"Ardeny 1944-1945". Ostatni poker Hitlera? część III
III. Zanim przemówiły działa
1.
Ku
pozycjom wyjściowym
Los sprawił, że kierujący przygotowaniami do ofensywy
feldmarszałek Walther Model przeżywał swoiste „deja vu”. Podobne rozterki
targały nim niemal dokładnie półtora roku wcześniej, gdy przygotowywał do Operacji
„Cytadela” dowodzoną ówcześnie przez siebie 9 Armię. Problem zasadzał się na
niedostatku pancernych rezerw i słabości posiadanych związków piechoty, co w
zasadniczy sposób utrudniało przygotowanie planu przełamania amerykańskiej
obrony i rozwinięcia powodzenia, a co gorsza, mimo posiadania pewnej ogólnej
wiedzy na temat przeciwnika, niewiele w sumie wiedziano w sztabie Grupy Armii „B”
o tym, co czeka nacierające oddziały w głębi przyszłego pola walki. Podobnie zatem
jak przed Bitwą na Łuku Kurskim Model rozważyć musiał dwie możliwości. Mógł rozwinąć
w pierwszym rzucie maksymalnie dużo związków pancernych, utrzymując piechotę w
drugim rzucie, co powinno zapewnić szybkie przełamanie obrony i wyjście w
przestrzeń operacyjną. Drugą opcją, było rozmieszczenie w pierwszym rzucie związków
piechoty, w drugim zaś jednostek pancernych. I jedno i drugie rozwiązanie miało
swoje wady i zalety – przede wszystkim należało działać szybko, więc logika nakazywała
powierzyć zadanie rozerwania frontu jednostkom pancernym, w ślad za którymi
powinny podążyć dywizje grenadierów ludowych i jednostki wsparcia, ale Model
dostrzegał dwa poważne problemy, które pojawiały się przy przyjęciu takiego
ugrupowania bojowego. Pierwszym z nich była słabość własnych dywizji pancernych
– choć samo przełamanie frontu obronnego traktowano w sztabie Grupy Armii „B” niemalże
jak aksjomat, istniała silna obawa o poziom strat dywizji szybkich podczas
pierwszego uderzenia. Zdawano sobie sprawę z siły amerykańskiej artylerii i
bogatego wyposażenia wojsk polowych w środki przeciwpancerne, w umyśle Modela zatem
coraz silniej narastała obawa o przedwczesne zużycie posiadanych związków
pancernych, które mogły potem okazać się zbyt słabe, by uchwycić przyczółki na
Mozie, o osiągnięciu Antwerpii nie wspominając. Wraz z problemem kiepskiego
stanu sieci drogowej w masywie Ardenów rodziło to poważne niebezpieczeństwo
oderwania się czołówek pancernych od podążających za nimi związków piechoty.
Model był już tutaj kiedyś – wiosną 1940 roku piastował
funkcję szefa sztabu 16 Armii, która w ramach Planu „Żółtego” nacierała przez
południową część Luksemburga i rejon Arlon w stronę Mozy. Wówczas siły
niemieckie przyjęły takie właśnie ugrupowanie bojowe – z dywizjami pancernymi w
pierwszym rzucie i licznymi dywizjami piechoty w drugim. Co ciekawe, w maju
1940 roku składająca się wyłącznie z jednostek piechoty 16 Armia osiągnęła Mozę
błyskawicznie i nigdy nie utraciła kontaktu z pancernymi czołówkami, odgrywając
kluczową rolę w powstrzymaniu francuskich kontrataków w rejonie Stonne-Carignan.
Stało się tak dlatego, że wówczas w strukturach posiadanych dywizji piechoty
utworzono szybkie grupy bojowe polegające na transporcie samochodowym – w czasie
kampanii jedna z takich grup bojowych zorganizowanych w oparciu o należący do
28 Dywizji Piechoty dowodzonej przez generała porucznika Hansa von Obstfeldera
83 Pułk Piechoty pułkownika Hartwiga von Ludwigera, wzmocniony plutonem
zmotoryzowanych armat 88 mm i kompanią pionierów zmotoryzowanych zdobył
przyczółek na Mozie w Rivierre już w dniu 14 maja 1940 roku, czyli nacierał w
takim samym tempie, jak związki pancerne Kleista[i]. Model
nie uważał za możliwe utrzymanie takiego tempa obecnie – dywizje grenadierów
ludowych, ani Grupa Armii nie dysponowały taką ilością środków transportowych,
aby zapewnić aż taką mobilność. Wszystko co posiadano musiało służyć do
transportu zaopatrzenia na linię frontu i próba skopiowania rozwiązania z 1940
roku nie wchodziła po prostu w grę. Nade wszystko jednak, fakt posiadania w
dywizjach pancernych jedynie w części wypełnionych etatów uzbrojenia pozostawał
decydujący – użycie broni pancernej w pierwszym uderzeniu niosło ze sobą
olbrzymie ryzyko przedwczesnego wyczerpania własnych zdolności ofensywnych, a
związki pancerne tworzące drugi rzut operacyjny i rezerwy strategiczne miały z
oczywistych powodów dość ograniczone możliwości szybkiego wejścia do walki[ii].
