"Ardeny 1944-1945. Ostatni Poker Hitlera? Część V

 

 




V. Przełamanie na odcinku 6 Armii Pancernej

 

1.   We mgle

Zanim jeszcze ucichły strzały pierwszego dnia bitwy sztaby obu stron podjęły szereg decyzji, których wprowadzenie w życie określiło w znacznej mierze kształt walk następnych godzin. W ogromnej mierze polecenia dowództw wyższych opierały się nie o realną znajomość sytuacji, lecz o wiedzę fragmentaryczną, zupełnie nieadekwatną do autentycznego położenia walczących wojsk, więc owa przypadkowość – klasyczna „Fog of War”[i] mogła przecież - ale nie musiała – wyraźnie faworyzować jedną ze stron boju, gdyż brak konkretnej wiedzy o wzajemnych zamierzeniach powinien był postawić w lepszej sytuacji stronę posiadająca więcej inicjatywy, a przede wszystkim – większe siły. Czy jednak faktycznie dowództwo 6 Armii Pancernej zyskało na chaosie związanym z pierwszym dniem bitwy i brakiem wyraźnego rozstrzygnięcia?

Po stronie amerykańskiej zarówno dowództwo 1 Armii stacjonujące w belgijskim Spa (odległym od linii walk o około 40 kilometrów w linii prostej), jak i 12 Grupy Armii nawet w nocy nie było świadome skali zagrożenia, niemniej jednak w godzinach popołudniowych podjęto szereg decyzji mających duży wpływ na obraz następnego dnia bitwy. Bez względu na rozkazy generała Hodgesa dowództwo 2 Dywizji Piechoty USA zaprzestało działań zaczepnych w rejonie Wahlersheid i w nocy kolejne bataliony dywizji generała Robertsona rozpoczęły przemarsz na południe. Z uwagi na całkowitą bierność 326 Dywizji Grenadierów Ludowych manewr ten nie był zbyt wymagającym przedsięwzięciem i przebiegał bez przeszkód. Ponieważ w pas działań 2 Dywizji przybywało coraz więcej rozbitków z dywizji generała Lauera, Roberston z każdą chwilą utwierdzał się w przeświadczeniu o słuszności podjętej decyzji. Także generał Gerow nie ustawał w naciskach na Hodgesa o stanowcze działanie w celu wzmocnienia sił w rejonie Elsenborn-Losheimer-Graben. Upór z jakim Gerow starał się wpłynąć na Hodgesa wreszcie przyniósł rezultat i choć nie jestem w stanie przedstawić choćby w zarysie konkretnych argumentów użytych przez dowódcę V Korpusu, ostatecznie Hodges zaaprobował trwające już przegrupowanie 2 Dywizji Piechoty, ale także skontaktował się z dowódcą operującej bardziej na północ 9 Armii USA – generałem Simpsonem. Ten ostatni, mimo dość mglistego obrazu sytuacji zareagował stanowczo i z jego polecenia 26 Pułk Piechoty z 1 Dywizji Piechoty „The Big Red One” – najbardziej doświadczonej jednostki w całej amerykańskiej armii – o godzinie 02.30 w nocy wyruszył do Elsenborn, gdzie dotarł o poranku. Simpsonowi to jednak nie wystarczyło i po krótkim namyśle sam skontaktował się z Hodgesem, by poinformować go, o możliwości stosunkowo szybkiego postawienia na nogi i użycia w walce reszty 1 Dywizji Piechoty, oraz kolejnej wielkiej jednostki – 30 Dywizji Piechoty. Użycie trzech pełnych dywizji piechoty powinno ustabilizować sytuację i stworzyć warunki do przejęcia inicjatywy na odcinku niemieckiego natarcia. To jednak nie był koniec przegrupowań, gdyż do akcji na korzyść 106 Dywizji Piechoty miała wejść CCB 9 Dywizji Pancernej, której polecono w związku z tym przegrupować się z Malmedy do St. Vith.

Zupełnie niezależnie od decyzji podejmowanych na szczeblu armijnym na wydarzenia 16 grudnia zareagowało naczelne dowództwo alianckie. Na ten właśnie dzień zaplanowano konferencję w Paryżu z udziałem generałów Eisenhowera i Bradleya, której podstawowym zagadnieniem był problem uzupełnień dla walczących jednostek. Podczas dyskusji sztab 12 Grupy Armii rozlokowany w Luxemburgu powiadomił telefonicznie generała Bradleya o trwającym niemieckim ataku, jednak bez konkretnych informacji. Mimo wszystko, nieco zdetonowani zaskakująca informacją przerwali dyskusję o zasobach ludzkich i sprzętowych, po czym generał Eisenhower postanowił użyć rezerw pancernych. Oczywiście obaj nawet w części nie domyślali się jeszcze jak wielkie stało przed nimi zagrożenie, gdyż z rozkazu naczelnego dowództwa około godziny 17 po południu polecono przegrupować w rejon walk 7 Dywizję Pancerną z Holandii w stronę St. Vith, oraz 10 Dywizję Pancerną z 3 Armii Pattona na tyły 4 Dywizji Piechoty USA, która jak wiemy poradziła sobie dość dobrze z natarciem niemieckim. Bez względu na to, co w swoich pamiętnikach podawali obaj – i Eisenhower i Bradley – ta decyzja, zaakceptowana w całości i bez komentarzy przez Bradleya świadczy o tym, że naczelne dowództwo sił alianckich nie miało zupełnie pojęcia o realnym położeniu swych sił i działało bardziej „na wszelki wypadek” niż z konkretnych pobudek i w konkretnym celu.. Niemniej jednak, klamka zapadła i zaledwie pół godziny po wydaniu rozkazu pojazdy dywizji generała Hazebroucka rozpoczęły marsz z holenderskich nizin w stronę wysokich wzgórz północnej części Ardenów. 10 Dywizji Pancernej pozbieranie się do drogi zajęło dużo więcej czasu[ii].


"Jochen" Peiper

Wieczorne raporty sytuacyjne, ale także w dużej mierze ich brak, determinowały także decyzje zapadające tego wieczora w sztabie I Korpusu Pancernego SS. Priess miał świadomość braku powodzenia w kwestii szybkiego przełamania obrony amerykańskiej i wprowadzenia do akcji swych jednostek pancernych, z których część rozpoczęła już wprawdzie ruch, ale jak dotychczas nie przyniósł on żadnych efektów. Podstawą do rozważań w sztabie korpusu pozostawał zatem problem wywalczenia przez grupy bojowe z 1 i 12 Dywizji Pancernych SS wejścia na drogi wiodące ku mostom na Mozie. Znacznie bliższa wydawała się perspektywa wyjścia w przestrzeń Kampfgruppe „Peiper”, który – jak już wiemy – otrzymał rozkaz kierujący jego czołgi do Lanzerath. Gorzej sprawy przedstawiały się w pasie działania dywizji Kraasa, ale Priess miał nadal w ręku silny atut w postaci potężnego i nieużytego w boju zgrupowania Dywizji „Hitlerjugend”[iii]. Wprawdzie z wszystkich pododdziałów jednostki zgodnie z planem operacji przełamania I./25 Pułku Grenadierów Pancernych SS powinien był wspierać natarcie dywizji Viebiga kierujące się w stronę Mürringen, ale do wyznaczonej dywizji nie dołączył i w walkach udziału nie wziął. W obliczu twardego amerykańskiego oporu w pasie natarcia obu dywizji grenadierów ludowych Priess czuł się zmuszony wprowadzić swe wojska szybkie do akcji już na etapie przełamywania obrony, aby dojść do Rocherath i Mürringen, czyli do miejscowości będących właściwym punktem startu dla „Rollbahn B” i „Rollbahn C” będących trasami przemarszu głównych sił 12 Dywizji Pancernej SS, wyznaczających także oś natarcia jednostki Hugona Kraasa. Kluczowe znaczenie musiało mieć w sytuacji kurczowego trzymania się planu pierwotnego jak najszybsze opanowanie Büllingen, gdzie krzyżowały się trasy „Rollbahn C” i „Rollbahn D”, czyli drogi dla Kampfgruppe „Kuhlmann” i Kampfgruppe „Peiper”. Aby osiągnąć te cele Priess rozważał kilka możliwych opcji i ostatecznie zdecydował się upiec jak najwięcej pieczeni na jednym ogniu, zatem – 277 Dywizja otrzymała zadanie skupienia swych głównych sił na celu, którym miało być Rocherath. Ta miejscowość została też celem natarcia należących do Kampfgruppe „Müller” niszczycieli czołgów, co powinno zapewnić przerzedzonym szeregom grenadierów Viebiga dostateczne wsparcie pancerne, którego tak bardzo mu brakowało pierwszego dnia bitwy. Generał Engel otrzymał rozkaz zorganizowania natarcia w kierunku Bullingen via Hünningen. Bullingen stało się także celem niecierpliwego Peipera, którego siły zgromadziły się w Lanzerath[iv]. Taki plan działania miał pewne niezaprzeczalne zalety i wady. Zaletą było nie tylko uzyskanie możliwości uruchomienia związków pancernych i podjęcie marszu na zachód, ale także wyjście części sił niemieckich na flankę i tyły amerykańskiej 2 Dywizji Piechoty, co powinno doprowadzić do szybkiej destrukcji systemu obrony i uruchomić przynajmniej część sił generała Hitzfelda. Największą zaś wadą przyjętego sposobu rozumowania było nieuwzględnienie nawet w najmniejszym stopniu amerykańskiej zdolności do reakcji. W konsekwencji wszystkich za i przeciw od poranka 17 grudnia doszło do zaciekłych walk i niewiele spraw biegło w taki sposób, jakiego życzyliby sobie dowódcy obu stron.

 

2.   W stronę Krinkelt

Szczególnie silny ból głowy wydarzenia pierwszego dnia bitwy i rozkazy na dzień następny wywołać musiały u generała Viebiga. Zmiana punktu ciężkości z Mürringen na Rocherath spowodowała konieczność zasadniczego przegrupowania sił 277 Dywizji Grenadierów Ludowych, w dodatku Viebig musiał w związku ze stratami zreorganizować system dowodzenia swymi pułkami. Poniesione dotychczas ofiary musiały spowodować zwężenie pasa natarcia, a skierowanie do walki w pasie dywizji sił należących do KG „Müller” wcale nie ułatwiało sprawy, gdyż teren w rejonie Rocherath był znacznie bardziej otwarty i trudno było liczyć na efekt zaskoczenia, co musiało skutkować natarciem pod ogniem amerykańskiej artylerii polowej, co już na starcie ataku budziło poważne obawy. Jakby tego wszystkiego było mało, podczas odprawy dla oficerów w sztabie pułku zasłabł i stracił przytomność dowódca 989 Pułku Grenadierów Ludowych, pułkownik Fieger mający odegrać kluczową rolę w nadchodzących wydarzeniach. Zastąpił go dowódca I. batalionu major Johe, ale trzeba go było od podstaw wprowadzać w szczegóły taktyczne nadchodzącego szybkimi krokami starcia. Druga grupa bojowa pozostawała pod dowództwem podpułkownika Josefa Bremma, który jak wiemy odniósł poważne obrażenia od odłamków poprzedniego dnia bitwy i mimo woli pozostania na swym stanowisku także można było mieć uzasadnione wątpliwości do jego postawy na polu walki z uwagi na upływ krwi. Mimo wszystkich tych trudności zmiana punktu ciężkości natarcia przez przesunięcie gros sił 990 Pułku Grenadierów bardziej na północ przebiegła dość sprawnie i dywizja na czas zajęła stanowiska wyjściowe do natarcia. Ponieważ Priess nie podporządkował sił 12 Dywizji Pancernej SS Viebigowi natarcie prowadziły dwa niezbyt współpracujące ze sobą związki, przy czym, aby wejść do walki siły KG „Müller” musiały najpierw powolnym marszem przecisnąć się przez wąski leśne dróżki idąc z rejonu Hollerath na zachód. Cały ten obszar nadal pełen był amerykańskich żołnierzy z 99 Dywizji z których część usiłowała przemknąć na zachód, część zaś nadal zdecydowana była stawiać opór. Mimo wszystko, Niemcy posuwali się naprzód, choć w zasadzie nie widzieli przeciwnika w gęstym lesie, a nacierające kolumny Müllera i Viebiga pozostawały pod stałym i nasilającym się ogniem artylerii amerykańskiej zaczęły odnosić widoczne sukcesy, a wykrwawione oddziały 99 Dywizji Piechoty Lauera zaczęły się cofać. W godzinach popołudniowych Niemcy wreszcie przedarli się przez mroczne i wilgotne lasy pełne rannych i umierających żołnierzy obu stron, by wyjść na całkowicie odkryte przedpole bliźniaczych wiosek, czyli Rocherath-Krinkelt. Zmagania te były bardzo trudne dla obu stron – Niemcy uskarżali się na coraz silniejszy ogień artylerii, poszczególne plutony i kompanie 99 Dywizji nie były natomiast w zasadzie centralnie dowodzone i ich ruch na zachód nie miał znamion zorganizowanego taktycznego odwrotu, a jedynie kosztownego przemykania pomiędzy niemieckimi oddziałami. Decyzja o położeniu zmasowanego ognia artylerii przez amerykańską artylerię wprawdzie spowalniała Niemców i zadawała im bolesne straty, ale także raziła własnych ludzi, gdyż z większością uwikłanych w morderczy leśny bój oddziałów nie było żadnej łączności. Jeszcze przed osiągnięciem przedpola Rocherath Dywizja „Hitlerjugend” doznała ciężkiej straty w postaci śmierci od kuli snajpera starszego sierżanta SS Rudolfa Roya, odznaczonego Krzyżem Rycerskim weterana walk w Normandii i czołowego pancernego asa 12 Dywizjonu Ciężkich Niszczycieli Czołgów SS[v]. Atakujący osiągnęli bliźniacze wsie, gdzie ostatecznie stanęli aż do późnego popołudnia z powodu ognia artylerii, który zdołał już nabrać siły huraganu. Mimo wszystko postęp KG „Müller” spowodował stopniowy rozpad amerykańskiego systemu obrony dokładnie tak, jak zakładał Priess – głęboko oskrzydlone oddziały 99 Dywizji wciąż trzymające Mürringen rozpoczęły odwrót na zachód, co powinno w znaczący sposób wpłynąć na postępy 12 Dywizji Grenadierów Ludowych Engela toczącej w tym czasie swój własny śmiertelny bój, ale teraz czekała na Niemców poważna niespodzianka, której jednak powinni byli się spodziewać sądząc po stałym wzroście siły artylerii przeciwnika – na pozycjach obronnych wzniesionych naprędce pod Krinkelt i Rocherath zastali zupełnie świeże i liczne oddziały amerykańskie 2 Dywizji Piechoty USA, które swoją obecnością zupełnie zmieniały oblicze sytuacji na polu bitwy I Korpusu Pancernego SS.


