prace agrotechniczne polegające na
budowie systemu tam i kanałów odwadniających, w efekcie czego gwałtownie rośnie
zwłaszcza w Kochinchinie areał ziemi uprawnej, z drugiej zaś strony dopuszczają
do masowego spekulatywnego wykupu tej ziemi przez klasę posiadaczy ziemskich
wykształconą z grupy wyrugowanych z urzędów dawnych mandarynów i zauszników
dworskich. Oczywiście puszczali oni następnie te ziemię w niezwykle kosztowną
dzierżawę przy kosztach sięgających nawet 60 % dochodu. W wybitnie rolniczej
Kochinchinie 3 % posiadaczy ziemskich posiada 45 % łącznej sumy areałów
rolnych. Prowadzi to oczywiście do rosnącej pauperyzacji i tak już biednej
ludności wiejskiej i rozpoczyna proces masowej migracji w poszukiwaniu lepszego
zarobku. Tylko bardzo niewielka część chłopów znajdzie zatrudnienie w przemyśle
– wszystkie kopalnie i zakłady przemysłowe zatrudniają w roku 1930 zaledwie
około 100 000 robotników. Większość wiedzie beznadziejny i naznaczony nędzą
żywot robotników dniówkowych zatrudnionych przy publicznych inwestycjach takich
jak budowa „Route Coloniale” - dróg publicznych i linii kolejowych, lub
wielkich plantacji kauczukowców powstających w oparciu o kapitał prywatny.
Oczywiście powoli, ale stale rozwijają się miasta, gdzie rośnie popyt na usługi,
które jednak w większości nie gwarantują dostatniego życia. Niewielu jest
krawców i szewców, wiele jest natomiast domów publicznych, gdzie zresztą wnet
dziwaczny przesąd panujący wśród żołnierzy francuskich formacji kolonialnych o „czystości
Japonek” szybko tworzy dla Wietnamek, Tajek, czy Laotanek nieznośnie trudną
konkurencję i wymusza obniżanie cen do granic absurdu. Także palarnie opium
mimo legendarnej wprost korupcji kolonialnych urzędników nie należą do pewnych
źródeł dochodu. Miasta rosną i Sajgon w 1930 roku osiąga liczbę 256 tysięcy
mieszkańców, a Hanoi ma ich ponad sto tysięcy. Rośnie także wymiana handlowa,
zarówno wewnętrzna, jak i zagraniczna. Sajgon jest szóstym co do wielkości
przeładunku portem francuskim. Zgodnie z planem polegającym na „specjalizacji
produkcyjnej” poszczególnych części Indochin spore zyski generuje handel wewnętrzny.
Z będącej centrum wydobywczym i przetwórczym Tonkiny jadą na południe towary
powstające w tamtejszych fabrykach i manufakturach, Kochinchina zaś ekspediuje
na północ produkty spożywcze. Wypada jednak zaznaczyć, że owa epoka rozwoju i
wzrostu omija szerokim łukiem zarówno Kambodżę, Laos, jak i dalekie i
niedostępne wyżyny i góry w Annamie i w północnej części Tonkiny. Stosunkowo
późno administracja francuska odkrywa zyski płynące z wyrębu lasów w puszczach
nad brzegami Mekongu, a duże i dzikie obszary na pograniczu Tonkiny i Laosu
zamieszkały w znacznej mierze przez Tajów maja swój okres prymitywnej
prosperity opartej na produkcji i nielegalnej rzecz jasna sprzedaży opium.
Palacze opium w Hanoi.
Lata 1900-1930 to okres wielkiej tranzycji społeczno-ekonomicznej
Wietnamu (nie można mówić o Indochinach jako całości z uwagi na brak
zainteresowania władz realnymi zmianami w Kambodży i Laosie, które w efekcie
rozwijały się w bardzo powolnym tempie, a ich struktury społeczne i ekonomiczne
pozostały właściwie nietknięte), czemu sprzyja także wprowadzenie w 1906 roku
zmian w systemie edukacyjnym na modłę francuską. Choć rzecz jasna trudno mówić
tutaj o prawdziwej rewolucji, gdyż system edukacyjny obejmował bardzo małą część
społeczeństwa, wpływał jednak na kształt społeczeństwa, gdyż lokalne
szkolnictwo szybko stało się poważnym czynnikiem wpływu na kształtowanie się
klasy średniej złożonej z Wietnamczyków, a lojalnej wobec francuskiej
administracji i współtworzącej ją. Z drugiej strony władze cementowały trudne
położenie olbrzymich mas społecznych zupełnie odwracając głowę od gigantycznego
problemu analfabetyzmu na wsi, a przede wszystkim, niemalże równolegle do
reformy szkolnictwa wprowadzając system prawny nazywany w skrócie „Indigenat”,
od „Regime de I’indigenat” – praw tubylczych. To wyjątkowo brutalny zbiór zasad
prawnych regulujących przede wszystkim zakres obowiązków teoretycznie wolnej
ludności tubylczej wobec francuskiej administracji. W każdym momencie, każdy urzędnik
(nawet najniższy rangą) mógł powołując się na przepisy „Indigenat” żądać
określonego wymiaru pracy przymusowej na rzecz celu publicznego, zmienić wymiar
podatku pogłównego, lub ukarać „Tubylca”. Przy czym gama kar za przestępstwa (wśród
których były na przykład zbrodnie polegające na obrazie francuskich symboli
państwowych poprzez nie oddawanie im należnego szacunku) była bardzo szeroka –
od kar finansowych, poprzez dwutygodniowy areszt, po karę śmierci wykonywana w
trybie natychmiastowym. O ile zatem rodząca się w okresie ekonomicznego boomu
klasa średnia otrzymała wszechstronne wsparcie ze strony państwa, pozwalające
jej na wyraźny awans statusu ekonomicznego, zasadnicza masa mieszkańców kolonii
została poddana skutecznej, o tyle społeczne znajdowały się w stanie ciągłej usankcjonowanej
prawem opresji ze strony władz, korzystającej z „Indigenatu” na ogromną skalę w
celu wyciągnięcia maksymalnych korzyści dla Państwa, lub całkiem prywatnych
celów i ambicji. Dość powiedzieć, że dzięki instytucji „Indigenatu” znakomita
większość linii kolejowych powstałych w Indochinach, zbudowana została rękoma
pracowników przymusowych.
Na plantacji kauczuku.