Pozostaje zatem wariant oparty na szturmie piechoty,
która wybijając dziury w ugrupowaniu obronnym przeciwnika otwiera przestrzeń
dla związków pancernych, które w tym wariancie praktycznie bez walki wychodzą w
przestrzeń operacyjną, zatem mając nienaruszone siły są w stanie osiągnąć Mozę
i toczyć walkę z nieprzyjacielskimi rezerwami przedzierając się w stronę
Antwerpii. Oczywiście w tym wariancie dywizje piesze także pozostaną daleko z
tyłu i nie będą w stanie wspierać nacierających daleko na zachód i północny
zachód czołówek pancernych, ale przynajmniej te ostatnie działać będą w optymalnej
sile. W efekcie tych rozważań Model przyjął jako najlepsze rozwiązanie wariant
drugi i zamierzał przełamać front obrony sił amerykańskich za pomocą szturmu
formacji grenadierów ludowych wspartych przez możliwie potężną artylerię. To
zatem rozwiązanie legło u podstaw jego rozważań w kwestii taktycznego
rozwiązania sytuacji pola bitwy i teraz należało jeszcze doprecyzować konkrety.
Jednym z takich konkretów, był sposób na zachowanie
planów w tajemnicy przed przeciwnikiem. Pierwszym i najbardziej oczywistym,
było ograniczenie kręgu wtajemniczonych w plany Hitlera do najwęższego kręgu
jego współpracowników tak długo, jak to tylko możliwe i faktycznie, musi
zwrócić uwagę bardzo późne przekazanie informacji o przygotowywanej operacji
sztabom niższych rzędów i poszczególnym dowódcom pododdziałów. O ile dowództwo Teatru
Działań i dowództwo grupy armii obarczone obowiązkiem wykonania operacji o
zarysach planowanych działań dowiedziały się 23 października, to podlegli im
dowódcy korpusów zapoznani zostali z projektem operacji dopiero pod koniec
listopada, a z kolei podlegli im dowódcy dywizji informacje otrzymali dopiero w
dniu 1 grudnia, a i to nie wszyscy, gdyż nie informowano dowódców dywizji, co
do których dowództwo nie miało pewności, czy będą w stanie wziąć udział w
uderzeniu. Dowódca Dywizji „Panzer-Lehr” informacje o operacji otrzymał w dniu
10 grudnia, miał zatem szczególnie mało czasu na przygotowanie szczegółów
działań podległych sobie pododdziałów. Jego koledzy dowodzący innymi dywizjami
choć wiedzieli nieco wcześniej także pozostawali w niekomfortowym położeniu,
gdyż ich podwładni otrzymali informacje o operacji dopiero 13 grudnia – w przypadku
dowódców pułków, dzień później w przypadku dowództw batalionów, lub dwa dni
później w przypadku dowódców kompanii. W większości jednostek szeregowi
żołnierze otrzymali informacje o nadchodzącym ataku w godzinach nocnych 15
grudnia, lub dosłownie minuty przed rozpoczęciem walki w dniu następnym.
Kolejnym elementem skutecznego maskowania przygotowań do
przejścia do działań zaczepnych było unikanie korzystania z łączności radiowej,
czy telefonicznej i przekazywanie istotnych meldunków i rozkazów wyłącznie za pośrednictwem
kurierów. Zabezpieczano się też i przed możliwością wpadnięcia takich dokumentów
w niepowołane ręce poprzez kategoryczny zakaz używania słów takich jak „ofensywa”,
czy „natarcie”, rozpoczynanie redagowania każdego dokumentu od słów – „W związku
przygotowaniami nieprzyjaciela do działań zaczepnych”. Temu celowi służył
zresztą wybrany osobiście przez Hitlera pierwotny kryptonim wielkiej operacji –
„Wacht am Rhein”, czyli Straż nad Renem, który musiał się kojarzyć z typowo
defensywnym przedsięwzięciem[iii]. Dokonujący
inspekcji pierwszej linii oficerowie wyżsi mieli kategoryczny zakaz noszenia
mundurów generalskich i na taką okoliczność musieli korzystać z umundurowania
kadr niższych.
Aby utrwalić wrażenie „normalności” niemieckiego zaplecza
linii frontu jakiekolwiek ruchy wojsk dozwolone były wyłącznie w nocy i przy
użyciu ograniczonej do absolutnego minimum liczby używanych świateł, a
artyleria przeciwlotnicza otrzymała bezwzględny rozkaz zabraniający
koncentracji ognia na wdzierających się w niemiecką strefę kontroli powietrznej
samolotach, by przeciwnik nie doszedł do wniosku, że niemieckie siły rosną w
tym rejonie z uwagi na wzmacnianą obronę przeciwlotniczą, choć liczebność tej
broni faktycznie na zapleczu frontu od końca października bezustannie rosła. W
ostatnim etapie przygotowań – w chwili kierowania się jednostek na pozycje
wyjściowe do natarcia poproszono o pomoc Luftwaffe, której myśliwce nocne
prowadziły intensywne niskie przeloty nad rejonami koncentracji dość skutecznie
w ten sposób maskując odgłosy pracy silników pojazdów mechanicznych sił
lądowych. Dowództwo Naczelne w miarę postępów przygotowań do bitwy szło w swych
działaniach coraz dalej, podejmując od pewnego momentu coraz mniej racjonalne
decyzje. Do takich należał stanowczy zakaz prowadzenia działalności
rozpoznawczej w postaci posyłania w stronę linii amerykańskich patroli.