Generał Walter M. Robertson - dowodzący 2 Dywizją Piechoty USA

Po dokonaniu szybkiego przegrupowania siły amerykańskie generała Robertsona utworzyły bardzo silny rygiel obronny na drodze 277 Dywizji Grenadierów Ludowych i 12 Dywizji Pancernej SS – Centralnym punktem oporu były wsie Rocherath i Krinkelt, które obsadziły wszystkie trzy bataliony 38 Pułku Piechoty USA wsparte przez bardzo wyczerpany walkami, niepełny 1 batalion 38 Pułku Piechoty USA, a przede wszystkim przez artylerię przeciwpancerną, tak samobieżną, jak i holowaną. Generał Robertson zadbał też o osłonę flanek nowej rubieży obronnej, gdyż na północny wschód od Krinkelt zgrupował pozostałe jeszcze siły 99 Dywizji Lauera, czyli cały 395 Pułk Piechoty USA, 2 batalion 393 Pułku, oraz 324 batalion inżynieryjny. Na zachód od bliźniaczych wsi linia obrony została przedłużona do wsi Wirtzfeld, która obsadziły 1 i 3 batalion 393 Pułku Piechoty USA wraz z 2 batalionem 23 Pułku Piechoty z dywizji Robertsona. Pozycja skierowana frontem na południe i wschód wyglądała dość solidnie, ale Robertson, który przejął dowodzenie nad połączonymi siłami obu dywizji nie miał w zasadzie żadnych rezerw, gdyż trzy bataliony piechurów z 99 Dywizji, które wynurzyły się z lasów i przeszły przez pozycje były w katastrofalnym stanie – wszystkie zostały odesłane przez Robertsona na grzbiet Elsenborn w celu dokonania pobieżnej chociaż reorganizacji, ale musiało minąć sporo czasu, zanim można było tych wyczerpanych fizycznie i psychicznie ludzi ponownie skierować do walki.

Rozpoznanie nowych sił przeciwnika przed swym frontem nie skłoniło niemieckich dowódców do refleksji nad realizowanym planem działania i po zmierzchu 25 Pułk Grenadierów Pancernych SS przy wsparciu trzech Pz IV/70 podjął próbę zdobycia zabudowań. Odgłos klekoczących gąsienic dział pancernych nie wywołał alarmu na wysuniętej na wschód placówce amerykańskiej, mało tego – dwóch żołnierzy wyszło ze swoich dołków strzeleckich i stanęło na skraju drogi wypatrując, jak sadzili, amerykańskich czołgów. Obaj żołnierze stali tak przez krótka chwilę w kompletnie odkrytym terenie wypatrując w ciemnościach nadjeżdżających pojazdów pancernych, kiedy nagle ku swemu własnemu zdumieniu ujrzeli, jak przez ciemności nocy przebijają się charakterystyczne kształty niemieckich dział pancernych. Amerykańscy piechurzy jakby zmrożeni stali tak przez długie sekundy, gdy niemieckie pojazdy minęły ich kierując się do środka wsi. Tkwiący we włazie jeden z dowódców pokazał im ponoć środkowy palec, a przewożeni na pancerzach w charakterze desantu grenadierzy pancerni pokazywali ich sobie palcami[vi]. Gdy G.I. wreszcie oprzytomnieli, rzucili się do panicznej ucieczki gnając wzdłuż zabudowań wsi, aby po chwili zniknąć w ciemnościach. Tymczasem niemiecki oddział zeskoczył z wozów i błyskawicznie opanował zabudowania po obu stronach drogi na wschodnim krańcu wsi biorąc osiemdziesięciu jeńców, a działa pancerne potoczyły się dalej, w stronę Kościoła św. Jana Chrzciciela. Tam natknęły się na trzy „Shermany”, które jeden po drugim zostały bez oporu wyłączone z walki pociskami przeciwpancernymi z dział pancernych – najprawdopodobniej nie były nawet obsadzone. O godzinie 22.00 Amerykanie wreszcie oprzytomnieli i stawili opór, a całe pole walki rozświetlały płomienie palących się ostrym ogniem trzech zniszczonych czołgów. Dość szybko dynamiczny atak około 40 niemieckich grenadierów zamienił się w bezładną strzelaninę – Niemcy oczekiwali na posiłki, a Amerykanie byli przekonani, że siły przeciwnika są znacznie większe niż były w rzeczywistości i tkwiąc w przeświadczeniu, że w ataku wzięły udział liczne czołgi typu Pz V „Panther” i poważne siły piechoty nie próbowali nawet przejść do kontrataku. Po pewnym czasie dowodzący grupą szturmową porucznik SS Zeiner zorientował się, że nie ma co liczyć na posiłki, więc zebrał swe siły i po cichu opuścił wieś – jak się potem okazało atakujące z innej strony sześć dział pancernych zostało wyeliminowanych z walki na minach i przez zdeterminowanych piechurów używających „bazook”, a atak 2 kompanii niszczycieli czołgów porucznika SS Wächtera wspieranego przez pododdziały 25 Pułku Grenadierów Pancernych SS zastopował na widok amerykańskiego ognia zaporowego artylerii. Co ważne, Zeiner dość precyzyjnie opisał sytuację i powiadomił dowództwo, że przeciwnik zbudował we wsiach silną pozycje obronną, i powinno było to wpłynąć na rozkazy na dzień następny próbą obejścia amerykańskiego rygla od południa wzdłuż potoku Jans, co było zadaniem dość prostym. Jednakże obecni na miejscu oficerowie 12 Dywizji Pancernej SS nawet nie starali się wpłynąć na rozkazy dowódcy I Korpusu Pancernego SS – wsie miały zostać zdobyte natarciem dopiero co przybyłego batalionu czołgów majora SS Arnolda Jürgensena, przy wsparciu sił 25 Pułku Grenadierów Pancernych SS. Jasnym jest, że decydujący wpływ na taką decyzję musiała mieć łatwość z jaką oddziałek Zeinera wtargnął do wsi, a przede wszystkim liczba wziętych tam jeńców, co uznano za niezawodny objaw słabego morale przeciwnika, którego da się złamać i rozgromić natarciem czołgów. Natarcie na wsie rozpoczęło się jeszcze przed wschodem słońca i niemiecka kolumna czołgów ruszyła w stronę wsi od północnego wschodu – wprost na stanowiska 1 batalionu 9 Pułku Piechoty.

 

3.   Rozerwanie amerykańskiej obrony

Dotychczasowe dreptanie w miejscu coraz mocniej irytowało Peipera, który był skłonny wznowić ruch swej kolumny natychmiast po wejściu do Lanzerath, ale ostatecznie z powodu przedłużającego się powrotu wysłanych w stronę Buchholz patroli zorganizowanych przez 9 Pułk Strzelców Spadochronowych i konieczności zebrania batalionu Tauberta trzeba było około czterech godzin. Mimo, że ów postój był wyraźnie nie na rękę dowódcy zgrupowania, miał – o czym Peiper nie wiedział – bardzo korzystny wpływ na bieg zdarzeń, gdyż na trasie planowanego przemarszu jego grupy spora część amerykańskich pododdziałów zeszło ze swych pozycji i zostało skierowanych rozkazami w inne, bardziej zagrożone w ocenie amerykańskich dowódców odcinki. Zatem w efekcie oczekiwania na spadochroniarzy Peiper zupełnie nie świadomie przygotowywał się na wyważanie drzwi, które tymczasem powoli otwierały się same.

Ponieważ kolumna KG „Peiper” musiała się posuwać jedną wąską drogą w szyku o szerokości jednego wozu bojowego miała aż dwadzieścia pięć kilometrów długości. Na czele w charakterze szpicy posuwała się jedna z kompanii spadochroniarzy osłaniająca zgrupowanie od czoła i z flanek, a pozostali żołnierze Tauberta zajęli miejsca na pancerzach ciężkich „Tygrysów Królewskich” Westernhagena znajdujących się na końcu kolumny. Peiper wydał rozkaz do natarcia około 3.30, a ostatnie pojazdy podjęły marsz około pół godziny później. Mimo obaw raporty patroli okazały się prawdziwe – w lesie za Lanzerath nie było Amerykanów i oddziały Peipera dotarły do Buchholz bez przeszkód. W miejscowości tej zastano jedynie sześćdziesięciu żołnierzy amerykańskich, którzy zostali zaskoczeni nagłym pojawieniem się Niemców – musieli spać bardzo głębokim snem, jeśli nie obudził ich na czas łoskot dziesiątek pojazdów tworzących wrzecionowate cielsko potężnego pancernego stwora zmierzającego wolno w stronę ich kwater. Peiper nawet nie zatrzymywał ruchu swej kolumny i jego wozy bojowe jeden po drugim po prostu przejechały przez Buchholz, a G.I. zostali wzięci do niewoli przez grenadierów pancernych przydzielonych do Kampfgruppe. Teraz żołnierze „Leibstandarte” kierowali się w stronę Honsfeld, w którym zgromadziły się niemałe siły amerykańskie reprezentowane przez pododdziały z 612 i 801 Batalionów Niszczycieli Czołgów, oraz kompanię A z 32 Szwadronu Kawalerii z 14 Grupy Kawalerii. Choć Honsfeld powinno być twardym orzechem do zgryzienia, walka o miejscowość okazała się niewiele tylko trudniejsza od przejścia przez Buchholz – także tutaj większość amerykańskich żołnierzy spała, a pojazdy pozostawiono beztrosko bez wystawienia ubezpieczeń na noc. W efekcie także tutaj, gdy niemiecka lawina pancerna przelewała się przez wąskie uliczki Honsfeld większość amerykańskich żołnierzy dopiero zakładała mundury i łapała za broń – do poważniejszych walk doszło dopiero, gdy do Honsfeld weszły stanowiące tyły ciężkie czołgi, ale opór szybko złamano. Walka w Honsfeld kosztowała Niemców około 50 ludzi, głównie ze składu batalionu Tauberta, którego gros pozostawiono we wsi w celu ostatecznego jej oczyszczenia, oraz dwie uszkodzone „Pantery”, których dowódcami byli plutonowy SS Wilhelm Kritzler i plutonowy SS Walter Puplik. Przepadły tez trzy samobieżne zestawy przeciwlotnicze, które ogniem swych poczwórnie sprzężonych działek wzięły aktywny udział w rozbijaniu oporu przeciwnika[vii]. Amerykanie natomiast po stracie siedemnastu niszczycieli czołgów, około pięćdziesięciu innych wozów bojowych rozpierzchli się tracąc w sumie około 300 ludzi. Wśród ofiar walki było około 15 ludzi, którzy zostali już po rozbrojeniu rozstrzelani przez żołnierzy niemieckich rozeźlonych przedłużających się oporem i poniesionymi w związku z tym stratami własnymi. Trudno powiedzieć, czy padli oni ofiarą grenadierów pancernych, czy strzelców spadochronowych. Po przejściu przez Honsfeld kolumna osłabiona o pozostawionych z tyłu strzelców spadochronowych bez zwłoki skierowała się na północny zachód, ku Büllingen, gdzie wreszcie miała wejść na wyznaczony jej „Rollbahn C”. Peiper spieszył się coraz bardziej, gdyż bardzo chciał wykorzystać aurę panujących wciąż ciemności – jak dotąd najwyraźniej bardzo sprzyjających jego zamierzeniom. Jak dotąd nie kontaktował się ani ze sztabem macierzystej dywizji, ani tym bardziej ze sztabem korpusu. Przed natarciem na Büllingen wzmocnił prowadząca dotąd kolumnę kompanię pancerną porucznika SS Wernera Sternebecka dodając doń 10. Kompanię Grenadierów Pancernych SS kapitana SS Georga Preussa i pluton pionierów. Szpica kolumny doznała zatem poważnego wzmocnienia, gdyż 10 kompanii towarzyszyły także czołgi Pz IV i samobieżne działa przeciwlotnicze „Wirbelwind”. Peiper bardzo starannie zaplanował atak, gdyż najwyraźniej spodziewał się silnego oporu w tak istotnym z jego punktu widzenia punkcie, tymczasem w miejscowości tej poza licznymi jednostkami administracyjnymi z 2 i 99 Dywizji Piechoty USA znajdował się jedynie 254 Batalion Inżynieryjny należący do jednostek wsparcia V Korpusu USA. Co ciekawe, dowódcę amerykańskich saperów powiadomiono o konieczności zorganizowania obrony Büllingen i obiecano wsparcie w postaci niszczycieli czołgów. Saperzy zajęli wprawdzie pozycje obronne zamykając drogi prowadzące do miejscowości, ale nadaremnie oczekiwali na obiecane wsparcie – w czasie, gdy pospiesznie przygotowywali swe pozycje i wypatrywali wroga niszczyciele czołgów jeden po drugim zmieniały się w poskręcane i wypalone bryły metalu w pobliskim Honsfeld.