Indochiny zajmowały bardzo ważne miejsce we francuskim
systemie ekonomicznym, choć wartości globalne w okresie poprzedzającym wybuch I
Wojny Światowej niekoniecznie na taki stan spraw wskazywały. Gdy jednak
nadeszła godzina wielkiej potrzeby, w ciągu czterech lat wojny Francja, która
uzyskała ze strony swych kolonii dodatkowe fundusze na wsparcie wysiłku
wojennego wielkości 600 000 000 franków, aż 367 000 000 franków napłynęło z
Indochin. Co dla władz Republiki było równie istotne – licząca wówczas około 16
500 000 ludzi społeczność Francuskich Indochin zachowała spokój w tym
szczególnie trudnym momencie, choć kontrolowało ją zaledwie około 18 500
urzędników, policjantów i żołnierzy. To właśnie w okresie I Wojny Światowej, w
obawie przed powtórzeniem się fali buntów i powstań (do których zresztą i tak lokalnie
na tle ekonomicznym i socjalnym dochodziło) z końca XIX wieku w sytuacji
drastycznego zmniejszenia kontyngentu wojskowego gwałtownej rozbudowie uległ
aparat policyjny, wyspecjalizowany niemal wyłącznie do roli policji
politycznej. Oddział Surete w Indochinach został gwałtownie rozbudowany i
bardzo mocno dofinansowany, dzięki czemu w krótkim czasie stworzono imponującą sieć
informatorów, która pozwoliła uzyskać niezły wgląd w nastroje społeczne. Co dla
władz kolonialnych było szczególnie nieprzyjemnym – nie były to nastroje
dobrze, a kraj tylko sprawiał wrażenie spokojnego i spacyfikowanego.
"Kyrie" – Zapatrzeni w idee
Francuzi siedzieli na beczce prochu, a władze kolonialne
najzupełniej w świecie nie zauważały głębokich przemian w społeczeństwie
Kochinchiny, Annamu i Tonkinu. U schyłku drugiej dekady XX wieku system
administracji kolonialnej miał swoich żarliwych obrońców w Zgromadzeniu
Narodowym dowodzących, że kolonie – także Indochiny – przynoszą wielkie zyski,
ale przede wszystkim Francja jak ów „Biały Człowiek” z wiersza Kiplinga niesie
oświatę, jest gwarantem społecznego miru i rozwija gospodarkę i infrastrukturę.
Tymczasem w tym samym Zgromadzeniu Narodowym coraz silniejszym głosem
przemawiali krytycy istniejącej rzeczywistości, wskazujący na proste fakty –
społeczność Indochin Francuskich konsumuje mniej, niż w czasach
prekolonialnych, jest brutalnie wykorzystywana do przymusowej pracy, a i bez
Indigenatu płace w sektorach pracowników najemnych i drobnych posiadaczy
ziemskich są na tragicznie niskim poziomie, co studząco działa na poziom
konsumpcji, czyli także całej koniunktury. Szkolnictwo obejmowało zaledwie
około 15 % dzieci, liczba analfabetów sięgnęła 80 % całości społeczeństwa, a
jeden jedyny uniwersytet uczył łącznie 700 studentów. System opieki zdrowotnej
w zasadzie nie istniał na prowincji, choć w miastach osiągnął poziom
europejski. To ważne, bo na prowincji wciąż mieszkało ponad 85 % mieszkańców
Indochin, więc opieka zdrowotna pozostawała wyłącznym przywilejem elit
tworzonych przez członków francuskiej administracji kolonialnej, a także
powstałą w ciągu ostatnich trzech dekad tubylczą klasę wyższą i średnią
czerpiąca zyski z niemiłosiernego wyzysku pozostałych mas społecznych. Co do
powiedzenia na temat swej aktualnej sytuacji mieli zaś sami mieszkańcy
Indochin?
Pałac Gubernatora Generalnego - lata trzydzieste.
Pierwsze kontakty mieszkańców Indochin z szeroko pojętym
światem zewnętrznym, to okres I Wojny Światowej, kiedy to Francja w walce na
śmierć i życie ze swym potężnym przeciwnikiem wezwała pod swe sztandary także mieszkańców
kolonii. W latach 1914-1920 przez szeregi armii francuskiej w Europie
przewinęło się około 93 000 Wietnamczyków, w ogromnej większości służących w
jednostkach tyłowych. Fakt ten, pozwolił poczynić tym prostym w większości
wieśniakom oderwanych mobilizacją od uświęconego wielowiekową tradycja cyklu
życia polegającego na pracy za grosze aż do śmierci na polach ryżowych sporo
obserwacji na temat Francji i Francuzów. Różnica w poziomie życia pomiędzy Indochinami,
a Francją Metropolitalną mimo wszelkich ograniczeń związanych z wojną była
dosłownie szokująca. Jakby nie patrzeć – dzisiejsze instrumenty badawcze jasno
wskazują, że tylko dochód per capita we Francji był siedmiokrotnie wyższy niż w
Indochinach, a relacja pomiędzy poziomem płac, a kosztami życia we Francji była
czymś dla mieszkańców kolonii zupełnie abstrakcyjnym. Już po zakończeniu wojny,
korzystając ze złagodzenia przepisów imigracyjnych wzrósł napływ mieszkańców
Indochin francuskich do Metropolii. Byli pożądanymi pracownikami w sektorze
usługowym i w przemyśle zastępując w pewnej części poległych w czasie Wielkiej
Wojny Francuzów. Oczywiście, ludzie ci nie zrywali całkowicie ze swymi
korzeniami, z krajem przodków utrzymywali częstokroć kontakt przesyłając
wsparcie finansowe dla bliskich. To właśnie w tej grupie imigrantów
ekonomicznych po raz pierwszy pojawiły się kontakty z ruchem robotniczym, w tym
ze strukturami partii komunistycznej. O ile lewicowi radykałowie byli we
Francji pod czujną obserwacją ze strony Surete, to jasnym stało się, że na
ludzi znających doskonale realia życia w Indochinach i poznających właśnie
zasady egzystencji we Francji dogmaty skrajnej lewicy musiały robić olbrzymie
wrażenie. To nie jednak zwolennicy idei opieranych na teoriach Marksa byli dla
władzy francuskiej najpoważniejszym zagrożeniem. Takowym stał się rosnący w
siłę ruch nacjonalistów – Viet Nam Quoc Dan Dang.
Budowa linii kolejowej.
