„Zasada Współzależności”
I.
Wszystko to już było. Wszystko to jest nam znane
doskonale, a w pewnej mierze stanowi już do tego stopnia element naszej
rzeczywistości, że uczymy się nawet akceptować ten właśnie stan rzeczy.
Opisanie go w formie prozaicznego komunikatu o aktualnym stanie niekończącego
się konfliktu bliskowschodniego może ożywić emocje jedynie w takich sytuacjach,
jak dzisiejsza – gdy dzieje się coś ekstraordynaryjnego, nietypowego w formie.
Wówczas – gdyż leży to po prostu w ludzkiej naturze – zwykliśmy się faktycznie
pochylać nad nowinami z Jerozolimy i Strefy Gazy, czasem otwierając usta ze
zdumienia. Zupełnie tak jak dziś.
Terytorium i ludność Państwa Izraela zostało zaatakowane
za pomocą zmasowanego uderzenia rakietami oraz przez zbrojne grupy członków
terrorystycznej organizacji Hamas. Gdy piszę te słowa, mowa o ponad 2500
wystrzelonych rakiet, czterdziestu ofiarach śmiertelnych i około 740 rannych.
Pewna i nieznana w tym momencie ilość mieszkańców Państwa Izraela została
uprowadzona i obecnie znajduje się na terytorium Strefy Gazy. Z kilku krajów
popłynęły wyrazy potępienia, z innych najszczersze gratulacje, a w pewnym kraju
państwowe media podały, że Palestyńczycy dokonali swych ataków używając broni pochodzącej
z arsenałów NATO, pozyskanej z Ukrainy. Państwo Izraela jest obecnie w stanie
wojny, co potwierdza oficjalne wydanie Rozkazu nr 8 oznaczające pełną
mobilizację na wypadek wybuchu działań zbrojnych właśnie.
Należy jasno powiedzieć, że wypadki mające miejsce
dzisiejszego poranka są policzkiem wymierzonym izraelskim strukturom
wywiadowczym na skalę nieznaną od czasu Wojny Yom Kippur, która nomen omen
wybuchła dokładnie pięć dekad temu. Jest też olbrzymim blamażem IDF, które
dopiero co z „sukcesem” wykonało poważną operację militarną przeciw
zagrażającym bezpieczeństwu Państwa Izraela obiektom i ludziom w Strefie Gazy.
Jest też druzgocącym zwycięstwem stojącego na czele państwa premiera Benjamina
Netaniahu…
Kto wie jak będzie wyglądać bliskowschodnia rzeczywistość,
gdy opadnie kurz i burza się skończy? W głębi duszy wie to każdy, kto poświęcił
sprawom bliskowschodnim choćby ułamek uwagi w swoim życiu. Sprawy tutaj zawsze
biegną swoim utartym torem w stronę dokładnie takiego samego finału, będącego jednocześnie
punktem wyjścia do kolejnej konfrontacji. Teraz to już Perptuum Mobile, bo o
początku tej duszącej pętli niewielu już pamięta.
II.
IDF i siły specjalne dokona aktu straszliwej zemsty – ona
już się zaczęła – i znowu zasypie Strefę Gazy i położone na jej terenie bazy
Hamasu gradem pocisków kierowanych niszcząc stojąca tam jeszcze infrastrukturę,
bo przecież od chwili przejęcia w Strefie Gazy władzy i wprowadzenia
totalitarnych zasad jej sprawowania Hamas używa z żelazną konsekwencją
infrastruktury takiej jak szpitale i szkoły do tworzenia swych magazynów broni,
materiałów wybuchowych i wszystkiego, czego mu w jego terrorystycznej
egzystencji potrzeba. Nie ma to większego znaczenia, bo gdy kurz opadnie Unia
Europejska i kilku innych chętnych z radością zabierze się za finansowanie
budowy nowych obiektów w miejsce zburzonych rakietami i bombami. Tym samym
odtworzy też system logistyczny terrorystów. Duża ilość ofiar cywilnych jeszcze
bardziej umocni poczucie niesprawiedliwości i pragnienie zemsty, więc z każdym
izraelskim atakiem na jakikolwiek obiekt w Strefie Gazy punkty rekrutacyjne
Hamasu będą gościć w swych podwojach rosnąca ilość ochotników. Pomoc z Iranu
zrównoważy straty w środkach bojowych, których przecież w tego rodzaju wojny
nie trzeba znowu aż tak wiele i Hamas będzie mógł działać dalej jako kolejna
doskonale rozwinięta struktura przestępcza, przynosząca wspaniałe warunki do
rozwoju ludziom, którzy wprawdzie nie potrafią niczego poza konstruowaniem
bomb, ale bardzo lubią być osobami ważnymi, dzierżącymi władzę i znaczenie. Wszystko
zostanie po staremu, bo przecież szansa na to, że IDF wejdzie po prostu do
Strefy Gazy i fizycznie rozprawi się totalnie z Hamasem jest dość duża, ale
mamy absolutną gwarancję, że nawet jeśli Izraelczykom taka sztuka się uda, mam
stuprocentową gwarancje, że w to miejsce powstanie natychmiast jakiś nowy
Hamas.