Porzucony sprzęt amerykański w Ligneuville.

Ponieważ panujące wciąż ciemności utrudniały zorientowanie się w sytuacji zarówno Niemcom, jak i Amerykanom walka stoczona na podejściach do Büllingen i w samej miejscowości była niezwykle chaotyczna i przyniosła obu stronom straty. Już na podejściach celny strzał z „bazooki” wyłączył z akcji jeden z Pz IV wspierających grenadierów Preussa, a on sam prąc naprzód szybko został odcięty od reszty swych ludzi wdając się w bezładną strzelaninę z pojawiającymi się tu i ówdzie amerykańskimi saperami. Ponieważ w starciu poległo aż dwóch dowódców plutonów akcja 10 kompanii była bardzo bezładna. Co grosza wspierające natarcie czołgi zgubiły się i pojechały na północ, w stronę Wirtfeld, gdzie straciły kolejny czołg. Poszczególne grupki amerykańskich saperów pozbawione w zasadzie możliwości zwalczania pojawiających się zewsząd niemieckich czołgów zaczęły krwawy odwrót w stronę majaczącego w oddali niewielkiego wzgórza przy Bütgenbach. W sumie 254 Batalion wydostał się z opresji za cenę straty osiemdziesięciu siedmiu ludzi[viii].

Gdy ciemności grudniowej nocy ustępowały pierwszym promieniom grudniowego słońca sytuacja powoli się wyjaśniała. Na oczach gromadzących się coraz liczniej w Domäne Bütgenabach amerykańskich żołnierzach nieprzerwany strumień ciężkich pojazdów pancernych Kampfgruppe „Peiper” wlewał się do Büllingen wchodząc w posiadanie bardzo obfitej zdobyczy. Łupem Niemców padło mnóstwo zaopatrzenia i nietknięte składy paliwa, którym natychmiast zaczęto tankować kolejne pojazdy pancerne. W bezpośrednim sąsiedztwie miejscowości miały swoją bazę samoloty obserwacyjne L-5 służące do rozpoznania i koordynowania działań artylerii – tylko około połowy z nich zdołało wznieść się w powietrze i umknąć przeznaczeniu. Co jednak najistotniejsze, Peiper i jego ludzie znaleźli się głęboko w ugrupowaniu bojowym sił V Korpusu Gerowa utrzymujących linie frontu naprzeciw niemieckiego I Korpusu pancernego SS i w zasadzie nie mieli przed sobą już żadnych sił amerykańskich mogących stawić Kampfgruppe „Peiper” czoła. rzut okiem na mapę pokazuje jak kluczową pozycję opanowano tego poranka – gdy swój marsz na zachód kontynuowały czołowe jednostki Dywizji „Hitlerjugend” powoli dochodząc do amerykańskiej reduty w Rocherath i Krinkelt, Peiper znalazł się od niej o dwa kilometry na zachód i mógł z tej pozycji odegrać krytycznie istotną rolę w dołamaniu obrony amerykańskiej w całym regionie. Dość powiedzieć, że zagubiona w walce grupka czołgów Pz IV w chwili zatrzymania swego ruchu w stronę Witrzfeld znalazła się w pewnym momencie zaledwie o 750 metrów od stanowiska dowodzenia generała Roberstona, który tutaj właśnie się zainstalował ze swym sztabem i stąd kierował organizowaniem obrony posiadanych w dyspozycji oddziałów. Przy elementarnej współpracy pomiędzy poszczególnymi związkami bojowymi I Korpusu Pancernego SS poprzez skuteczne rozpoznanie taktyczne i łączność radiową Preiss dowodzący całością sił musiałby widzieć olbrzymią szansę polegająca na skierowaniu Peipera i jego grupy bojowej, a nawet także grupy Hansena i sił 3 Dywizji strzelców Spadochronowych w stronę Witrzfeld, a jeszcze lepiej – przez Bütgenbach na Elsenborn, co doprowadziłoby do zamknięcia w okrążeniu całości sił Lauera i Robertsona w kotle na wschód od grzbietu Elsenborn. Konsekwencje takich posunięć były dla amerykańskiej obrony w pasie działania I Korpusu Pancernego SS dosłownie katastrofalne. Niemcy wcale nie musieli tracić przy tym opcji ruchu wprost ku Mozie, gdyż miejsce Kampfgruppe „Peiper” jako ostrza grotu wymierzonego w stronę mostów na Mozie mogła przejąć grupa bojowa Kuhlmanna mająca ze swych stanowisk zaledwie dziewięciokilometrowy objazd. Nadal przecież nie uruchomiono znacznej części sił obu dywizji pancernych SS w pozostałych grupach bojowych, które wciąż tkwiły na Wale Zachodnim, lub na wschód od niego. Tak się jednak nie stało, gdyż o ile ruch Peipera stanowił dla dowództwa amerykańskiego aż do wzięcia Büllingen całkowitą tajemnicę, tak samo Hermann Preiss najzupełniej w świecie nie był świadom postępów swego podwładnego stanowiącego szpicę 1 Dywizji Pancernej SS. Tymczasem rozerwanie amerykańskiej obrony stało się faktem nie tylko w skutek działań Peipera – na południe od jego grupy operowała przecież także Kampfgruppe „Hansen”.

"Max" Hansen

„Max” Hansen nie mógł wyruszyć tak wcześnie jak uczynił to Peiper, gdyż wciąż oczekiwał na unieszkodliwienie pola minowego zagradzającego drogę jego ludziom i pojazdom. Praca prowadzona w ciszy i w ciemnościach nie była łatwa i przeciągnęła się aż do godzin porannych. Dopiero o brzasku zameldowano o wykonaniu przejścia i grupa bojowa z niszczycielami czołgów Rettingera na czele rozpoczęła natarcie. Hansen powinien natychmiast natknąć się na opór oddziałów amerykańskiej 14 Grupy Kawalerii, której elementy obsadzały wsie od Andler po Wereth, ale nic takiego się nie stało – na tej trasie ciągnącej się przez około siedem kilometrów nie zastano żywej duszy, choć w każdej z miejscowości widziano ślady niedawnej bytności przeciwnika. Amerykanie po prostu wycofali się bezładnie bez jednego wystrzału, kierując się na zachód i północny zachód. Tymczasem Hansen podzielił swe siły i część z nich dotarła do Heeresbach, część osiągnęła zajęte już Honsfeld, a pozostałe elementy weszły na drogę do Manderfeld i Lanzerath. Do godziny dwunastej w południe Hansen zajął spory szmat obszaru zupełnie bez walki, a jego ludzie znaleźli się jakieś pięć kilometrów za czołówką Peipera. Tym samym dowodzący „Leibstandarte” Wilhelm Mohnke miał już w przestrzeni operacyjnej ponad połowę swej dywizji[ix].

W efekcie ruchu Hansena i Peipera pozycje amerykańskie w pasie Elsenborn-Losheimgraben zaczęły coraz bardziej przypominać swym kształtem kieszeń mocno rozciągniętą w kierunku południowo-wschodnim. W oczekiwaniu na przełom kolejna jednostka niemiecka rozpoczęła o świcie swe natarcie w celu otwarcia dróg działania dla czołgów z dywizji pancernych SS – do natarcia na Losheimgraben przystąpiły siły 12 Dywizji Grenadierów Ludowych Engela. Niedawny adiutant Hitlera będąc zdecydowanym osiągnąć wreszcie przełom pchnął do natarcia trzymany dotąd w drugiej linii 89 Pułk Grenadierów Ludowych i tym samym wszystkie sześć jego batalionów rozpoczęło natarcia przez pagórkowaty i silnie zalesiony obszar okalający Losheimgraben. Mimo przewagi nad oddziałami 99 Dywizji Piechoty USA usiłującymi desperacko utrzymać swe pozycje natarcie postępowało powoli. Dopiero po kilku godzinach morderczej walki niemieccy grenadierzy zajęli skrzyżowanie dróg, nieco później 89 Pułk opanował samo Losheimgraben. Mimo narastającego zmęczenia Engel i jego podwładni byli w stanie natchnąć duchem walki znużonych grenadierów i mimo coraz późniejszej pory natarcie kontynuowano prac w stronę Buchholz i Hünningen. Tam w krwawej scenerii czerwonych promieni zachodzącego już słońca opór Niemcom stawił 1 batalion 23 Pułku Piechoty. Mimo twardej postawy obrońców Niemcy wspierani przez pojazdy pancerne z dywizyjnej kompanii samobieżnych dział przeciwpancernych zdołali pokonać i tę przeszkodę, ale ten ostatni sukces stanowił już kres natarcia wyraźnie wyczerpanej 12 Dywizji Grenadierów. Nikt nie ścigał ocalałych żołnierzy 23 Pułku, którzy w rozproszeniu starali się przedostać w stronę Wirtzfeld[x]. Zebrali się tam w bardzo zredukowanej liczbie i bez wielu oficerów dopiero rankiem 18 grudnia. Niemieckie postępy, które spowodowały głębokie oskrzydlenie najbardziej teraz wysuniętej na południowy wschód placówki, jaką była załoga punktu oporu ulokowanego w Mürringen wymusiła jego ewakuację, co spowodowało, że cały odcinek „Rollbahn C” był od zmierzchu pod kontrolą I Korpusu Pancernego SS. Nie był to jednak koniec niemieckich działań – nie istniały przecież żadne przeszkody, by grupy Peipera i Hansena kontynuowały swe natarcie. Nie mając żadnych nowych rozkazów obaj dowódcy postanowili wyruszyć na zachód i to jak najszybciej.