Ponieważ z oczywistych powodów rozpoznanie lotnicze było całkowicie
niewystarczającym instrumentem dającym wiedzę na temat siły i rozmieszczenia
oddziałów przeciwnika rozkaz ten przyniósł wiele szkody. Te i tak nadzwyczajnie
środki bezpieczeństwa absolutnie nie wyczerpały repertuaru możliwości
skutecznego maskowania koncentracji własnych wojsk i przygotowań materiałowych nadchodzącej
ofensywy. Należało wszakże przyjąć, że mimo wszystko z jakichś powodów
nieprzyjaciel zorientuje się w narastającym zagrożeniu, zatem poza maskowaniem
własnych poczynań należało również rozpocząć kampanię dezinformacyjną, która
miała uniemożliwić odkrycie na czas dokładnego miejsca planowanego uderzenia. W
ramach dezinformacji zmieniono czasowo nazwy głównych dowództw polowych – i tak,
5 Armia Pancerna stała się „Dowództwem Żandarmerii Polowej do Zadań Specjalnych”,
a 6 Armia Pancerna stała się „16 Dowództwem Budowlanym”. Idąc tą drogą maskowano
także aktywność sztabów niższych rzędów zmieniając im nazwy na rozmaite
jednostki porządkowe, budowlane lub zaopatrzeniowe. Działania dezinformacyjne
zostały zintensyfikowane wraz z rozpoczęciem procesu przegrupowywania sztabów i
wojsk polowych w rejon pozycji wyjściowych do natarcia. Powołane w tym celu
fikcyjne sztaby prowadzące bogatą i intensywną korespondencję radiową starały
się wywołać wrażenie, że prowadzone faktycznie ruchy wojsk mają dwa cele – pierwszym
z nich jest koncentracja rezerw w rejonie amerykańskiego wyłomu w obszarze
Aachen-Hürtgenwald w celu podjęcia kontrakcji w odpowiedzi na amerykańskie
zdobycze terenowe, drugim zaś lokalna operacja zaczepną na południe od Trier
mogąca być wiązana z kolei z sukcesami amerykańskiej 3 armii prącej ku Saarze i
górnemu biegowi Renu[iv].
Niemieckim działaniom bardzo pomagały dwa kluczowe czynniki – pierwszym z nich
był dość wysoki poziom dyscypliny w ich własnych szeregach i stosunkowo wysokie
morale. Sporządzony przez OB „West” na polecenie Hitlera nadzwyczajny raport na
temat poziomu dezercji w dniach 1 do 12 grudnia 1944 roku wykazał zaledwie pięć
takich przypadków – ostatecznie znakomita większość gromadzonych do uderzenia
żołnierzy przeświadczona była niemal do ostatka o czekających ich walkach
obronnych, więc pewna i to wcale nie mała część tych ludzi miała zatem w
perspektywie autentyczną obronę własnych domów rodzinnych. Drugim natomiast –
niemniej ważnym czynnikiem – okazał się być zupełny brak zainteresowania strony
alianckiej. Co prawda zanik materiałów wywiadowczych dostępnych dla „Ultry” w
postaci obfitej zazwyczaj niemieckiej korespondencji szyfrowanej poszczególnymi
rodzajami szyfrów stosowanych w emisji sygnału przez urządzenie „Enigma” nie
nastąpił nagle, ale już tendencja do „wygaszania” transmisji powinna była dać
analitykom wiele do myślenia. Podobnie, jak zniknięcie na całe tygodnie z pola
widzenia całego szeregu niemieckich dywizji szybkich. Mimo tak oczywistych
sygnałów niemieckich przygotowań do akcji w większym stylu naczelne dowództwo
absolutnie nie brało pod uwagę możliwości przejścia Wehrmachtu do ofensywy,
choć uznawano za faktycznie możliwe mniejsze, lokalne operacje zaczepne[v]. Jakby
nie oceniać decyzji alianckich dowódców, w znacznej mierze to oni stworzyli
warunki do przeprowadzenia operacji
zaczepnej sił niemieckich swoimi własnymi decyzjami na przestrzeni
poprzedzających uderzenie tygodni. Co zatem oczekiwało niemieckich żołnierzy po
drugiej stronie linii frontu?
2.
Po
drugiej stronie frontu
Zwykło się oceniać potencjał operacyjny i wartość bojową
sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej przede wszystkim z perspektywy
ich liczebności i ogólnie mówiąc potencjału zasobów niezbędnych dla utrzymania
wielkiej armii – zarówno ludzkich, jak i przede wszystkim materiałowych. Jest to
jednak ścieżka wiodąca wprost na manowce – czynników bowiem niezbędnych do
postawienia prawidłowej i pełnej oceny siły bojowej jakichkolwiek sił zbrojnych
należy szukać znacznie szerzej, niż tylko wśród czynników demograficznych, czy
ekonomicznych. Fakt, że USA było w okresie Drugiej Wojny Światowej jednym z najludniejszych,
a przede wszystkim najlepiej rozwiniętym ekonomicznie organizmem państwowym naszego
globu w sposób niepodważalny dowodzi posiadania przez ten kraj zdolności do
zbudowania imponujących pod względem ilościowym sił zbrojnych, ale tutaj z
naciskiem należy zwrócić uwagę na stwierdzenie o posiadaniu zaledwie zdolności.