Początki ruchu to efekt przemian społecznych, dokonujących się zwłaszcza w Wietnamie, które doprowadziły do zupełnej reorientacji elit tubylczej opozycji względem francuskich rządów z lojalizmu względem całkowicie już wówczas skompromitowanej dynastii Nguyenów, w stronę nowoczesnych form republikańskich. O ile władze kolonii wciąż w najuboższych obszarach Indochin musiały zmagać się lokalnymi wystąpieniami na tle ekonomicznym – jak rozruchy w kambodżańskim Kopong Chang skutkujące zamordowaniem francuskiego przedsiębiorcy Felixa Bardeza w 1925 roku, o tyle prawdziwe niebezpieczeństwo rosło w zupełnie innym miejscu. W 1908 roku, w Cytadeli w Hanoi wykryto spisek grupki żołnierzy, którzy usiłowali otruć swych francuskich zwierzchników i wywołać powstanie. Choć nie stała za nimi żadna realna siła polityczna władze kolonii wykorzystały ów spisek do ataku na czołowych tubylczych intelektualistów prezentujących postawy pronarodowe. Deportacje i kary więzienia za poglądy tylko doraźnie poprawiały sytuację administracji kolonialnej - brutalność władz, ale przede wszystkim poczucie głębokiej niesprawiedliwości szybko zmobilizowały całe pokolenie działaczy z reguły obierających drogeępokojowego protestu i dyskusji. Jeszcze w 1923 roku powstała Partia Konstytucjonalistów Indochińskich, zrzeszająca członków administracji państwowej i przedsiębiorców zmierzających do otwarcia możliwości partycypowaniu we władzy na drodze działań politycznych. Wkrótce Nguyen Phan Long – jeden z liderów partii zyskał mandat w Radzie Kolonii, a konstytucjonaliści stali się znaczącym ośrodkiem nowoczesnej myśli politycznej. Konstytucjonaliści działali przede wszystkim w Kochinchinie, która była oficjalnie francuską kolonią, a cała kontestacja rzeczywistości ograniczała się do zamiaru współuczestniczenia w zarządzie kolonii, nie negowała co do zasady legitymacji francuskiego panowania. W okręgach Tonkinu natomiast rósł powoli ruch republikański, opierający się o idee nowoczesnej socjaldemokracji jasno i otwarcie mówiący językiem emancypacji, usunięcia francuskiego protektoratu i budowania nowoczesnego państwa demokratycznego wolnego od obcych wpływów politycznych. Początki VNQDD to działalności w połowie lat dwudziestych „Nam Dong thu xa” niewielkiej oficyny wydawniczej w Hanoi, która publikowała przede wszystkim teksty zupełnie rewolucyjne – nawołujące wprost do budowy ogólnonarodowej organizacji i obalenia francuskiej władzy wespół z likwidacją resztek władzy rodzimej dynastii, wzorując się przede wszystkim na działalności chińskich rewolucjonistów, którzy dokonali rewolucji w 1911 roku, ale także pierwszych działających z reguły na emigracyjnym wygnaniu działaczy wolnościowych w rodzaju Phan Chau Trinha.
Głowy straconych spiskowców z roku 1908.
Właśnie pogrzeb Trinha, zmarłego w 1926 roku stał się
początkiem właściwego ruchu nacjonalistycznego – w ostatniej drodze towarzyszyło
mu ponad 60 000 ludzi co było wyraźnym sygnałem jak dużym szacunkiem cieszyły się
idee przezeń prezentowane. Władze dość szybko wprowadziły cenzurę i doprowadziły
do zamknięcia drukarni, ale odezwy i publikacje wówczas powstałe zrobiły duże
wrażenie zwłaszcza wśród niższych grup wietnamskiej klasy średniej – przede wszystkim
nauczycieli i intelektualistów. Co ciekawe, VNQDD nigdy nie zdołała dotrzeć
swymi ideami do szerokich mas chłopstwa, czy nawet miejskiego proletariatu, stosunkowo
silnie reprezentowanego na uprzemysłowionych obszarach Tonkinu. Organizacja od
początku działała w formie niewielkich i niezależnych od siebie komórek, co
bardzo utrudniało pracę dla agentów Surete Generale Indochinoise. Mimo
decentralizacji pozycję niekwestionowanego lidera utrzymywał Nguyen Thai Hoc – słuchacz
Szkoły Handlowej w Hanoi, który wyróżniał się wśród wielu sobie podobnym
żarliwością i zaangażowaniem w proces, który zaowocował powołaniem w dniu 25
grudnia 1927 roku VNQDD do życia. Po około roku działalności polegającej na
agitacji i rozbudowie ruchu wszerz, Hoc został w roli przewodniczącego
zastąpiony przez Nguyen Khac Nu, a organizacja osiągnęła imponująca liczbę około
1500 zaprzysiężonych członków. Żywiołowemu wzrostowi liczby aktywnych działaczy
sprzyjały dwa fakty – druga połowa lat dwudziestych do zakończenie procesu
demontażu resztek realnego wpływu rodzimej dynastii na bieg spraw w Tonkinie na
rzecz francuskiej rezydencji, ale z drugiej strony także szereg inicjatyw
legislacyjnych w Metropolii, które ograniczały najbardziej opresyjne instytucje
Indigenatu, a których de facto, w koloniach nigdy nie wprowadzono w życie. To
apogeum francuskiej wszechwładzy w połączeniu z pewnym rozluźnieniem sztywnego gorsetu
nadzoru i kontroli doprowadziło do radykalizacji postaw wietnamskich
intelektualistów i wkrótce miało przynieść owoce.
W więzieniu Hoa Lo.