„Max” Hansen po wyprowadzeniu swych sił na „Rollbahn E” podjął realizację swego pierwotnego zadania, czyli starał się osłonić od południa zgrupowanie Peipera mające poruszać się ku Mozie nieco na północ. Po ponownym zebraniu swych sił wyruszył przez Amel w kierunku Born, które osiągnięto około 14.30. Po zajęciu tej miejscowości korzystający z ostatków światła dnia Niemcy podjęli marsz ku Recht, gdy przyszło im zmierzyć – niespodziewanie dla obu stron – z oddziałem amerykańskich czołgów średnich. Po niemal godzinnym starciu amerykańscy czołgiści dali za wygraną i ustąpili z pola walki zostawiając za sobą kilka wraków spalonych czołgów. Dopiero wówczas Hansen zatrzymał swe jednostki na noc. Wykorzystując osiągnięte powodzenie w ślad za grupą Hansena w rejon Kaiserbarracke wyszła kolejna grupa bojowa – Kampfgruppe „Knittel”. Z nieznanych powodów na swoich pozycjach wyjściowych pozostała jednak przez cały dzień trzecia bardzo silna grupa bojowa „Leibstandarte” – Kampfgruppe „Sandig”. O zmierzchu amerykański front został definitywnie rozerwany, a oddziały 1 Dywizji Pancernej SS poruszające się po drodze E głęboko oskrzydliły zarówno St. Vith, jak i ośrodek oporu oddziałów generała Robertsona w rejonie na wschód od grzbietu Elsenborn. To jednak nie wyczerpywało listy niemieckich postępów tego dnia. Czasu nie zamierzał marnować także Peiper, który – jak wiemy – zawładnął Büllingen.

Postój sił Peipera przedłużał się nie tylko z powodu operacji tankowania pojazdów pancernych zdobycznym paliwem – korzystając z lokalnych przejaśnień do akcji wyruszyło amerykańskie lotnictwo i myśliwce P-47 „Thunderbolt” zwany powszechnie „Jug”, czyli „Dzbanek” wykonały 39 lotów bojowych atakując rozciągnięte kolumny niemieckie bombami i ogniem broni pokładowej. Ataki te utrudniły niemieckie przegrupowanie i przyniosły straty w postaci unieszkodliwienia jednego z „Tygrysów Królewskich” oraz kilku innych pojazdów grupy bojowej. Peiper nie zważał na to i po przesłuchaniu jednego z wziętych do niewoli Amerykanów doszedł do wniosku, że ma przed sobą pustkę, a jedynie w nieodległym Ligneuville leżącym dokładnie na trasie jego natarcia może spodziewać się obecności przeciwnika w postaci nieznanego sztabu i jednostek administracyjno-tyłowych. Pośpiech nie jest jednak dobrym doradcą i posłana przodem grupa w sile kompanii mająca przedostać się lasem do głównej drogi Malmedy-St. Vith utknęła w błocie. Uznając, że nie ma sensu dalej czekać, ani specjalnie kombinować Peiper pchnął do przodu mocno zredukowaną grupę Wernera Sternebecka, która ponownie stała się szpicą natarcia. Sternebeck mając już tylko dwa czołgi Pz IV i dwa transportery opancerzone z plutonu pionierów pancernych SS ruszył przez Bagatelle ku skrzyżowaniu dróg w Baugnez. Tam natknął się na amerykański konwój liczący około trzydziestu ciężarówek i jeepów. Oba niemieckie czołgi dokonały w pojazdach zaskoczonego przeciwnika prawdziwego spustoszenia strzelając z wszystkich luf, co wywołało niemałą panikę – Amerykanie porzucając samochody usiłowali ratować się w przydrożnych rowach, a gdy niemiecki oddziałek skrócił dystans, po prostu poddali się. Sternebeck zameldował o sukcesie Peiperowi, który poruszał się w niewielkiej odległości od szpicy otrzymując rozkaz natychmiastowego ruszenia naprzód, co uczynił. Chwilę później do grupy około stu jeńców dotarł dowódca zgrupowania idący na czele kolumny 11 Kompanii Grenadierów Pancernych SS. Z nieznanych powodów grenadierzy pancerni SS otwarli do grupy jeńców ogień z broni automatycznej i dokonali istnej masakry – zginęło w promieniu około 200 metrów od skrzyżowania Baugnez sześćdziesięciu siedmiu ludzi, a czterech kolejnych zmarło z odniesionych ran podczas bezładnej ucieczki. Niemcy ani nie ścigali uciekających grupkami przez pola ocalałych, ani nawet nie zatrzymywali się. Zbrodnia w Baugnez nazywana niezbyt słusznie „Masakrą w Malmedy” stała się przedmiotem powojennego dochodzenia prokuratury wojskowej Sił Zbrojnych USA i miała poza udowodnieniem ponad wszelka wątpliwość haniebnej zbrodni przynieść także wyrok śmierci dla Peipera[xi]. Teraz jednak jego ludzie zbliżali się nieubłaganie do odległego od Baugnez o około sześć kilometrów Ligneuville, w którym stało dowództwo 90 Brygady Artylerii Przeciwlotniczej USA i oddziały zaopatrzeniowe z 9 Dywizji pancernej.

Amerykańscy jeńcy.

         Zanim oddziały niemieckie przegrupowały się do ataku na Ligneuville znakomita większość znajdujących się w tej miejscowości amerykańskich żołnierzy z dowódcami włącznie pospiesznie ją opuściło. Niemiecka czołówka Sternebacka bez oporu posuwała się przez zabudowania, a zatrzymała się dopiero przed mostkiem przerzuconym przez rzeczkę Ambleve. Przeszkodę w bród pokonali pionierzy SS i podjęli rozpoznanie przeciwnego brzegu, po czym natychmiast zostali ostrzelani przez grupki przeciwnika, które najwyraźniej nie zdołały opuścić Ligneuville na czas. Także kolejne wchodzące do miasteczka oddziały zostały ostrzelane, co spowodowało stratę jednej z „Panter”, ugodzonej pociskiem w przedział silnika. Do akcji natychmiast weszli grenadierzy z 11. Kompanii, którzy sprawnie i szybko oczyścili pole walki – do niewoli dostało się dwudziestu dwóch amerykańskich żołnierzy, zniszczono także kilka pojazdów wroga – Peiper był zatem panem Ligneuville, a zajęcie tej miejscowości teoretycznie dawały Niemcom jeszcze większe możliwości dokonania pogromu sił V Korpusu Gerowa pozostawionych już daleko na wschód. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielki sukces przyniósł śmiały rajd Peipera i uczyniona do godzin popołudniowych 17 grudnia penetracja pozycji amerykańskich. Teoretycznie Peiper miał teraz trzy możliwości działania, gdyby tylko rozważył wszystkie potencjalne zyski:

- Pierwszą opcją było dalsze posuwanie się wzdłuż szlaku określanego mianem „Rollbahn D” w kierunku Stavelot i dalej, zgodnie z pierwotnym planem w stronę Mozy, do której pozostawało około osiemdziesięciu kilometrów. Z uwagi na trudny teren trasa ta jednak wcale nie gwarantowała szybkiego posuwania się naprzód, a w przynajmniej kilku punktach rzeźba terenu mogła w znaczny sposób wpłynąć na zdolność sił amerykańskich do zbudowania trwałej linii obrony.

- Nadal mógł wesprzeć pozostałe części I Korpusu Pancernego SS walczące na wschód od Elsenborn, gdyż znajdował się zaledwie około 10 kilometrów od tej miejscowości, będąc już głęboko na jej tyłach.

- Mógł zmienić trasę na „Rollbahn C”, pierwotnie przewidziana dla siostrzanej 12 Dywizji Pancernej SS, do czego zresztą był całkowicie uprawniony. Jeśli chciał faktycznie jak najszybciej dotrzeć do Mozy, skierowanie swych sił drogą via Malmedy na Spa, gdzie wszedłby na „Rollbahn C” powodowało, że długość drogi do upragnionych mostów malała do nieco ponad sześćdziesięciu kilometrów, a w dodatku wyprowadzało niemieckie czołgi wprost na odległy o zaledwie dwadzieścia kilometrów rozmieszczony w Spa właśnie sztab amerykańskiej 1 Armii generała Hodgesa. Gdyby Peiper wybrał tę możliwość miałby spore szanse na rozbicie sztabu armii przeciwnika, a w przypadku kontynuowania marszu w ciemnościach – osiągnięcie celu, czyli mostu w Engis w ciągu kolejnych sześciu-ośmiu godzin.

Zniszczony "Wirbelwind", pozostawiony na trasie rajd sił Peipera.

         Mając do wyboru tak szeroki wachlarz możliwości Peiper postanowił jednak pozostać w Ligneuville – przynajmniej na razie. Przede wszystkim starał się pozbierać do kupy swe siły mocno teraz rozciągnięte z powodu nieudanych prób przemarszów na skróty. Mimo przedłużenia pobytu w miasteczku az do 17.00 jego grupa pozostała w mocno uszczuplonym stanie, gdyż dołączyli do niej w prawdzie grenadierzy z kompanii Preussa, ale ciężkie „Tygrysy” von Westernhagena przybyły nad Ambleve w mocno zdekompletowanym stanie, a kilka z nich już na miejscu utknęło w błocie. Było już bardzo późno, bo po piątej po południu, gdy wszystkie zdolne do ruchu oddziały zaczęły opuszczać Ligneuville na rozkaz do wymarszu. Znacznie krótsza kolumna osłaniana teraz już tylko przez ekwiwalent dwóch kompanii piechurów skierowała się w stronę Stavelot – Peiper zdecydował się poruszać nadal drogą „Rollbahn D”, która miał zamiar podążać aż do Werbmont, gdzie miał połączyć się z siłami „Maxa” Hansena. Gdy kolejne pojazdy pancerne znikały w szybko zapadających ciemnościach Peiper pozostał w Ligneuville – około 19.00 wieczorem zasiadał właśnie do pierwszego od rozpoczęcia bitwy posiłku, gdy niespodziewanie do Ligneuville wjechał niewielki konwój samochodów sztabowych, na polu walki pojawił się dowódca 1 Dywizji Pancernej SS, Wilhelm Mohnke. Nie istnieje możliwość dokładnego przytoczenia słów, które padły podczas nie takiej krótkiej dyskusji pomiędzy dowódcą dywizji, a jego podwładnym. Pewne jest jedynie to, że Peiper złożył dość dokładny raport ze swoich dotychczasowych działań i przyszłych zamiarów, które zostały przez Mohnkego bez sprzeciwu zaakceptowane[xii]. Do swych ludzi, którzy osiągnęli przedpole Stavelot Peiper dołączył dopiero około 23.00 w nocy. Będąc już na miejscu, około kilometra od miasta Niemcy utknęli na pospiesznie przygotowanej blokadzie, polegającej na rozrzuceniu na wąskiej drodze kilkunastu min i zorganizowaniu samotnego posterunku wystawionego przez jednostkę saperów. Po krótkiej wymianie ognia Amerykanie opuścili swe stanowiska i czym prędzej dołączyli do długiej kolumny rożnych pojazdów wojskowych i ciężarówek, która kierowała się na zachód usiłując wyjść z zasięgu rażenia niemieckich czołgów. Peiper i jego otoczenie widziało doskonale z wysokiego wzniesienia tę kawalkadę i bez jakiejkolwiek próby rozpoznania terenu postanowił zatrzymać się na noc, gdyż uznał, że Stavelot jest potężnie bronione. Tymczasem aż do rana w mieście cennym z uwagi na most przerzucony nad rzeczką Ambleve, którą Niemcy w swym marszu na zachód musieli tutaj raz jeszcze pokonać. Kampfgruppe „Peiper” zatrzymała się jednak, oczekując świtu[xiii].