Ograniczenie się do prozaicznego stwierdzenia, że każda wielka liczebnie i
wyposażona we względnie nowoczesny sprzęt bojowy w dużych ilościach armia musi
być dominująca siłą bojową jest jednak zwykłym truizmem i w żaden sposób nie
wyczerpuje rozważanej problematyki. Aby odmalować rzeczywisty obraz sił
zbrojnych USA i ich wartości bojowej, należy patrzeć na obiekt badań ze
znacznie szerszej perspektywy - przede wszystkim zaś – rozpoznać starannie
idee, które legły u podstaw systemowym rozwiązaniom kształtującym siły zbrojne
jako całość.
Oczywiście zdolność mobilizacji sił i środków w przypadku
USA jawi się jako zupełnie bezprecedensowe przedsięwzięcie, ale nie można tracić
z oczu zupełnie nietypowych warunków tworzenia podstaw skutecznego operowania
wielkimi siłami zbrojnymi z uwagi na oddalenie tego kraju od potencjalnych
teatrów działań w Europie i Azji, oraz w dużym stopniu także posiadanie przez
długi okres czasu zupełnie niedorozwiniętych liczebnie i kadrowo sił zbrojnych
w okresie pokoju. Fakt uzbrojenia w latach 1941-1945 nie tylko własnych sił
zbrojnych, ale i także w znacznej mierze sił sojuszniczych (ciężarówek w
okresie wojny zakłady amerykańskie wyprodukowały więcej niż wszystkie pozostałe
kraju uczestniczące w działaniach zbrojnych) robi wrażenie jeśli uzmysłowimy
sobie tempo rozwoju amerykańskich sił zbrojnych, co jednocześnie wyraźnie
wskaże skalę omawianych problemów towarzyszących organizacji takich zasobów:
Rok |
Armia |
Marynarka |
Korpus Piechoty Morskiej |
Łącznie (ze Strażą Wybrzeża) |
1939 |
189 839 |
125 202 |
19 432 |
334 473 |
1940 |
269 023 |
160 997 |
28 345 |
458 365 |
1941 |
1 462 315 |
284 427 |
54 359 |
1 801 101 |
1942 |
3 075 608 |
640 570 |
142 613 |
3 915 507 |
1943 |
6 994 472 |
1 741 750 |
308 523 |
9 165 912 |
1944 |
7 994 750 |
2 981 365 |
475 604 |
11 623 468 |
1945 |
8 267 958 |
3 380 817 |
474 680 |
12 209 238 |
Widać zatem doskonale w jak geometrycznym postępie
rozwijano liczebność sił zbrojnych (przy największym i najszybszym wzroście
armii), co zmusiło do pospiesznego przeszkolenia ogromnej ilości oficerów
niezbędnych do kierowania tak wielkim organizmem, a jednocześnie wyspecjalizować
bardzo wielką część tychże oficerów do zadań typowo tyłowych, związanych rzecz
jasna z absolutną koniecznością stworzenia potężnego i wydajnego zarazem
systemu logistycznego, funkcjonującego na olbrzymich obszarach i olbrzymich
odległościach. Zatem sam fakt egzystowania dużej części tak rozbudowanych sił
zbrojnych na teatrach działań położonych o tysiące kilometrów od własnych
centrów wytwórstwa wszystkiego, co do prowadzenia działań wojennych niezbędne
określało byt sił zbrojnych USA jako instytucji opierającej się na bardzo
precyzyjnym określeniu specjalizacji nawet najdrobniejszych trybików tej
wielkiej machiny w celu realizacji niesłychanie skomplikowanego planu
codziennego funkcjonowania tych sił. Zatem szczególne znaczenie dla prawidłowego
działania sił zbrojnych USA miały stałe podtrzymywanie zdolności do prowadzenia
działań wojennych poprzez konsekwentne zapewnianie niezbędnych ku temu środków
i oparcie jakiegokolwiek planowania operacyjnego, lub strategicznego o niemalże
nieskończony zestaw danych na temat konkretnych ilości niezbędnego zaopatrzenia.
Wykształciło to organizm oparty o zasady systemu taylorowskiego, w znacznym
stopniu ograniczającego zdolność do nabywania kolejnych kompetencji przez kadry
z uwagi na znikomą możliwość uzyskania niezbędnych do tego doświadczeń[vi]. Z
jednej strony, regulamin służby polowej US Army (pochodzący z 1941 roku)
faktycznie pozostaje pod głębokim wpływem niemieckiej szkoły doktrynalnej
wprost przepisując całe ustępy z niemieckich regulaminów pochodzących z wcześniejszego
okresu, ale poprzez zastosowanie szeregu prostych semantycznych zabiegów nadaje
mu finalnie całkowicie odmienne brzmienie i sens. Idea płynąca z literalnego
rozumienia owego regulaminu jest bardzo prosta:
„98. Człowiek jest podstawowym
narzędziem wojny. Inne narzędzia mogą się zmieniać, ale on pozostaje
praktycznie niezmienny. Jeżeli jego zachowanie i podstawowe cechy nie zostaną zrozumiane,
popełnić można rażące błędy przy prowadzeniu działań i dowodzeniu żołnierzami.