Niestety po drugiej stronie sytuacja będzie dokładnie
taka sama, choć właściwie jednak trochę się zmieni – Państwo Izraela jakie
poznałem i jakie kocham, właśnie dobiega swych dni i odchodzi w niebyt. Na
moich oczach dzieje się to, czego nie mógłbym sobie nawet w innych
okolicznościach wyobrazić. Na moich oczach kolejne społeczeństwo, w którym za
ważne i kluczowe zwykło się uważać dbanie o wolność jednostki w połączeniu z
dbaniem o dobro szeroko pojętego ogółu, szacunek dla inności, bezpieczeństwo socjalne
i umożliwianie nieskrępowanego rozwoju każdemu jego członkowi staje się prywatnym
folwarkiem kliki frustratów, homofobów i demagogów konsekwentnie wycierających
sobie gęby populistycznymi sloganami każącymi odbierać ich jako „nowoczesną
prawicę”. Otóż to – w konsekwencji tego, co wydarzyło się dziś w Sderot i
innych miejscowościach Państwa Izraela mam absolutną większość, że Benjamin
Netaniahu będzie tym krajem rządził już wiecznie, a przynajmniej do śmierci.
Poczucie strachu i zagrożenia pokieruje niezawodnie dłonią wyborcy, a w związku
z brakiem ostrzeżenia o ataku posypią się głowy we wszystkich strukturach
siłowych państwa. Premier będzie miał doskonałą możliwość zastąpienia w
zasadzie każdego nieprzychylnego mu człowieka w mundurze w kraju. Przy
aprobacie ogromnej większości społeczeństwa, rzecz jasna. To jego wielki triumf…
Nie może być inaczej, gdyż wszystko co nienaturalne,
szokujące i zaskakujące swą obcością musi zostać zracjonalizowane, rozebrane
przez umysł. W sprawach związanych z problematyką zrozumienia istoty władzy i
panowania dzieje się to także, choć w trochę mniej uchwytny sposób. Po prostu:
„ten, kto szuka rozumu, musi
tak czy inaczej wierzyć w panowanie”
III.
Czy to taka zupełna nowość? Czy to zaskoczenie? W żadnym
razie – przecież już na wstępie stwierdziłem, że wszystko to już było i nie
uczyniłem tego bez konkretnego powodu. Prawidłowość ta, jaka jest doskonała współzależność
od siebie dwóch tylko pozornie śmiertelnych wrogów. „Szarafat” – tak celnie, by
nie powiedzieć wprost, że perfekcyjnie zdiagnozował to zjawisko wielki Amos Oz.
Ta zbitka słowna powstała z połączenia dwóch „świętych nazwisk życia publicznego
obu zwaśnionych nacji – Jassera Arafat i Ariela Szarona ma się jak widać doskonale,
choć obaj dawno już odeszli drogą wszystkich ludzi. Ani jeden, ani drugi nie
byliby w stanie ani przez chwilę egzystować jako kluczowe postacie sceny
politycznej bez swojej wzajemnej obecności i magnetycznego oddziaływania. Bez
okrucieństwa i podłości jednego, drugi mieniący się „Jedynym Obrońcą Narodu i Wartości”
nie miałby przecież na dłuższą metę racji bytu. Zatem Pan „Szarafat” ma się
doskonale już od ponad czterech dekad i teraz wydaje się potężniejszy, niż
kiedykolwiek.
Kończąc mój w gruncie rzeczy posępny wywód chciałbym
dodać coś, co może na pierwszy rzut oka zupełnie nie pasować do jego
dotychczasowej treści. Chcę bowiem powiedzieć do Was, drodzy Europejczycy –
strzeżcie się Pana „Szarafata”, bo on od dłuższego czasu już puka do Waszych
drzwi. Ukrywa się pod maską tutejszych „Obrońców Wartości” i „Twórców Nowego Ładu”.
Ślizga się i wije jak – niczym niezłomny piskorz – u Waszych stóp usiłując
posiąść Wasze serca i umysły. Chce, byście uwierzyli we wszelkie wielkie
niebezpieczeństwa i zagrożenia, abyście czuli się nieswojo we własnym domu. I
biorąc pod uwagę dotychczasowe wyniki jego starań, idzie mu bardzo dobrze, choć
wrogiem Waszego spokoju i miru nie muszą być wcale terroryści z Hamasu, na
razie zadowala się zagrożeniami pod postacią osób o orientacji homoseksualnej,
imigrantów, zwolenników legalizacji aborcji na żądanie, a nawet osób, których
jedyną przewina jest głębokie przywiązanie do niezbywalnych praw człowieka i
konieczności ochrony godności ludzkiej. Pamiętajcie o tym zawsze, bo Pan „Szarafat”
nigdy nie śpi.
Komentarze
Prześlij komentarz