 

4.   Czas decyzji.

Wieczór 17 grudnia miał przynieść jeszcze wiele krwi i rozczarowań, a walki trwały na wielu odcinkach do późnej nocy, ale fakt utknięcia prawego skrzydła I Korpusu Pancernego SS na przedpolu Rocherath-Krinkelt i głębokiego przełamania amerykańskiej obrony na odcinku dwóch grup bojowych 1 Dywizji Pancernej SS spowodował gigantyczny kryzys po stronie amerykańskiej. Ponieważ jednak dowódcy kierujący działaniami obu stron zupełnie nieświadomi siły i zamiarów swych przeciwników przez niemal cały dzień 17 grudnia 1944 roku nie wywierali większego wpływu na bieg zdarzeń, sukces musiał przypaść tej stronie, która jako pierwsza zorientuje się w sytuacji. Pierwszym kreatorem rzeczywistości okazał się być podpułkownik saperów Armii USA Dave Pergrin, który starał się w godzinach popołudniowych 17 grudnia zebrać swych ludzi w Malmedy, obok którego biegła trasa przemarszu jednostek Peipera. Podczas organizowania obrony Malmedy do miasta wjechał zmierzający na południe nieduży konwój z inną jednostką inżynieryjną i Pergrin ostrzegł jego dowódcę przez obecnością Niemców w Baugnez[xiv], ale ten mimo wszystko spróbował się przedrzeć do St. Vith. Amerykanie w Malmedy nie widzieli krótkiego starcia kolumny z oddziałkiem Strenebecka, ale wyraźnie słyszeli odgłosy walki. Dopiero po około dwóch godzinach Pergrin postanowił osobiście zlustrować sytuację i podjechał jeepem niemal do samego skrzyżowania, gdzie znalazł dwóch zszokowanych ocalałych z masakry. O godzinie 16.40 powiadomił swych przełożonych składając im meldunek o tragicznych wydarzeniach w Baugnez, a przede wszystkim o tym, że odpowiedzialna za nie jest silna niemiecka grupa pancerna, która skierowała się w stronę Ligneuville. Oficerowie saperów bardzo szybko przekazali tę informację sztabowi 1 Armii w Spa i w efekcie to generał Hodges jako pierwszy zaczął orientować się we wzajemnym położeniu, a przede wszystkim – w skali kryzysu, jaki dotknął jego siły. Mimo, że nie znano dokładnej siły zgrupowania niemieckiego, które tak daleko wtargnęło w głąb amerykańskich pozycji Hodges błyskawicznie pojął, że nie obędzie się bez znacznych posiłków, których pod ręką nie miał. Na swoje szczęście mógł skorzystać z pomocy dowództwa 9 Armii, które już o 16.00 samodzielnie nakazało skierowanie 30 Dywizji Piechoty w sektor Hodgesa, ale także z pomocy naczelnego dowództwa, do którego Hodges zwrócił się za pośrednictwem swego przełożonego – generała Omara Bradleya. Generał Eisenhower szybko pojął wagę argumentacji i około godziny 19.00 znajdujący się w rejonie Reims – miasta sakry francuskich monarchów – XVIII Korpus Powietrznodesantowy stanowiący rezerwę strategiczną, a składający się z 82 i 101 Dywizji Powietrznodesantowych. Obie natychmiast postawiono w stan gotowości bojowej i rozpoczęto przemieszczanie ciężarówkami na wschód, w obszar odpowiedzialności 1 Armii USA.


Spadochroniarze ze 101 Dywizji w drodze na front - w podobnych warunkach trasę 

z Reims pokonywali żołnierze siostrzanej 82 Dywizji.

Transfer sił amerykańskich – jakkolwiek imponujący swym rozmachem, bo na placu boju pojawić się musiały aż trzy nowe dywizje – wcale nie rozwiązywał problemów generała Hodgesa. Fakty były takie, że nie wiedział on dokładnie jakimi siłami dysponuje przeciwnik, ani też co właściwie zamierza. Mimo tak zasadniczych niewiadomych generał Courtney Hodges rozwiązał to równanie dość szybko zakładając, że Niemcy zechcą ruszyć w kierunku Spa, a potem na zachód, co wywołało w sztabie armii olbrzymia nerwowość, gdyż ktokolwiek pojawiłby się na drodze z Ligneuville nie natrafiłby na żaden poważny opór. Wszystko, co Hodges mógł skierować do walki sprowadzało się do kompanii niszczycieli czołgów stanowiących osłonę jego własnego miejsca postoju i dwóch batalionów piechoty mające dokładnie takie same zadanie[xv]. Siły te natychmiast wysłano do Malmedy. Bez względu na rozkazy płynące z kwatery głównej armii także lokalni dowódcy wykazali się inicjatywę i spróbowali zablokować Niemcom drogę na zachód. Dowodzący oddziałami inżynieryjnymi w rejonie walk major Paul Solis zmobilizował swych ludzi i posłał kompanię do Trois Ponts z zadaniem przygotowania do wysadzenia tamtejszych mostów nad rzekami Ambleve i Salm. Ponadto kolejna kompania inżynieryjna, która dopiero co opuściła Stavelot została skierowana tam ponownie mimo obaw jej dowódcy o wyjście wprost na niemieckie czołgi. Kompania ta po cichu zajęła pozycje obronne w miasteczku krótko przed czwartą rano z ulgą stwierdziwszy, że Niemcy zostali na noc na przedpolu miejscowości, a wkrótce dołączyć do niej miała jeszcze kompania piechoty zmechanizowanej wzmocniona niszczycielami czołgów. W rejonie działań znajdował się także belgijski 5 Batalion Fizylierów, którego żołnierze odpowiadali za ochronę kilku składów paliw rozlokowanych w pasie niemieckiego natarcia. Największy z nich obejmował ponad 5 milionów litrów paliwa i ponieważ nie można było z taka ilością zapasów nic zrobić pozostawiono Belgów przy ich dotychczasowym zadaniu. Wszystkie te decyzje powinny w dniu 18 grudnia utrudnić dalsze działania grupie Peipera, ale działająca na południe od niej grupa „Maxa” Hansena miała nadal całkowicie otwartą drogę.


Ofiary masakry przy skrzyżowaniu w Baugnez.

Po stronie niemieckiej z rozeznaniem się w sytuacji było znacznie gorzej – Priess dowiadywał się o wydarzeniach z dużym opóźnieniem i zdecydowanie brakowało mu elastyczności. Największa uwagę poświęcał działaniom swego prawego skrzydła, które 17 grudnia z godziny na godzinę pozostawało coraz bardziej z tyłu. Tym samym cały obowiązek koordynowania działań bardzo mocno już rozciągniętej Dywizji „Leibstandarte” spadł na barki jej dywizji, Wilhelma Mohnkego. Tenże wprawdzie zamierzał jak najszybciej wprowadzić swe pozostałe z tyłu jednostki jak najszybciej do gry, ale nie mógł przy tym liczyć na pomoc ze strony dowództwa korpusu, a to całkowicie pochłonięte było montowaniem akcji zmierzającej do rozerwania obrony w bliźniaczych wioskach w celu wyjścia na właściwe trasy przemarszu ku Mozie. Powstały plan działania był bardzo niejasny i niespójny, a wiele z podjętych decyzji musiało spowodować solidne marszczenie brwi czytających je podwładnych dowódcy I Korpusu Pancernego SS. Amerykańskie pozycje blokujące dostęp do Elsenborn miały zostać zaatakowane z trzech kierunków przez trzy dywizje, których wspólny wysiłek powinien doprowadzić do przełomu. Dwa bataliony 25 Pułku Grenadierów Pancernych SS z I. Batalionem Czołgów i 12 Batalionem Przeciwpancernym miały uderzyć na Krinkelt-Rocherath. Tutaj miała tez skupić swój bojowy wysiłek 277 Dywizja Viebiga. 12 Dywizja Engela miała ruszyć w kierunku Büllingen, Wirtzfeld i Bütgenbach mając za plecami główne siły Kampfgruppe „Kuhlmann” i „Krause”. Paradoks polegał na tym, że Niemcy faktycznie usiłowali wyważać otwarte już drzwi, gdyż jak wiemy w efekcie akcji esesmanów z „Leibstandarte” „Rohllbahn C” pozostawał dla nich otwarty.

 

5.   Bitwa o Bliźniacze Wsie

Oddziały Engela jeszcze rano zajęła opuszczone przez wszystkich Büllingen, gdzie stanęła. Gerhard Engel dość szybko zorientował się w sile amerykańskich jednostek rozlokowanych pomiędzy Witzfeld a Bütgenbach. Samo wstrzymanie natarcia nie musiało wcale wyrządzić Niemcom krzywdy – Engel nie widział sensu w szturmowaniu amerykańskich umocnień w sytuacji umożliwiającej ich obejście. Miał zatem prawo oczekiwać innych poleceń, tym bardziej, że przecież w ciągu ostatnich dwóch dni jego żołnierze, którzy ledwie co zostali wyrwani z piekła Lasu Hürtgen doznali wielu nowych strat i trudno było oczekiwać sukcesu we frontalnym ataku na liczniejszego i w dodatku umocnionego przeciwnika. Jednakże przez większą część dnia żadnych nowych rozkazów nie otrzymał – próżno też wypatrywał nadejścia ze wschodu kolumn pancernych Dywizji „Hitlerjugend”. Ta miała otworzyć sobie drogę w boju.

Po opuszczeniu wsi ludzie Zeinera wraz z jeńcami pozostali na dość eksponowanej pozycji, która przez pewien czas przyciągała amerykański ogień artyleryjski. Szarpał on nerwy i przyduszał do ziemi, ale nie spowodował istotnych strat. Zeiner obserwował uważnie przedpole wsi i wówczas ku swojemu zdumieniu ujrzał, jak w stronę wsi w długiej kolumnie zaczynają się kierować niemieckie czołgi – zaczynała się bitwa o bliźniacze wioski. Oczywiście, w związku z akcją Zeinera i innych uczestników nocnego ataku nie mogło być mowy o zaskoczeniu, ale dowództwo stojącego na drodze „Panter” batalionu ewidentnie nie stanęło na wysokości zadania i podobnie jak większość żołnierzy wpadło w panikę na widok nadciągających jakby niespiesznie, leniwie pancernych monstrów. Sztab batalionu zasypał dowództwo coraz bardziej rozpaczliwymi meldunkami sytuacyjnymi, po czym ewidentnie nie panując nad sytuacją wezwał ogień własnej artylerii podając koordynaty własnych pozycji. Poszczególne grupy amerykańskich żołnierzy albo stawiały desperacki opór do ostatka, albo próbowały zejść z linii ciosu i natychmiast ginęły podczas próby wydostania się przez otwartą przestrzeń od ognia niemieckich karabinów maszynowych. Wieczorem z liczącego około 600 ludzi zebrano zaledwie 217. Zmiażdżenie oporu na północno-wschodnich podejściach do Rocherath-Krinkelt było tą łatwiejszą częścią zadania pancerniaków Jürgensena, teraz niemieckie wozy musiały zagłębić się w amerykańskie pozycje we wsi nacierając wzdłuż głównej ulicy biegnącej przez obie miejscowości[xvi]. Obrońcy wsi zachowali zimną krew, a przede wszystkim kierowani przez kompetentnych i doświadczonych oficerów podjęli dramatyczną walkę z niemiecka pancerną lawiną zamieniając wieś w jedną wielką przeciwpancerną pułapkę. Pozbawione możliwości manewrowania i ostrzeliwane z minimalnej odległości niemieckie „Pantery” jedna po drugiej padały łupem amerykańskich piechurów i kanonierów, a ich załogi ponosiły coraz większe straty podczas próby ewakuacji z wyłączonych z boju pojazdów. Zaciekła walka trwała wiele godzin, ale w tych okolicznościach – co oczywiste -  natarcie zakończyło się kompletnym fiaskiem, a sam plan działania wskazywał na zupełne oderwanie od rzeczywistości oficerów 12 Dywizji Pancernej SS, którzy po samym natężeniu ognia artyleryjskiego (Amerykanie użyli późnym popołudniem i wieczorem 112 luf armatnich) powinni byli zrozumieć, że mają do czynienia z bardzo silnym zgrupowaniem wroga, ale postanowili go jednak zaatakować frontalnie po wąskiej drodze wymagającej poruszania się w jednej kolumnie. Najwyraźniej żaden z nich nie powiadomił o zupełnie zmienionych warunkach działania Preissa, który polecił ów fatalny w skutkach atak ani nie będąc na miejscu, ani nie domyślając się wejścia do walki kolejnych amerykańskich jednostek. Natarcie sił 12 Dywizji Pancernej SS, które przyniosło jej bardzo ciężkie straty w bezcennej broni pancernej miało być wsparte przez grenadierów Viebiga w rzeczywistości zupełnie nie zostało przez Priessa skoordynowane, a jeśli już postanowił on jednak przedzierać się przez Rocherath-Krinkelt, należało użyć znacznie większych sił (które były dostępne) wspartych przez potężne przygotowanie artyleryjskie. Tak się jednak nie stało, gdyż zamiast koncentrować siły na wybranych kluczowych punktach dowódca korpusu rozpraszał wysiłek swych jednostek, a trwające ponad 12 godzin natarcie oddziałów „Hitlerjugend” na bliźniacze wsie zupełnie zablokował natarcie dywizji na zachód. Od 18 grudnia jej szanse na wyjście w przestrzeń operacyjną i skierowanie się ku Mozie pierwotnie obranym szlakiem w zasadzie spadły do zera.

Fragment pobojowiska w Krinkelt po walce.