Przy szkoleniu pojedynczego żołnierza należy przede wszystkim mieć na względzie
zintegrowanie jednostek w grupę i ustanowienie dla tej grupy wysokich
standardów żołnierskiej postawy i sprawności, unikając jednak zabicia
inicjatywy osobistej. (…)
113. Proste i bezpośrednie plany
i metody, w połączeniu z szybkim i starannym wykonaniem, są często decydujące
dla odniesienia sukcesu (…)
116. Koncentracja
przeważających sił, zarówno na ziemi, jak i w powietrzu, dokonana w decydującym
miejscu i czasie, oraz ich użycie na decydującym kierunku stwarzają warunki
niezbędne dla odniesienia zwycięstwa. Koncentracja taka wymaga ścisłej ekonomii
sił wyznaczonych do zadań drugorzędnych. Wydzielanie sił podczas walki jest
usprawiedliwione tylko wówczas, gdy wykonanie przydzielonych im zadań może
przyczynić się bezpośrednio do zwycięstwa w głównej bitwie.”[vii]
Już analiza tych zaledwie skromnych cząstek ogromnego
dokumentu – regulaminu US Army – w jasny sposób wskazuje intencje kierujące
tworzącym go zespołem ludzkim, będącym jednocześnie zespołem tworzącym podstawy
teorii działań wojennych tej instytucji. Oczywiście, literalne odczytanie tych
zapisów każe nam sądzić, że ewidentnie planowanie i komasacja sił jest największym
gwarantem sukcesu. Choć wskazuje się na człowieka, jako na czynnik kluczowy,
którego rola nie może ulec zmianie, jednocześnie niemalże automatycznie następuje
przekierowanie ludzkiego indywiduum w stronę grupy, zwartości w masie.
Jednostka zatem mimo uwypuklenia roli i znaczenia jest tylko narzędziem do
tworzenia zwartej i gęstej substancji jednolitych w formie i charakterze
formacji różnych szczebli. W sposób zupełnie odmienny od zasad dowodzenia
stosowanych w niemieckich siłach zbrojnych i niejako wbrew części zapisów
regulaminowych odpowiedzialność za podejmowanie decyzji spoczywała na barkach
wyłącznie dowódcy na miejscu akcji[viii].
Oczywiście, owa ścisła hierarchizacja funkcjonowała nie tylko na szczeblu
plutonu, czy kompanii, lecz dotyczyła całości struktur sił zbrojnych USA.
Sam proces szkolenia także uwypuklał te ideę, jako absolutnie
najistotniejszy czynnik gwarantujący powodzenie w operacjach militarnych, zatem
zarówno proces planowania operacyjnego, czy taktycznego rozwiązywania
problematyki pola walki opierał się o literalne trzymanie się zasad planu
pierwotnego, co często generowało poważny i odczuwalny problem braku
elastyczności i słabą w sumie zdolność adaptowania się do nowo występujących
okoliczności. Mimo uruchomienia olbrzymich zasobów związanych ze szkolnictwem
wojskowym nigdy podczas działań wojennych nie udało się w całości potrzeb sił
zbrojnych w tym obszarze, w kwestii zbudowania dostatecznie licznej kadry
złożonych z ludzi o porównywalnym poziomie kompetencji. Uniemożliwiały to
skutecznie olbrzymie i stale rosnące potrzeby związane w okresie 1942-1944 ze
skokowym wzrostem zapotrzebowania na oficerów, ale także z uwagi na
nieproporcjonalnie duży odsetek strat w korpusie oficerskim, związanym z
intensywną działalnością lotnictwa, a później także z koniecznością uzupełniania
niemałych strat w kadrach dowódczych związków polowych armii. Musiało to
doprowadzić i doprowadziło w fazie aktywnych działań bojowych prowadzonych
przez wielkie masy wojsk na Europejskim Teatrze Działań do sięgania po rezerwy
kadrowe pozostające w zasięgu – zatem do delegowania oficerów tyłowych do
służby na froncie, do czego w żaden sposób nie byli ani mentalnie, ani
kompetencyjnie przygotowani[ix].
Oceniając amerykańską kadrą dowódczą pod względem
doktrynalnym i na płaszczyźnie charakterystyki codziennych działań należy zauważyć,
że kadra oficerska nie stanowiła monolitu. O ile dowódcy wyżsi z reguły
prezentowali zrównoważony poziom i trudno mieć większe uwagi do poziomu ich
kompetencji bardzo ważną rolę odgrywały indywidualne cechy charakteru. Jedynymi
chyba oficerami piastującymi wyższe dowództwa polowe, których cechy
wolicjonalne i osobowościowe nie rzutowały na podejmowane decyzje byli
generałowie Courtney Hicks Hodges – stojący na czele 1 Armii USA – oraz generał
William Hood Simpson – dowodzący 9 Armią USA. Natomiast zupełnie inaczej sprawy
układały się w przypadku pełniącego obowiązki dowódcy 12 Grupy Armii, generała
Omara Nelsona Bradley’a, oraz naczelnego dowódcy, czyli wspominanego już wcześniej,
generała Dwighta Eisenhowera. Wprawdzie najbardziej skrajne oceny ich sposobu
dowodzenia nie powinny być traktowane poważnie, niemniej jednak faktem jest, że
Bradley mimo przejawianych zdolności na polu sztuki operacyjnej wymagał stałego
nadzoru i w zasadzie unikał podejmowania samodzielnych decyzji na tym poziomie,
co powodowało konieczność rozstrzygania bardzo prostych czasem dylematów na
poziomie najwyższego dowództwa. Brak samodzielności i elastyczności, to zresztą
cechy większości amerykańskich dowódców polowych jesienią 1944 roku i jako
takie w oczywisty sposób wypływają z przyjętej przez US Army doktryny
prowadzenia działań, nie były zatem wówczas odbierane jako wady. Widziano taką
postawę wówczas raczej jako posłuszeństwo i konsekwencję, co wpasowywało się w
zasadnicze dogmaty regulaminu armii USA. Także Eisenhower dowodził Teatrem Działań
w niezbyt skuteczny sposób, na co ewidentnie wpływ miała wspomniana już
chwiejność w podejmowaniu decyzji, bardzo niski poziom asertywności, a przede
wszystkim bardzo płytka wyobraźnia, która często i w kluczowych momentach nie
pozwalała mu dostrzec głębi sytuacji operacyjnej[x]. I w
zasadzie właśnie rozumowanie dotyczące zagadnień na poziomie operacyjnym było
chyba największą słabością amerykańskich dowódców tego poziomu – mówiąc wprost,
można mieć wrażenie, że zbyt często zamiast finalnej rozprawy z siłami zbrojnymi
przeciwnika, mieli oni bardziej na uwadze nagłówki gazet w swym rodzinnym kraju[xi].