Sprawy przebiegły wręcz lawinowo i postawiły obie strony
konfliktu na pozycjach, na których nie było już odwrotu od zbrojnej
konfrontacji. Zaczęło się od zabójstwa Francuza, którego dokonano w dniu 9
lutego 1929 roku w Hanoi, w domu pod adresem 110 route de Hue, będącego
własnością niejakiej Germaine Carcelle. Nie ona była jednak celem zabójcy, lecz
jej kochanek – męzczyzna nazwiskiem Alfred Bazin. Człowiek ów, był
przedstawicielem administracji francuskiej działającym w sektorze jak byśmy
dziś powiedzieli Human Resources, a wówczas nazywanym „Jaunier” – handlem żółtymi
niewolnikami. Alfred Bazin był dyrektorem wydziału zajmującego się rekrutacją
pracowników w Tonkinie, który w często niebywale brutalny sposób realizował
zapotrzebowanie ze stron władz kolonialnych lub prywatnych przedsiębiorców na
siłę roboczą. Pewna ilość uzyskanych w ten sposób pracowników trafiała do
odległych kolonii, tak jak wyspy Pacyfiku, inni zaś trafiali do plantacji
kauczuku, lub na place budowy dróg i linii kolejowych. Generalnie warunki pracy
serwowane owym przymusowym pracownikom były tak złe, że ludność tubylcza
traktowała ów przymus pracy jako rodzaj rozciągniętej w czasie kary śmierci. „Jauniers”,
czyli pracownicy departamentu Bazina cieszyli się fatalną opinią nawet wśród
miejscowej społeczności Białych, podlegając często towarzyskiemu wykluczeniu z
uwagi na charakter swej pracy, ale także olbrzymią skłonność do machinacji o
charakterze korupcyjnym. Z oczywistych powodów byli także szczególnie
znienawidzeni przez tubylcze elity, patrzące z rosnącą nienawiścią na ich nieludzką
działalność. Choć nawet francuska prasa atakowała ich działalność władze
kolonialne absolutnie nie zamierzały niczego zmieniać w kwestii działalności „Jauniers”
stojąc na stanowisku, że pomagają oni walczyć ze zjawiskiem przeludnienia
agrarnego na obszarach takich, jak Delta Rzeki Czerwonej. W tych okolicznościach
komórka radykalnych działaczy VNQDD z Nguyenem Van Vienem na czele wysunęła
projekt zamachu na Bazina. Szefostwo partii ustami Hoca nie zaakceptowało
jednak tej propozycji, gdyż jak uważał sam Hoc Bazin był tylko trybikiem
francuskiej machiny opresji i wyzysku, jego zabójstwo niczego nie zmieni, bo w
jego miejsce natychmiast przyjdzie ktoś inny, a przede wszystkim – zabójstwo Bazina,
choć słuszne moralnie, dałoby Surete pretekst do otwartego ataku na struktury
VNQDD. Vien winny był przestrzegania organizacyjnej dyscypliny, ale nie
zrezygnował i mimo negatywnej rekomendacji wraz z posiadającym francuskie
obywatelstwo Leonem Sanh znalazł się owego feralnego 9 lutego 1929 roku przed
frontem domu Germaine Carcelle, będącej kochanką Bazina. Strzały które wówczas
padły zgodnie z przypuszczeniami Hoca stały się strzałami oddanymi w stronę
partii – w reakcji na zabójstwo Surete przeprowadziła błyskawiczne śledztwo i z
cała mocą uderzyła w znane jej części struktury VNQDD. Nie minęło wiele czasu,
gdy do domu Sanha wtargnęła grupa realizacyjna funkcjonariuszy Surete, którzy
okazawszy swe żetony wywlekli młodzieńca z domu. Poddany brutalnemu śledztwu
wyznał, że wprawdzie nie pociągnął za spust, ale brał udział w zabójstwie w
charakterze obserwatora. Szybko wydał resztę działaczy grupy Viena. Działacze VNQDD
wyraźnie zlekceważyli zdolność francuskiej policji do szybkiego działania. Gdy
aresztowano Viena w całej Tonkinie trwała już olbrzymia obława, która
przyniosła w krótkim czasie plon w postaci około 400 aresztowanych członków
ruchu. Sądy były bezlitosne i aż siedemdziesięciu ośmiu spośród aresztowanych
uznano winnymi i skazano na kary od pięciu do dwudziestu pięciu lat więzienia. Wśród
skazanych znalazał się większość członków Komitetu Centralnego partii, ale Nhu
i Hoc zdołali zbiec i zeszli do podziemia. Nieszczęsny Vien zrozumiawszy swoją
rolę w pogromie ruchu będąc już w więzieniu odebrał sobie życie, niemniej
jednak mleko się rozlało i członkowie VNQDD stali się wrogiem publicznym numer
jeden. Nie było już odwrotu i ruch mając jako jedyna alternatywę powolne
konanie w owianych zła sławą „Tygrysich klatkach” więzienia Con Dao, położonego
na wyspie Con Son przeorientował się z opozycji działającej metodami
politycznymi w stronę zbrojnego podziemia. Radykalizacja postaw wietnamskich
działaczy nacjonalistycznych miała fatalne konsekwencje dla całego ruchu, gdyż
działania na rzecz zbrojnej rewolty podjęto w chwili potężnego osłabienia wpływów
organizacji w efekcie aresztowań po zabójstwie Bazina. Jednocześnie
administracja francuska zyskała czas na przygotowanie się do zbrojnej
konfrontacji, gdyż po raz pierwszy od dwóch lat władze cywilne pochyliły się na
poważnie nad raportami Surete, których treść wywołała szok i w całości
zniweczyła dotychczasowe dobre samopoczucie opierające się na pozornym spokoju
podbitego społeczeństwa i głębokiej wiary w sens własnych działań polegających
na budowie tubylczej elity, która w założeniu miała być podporą francuskiej
administracji. Tymczasem raport ze sprawy Bazina wskazywał wyraźnie, że wśród
aresztowanych ujawnionych działaczy VNQDD 36 było pracownikami średniego
szczebla administracji kolonialnej, 13 piastowało wyższe stanowiska w tejże, 36
było nauczycielami, 39 było przedsiębiorcami, ale przede wszystkim 37 wielkimi właścicielami
ziemskimi, a aż 40 służyło w wojskowych formacjach kolonialnych. Iluzja
posiadania w wietnamskiej klasie średniej i wyższej naturalnego sprzymierzeńca
rozwiewała się jak poranna mgła w promieniach tonkińskiego słońca.
Nguyen Thai Hoc. Zdjęcie z kartoteki Surete generale.
Groza położenia organizacji spowodowała chęć ucieczkę do
przodu w postaci wywołania ogólnonarodowego powstania przeciw francuskiej władzy
nawet wśród tak sceptycznych działaczy, jak Hoc. Ostatecznie uznał on, że
Surete zniszczy VNQDD całkowicie, jeśli nie podejmie się otwartej walki.