Pozostaje jeszcze kwestia wysokości strat poniesionych przez Dywizję „Hitlerjugend” 18 grudnia. Jest to o tyle trudne, że pewna część wozów została po walkach odtransportowana do napraw, a ponadto, na polu bitwy pozostały też wozy bojowe utracone w ciągu następnych krwawych dni walk. Początkowo amerykańskie dowództwo przyjęło na podstawie meldunków z pola walki, że w wioskach doszło do istnej rzezi niemieckich czołgów. 741 Batalion Czołgów zameldował o zniszczeniu 27 wozów przeciwnika, przy stracie jedenastu własnych czołgów. 644 Batalion Niszczycieli Czołgów zgłosił 17 pojazdów mających paść łupem niszczycieli M-10, a 801 Batalion Niszczycieli Czołgów wyposażony w działa holowane miał zniszczyć 14 czołgów wroga tracąc siedemnaście własnych armat. Ponadto pododdziały piechoty 2 Dywizji Piechoty przypisywały sobie zniszczenie kolejnych 56 czołgów, przy czym 37 miało paść ofiarą „bazook”, a pozostałe dział przeciwpancernych. Dokładna analiza strat z biegiem lat redukowała liczbę niemieckich pojazdów pancernych, które rozbito w bliźniaczych wsiach – Samuel Mitcham zredukował straty niemieckie do wysokości sześćdziesięciu siedmiu pojazdów pancernych, ale najpełniejszą kwerendę przeprowadzili lata później Jeff Dugdale i Steven Zaloga[xvii]. Obaj doliczyli się osiemnastu straconych „Panter”, a jeszcze dalej poszedł Michael Reynolds, który na podstawie dokumentacji fotograficznej uznał, że szarża 12 Dywizji Pancernej SS na wsie spowodowała ubytek 15-18 czołgów i dział pancernych łącznie[xviii]. Zestawiając straty obu stron uderzający jest ogromny ubytek sił, gdyż tylko w ciągu opisywanych 24 godzin walk 2 Dywizja Piechoty poza duża ilością sprzętu straciła także około 1200 ludzi, co było bardzo dużym obciążeniem dla użytej w akcji części sił. Także po stronie niemieckiej niektóre oddziały zostały zupełnie wykrwawione – jedna z kompanii grenadierów pancernych z 25 Pułku liczyła po walce zaledwie 27 ludzi! Mamy zatem do czynienia - biorąc pod uwagę stan jednostek po walce i niewielki w sumie obszar toczonych walk (przez dwie doby 12 Dywizja Pancerna SS posunęła się naprzód o zaledwie pięć kilometrów, przy czym większość terenu została wzięta podczas przemarszu o poranku 17 grudnia) – z jednym z najbardziej zaciekłych starć podczas II Wojny Światowej[xix]. Szpitale polowe po obu stronach linii frontu w ciągu zaledwie trzech dni zaroiły się od rannych. Jedni z nich cierpieli w ciszy - albo zupełnie bez przytomności, albo wpatrując się w milczeniu w zdjęcia swych bliskich, inni zaś wzywali w malignie gorączki znane tylko sobie imiona. Wśród zniszczonych zabudowań gospodarskich, wśród pastwisk i lasów Północnego Ardenu leżały też setki ludzkich zwłok wykręconych w groteskowych pozach, takich w jakich dopadła ich śmierć, lub zapełniających okopy i „lisie nory” tak, jakby nagle dopadł ich głęboki sen. Całe pole walki sprawiało upiorne wrażenie i doprawdy trudno jest słowami wyrazić niewiarygodną zaciekłość walk, poświęcenie i cierpienie wszystkich ludzi, którzy w te grudniowe dni znaleźli się w pasie rozdzielającym Hollerath od Rocherath i Krinkelt.

Ogień amerykańskiej artylerii w ogromnym stopniu wpłynął na słabe wyniki działań znacznej

części sił I Korpusu Pancernego SS.

Mimo bardzo złej sytuacji po pierwszym dniu walk generał Robertson zdołał szybkim i sprawnym działaniem zorganizować praktycznie od zera silną rubież obronną, która wytrzymała niemieckie natarcie – na jego szczęście źle zorganizowane i jeszcze gorzej przeprowadzone. Choć 2 Dywizja Poniosła przy tym ciężkie straty, zdołała zatrzymać powoli toczący się na zachód walec pancerny, zanim ten zdołał właściwie nabrać realnego rozpędu. Wszystko to miało przynieść poważne konsekwencje, choć ani generał Robertson, ani jego przełożony – generał Gerow – nie mieli absolutnie żadnej świadomości tego, w jak wielkim niebezpieczeństwie znalazły się amerykańskie siły starające się ze wszystkich sił wytrwać na wschód od grzbietu Elsenborn. To nie atak dywizji Krassa i wspierającej ją 277 Dywizji Viebiga był dla nich śmiertelnym zagrożeniem – to pojawiło się zupełnie niespodziewanie dla amerykańskich generałów nieco bardziej na południe, czyli tam, gdzie atakowały poruszały się związki Dywizji „Leibstandarte”. Od ich postępów zależała trwałość zbudowanej linii obrony, a przede wszystkim los trzymających ją jednostek.

 

6.   Drogi prowadzące donikąd

Peiper musiał zmierzyć się z trudną prawdą - jeśli uważał, że Stavelot jest silnie obsadzone i warto czekać z natarciem do poranka musiał liczyć się też z koniecznością kolejnej zbrojnej przeprawy przez mosty na Ambleve i Salm w Trois Ponts, dlatego powinno mu zależeć na czasie. Nie chcąc go tracić gotów był wyruszyć o brzasku, ale zanim jego natarcie na Stavelot rozpoczęło się na dobre na drodze do miasteczka jego ludzie natknęli się na amerykańskich żołnierzy zmierzających w szyku ubezpieczonym w przeciwną stronę. Pod gradem pocisków niemieckich żołnierzy akcja amerykańskich  G.I. została szybko sparaliżowana, a całą sytuacje usiłował wykorzystać Heinz Tomhardt stojący na czele 11. Kompanii Grenadierów Pancernych SS i poprowadził swych ludzi do ataku wprost na miasteczko. Teraz z kolei Niemcy zostali przygwożdżeni do ziemi wściekłym ogniem i obie strony cofnęły się. Po krótkiej konsternacji niespodziewanym biegiem wypadków niemiecka kolumna ruszyła wąską drogą w dół zbocz wprost w stronę mostu. Jako pierwsze szarżowały „Pantery”, za nimi dopiero w pewnej odległości posuwali się grenadierzy. Niemieckie czołgi przejechały przez most, z którego zdjęto miny, by przepuścić oddział piechurów, który w drodze na wzgórze na południe od Stavelot wpadł na przygotowująca się do ataku kolumnę niemiecką. Teraz bez problemów jedna po drugiej „Pantery” wdzierały się do miasta. Obrońcy Stavelot otwarli ogień dopiero po przekroczeniu rzeki przez czołgi i na efekty zmasowanego ognia nie trzeba było długo czekać – pierwszy wóz zainkasowała trafienie z działa przeciwpancernego i stanęła unieruchomiona. Dwa kolejne niemieckie czołgi zatrzymały się po trafieniach z amerykańskich niszczycieli czołgów, ale pozostałe – jeden po drugim wdzierały się do miasta i nie zatrzymując się parły naprzód, w stronę Trois Ponts. Tymczasem grenadierzy rozpoczęli trudną walkę o oczyszczenie miasteczka, którą zwieńczyli powodzeniem około godziny 10.00 przed południem. Stawiający opór amerykańscy żołnierze opuścili Stavelot i odeszli na północ, gdzie dołączyli do broniących składów paliw belgijskich fizylierów. Morale obrońców Stavelot nie mogło być w tym momencie zbyt wysokie, gdyż na podstawie ich relacji postanowiono natychmiast zniszczyć zgromadzone w składach paliwo[xx]. Tymczasem czołówka Peipera docierała już do Trois Ponts, dokąd dotarła około 11.30. Tym razem szczęście opuściło Niemców – gdy tylko ich czołgi pojawiły się na drodze prowadzącej do mostu nad Ambleve amerykańscy saperzy natychmiast go wysadzili. Ponieważ Peiper autentycznie obawiał się silnego oporu pod Trois Ponts wysłał boczną drogą przez Wanne niewielki oddział z zadaniem uchwycenia mostu nad Salm, ale i tutaj czekało go rozczarowanie, gdyż jeszcze na wschodnim brzegu rzeki dostał się pod ogień amerykańskiej placówki, a po zmuszeniu jej obsady do spiesznego odwrotu most nad Salm wyleciał w powietrze zamykając dalsza drogę na zachód. Dowodzący oddziałem wydzielonym kapitan SS Oskar Klingelhöfer utknął teraz z większością swoich sił z powodu braku paliwa. Nie mogąc użyć czołgów zmobilizował stanowiący jego osłonę oddziałek pionierów pancernych SS i skierował go nieco na południe, w celu uchwycenia innej przeprawy, położonej w Noupre. Pionierzy szybko pokonali dwukilometrowy odcinek podłej drogi, ale i tutaj niczego nie wskórali, gdyż Amerykanie wysadzili także tę przeprawę. Gdy wybiło południe 18 grudnia 1944 roku Peiper stanął przed koniecznością całkowitej przebudowy koncepcji dalszych działań – nie mogąc poruszać się dalej drogą przez Trois Ponts musiał cofnąć się do Stavelot, co z uwagi na niski stan paliwa w wielu pojazdach nie mogło być przedsięwzięciem prostym. Podstawowym pytaniem jednak pozostawało – co dalej? Jeśli chciał posuwać się nadal na zachód musiał ze Stavelot wyruszyć bardzo wąską i krętą drogą prowadząca do La Gleize, aby stamtąd, po przekroczeniu rzeczki Lienne wyruszyć do Werbmont.

Ludzie Hansena po walce w rejonie Poteau.

Znakomita większość zdjęć z okresu Bitwy w Ardenach pochodzi właśnie z sesji fotograficznej zorganizowanej

właśnie na tym pobojowisku, wśród wraków pojazdów 14 Grupy Kawalerii USA.

Bez względu na targające Peiperem rozterki gros jego grupy bojowej zdołało dość szybko przegrupować się i przejeżdżało właśnie przez Stavelot, gdy od północy w rejon miasteczka podeszli amerykańscy piechurzy. Skąd się tam wzięli? Już od 13.00 w rejon składnicy paliw przybywać zaczął czołowy batalion 30 Dywizji Piechoty USA. Stamtąd, natychmiast skierowany został w stronę Stavelot i wprawdzie nie natknął się na grupę Knittela, która przejechała przez miasteczko tuż przed pojawieniem się nowych sił przeciwnika, ale dokładnie w chwili, gdy gros sił Peipera przejeżdżała przez miasteczko kierując się powoli ku La Gleize. Rozpoczął się dramatyczny wyścig – Amerykanie wysłali oddziałek saperów z rozkazem wysadzenia przeprawy przez rzeczkę Lienne, do którego dotrzeć musiała po drodze do Werbmont także czołówka Peipera. O ile początkowo Niemcy wcale nie stali na przegranej pozycji, to tuz przed piętnastą na karki pancerniaków Peipera siadło alianckie lotnictwo – przez kolejne niemal dwie godziny kilkadziesiąt myśliwców bombardujących w małych grupkach atakowało rozciągniętą kolumnę. Alianccy piloci wyłączyli z bitwy trzy czołgi Pz V „Panther” i pięć innych pojazdów kolumny, ale konieczność nieustannego wstrzymywania marszu pod gradem bomb i rakiet do tego stopnia spowolniła ruch kolumny, że przeprawa nad Lienne została przygotowana do obrony i w razie konieczności – także do wysadzenia. Tymczasem wraz z ruchem pododdziałów amerykańskiego 117 Pułku Piechoty USA w stronę Stavelot sprawy komplikowały się coraz bardziej. Krótko po godzinie 15.00 dwie pierwsze kompanie amerykańskich piechurów weszły do Stavelot i zameldowały o kontakcie z nieprzyjacielską bronią pancerną. Natknęli się na nieświadomych obecności wroga żołnierzy z grupy posłanej w celu opanowania przeprawy awaryjnej przez Salm. Niemcy zgodnie z rozkazem Peipera nie wdawali się w walkę z przeciwnikiem, lecz usiłowali jak najszybciej dołączyć do głównej kolumny kierującej się w stronę La Gleize. Późnym popołudniem amerykański oddział został wzmocniony przez pojazdy pancerne i posunął się w głąb Stavelot docierając do rynku, gdzie zatrzymany został ogniem trzech pozostawionych tam niemieckich czołgów. Na tym etapie działań z pozostałej Peiperowi „pancernej pięści” połowa wozów bojowych została już tyłu – dwadzieścia Pz IV oczekiwało na paliwo w Wanne, a niemal trzydzieści czołgów utknęło z powodu awarii mechanicznych i braku paliwa na trasie od Stavelot, aż do punktu startu rajdu. Pewną pociechą był fakt dołączenia Knittela wraz z częścią jego grupy bojowej[xxi].