Generałowie Eisenhower i Bradley podczas wizyty w jednostce bojowej.
Zdążyłem już zasygnalizować spory problem ze sztuką
dowodzenia na szczeblach niższych, w wymiarze taktycznym pola walki. Tutaj
czynnik ambicjonalny odgrywał znacznie mniejszą rolę i to zarówno w korpusie
oficerów niższych, jak i wyższych. Najbardziej charakterystyczną cechą tej
części kadry oficerskiej był ogromny upór i konsekwencja w realizacji otrzymanych
zadań bojowych, co skutkowało dramatycznym brakiem elastyczności na polu walki,
ogólnym schematyzmem w działaniu i w efekcie – przewidywalnością postępowania.
Oczywiście ewidentnie wpływ na taki stan rzeczy miała głęboka hierarchizacja
decyzyjności, choć także w bardzo dużej mierze istotny okazywał się czynnik
ludzki, związany ściśle z osobowością konkretnych postaci. To z kolei
konsekwencja próby literalnego odbioru intencji autorów regulaminów dowodzenia,
wymagających w istocie od dosłownie każdego oficera cech charakteru typowych
dla „Samca Alfa”, co jak wiadomo pozostaje nie do osiągnięcia w praktyce. System
doktrynalny oparty o założenie złożenia całej odpowiedzialności na barki jednej
osoby nie mógł działać w praktyce z niedającej się wymienić ilości powodów,
gdyż ponownie – wbrew zapisom regulaminowym – oficerowie niżsi w żaden sposób
nie byli przygotowywani do odgrywania takiej roli i tylko pewna ich część posiadała
cechy charakterologiczne i osobowościowe pozwalające im dopasować się do idei
kształtującej sposób dowodzenia na polu walki. W dużej mierze omawiany problem
zupełnie przyćmiewał faktycznie niezłe przygotowanie taktyczne amerykańskiej
średniej kadry oficerskiej, choć i w tym aspekcie nie powinno się generalizować,
gdyż łatwo dostrzec częste ogromne wprost różnice w poziomie kompetencji
dowódczych. Mówiąc wprost – poziom wiedzy merytorycznej amerykańskich kadr był
dość wysoki i w masie na ogół dobrze przygotowanych pod tym kątem oficerów nie
brakowało przypadków błyskotliwości i nadzwyczajnego intelektu, ale ta
niewątpliwa zaleta korpusu oficerskiego zbyt często nie odgrywała żadnej roli
wobec poważnych błędów doktrynalnych. I miało to ogromny wpływ na bieg działań
wojennych.
Równie specyficzny i amorficzny w swojej masie był typowy
amerykański G.I., czyli szeregowiec. W milionowych masach żołnierskich występowały
przecież z natury rzeczy wszelkie możliwe postawy i zachowania będące
konsekwencją takiego, a nie innego systemu funkcjonowania sił zbrojnych jako
całości. Mimo wszystko da się w przypadku US Army generalizować bardziej niż w
przypadku jakiejkolwiek innej armii świata tego okresu, z uwagi na szczególną
wagę, jaką amerykańskie siły zbrojne przywiązywały do wszelkiego rodzaju badań
i analiz opartych na bardzo wysokich niejednokrotnie próbach i będących w
konsekwencji bardziej niż miarodajnym probierzem funkcjonowania typowego
amerykańskiego szeregowca w warunkach II Wojny Światowej na Europejskim Teatrze
Działań Wojennych. Jaki zatem był ów typowy poborowy?