Nacjonaliści zatem przystąpili do organizowania powstania w chwili ogromnego
osłabienia i nie posiadając właściwie instrumentów do zorganizowania
wystąpienia na obszarze całego kraju. 24 listopada 1929 roku ukonstytuował się
Rząd Tymczasowy, a na jego czele stanął Hoc wybrany prezydentem. O tym jak głęboko
Surete zinfiltrowało ruch nacjonalistyczny świadczy najlepiej fakt, że fakt ten
niemal natychmiast dotarł do francuskich agentów, a już w ciągu kilku tygodni funkcjonariusze
francuskiej bezpieki byli w stanie ustalić miejsce spotkania gabinetu
zaplanowane w posiadłości Vong La na dzień 25 grudnia 1929 roku. Informacja ta
została pozyskana od informatora nazwiskiem Pham Thang Duonga, który był…
Ministrem Spraw Wojskowych w Rządzie Tymczasowym. Ujawniwszy podwójna grę
Duonga członkowie rządu zdołali wymknąć się z obławy i kontynuowali prace nad
przygotowaniami do powstania. Ostatecznie, ustalono datę wystąpienia na dzień 9
lutego 1930 roku. W ostatniej chwili Hoc postanowił przesunąć termin ataku na
15 lutego. Kurier wysłany do Nhu został przechwycony przez Francuzów i plan
jednolitego wystąpienia rozpadł się całkowicie. Zamiast – jak oczekiwano –
wielu skoordynowanych ataków na centra francuskiej administracji, niewielkie
grupki spiskowców zaatakowały na dość ograniczonych obszarach na przestrzeni
ponad tygodnia – Nhu i jego ludzie przystąpili do walki w pierwotnym terminie,
a Hoc z kolei stanął do walki dopiero w nocy z 15 na 16 lutego. Walkę rozpoczął
jednak nie oddział cywilnych ochotników-działaczy politycznych, lecz oddział
zawodowych żołnierzy armii kolonialnej – grupa około 50 Strzelców Indochińskich
z 4 Regimentu Strzelców Tonkińskich, stojąca garnizonem w Yen Bai. Oddział ów
został następnie wzmocniony grupą sześćdziesięciu cywilów przyprowadzonych
przez działaczy VNQDD, ale wystąpienie nazwano Powstaniem Yen Bai, od buntu
garnizonu wojskowego. Kolejne godziny pokazały, w jak wielkim oderwaniu od
zasadniczych mas społeczeństwa działali nacjonaliści – bunt w Yen Bai upadł w
ciągu doby, gdyż pozostali żołnierze Regimentu odmówili przyłączenia się do
powstania, a trwające w ciągu następnych dni ataki na posterunki francuskie zakończyły
się kompletną katastrofą. Oddział Nhu został rozbity w walce z Garde Indigene –
tubylczej organizacji paramilitarnej o charakterze policyjnym, a sam Nhu –
ranny w czasie walki – popełnił samobójstwo. Reakcja władz francuskich była
potężna i przede wszystkim – skuteczna. Członkowie VNQDD biorąc czynny udział w
wystąpieniu masowo ujawniali się i tym łatwiej można było ich potem ścigać. Już
dwudziestego drugiego lutego 1930 roku podczas próby ucieczki do Chin władze
aresztowały Hoca i towarzyszących mu oficerów. Ruch został właściwie sparaliżowany,
a władze francuskie potraktowały insurgentów z cała brutalnością nadzwyczajnych
uprawnień Komisji Kryminalnej Tonkinu, którą powołano już 12 lutego 1930 roku.
Podczas kilku kolejnych sesji zbiorowych procesów mających charakter pokazowy
Komisja Kryminalna tylko spośród 87 zatrzymanych uczestników buntu w Yen Bai
skazał na śmierć 39, a kolejnych 33 na dożywotnią karę pozbawienia wolności. W
czasie sesji w miejscowości Phu Tho skazano miedzy innymi podsądnych na karę dożywotniej
deportacji do innych kolonii za ofiarowanie na rzecz ruchu 100 piastrów
indochińskich, choć prokuratura w żaden sposób nie dowiodła oskarżonym
członkostwa w VNQDD. Dopiero pod wpływem protestów francuskich partii
lewicowych władze podjęły decyzję o rozpatrzeniu apelacji od wydanych wyroków
śmierci, co poskutkowało pewna ilością rewizji wyroków. Między innymi spośród
skazanych za udział w Powstaniu Yen Bai skazanych wyrok śmierci podtrzymano w
13 przypadkach. Wyroki wykonano przez ścięcie gilotyna w dniu 17 czerwca 1930
roku – wśród straconych znalazł się Prezydent Hoc, oraz szef Armii
Rewolucyjnej, czyli zbrojnego ramienia VNQDD – Pho Duc Chinh. Oprócz Komisji
działały także władze wojskowe, które ukarały łącznie 545 mieszkańców Indochin
służących w armii kolonialnej rozmaitymi sankcjami. Zasadniczo władze
francuskie nie bardzo wiedziały, co mają z oddziałami kolonialnymi zrobić – nie
dało się rządzić bez nich, a z drugiej strony bunt w Yen Bai nie pozwalał
członkom tych formacji ufać. Ostatecznie wybrano szereg kompromisowych
rozwiązań w postaci rozwiązania jednego z pułków, przeniesieniu do Indochin
pewnej ilości pododdziałów pochodzących z innych posiadłości (głównie z Afryki
Północnej), a także formacji Legii Cudzoziemskiej. Podniesiono odsetek
Francuzów w oddziałach, rozpoczęto wzmożoną rekrutację do oddziałów
kolonialnych wśród zamieszkujących Indochiny mniejszości, a także wprowadzono
wymóg mówienia w języku wietnamskich przez oficerów dowodzących poszczególnymi
formacjami. Podniesiono jeszcze bardziej nakłady na Surete, ale zasadniczo władze
spacyfikowały nastroje i przez kolejne lata w Indochinach nie powstała żadna
organizacja, która mogłaby podążać drogą VNQDD. Istniejąca już w tym czasie
organizacja wietnamskich komunistów była gromadą kilkunastu działaczy pozbawionych
jakiegokolwiek wsparcia i nie stanowiła żadnego zagrożenia. Kolejny wstrząs dla
podstaw francuskiego panowania w Indochinach nadszedł z zupełnie innej strony i
nie miał charakteru zagrożenia wewnętrznego, którego tak obawiały się władze
kolonii. 3 września 1939 roku Francja znalazła się w stanie wojny z Niemcami i
choć przez dłuższy czas fakt ten niczego w codziennym życiu mieszkańców kolonii
nie zmieniał, stał się początkiem potężnej fali, która miała odmienić świat
Białych Ludzi i Francuskich Indochin.
"Graduale" – Świat się zmienia
W chwili wybuchu II Wojny Światowej władza Francji w Indochinach
wydawała się niezachwiana. Po upadku Powstania Yen Bai organizacja VNQDD
właściwie się rozpadła z powodu represji, emigracji wielu ocalałych
najaktywniejszych działaczy i marginalizacji. Z jednej strony przed zagładą
ruch próbował ocalić Le Huu Canh, umiarkowany działacz, który opowiedział się
przeciw walce zbrojnej i usiłował reorientować działaczy w stronę legalnej
działalności politycznej, z drugiej natomiast strony organizacja, która w
zasadzie pozbawiona była centralnego kierownictwa pełna była komórek
zdominowanych przez młodych działaczy zdecydowanych na walkę do ostatka.