Gdy prowadzący kolumnę czołg dotarł do mostu nad Lienne w Neufmoulin amerykańscy saperzy wysadzili przeprawę i Peiper znowu utknął. Dochodziła już 17.00 i słońce ledwo co majaczące nad horyzontem nie dawało nadziei na osiągnięcie Werbmont bez nocnego przemarszu. Na razie jednak trzeba było poszukać objazdu i w tym celu posłano dwie grupy w celu dokonania inspekcji mostków nad Lienne położonych na północ i południe od Neufmoulin. Mostki wprawdzie zajęto i zabezpieczono, ale raporty spływające do Peipera całkowicie druzgotały jego koncepcję dalszych działań – obie przeprawy nie miały dostatecznej nośności, aby mogły nimi przejechać czołgi. Peiper wycofał więc oba oddziały złożone z żołnierzy z 10. i 11. Kompanii Grenadierów Pancernych SS, które w międzyczasie zdążyły w zasadzce ponieść poważne straty[xxii]. Nie widząc innego wyjścia Peiper podjął decyzję o kolejnym przegrupowaniu – o godzinie 21.00 w nocy niemiecka kolumna rozpoczęła trudny nocny marsz z powrotem do La Gleize, gdzie pozostawiono „Pantery” z 1. Kompanii Pancernej SS, oraz do położonego nad Ambleve Cheneux, skąd zamierzano wyruszyć na zachód do Stoumont.

Gdy Peiperowi kończyły się pomysły, a drzwi na zachód zatrzaskiwały się z hukiem – jedne po drugich, druga grupa bojowa „Leibstandarte” miała praktycznie nieskrępowane możliwości ruchu na zachód, w stronę Vielsalm. „Max” Hansen wczesnym rankiem postanowił na nogi swoją grupę i wyruszył w dalszą drogę z Recht. Niemal od razu Niemcy natknęli się na nieduży oddziałek złożony z pozostałości 14 Grupy Kawalerii, którego dowódca zamierzał odzyskać Born. W starciu, które wywiązało się na drodze siły Hansena dosłownie zgniotły siły przeciwnika, którego resztki po utracie większości wyposażenia – w tym dwóch niszczycieli czołgów – wycofały się w stronę Poteau, lub Vielsalm. Po zebraniu łupów ludzie Hansena podjęli ponownie marsz na zachód poruszając się całkowicie swobodnie aż do wieczora, gdy niespodziewanie nakazano mu ze sztabu dywizji cofnąć się do Recht. Zdumiony Hansen dowiedział się, że ma w Recht stanowić zabezpieczenie wchodzącej do akcji kolejnej dywizji pancernej SS – miała nią być Dywizja „Hohenstaufen” z rezerw 6 Armii Pancernej. Zatrzymanie marszu Hansena i nakazanie mu powrotu do Recht było decyzją fatalną – zajęcie wciąż niebronionego Vielsalm[xxiii] miałoby bardzo poważne konsekwencje dla przeciwnika, gdyż w zasadzie odcinało siły amerykańskie na południe od pasa natarcia Dywizji „Leibstandarte”. Obecność Grupy Hansena za Salm miałaby tez duży wpływ na gmatwającą się sytuację Kampfgruppe „Peiper” i sił Knittela, które zdążyły pod Stavelot do niej dołączyć. Wściekły Hansen mimo świadomości bezsensowności otrzymanych rozkazów posłusznie zawrócił i już w ciemnościach natknął się raz jeszcze na przeciwnika – tym razem był to cały batalion piechoty zmechanizowanej w asyście licznych „Shermanów”. Obie strony po wymianie ognia zaległy na swoich pozycjach – Amerykanie nie czuli się dość silni, by iść dalej, a Niemcy mieli zorganizować obronny rygiel.

Kolejne ujęcie z tej samej serii fotografii.

Wraz z zapadaniem nocnych ciemności w sytuacji coraz lepiej zaczynały się w końcu orientować niemieckie sztaby. Dopiero teraz „Fritz” Kraemer na podstawie posiadanych informacji zorientował się w olbrzymich możliwościach drzemiących w skierowaniu sił Peipera zamiast wprost na zachód – na północ, by z Ligneuville wyruszyć na Spa i dalej do Mozy. W związku z tym, Kraas otrzymał rozkaz wstrzymania natarcia na Rocherath i Krewinkel, zebrania swych rozrzuconych sił i przejścia siłami Kampfgruppe „Kuhlmann”, „Krause” i „Bremmer” przez Büllingen najszybciej jak to tylko możliwe, by osiągnąć Bütgenbach. Rozkaz precywał tez jasno, że nadal uwikłane w walkę w bliźniaczych wioskach oddziały Müllera i Jürgensena mają stanowić drugi rzut Dywizji „Hitlerjugend” kierowanej teraz na zachód drogą wyrąbaną przez Peipera i do sił głównych dołączyć kiedy tylko będą w stanie wyplątać się z walki w wioskach. Gdy taki plan działania przekazano do sztabu I Korpusu Pancernego SS Kraemer otrzymał odpowiedź, w której Priess stwierdzał, że nie uważa obecnie za możliwe, by „Hitlerjugend” zrealizowała wyznaczone jej zadanie bojowe z uwagi na zły stan dróg na trasie Büllingen-Möderscheid. Priess uważał, że taki manewr zająłby w związku z tym cały dzień i zamiast tego zaproponował zorganizowanie jeszcze jednego uderzenia w celu siłowego otwarcia „Rollbahn C”, na co po krótkim namyśle sztab 6 Armii Pancernej przystał. Ponadto 6 Armia Pancerna dostrzegła wreszcie poważny problem związany z kontrolowaniem przez jeden sztab tak wielu jednostek rozrzuconych obecnie na tak dużym obszarze. Zatem dowodzenie nad 12 Dywizją Pancerną SS, ale także nad 12 i 277 Dywizją Grenadierów Ludowych, oraz 3 Dywizją Strzelców Spadochronowych objąć miał SS-Gruppenführer Wilhelm „Willi” Bittrich i sztab II Korpusu Pancernego SS. I Korpus Pancerny SS otrzymał zadanie koordynacji działań grup bojowych 1 Dywizji Pancernej SS wysuniętej daleko na zachód, oraz jak najszybszego wprowadzenia do walki przydzielonej korpusowi z rezerw 9 Dywizji Pancernej SS „Hohenstaufen”, dowodzonej przez weterana wielu starć na obu głównych frontach II Wojny Światowej – SS-Brigadeführera Sylvestra Stadlera. Dywizja zatem wychodziła z podporządkowania sztabowi II Korpusu Pancernego SS, a w rezerwie armii pozostawała tym samym 2 Dywizja pancerna SS z pierwotnego składu II Korpusu Pancernego SS. Uznając natarcie w stronę Elsenborn za przedsięwzięcie dość trudne do sił obecnie dowodzonych przez Bittricha dołączono także kolejną jednostkę z rezerw – do akcji wejść miała 3 Dywizja Grenadierów Pancernych generała Waltera Denkerta.

Szkic sytuacyjny postępów ofensywy 6 Armii Pancernej.

Zarówno podejmowane w sztabie 6 Armii Pancernej SS, jak i przebieg walk w jej pasie działania radykalnie wpływały na sytuacje operacyjną – otwarte jeszcze o poranku drogi do wielkiego sukcesu w ciągu kolejnych 24 godzin miały bezpowrotnie zamknąć się z hukiem. Oczywiście trudno polemizować z argumentem Priessa o złym stanie dróg po których dzień wcześniej przejechały dziesiątki ciężkich pojazdów Peipera, ale i tak nawet najpowolniejsze przegrupowanie Dywizji „Hitlerjugend” zamiast kontynuowania prób frontalnego natarcia było rozwiązaniem znacznie lepszym. Znacznie większym problemem od zniszczonych dróg był fakt kontrolowania ograniczonej tylko ich ilości, a tym samym zawężonych dalece możliwości manewru. Ponieważ jednak mijała trzecia doba operacji i należało się liczyć z rosnącym oporem przeciwnika kluczowym zagadnieniem stawało się jak najszybsze wprowadzenie w przestrzeń operacyjną jak największej ilości związków pancernych, więc marnowanie czasu, ludzi i sprzętu na zdobywanie amerykańskich pozycji, jeśli można było je po prostu obejść było absolutnym nakazem chwili, a tymczasem, zamiast zwiększać siłę bojową pancernej czołówki – zmniejszono ją poprzez zatrzymanie rozkazem Priessa lub Mohnkego Kampfgruppe „Hansen”[xxiv]. Sztab 6 Armii Pancernej łamał w istocie elementarną zasadę ekonomii sił zupełnie tracąc z punktu widzenia główny cel wysiłku swych wojsk – w rzeczywistości gros posiadanych sił świadomie koncentrowano na celu zupełnie pobocznym, jednocześnie zamykając drogę do szybkiego nasycenia własnymi siłami punktu kluczowego – i to bez względu, czy sztab armii nadal spoglądał w stronę mostów na Mozie w Ombret-Rausa i Huy, czy też raczej w okolicach Flemalle i Engis, do których dotrzeć można było via Spa.

Mimo skierowania do walki przez przeciwnika 30 Dywizji Piechoty i 82 Dywizji Powietrznodesantowej sytuacja aż do momentu cofnięcia się do Recht sił Hansena wcale nie rysowała się dla Aliantów w szczególnie jasnych barwach. Posiłki owszem, przybywały, ale wchodzić musiały siłą rzeczy do akcji częściami i na dość dużym obszarze, co nadal podtrzymywało ryzyko szybkiego przełamania klejonej naprędce linii obrony przez zdecydowane natarcie dostatecznie silnego zgrupowania niemieckiego. Zresztą, w znacznej mierze owa linia obrony w rzeczywistości pozostawała zbiorem mniej lub bardziej izolowanych punktów oporu, które nadal można było z łatwością obejść. Nie powinien zatem zupełnie dziwić fakt, że gdy dowodzący 82 Dywizją Powietrznodesantową generał Gavin przybył do kwatery głównej 1 Armii w Spa, zastał sztabowców Hodgesa gorączkowo pakujących dobytek osobisty i organizujących ewakuację w atmosferze bliskiej paniki.



[i][i] „Fog of War”, czyli „Mgła wojny”, to anglojęzyczne potoczne określenie sytuacji w której dowództwo podejmuje decyzje o charakterze taktycznym, lub operacyjnym nie mając większej wiedzy o przeciwniku – jego położeniu, sile, ani planowanych posunięciach. Nawet dziś – w dobie rozpoznania satelitarnego i innych doskonałych środków technicznych, może mieć duży wpływ na przebieg działań wojennych, redukując wpływ dowództwa na walkę względem czynnika losowego przypadku. Uwaga Autora

[ii] Co ciekawe wiele wartościowych publikacji, w tym znakomite dzieło Ch. Bergströma przypisuje skierowanie 10 Dywizji Pancernej na południową flankę frontu w Ardenach inicjatywie generała Pattona, co wydaje się być jednak niesłusznym założeniem. Dość dobrze wydarzenia związane z konferencja paryską opisuje R. Merriam w „The Battle of the Ardennes” i skłaniałbym się raczej ku poglądowi, że skierowanie w rejon walk dwóch dywizji pancernych USA miało charakter wybitnie prewencyjny (10 dywizja w związku z sytuacją dywizji piechoty, którą miała wspierać byłaby w zasadzie „bezrobotna”), ale podjęty przez Naczelnego Dowódcę osobiście. Uwaga Autora

[iii] Pierwszego dnia walki wspierać dywizję Viebiga I/25 Pułku Grenadierów Pancernych SS z ciężkimi działami piechoty, który powinien był znaleźć się w sektorze 989 Pułku Grenadierów Ludowych. Dowodzący tym batalionem Kapitan SS Ott świadomie nie wziął udziału w walce przedstawiając bardzo mętne tłumaczenie polegające na tezie, iż jego oddziały miał zostać jakoby zagrożony atakiem z flanki, co było wprost mówiąc niemożliwe. Ponieważ Ott nie zorganizował łączności ani z 989 Pułkiem Fiegera, ani z 277 Dywizją Viebiga, ani nawet z macierzystym 25 Pułkiem Grenadierów Pancernych SS można śmiało przyjąć, że oddziały które wziął za tak wielkie zagrożenie swej flanki były kierowanymi do bitwy kompaniami grenadierów ludowych z pozostałych jednostek Viebiga. Najbardziej uderzający jest w tej sytuacji nie tylko pokaz słabych kompetencji Otta jako dowódcy wzmocnionego batalionu, ale także brak jakichkolwiek konsekwencji służbowych wobec tego oficera – wszystkie kolejne szczeble dowodzenia – jak się wydaje – przeszły nad sprawą po prostu do porządku dziennego. Uwaga Autora