Przede wszystkim typowy amerykański szeregowiec nie był dostatecznie
przygotowany do działań wojennych w Europie pod względem wyszkolenia, które
stało na dużo niższym poziomie niż w Wehrmachcie, a różnica ta była w zasadzie
widoczna aż do ostatniego okresu działań zbrojnych. W omawianym okresie problem
ten był szczególnie widoczny, choć dostrzeżenie przyczyn takiego stanu rzeczy
często ucieka badaczom tematu. Samo bowiem porównanie czasu trwania szkolenia
podstawowego nie daje pełnego wglądu w zagadnienie. Typowy amerykański żołnierz
szkolony był podczas przez okres około trzynastu tygodni (bywało, że krócej,
lecz nigdy dłużej), co w zasadzie koresponduje z czasem trwania szkolenia
podstawowego żołnierza Wehrmachtu, trwającym w 1944 roku od dwunastu, do
czternastu tygodni[xii]. Różnica
polegała przede wszystkim na systemie uzupełnień jednostek polowych –
amerykańscy żołnierze znajdowali się w jednostkach bojowych, czy to na etapie
ich formowania, czy to napływając doń w formie uzupełnień z RTC (Replacement Training
Center), gdzie wbrew nazwie w olbrzymiej większości wcale nie kontynuowali
procesu szkolenia, a jedynie biernie oczekiwali przydziału. Tymczasem w Wehrmachcie
żołnierze kierowani z jednostek zapasowych poprzez formowanie batalionów
marszowych trafiali w pierwszej kolejności do polowego batalionu zapasowego,
stanowiącego część struktur dywizyjnych każdego niemal związku tego rzędu
podczas wojny. Tam przez pewien okres kontynuowali intensywne szkolenie pod
nadzorem pełniących aktywną służbę bojową oficerów i podoficerów delegowanych
do tego zadania z pododdziałów pierwszoliniowych. Oficerowie czynni mieli też
decydujący głos w doborze konkretnych żołnierzy do swych jednostek, przy czym w
efekcie takiego systemu, mieli ku temu stosowne narzędzia, gdyż na etapie
szkolenia przygotowawczego mieli czas i możliwość zorientować się w konkretnych
cechach fizycznych i osobowościowych swych przyszłych podkomendnych. Przy
okazji taki świeżo upieczony rekrut otrzymywał nie tylko dodatkowy zasób
umiejętności dostosowany do konkretnych warunków danego teatru działań, ale
także poznawał cechy swego przyszłego dowódcy i tym łatwiej było mu zaaklimatyzować
się na froncie. W US Army tego typu mechanizmy nie istniały – RTC gromadziły
ludzi różnych specjalizacji, nie były aktywne szkoleniowo, ani
aklimatyzacyjnie, a o ilości ludzi niezbędnych do uzupełnienia luk w szeregach
nie decydowały raporty z jednostek frontowych, lecz wypracowane przed inwazją
modele matematyczne na podstawie których obliczano ryzyko strat w
poszczególnych formacjach i na tej właśnie podstawie kierowano żołnierzy do
RTC. W efekcie takiej polityki kadrowej każdorazowo w okresie przyrostu strat w
ludziach jednostki bojowe otrzymywały wprawdzie adekwatne ilościowo
uzupełnienia, ale wraz z wydłużaniem się walk coraz większą część tych
uzupełnień stanowili ludzie nie posiadający żadnego wyszkolenia niezbędnego do
funkcjonowania na pierwszej linii walk w roli piechura, czy czołgisty[xiii][xiv].
Wbrew bardzo silnemu stereotypowi dużym problemem była
także motywacja do walki amerykańskich szeregowych. W rzeczywistości
Europejskiego Teatru Działań Wojennych bardzo duża część żołnierzy wcale nie
odbierała swojej bytności na polach bitew, jako moralnego obowiązku wyzwolenia
Europy z rąk opresyjnego nazistowskiego zdobywcy. Podstawową motywacją
kierującą tysiące młodych Amerykanów ku punktom rekrutacyjnym w roli ochotników
była agresja japońską, Niemcy traktowano jako wroga pośredniego, problem,
którzy należy rozwiązać za pomocą sił zbrojnych w celu umożliwienia ostatecznego
ataku na Japonię. Poborowi w zasadzie w żaden sposób nie byli indoktrynowani
propagandą instytucji armijnych i dla ogromnej masy wojsk amerykańskich
konieczność brania udziału w wojnie było przykrym obowiązkiem wynikającym z praw
obowiązujących w ich własnym kraju. Poziomowi motywacji nie sprzyjał ani fakt
nienajlepszego programu szkolenia, nakierunkowanego na ilość, a nie jakość[xv], ale
także co do zasady niski poziom dyscypliny formalnej[xvi]. W
przypadku szeregowych służących na pierwszej linii walk dominowało głębokie
poczucie niesprawiedliwego traktowania szeregowych en masse na tle ich dowodzących
nimi oficerów, ale także szeregowych służących na zapleczu. Wadliwie zbudowano
także system odznaczeń przyznawanych za szczególne akty odwagi – dość powiedzieć,
że łącznie podczas wojny otrzymało Medal Honoru 464 żołnierzy amerykańskich,
ale aż w 266 przypadkach (57,3 %!), stało się to pośmiertnie. Trudność w
uzyskaniu odznaczenia mająca w założeniach zapewnić takiemu wyróżnieniu status
elitarności i niepowtarzalności powodował, że typowy żołnierz wcale o takie
odznaczenie nie zabiegał, gdyż nie wierzył co do zasady, że w ogóle może je
otrzymać. Równie zły był system urlopowy – w praktyce szeregowi żołnierze po
prostu nie otrzymywali urlopów i jeśli ich macierzyste jednostki pozostawały na
linii frontu miesiącami, także tworzący je żołnierze musieli wytrzymywać psychicznie
stres z tym związany. Nie pomagał tutaj także średni wiek amerykańskich
żołnierzy, który statystycznie był sporo niższy od ich niemieckich przeciwników
– nawet na późnym etapie wojny.