Ostatnim akordem działalności zbrojnej VNQDD był nieudany zamach na Gubernatora
Generalnego Pasquiera, po którym w latach 1931 i 1932 Surete dosłownie zdziesiątkowała
aktyw partyjny, co ostatecznie rozbiło ruch narodowy, wytwarzając właściwie
polityczną pustkę w zakresie opozycji wobec władzy Francji w Indochinach. Nie
został bowiem nikt, by kontynuować jakiekolwiek próby emancypacji. Nie
nastrajała także optymizmem postawa szerokich mas społecznych, które zachowały
zupełną bierność, jakby z dystansu obserwowały bieg wydarzeń.
Biwak Strzelców Tonkińskich.
Ruch narodowy otrzymał zatem śmiertelny cios – i zasadnym
byłoby stwierdzić, że w znacznej mierze stało się tak na własne życzenie.
Jeszcze niektórzy działacze, którzy zbiegli do chińskiego Junnan starali się
odtworzyć choćby kadłubowe formy własnej działalności, ale czynili to w oparciu
o struktury chińskiego Kuomintangu, co jeszcze bardziej oddalało działaczy
VNQDD od własnego narodu – Chińczycy bez względu na polityczną proweniencję w
pamięci mas chłopskich postrzegani byli przecież jako najeźdźcy, których trzeba
było przeganiać z kraju przemocą i nie budzili zaufania. Wkrótce, w owej pustej
przestrzeni, jaka wytworzyła się w Indochinach pojawiła się alternatywa dla
ruchu narodowego – były nią niewielkie zrazu i niemal nie znane organizacje
komunistyczne. W jednej z nich, Komunistycznej Partii Wietnamu pojawiła się
postać niejakiego Nguyena Sin Cunga, wieloletniego emigranta i obieżyświata,
który przez długie lata swych wędrówek po świecie nawiązywał kontakty z
rozmaitymi grupkami wietnamskich emigrantów. Zasłynął on dotychczas najbardziej
z wydania za 100 000 piastrów francuskim agentom jednego z czołowych działaczy frakcji
nacjonalistycznej – Phan Boi Chau. Wkrótce Cung zostanie poznany przez świat
pod imieniem Ho Chi Minha, ale zanim to nastąpi przez ostatnie lata
poprzedzające wybuch kolejnej światowej zawieruchy trwać będzie dość długi
proces łączenia się drobnych partyjek marksistowskich w Komunistyczną Partię
Indochin, a sam Ho cudem uniknie śmierci w czasach stalinowskich „Wielkich Czystek”,
jako że w czasach młodości ocierał się o organizacje nacjonalistyczne. Na razie
jednak ruch komunistyczny nie jest organizacją
choćby w części tak silną organizacyjnie jak rozbita definitywnie VNQDD.
Od lata 1939 roku Generalnym Gubernatorem Francuskich
Indochin był generał Georges Catroux. W zalewie coraz gorszych wiadomości napływających
z upadającej pod ciosami niemieckiego Wehrmachtu Metropolii Catroux 17 czerwca 1940
roku odebrał zupełnie niespodziewanie japońskie żądanie zamknięcia granicy z
administrowanym przez Kuonmintang obszarami Chin, oraz wyrażenia zgody na inspekcję
granicy przez grupę japońskich oficerów. Pomimo katastrofalnego wprost
położenia, Catroux odrzucił japońskie ultimatum i co szokujące został w związku
z tym odwołany z urzędu przez władze Vichy. Początkowo generał Catroux odrzucił
także dymisję, ale ostatecznie nie czując wsparcia z żadnej strony, w lipcu
złożył urząd na ręce admirała Jeana Decoux, po czym odpłynął nie do Francji,
lecz do Londynu – opowiedział się jako jeden z pierwszych wysokich ranga
oficerów po stronie Wolnej Francji. Wydarzenia te, jak również wieści z Europy,
które nadeszły w czerwcu 1940 roku wywołały potężny szok wśród właściwie
wszystkich antagonistów. Władze kolonialne postrzegające III Republikę, jako
jedno z czołowych mocarstw globalnych zostały dosłownie sparaliżowane upadkiem
państwa i warunkami traktatu rozejmowego narzuconego przez III Rzeszę. W tych
okolicznościach apetyty japońskiej dyplomacji rosły i do pierwotnych żądań
doszły kolejne – prawa do korzystania z wyznaczonej bazy morskiej, prawo do
użytkowania wyznaczonych baz lotniczych, zgoda na japoński dozór granicy z
Chinami i zgoda na swobodny transfer japońskich wojsk przez terytorium Indochin.
Nowy Generalny Gubernator – admirał Decaux – informował rząd w Vichy, że mimo
trudnej sytuacji jest w stanie zmobilizować dostateczne siły, by odstraszyć
Japonię – miał do dyspozycji 32 000 żołnierzy wojsk regularnych, 17 000 wojsk
pomocniczych, oraz mógł w stosunkowo krótkim czasie ściągnąć 4000 żołnierzy z
Djibouti, oraz zmobilizować pewną ilość białych mieszkańców Indochin (ówcześnie
w kolonii przebywało około 40 000 Francuzów obojga płci), trudności sprzętowe
sugerował usunąć poprzez przyspieszenie realizacji zamówień na sprzęt lotniczy we
wciąż neutralnych Stanach Zjednoczonych, poczynionych jeszcze przed upadkiem
III Republiki. Rząd Vichy nie okazał jednak woli walki i ugiął się przy
pierwszej sposobności. We wrześniu 1940 roku kiedy właściwie zawarto
porozumienie oddziały japońskie niespodziewanie wkroczyły zbrojnie do Tonkinu
od strony lądu i desantując się z morza. W rejonie Son Tay doszło do
krótkotrwałych walk, które zakończyły się kapitulacją broniących umocnień
oddziałów Legii Cudzoziemskiej. Oddziały japońskie ostatecznie opuściły po
pewnym czasie większość zajętych obszarów, obejmując jedynie te, które
przewidziano w traktacie. W oczach ludności tubylczej było to olbrzymie
upokorzenie dotychczas potężnej Francji. Wkrótce jednak sprawy miały przyjąć jeszcze
gorszy obrót.