[iv] Decyzję do bitwy na dzień 17 grudnia 1944 roku dość mgliście wyjaśnia Hermann Priess podczas przesłuchania zarchiwizowanego przez US Army Historical Division jako „Ardennes: Einsetz der I. SS Panzer-Korps waehrendt der Ardennen-Offensive Dezember 1944 – Januar 1945” w 1946 roku. Ponieważ pierwotnie planowano przerwanie obrony amerykańskiej w rejonie Mürrigen wprowadzone zmiany mają tak naprawdę charakter kosmetyczny, a wybór Rocherath jako punktu otwarcia drogi dla gros sił 12 Dywizji Pancernej SS pozwalało uniknąć dalszego brnięcia przez obszar silnie zalesiony. Cele działań pozostawały poza tym w zasadzie takie same. Uwaga Autora

[v] Michael Reynolds, „Ludzie za Stali. I Korpus Pancerny SS w Ardenach i na Froncie Wschodnim”, Warszawa 2009, str. 98

[vi] Charles MacDonald, „A Time for Trumpets: The Untold Story oft he Battle oft he Bulge“, Nowy Jork 2002, str. 382

[vii] Christer Bergström, „Ardeny 1944-1945. Ostatnie tchnienie wojsk pancernych Hitlera”, Oświęcim 2017, str. 215

[viii] Michael Reynolds, „Ludzie ze Stali”, str. 95-96

[ix] Gdyby niemieccy dowódcy komunikowali się ze sobą w sposób prawidłowy Priess, mógłby nie rezygnując z marszu Peipera wprost ku Mozie skierować Kampfgruppe „Hansen” w stronę Bütgenbach i Elsenborn by odciąć Amerykanów walczących przed frontem 12 i 277 Dywizji Grenadierów Ludowych i 12 Dywizji Pancernej SS. O tej porze wiedziano już o narastającym ogniu amerykańskiej artylerii polowej, której koncentracja jasno wskazywała, że na drodze sił Kraasa i Viebiga pojawiła się kolejna amerykańska wielka jednostka, której sama obecność okrakiem na „Rollbahn B” musiała opóźnić o wiele godzin ruch 12 Dywizji Pancernej SS. Manewr Hansena lub Peipera w stronę Elsenborn wyprowadził by Niemców wprost na stanowiska artyleryjskie, co w zdecydowany sposób ułatwiłoby działania z mozołem przedzierających się na zachód pozostałych I Korpusu Pancernego SS. Jak się wydaje Priess nie miał żadnej wiedzy na temat rozwoju sytuacji ogólnej na jego własnym odcinku działania i pozostawał pasywny kurczowo trzymając się decyzji podjętych jeszcze w nocy. Zastanawiający jest fakt, że jeśli nawet nie posiadał dostatecznie jasnych informacji na temat położenia poszczególnych elementów swego korpusu nie podjął próby rozeznania się osobiście w sytuacji i udania się w teren. W efekcie, choć sytuacja amerykańskich jednostek w pasie działania jego korpusu pogarszała się konsekwentnie z godziny na godzinę Priess w żaden sposób nie wpływał na przebieg działań swych sił pozostając w zasadzie biernym obserwatorem. Uwaga Autora

[x] Michael Reynolds, „Ludzie ze Stali”, str. 97

[xi] Bardzo wiele miejsca sprawie mordu na skrzyżowaniu Baugnez poświęca Michael Reynolds w swej pracy „Adiutant Diabła. Jochen Peiper Dowódca Wojsk Pancernych”, wydanej w Polsce w 2009 roku. Oczywiście niesławna masakra nie była jedynym tego typu czynem żołnierzy niemieckich różnych formacji i rodzajów broni podczas walk w Ardenach. Dość dobrze udowodniono kilkadziesiąt tego typu przypadków, a ofiarami zbrodniczych działań byli nie tylko żołnierze, ale także belgijska ludność cywilna. Wielu autorów stara się wyjaśniać postępowanie niemieckich żołnierzy frustracją związaną ze skalą oporu sił amerykańskich, a także aktywnym udziałem ludności cywilnej w polowaniu na niemieckich uciekinierów z Francji zorganizowanym przez komórki belgijskiego ruchu oporu. Bez względu jednak na motywację kierująca postępowaniem niemieckich żołnierzy fakt pozostaje faktem – w Ardenach w ludzkiej pamięci pozostało na zawsze kilkadziesiąt miejsc związanych z brutalnymi i nieuzasadnionymi aktami zbrodniczymi popełnionymi na bezbronnych jeńcach, lub cywilach. By jednak pozostać uczciwym należy także dodać, że względami etycznymi nie zawsze kierowali się także i Amerykanie, którzy pozostając często przez lata pod wpływem intensywnej propagandy przedstawiającej każdego niemieckiego żołnierza dopuszczali się czynów zbrodniczych – zabijali jeńców, lub na przykład nagminnie atakowali ambulanse przewożące rannych, co zresztą było normą jeszcze w Normandii. Rzecz jasna z przyczyn obiektywnych do opisów tego typu zdarzeń znacznie trudniej dotrzeć, gdyż nie były przecież poddawane tak szczegółowym badaniom po wojnie, ale zagłębiając się w relacje weteranów dość łatwo można natknąć się na ślady łamania praw wojennych także przez stronę amerykańską.

[xii] Zadziwiające jest to, że w czasie, gdy przygotowywano natarcie sił Dywizji „Hitlerjugend” na bliźniacze wsie Mohnke jadł kolację i konferował z Peiperem nie powiadamiając o ogólnej sytuacji sztabu I Korpusu Pancernego SS. Znalezienie Peipera w Ligneuville całkowicie bowiem podważało sens szturmu na silnie bronione pozycje amerykańskie w Krinkelt i Rocherath, gdyż można było je teraz po prostu ominąć. Trudno orzec, czy zdecydowała nadmierna pewność siebie, czy faktycznie przyczyną próby konsekwentnej realizacji pierwotnego zamysłu Priessa pozostawała fatalna komunikacja, ale można śmiało przypuszczać, że najpewniej zadziałały oba te czynniki, co doprowadziło do fatalnych konsekwencji. Wypada zwrócić także uwagę na całkowitą bierność sztabu 6 Armii Pancernej, która także nie starała się wpłynąć aktywnie na bieg zdarzeń, a przecież z pozycji szefa sztabu zgrupowania armijnego obraz walki musiał mieć znacznie szerszą perspektywę. „Fritz” Kraemer w ciągu tej krytycznej doby zupełnie nie stanął na wysokości zadania. Uwaga Autora

[xiii] Na podstawie pracy Michaela Reynoldsa dotychczasowe straty grupy Peipera obliczyć należy na przynajmniej siedem czołgów straconych bezpowrotnie – były to trzy Pz IV, trzy „Pantery” i jeden „Tygrys Królewski”. Około 30 czołgów pozostało z tyłu z powodu uszkodzeń, ale przede wszystkim z powodu awarii mechanicznych. Największym problemem w oczach Peipera pozostawał jednak dramatyczny brak piechoty, gdyż w chwili zatrzymania się przed Stavelot pozostał mu ekwiwalent dwóch kompanii piechoty zmechanizowanej – licząc pozostałych mu grenadierów pancernych i pionierów. Bez względu na wszystkie „za i przeciw” to właśnie brak piechoty wedle jego własnych słów w powojennych relacjach skłonił Peipera do zatrzymania się po pokonaniu około 50 kilometrów od punktu startowego.

[xiv] Zniszczonym oddziałem była bateria „B” 285 Batalionu Obserwacyjnego Artylerii. Uwaga Autora

[xv] Mowa o 99 Samodzielnym Batalionie Piechoty, 526 batalionie Piechoty Zmechanizowanej i Kompanii „A” 825 Batalionu Niszczycieli Czołgów.

[xvi] Jest to Wahlsheiderstrasse.

[xvii] Wedle tego ostatniego w całym okresie walk w tym rejonie 12 Dywizja Pancerna SS straciła łącznie 31 pojazdów pancernych wszystkich typów.

[xviii] Michael Reynolds, „Ludzie ze Stali”, str. 127

[xix] Opinia uczestników walk – plutonowego SS Wilhelma Fischera i podporucznika SS Wilhelma Engela bardzo często i chętnie cytowana przez historyków zajmujących się Bitwą w Ardenach. Szczególnie cenna jest relacja tego drugiego:

„Wprost przed nami biegła główna ulica, wzdłuż której kompania atakowała, my zaś jej unikaliśmy. |…|Zauważyłem punkt dowodzenia naszego batalionu. Jego (Jürgensena) twarz wyrażała głębokie przygnębienie i rezygnację. Nieudany atak i bolesne straty, szczególnie w 1 i 3 kompanii oczywiście ciężko go zgnębiły. Mogłem obserwować główną ulicę. Zniszczone czołgi stanowiły rozpaczliwy obraz. |…|Walka w Krinkelt rozpalała się co pewien czas. Obie strony walczyły z zaciętą determinacją.”

Opis ów wskazuje wyraźnie poza chęcią udokumentowania odwagi i wytrwałości uczestników boju o wioski jedną istotną sprawę – Jürgensen, który stracił swój własny czołg z aktywnego i wydającego rozkazy dowódcy zamienił się w biernego obserwatora wydarzeń. Zadziwiające jest to, że przez wiele godzin ani on, ani żaden inny oficer z dowódcą dywizji włącznie nie próbował zatrzymać rzezi swych czołgów i grenadierów, którzy z uporem powtarzali swe ataki. Trudno jest zrozumieć taką postawę, bo ponawianie natarć tymi samymi związkami tą samą drogą mimo wcześniejszych niepowodzeń jest karygodnym naruszeniem elementarnych zasad dowodzenia na polu walki, a w szczególności zasad taktycznych niemieckiej broni pancernej. Uwaga Autora

[xx] To właśnie ten gigantyczny pożar tysięcy litrów wysokooktanowych paliw posłużył scenarzystom hollywoodzkim za podstawę dramatycznego finału kinowej opowieści o Bitwie w Ardenach, w której niemieckie czołgi zostają zatrzymane przez morze płomieni. Oczywiście żaden z żołnierzy Peipera nie miał najmniejszego nawet udziału w podpaleniu składów. Warto jeszcze tylko dodać, że pożar nie trwał zbyt długo, gdyż płonące składy skutecznie blokowały drogę posiłkom z 30 Dywizji Piechoty USA nadciągających właśnie z północy – na polecenie dowódcy czołowego batalionu tej dywizji, którym 1 batalion 117 Pułku Piechoty USA, natychmiast rozpoczęto akcję gaśniczą. Uwaga Autora

[xxi] We wspomnieniach z tych dni Peiper sugeruje, że dopiero dołączenie Knittela ze szczupłym sztabem pozwoliło mu nawiązać łączność radiową ze sztabem dywizji. Doprawdy trudno uwierzyć w to zapewnienie, gdyż jest najzupełniej nierealnym, by tak rozbudowana i wykonująca tak kluczowe zadanie bojowe grupa bojowa z założenia zresztą mająca operować z oderwaniu od pozostałych sił nie posiadała odpowiedniego zaplecza technicznego, niezbędnego do utrzymania łączności. Biorąc pod uwagę dotychczasowe zachowanie Peipera, który nie wahał się podejmować nawet zupełnie samowolnych decyzji, do nawiązania łączności ze sztabem Mohnkego skłonił go albo Knittel – po zapoznaniu się z ogólną sytuacją czołówki Dywizji „Leibstandarte”, albo bardziej prozaiczny powód – wyczerpywania się możliwości działania. Uwaga Autora

[xxii] Amerykanie zniszczyli cztery transportery opancerzone z 10. Kompanii Grenadierów Pancernych SS, która straciła piętnastu ludzi. Jeden z nich dostał się – cały i zdrowy - do amerykańskiej niewoli. Bez przesłuchania, a na podstawie naszywek na mundurze dowódca zasadzki poinformował dowództwo batalionu o rozpoznaniu 1 Dywizji Pancernej SS. Wieści te potwierdziły przypuszczenia generałów Simpsona i Gerowa, o czymś więcej niż tylko „odciążającym ataku”. Obecność elitarnego związku pancernego przeciwnika głęboko wewnątrz amerykańskich pozycji była ostatecznym dowodem na działania przeciwnika na wielką skalę. Coś, co traktowano jako lokalny kryzys zaczynało objawiać swoje prawdziwe oblicze – wielkiej niemieckiej ofensywy. Uwaga Autora

[xxiii] Pierwsze oddziały amerykańskiej 82 Dywizji Powietrznodesantowej jeszcze do tej miejscowości nie przybyły.

[xxiv] Żaden z nich konsekwentnie nie przyznawał się do wydania tego w oczywisty sposób absurdalnego rozkazu. Uwaga Autora

Komentarze

Popularne posty