Sprawy nabrały tempa w latem 1940 roku – w efekcie
niezbyt pozytywnych doświadczeń z walk nad Chałchin-Goł, oraz polityki
sankcyjnej Mocarstw Zachodnich Cesarstwo Japonii reorientuje swą politykę
zagraniczną i kieruje ostrze agresji na południe, ku posiadłościom Wielkiej
Brytanii i Holandii. Łakomym kąskiem są tez Indochiny Francuskie. Idea ta
konkretyzuje się pod nazwą „Strefy Wspólnego Dobrobytu Wielkiej Azji Wschodniej”,
gdy pod płaszczykiem oficjalnie głoszonego panazjatyckiej polityki streszczanej
w sloganie „Azja dla Azjatów” Cesarstwo Japonii zamierza wyprzeć państwa
Zachodu z ogromnych i bogatych w strategiczne surowce kolonii Południowo-Wschodniej
Azji. To bardzo wygodny pretekst, dla agresywnej polityki Japonii
nakierunkowanej na zbrojną agresję. Latem 1941 roku rozpoczyna się okres
skokowego wzrostu liczebności japońskiego personelu wojskowego w Indochinach –
trwają już przygotowania do wojny, która rozpocznie się 7 grudnia 1941 roku (8
grudnia czasu lokalnego). Jak istotną trampoliną do podboju były w planach
japońskich Indochiny świadczy fakt, że to z baz morskich położonych na wybrzeżu
Indochin Francuskich zebrały się zespoły desantowe, które przeprowadziły
operację lądowania na Malajach, a z lotnisk położonych pod Sajgonem japońskie
bombowce niemal natychmiast po wybuchu wojny zaatakowały i zatopiły pod Kuantan
dumę brytyjskiej Floty Wschodniej – pancernik „Prince of Wales” i krążownik
liniowy „Repulse”. Wraz z dowódcą zespołu, admirałem Tomem Philipsem zginęło
wówczas 840 brytyjskich marynarzy, a starcie to – nierówna walka okrętów z
silną formacją powietrzną miało swój wymiar symboliczny, odtąd bowiem nie floty
mocarstw europejskich będą grać pierwsze skrzypce w wojnie na Pacyfiku, lecz
marynarki Japonii i USA. Potem sprawy przybierają jeszcze gorszy obrót. W lutym
1942 roku, po zaledwie dwóch miesiącach walk pada Singapur, gdzie Armia
Cesarska bierze do niewoli ponad 120 000 jeńców, kończąc kampanię będącą jednym
z największych upokorzeń europejskiego mocarstwa. Wkrótce padają także Indie
Holenderskie i Birmaa, a siły zbrojne Cesarstwa Japonii w ciągu paru miesięcy
opanowują olbrzymi obszar Azji Południowo-Wschodniej. Władza francuskich
rezydentów w Indochinach staje się coraz bardziej iluzoryczna, gdyż na terenie
posiadłości francuskich stale przebywa kilkadziesiąt tysięcy japońskich żołnierzy,
a dzieje się to w okresie stale tlącego się ruchu oporu przybierającego różne formy
– od akcji strajkowych, po odmowę pracy i coraz częstsze ucieczki w niedostępne
regiony kraju przed władzami kolonii. Pogarsza się też sytuacja ekonomiczna – w
efekcie zerwania tradycyjnych kierunków eksportu następuje załamanie w wielu
sektorach gospodarczych, a popyt na rynkach lokalny jest absolutnie
niewystarczający, by utrzymać dotychczasowy poziom produkcji. Kolonie pogrążają
się w głębokim kryzysie potęgowanym jeszcze dobiegającymi z dalekiej Europy echami
zaciekłej walki toczonej między zwolennikami Wolnej Francji, a reżimu Vichy.
Władze kolonialne musza przełykać kolejne upokorzenia związane z upadkiem
posiadłości afrykańskich zajętych w całości przez Aliantów do wiosny 1943 roku.
Jeszcze w listopadzie 1942 roku w Tulonie ulega samozatopieniu niemal cała
flota pozostająca w dyspozycji Vichy w reakcji na wejście sił niemieckich do
dotychczas nieokupowanej strefy obejmującej środkową i południową Francję.
Prowincja Cao Bang - krajobraz na współczesnej fotografii.
Ów stan zawieszenia kończy się gwałtownie z uwagi na bieg
wypadków na odległych frontach II Wojny Światowej. Latem 1944 roku Alianci
lądują w Normandii, a cała Metropolia zostaje wyzwolona do późnej jesieni 1944
roku. Upada zatem ostatecznie reżim marszałka Petaina, mający od wejścia
Niemców do wolnej strefy charakter zupełnie już operetkowy. Indochiny Francuskie
zostają całkowicie same. Cesarstwo Japonii także przegrywa wojnę – siły
amerykańskie prą naprzód przez środek Pacyfiku zajmując kolejne archipelagi uzyskując
na oceanie i w powietrzu całkowitą dominację. Odnoszą także przy wsparciu sił
australijskich coraz większe sukcesy na Nowej Gwinei poważnie zagrażając
okupowanym Indiom Holenderskim. Wreszcie, w Indiach Brytyjskich, w rejonie
Imphal-Kohima siły Wspólnoty Brytyjskiej odnoszą nad oddziałami japońskimi druzgocące
zwycięstwo i powoli zaczynają przechodzić do ofensywy mającej przynieść
odzyskanie kontroli nad Birmą. Najgorsze dla Japonii jest jednak faktycznie przerwanie
połączeń żeglugowych z położonymi na południu źródłami surowców strategicznych,
niezbędnych dla dalszego funkcjonowania japońskiego przemysłu w warunkach
wojennych. We wrześniu 1944 roku następuje apogeum wyników produkcyjnych na
Wyspach Macierzystych, potem jednak poziom produkcji zaczyna gwałtownie spadać.
Japonia zaczyna odczuwać coraz silniejszy głód surowców i żywności.
W obawie przed próbami odzyskania realnej władzy w
kolonii w obliczu groźby alianckiej inwazji, oraz z uwagi na absolutną
konieczność uzyskania lądowego połączenia z pozostałymi w rękach japońskich
źródłami surowców, których nie jest w stanie zabezpieczyć już Cesarska
Marynarka, 9 marca 1945 roku Armia Japońska kładzie ostateczny kres francuskiej
administracji Indochin internując wojsko kolonialne i przejmując władzę z rąk
francuskiej administracji. W zasadzie ruch ten spotkał się z pewnym poparciem
ludności kolonii, gdyż zdawał się długo wyczekiwanym momentem pozbycia się
obcych kolonizatorów. Japończycy proklamują powstanie Cesarstwa Wietnamu z Bao
daiem na czele tworząc marionetkowy rząd całkowicie sobie uległy. 24 marca 1945
roku opublikowana zostaje deklaracja francuskiego Rządu Tymczasowego w Metropolii,
zakładająca całkowita przebudowę Imperium Francuskiego po zakończeniu wojny. W
projektowanym systemie nazwanym Unią Francuską Paryż zakłada oddanie pewnej
autonomii ludności tubylczej, ale w ramach istniejącego obecnie systemu
administracyjnego, to jest w warunkach podziału Wietnamu na trzy kraje –
Kochinchinę, Annam i Tonkin. To zupełnie nieprzemyślane działanie w zupełności
nie uwzględniające ambicji i pragnień ludów zamieszkujących liczne francuskie
posiadłości kolonialne bynajmniej nie służy spacyfikowaniu nastrojów i nie
ułatwi przywrócenia władzy Francji. Po prostu do francuskich polityków nie
dociera w zupełności, że nagłe odejście od bardzo opresyjnego systemu na rzecz
prób budowy iluzji autonomii, samostanowienia tylko jeszcze bardziej podkopie
pozycje francuskiej administracji na rozległych obszarach. Tak właśnie stanie
się w Indochinach, gdzie niewielkie, działające od 1941 roku grupki lewicowych
ultrasów dotąd bezskutecznie starały się uzyskać szersze poparcie społeczne,
lub po prostu wzmocnić własne struktury. Teraz doskonale wykorzystują okazję i
zapraszają do współpracy wciąż znacznie liczniejszy ruch nacjonalistów, dla
których nie do zaakceptowania jest utrwalenie podziału kraju. Nie ma zatem
właściwie w Indochinach sił politycznych, które byłyby chętne do uczestnictwa w
projektowanej Unii Francuskiej, poza marionetkowym aparatem władzy reżimu Bao Daia,
któremu władzę ofiarowali Japończycy.
Ho Chi Minh na zdjęciu wykonanym w 1921 roku w Paryżu.
Od 1941 roku w Tonkinie działa Vietminh, organizacja
zrzeszająca wszystkie siły polityczne w Wietnamie odrzucające francuską władzę
kolonialną i prące do niepodległości. Opisywanie procesu formowania tej
różnorodnej i niejednolitej organizacji jest bardzo trudne – przez dekady „Zimnej
Wojny” narosło wokół początków ruchu mnóstwo legend, pieczołowicie
podtrzymywanych przy życiu zarówno przez historiografię obozu radzieckiego, jak
i wielu lewicowo nastawionych publicystów i historyków Świata Zachodniego. Jednym
z największych mitów założycielskich jest masowość ruchu – w rzeczywistości
Vietminh, w którym pierwsze skrzypce odgrywała lewa strona coraz silniej
skupiająca się wokół postaci Ho Chi Minha, wówczas liderującego Indochińskiej
Partii Komunistycznej. Tak naprawdę przez lata Wojny na Pacyfiku była to pogrążona
w wewnętrznych konfliktach grupa nie posiadająca żadnej realnej siły
militarnej, ani nawet kontroli nad zbierającymi się w górzystych obszarach Viet
Bac grupkami uciekinierów z plantacji, placów publicznych budów i plantacji.
Pierwszą akcja militarną był atak na posterunek wojsk kolonialnych w Khai Phat,
miejscowości położonej w prowincji Cao Bang, położonej na granicy z Chinami. W czasie
tej akcji członkowie Vietminhu zabili dwóch oficerów wojsk kolonialnych i
zdobyli około czterdziestu sztuk broni palnej. Zdecydowanie między bajki włożyć
można opowieści o liczącym dziesięć tysięcy członków ruchu oporu prowadzącym
wojnę partyzancką przeciw administracji kolonialnej. W zasadzie ruchów miał
mnóstwo szczęścia, gdyż przez pewien okres czasu istniał pozbawiony
jakiegokolwiek przywództwa politycznego, gdyż większość działaczy VNQDD nadal
przebywała w Chinach, a Ho Chi Minh tamże, podczas konferencji z chińskimi
komunistami został aresztowany przez siły Kuonmintangu w sierpniu 1942 roku i
przez kolejne dwa lata tkwił w chińskim więzieniu. Cała działalność Vietminhu w
tym okresie, to sporadyczne napady na poborców podatków, lub plantatorów, oraz
próby ściągania „podatków” w tak zwanych „strefach wyzwolonych” od tubylczej
ludności chłopskiej. Był to zatem okres walki o przetrwanie. Coraz gorsza
sytuacja aprowizacyjna Japonii w dużym stopniu wpłynęła na całkowicie rabunkową
gospodarkę na okupowanym terytorium. W najgorszym położeniu znalazły się
wówczas szerokie masy chłopskie, którym żołnierze cesarscy po prostu rekwirowali
wszelkie ujawnione artykuły żywnościowe. Wkrótce poskutkowało to gwałtowną klęską
głodu, w efekcie którego zmarło od czterystu do nawet sześciuset tysięcy ludzi.
Głód i bezwzględność okupacyjnych jednostek japońskich skutecznie zraziło doń
szerokie masy chłopskie, a jednocześnie zapewniły Vietminhowi całe zastępy
kandydatów do organizacji – zwłaszcza jej komponentu wojskowego – tysiące wynędzniałych
chłopów przemieszczało się po Tonkinie i Annamie w poszukiwaniu żywności.
Dzieci - ofiary głodu z 145 roku.
Jeśli Vietminh zdołał przetrwać ten trudny okres, to
tylko dlatego, że doszło do bezprecedensowej sytuacji mogącej kojarzyć się z procesem
odbudowy państwowości polskiej w 1918 roku – w chwili zakończenia działań
wojennych, przegranymi okazały się wszystkie siły posiadające realną kontrolę
nad terytorium Indochin Francuskich. Zarówno cywilne, jak i militarne instytucje
reprezentujące Francję znajdowały się w obozach internowania, a oddziały
japońskie w chwili zakończenia działań pozostały całkowicie bierne i oczekiwały
przybycia sił alianckich, przed którymi mogłyby złożyć broń. Zresztą w zasadzie
przez cały okres swej bytności w Indochinach armia japońska nie atakowała Vietminhu,
starając się pozyskać rząd dusz w konflikcie z mocarstwami zachodnimi. Gdy
nastąpiło załamanie się Japonii u schyłku wojny, działacze Vietminhu bez
przeszkód kupowali od japońskich żołnierzy broń i amunicję pochodzącą zarówno z
magazynów Armii Cesarskiej, jak i z zapasów powstałych po internowaniu francuskich
sił kolonialnych. Powstała zatem pustka niemal absolutna, której trudno było
nie wykorzystać – najpierw, 16 sierpnia 1945 roku rozpoczęło się „ogólnonarodowe
powstanie”, czyli proces przejmowania władzy nad terytorium Wietnamu przez
członków Vietminhu, a wreszcie 2 września 1945 roku przywództwo organizacji
proklamowało powstanie Demokratycznej Republiki Wietnamu. Paradoksalnie – wcale
nie oznaczało to wówczas wojny z Francją, ale obie strony nadchodzącego szybkim
krokiem konfliktu zrobiły bardzo wiele, aby do militarnych zmagań jednak
doszło.
Komentarze
Prześlij komentarz