Mimo, że widać wyraźnie poważne problemy związane z codzienną
egzystencją w warunkach pola walki amerykański żołnierz miał też na tle swego
przeciwnika niezaprzeczalne zalety. Najistotniejsza z nich była dużo wyższa
tężyzna fizyczna płynąca ze znacznie wyższych standardów życia większości stanów
USA (za wyjątkiem Głębokiego Południa rzecz jasna), od ich niemieckich
odpowiedników. Także już po wcieleniu w szeregi armii amerykański rekrut
cieszył się dużo bardziej kaloryczną i urozmaiconą dietą od ich niemieckich przeciwników,
zwłaszcza z roczników z których prowadzono pobór po jesieni 1943 roku. Z uwagi
na wysoki poziom rozwoju społecznego i ekonomicznego amerykański G.I. był z
reguły gotowy do używania zaawansowanej techniki wojskowej i nie bał się jej
używać. Był w swojej postawie metodyczny i z reguły bez względu na okoliczności
starał się zawsze zrealizować powierzone sobie zadanie. Posiadał duże zaufanie
do używanej przez siebie broni i potrafił z niej skutecznie korzystać. Pod
inspirującym dowództwem stać go było na naprawdę wielki wysiłek i autentyczne
poświęcenie, co suma summarum czyniło zeń bardzo groźnego przeciwnika.
W dniu rozpoczęcia bitwy amerykańskie jednostki w pasie
niemieckiego natarcia były bardzo nierównomiernie rozwinięte mając ewidentnie
punkt ciężkości umieszczony na swej północnej flance. Ogromna większość związków
polowych obsadzających linie frontu, bądź znajdujących się w rezerwie
operacyjnej należała organizacyjnie do 1 Armii USA generała Courtneya Hodgesa. Od
północy stanowiska na froncie zajmował V Korpus generała Gerowa, który miał w pierwszym
rzucie liczącą 17 176 ludzi 2 Dywizję Piechoty, oraz posiadającą 16 480 ludzi
99 Dywizję Piechoty. Obie te jednostki bardzo się od siebie różniły –
obsadzająca front w rejonie Monschau-Wallerscheid 99 Dywizja Piechoty generała
majora Waltera Lauera nie miała właściwie większego doświadczenia bojowego, 2
Dywizja Piechoty generała majora Waltera Roberstona była dobrze przygotowaną do
wojny jednostką kadrową US Army, która brała czynny udział w kampanii
normandzkiej, gdzie zresztą poniosła poważne straty.
99 Dywizja przybyła do Anglii 10 października 1944 roku,
a do belgijskiego Aubel dotarła w dniu 3 listopada, skąd skierowano ją na odcinek
frontu zabezpieczający flankę sił atakujących rejon Hürtgenwald. Dywizję,
nazywaną „Battle Babies”[xvii] zorganizowano
w typowy sposób i jej dowódca miał do dyspozycji trzy pułki piechoty (393, 394
i 395) po trzy bataliony piechoty każdy, oraz cztery bataliony artylerii
polowej i inne typowe pododdziały wsparcia. Dywizja od połowy listopada brała
udział w walkach na Linii Zygfryda, ale bez większego powodzenia.
2 Dywizja Piechoty nazywana od swego godła „Indianhead
Division” rozkazem z dnia 11 grudnia 1944 roku ponownie weszła w skład V
Korpusu mając do dyspozycji 9, 23 i 38 Pułk Piechoty, cztery bataliony artylerii
polowej i poza standardowym zestawem jednostek wsparcia także dodatkowo aż dwa
bataliony niszczycieli czołgów – 644 samobieżny, oraz 612 posiadający działa
holowane. Ważnym komponentem był też 741 batalion czołgów mający na stanie 62
czołgi. Duże doświadczenie bojowe jej pododdziałów częściowo tylko
rekompensowało spore braki w stanach osobowych, a większość uzyskanych niedawno
uzupełnień stanowili zupełnie „zieloni” rekruci, w dodatku w dużej mierze przygotowywani
do służby na tyłach. Mimo wszystko jednostka generała Robertsona miała bardzo
dobrą reputację walecznej i twardej
jednostki.
Obie te dywizje otrzymały zadanie wsparcia czołowego natarcia
78 Dywizji Piechoty USA na Linię Zygfryda poprzez uderzenie przez Wallerscheid
na flankę i tyły niemieckich jednostek broniących tych pozycji. Aby zapewnić im
dostateczne wsparcie podczas walk, które miały rozpocząć się 16 grudnia o
poranku dodatkowo skierowano na ich tyły CCB[xviii] ze
składu 9 Dywizji Pancernej USA. Przy czym zadanie osłony flanki zgrupowania od
strony wschodniej w rejonie Hollerath-Losheim otrzymały należące do 99 Dywizji
oddziały 393 i 394 Pułków Piechoty.
Dalej na południe front utrzymywany był przez elementy VIII
Korpusu dowodzonego przez utalentowanego i emanującego spokojem generała Troya
Middletona, a jednostką bezpośrednio granicząca ze strefą odpowiedzialności V
Korpusu była licząca 18 233 żołnierzy 106 Dywizja Piechoty, dowodzona przez generała
majora Alana W. Jonesa. Jednostka nazwana „Golden Lions” należała do
najmłodszych w amerykańskiej armii, a na kontynencie pojawiła się dopiero 4 grudnia
1944 roku, a pozycje w pasie działań VIII korpusu dwa dni później. Dywizje tworzyły
trzy pułki piechoty o numerach 422, 423 i 424, oraz jednostki wsparcia do
których jednak dodano 14 Grupę Kawalerii, będącą w istocie całkowicie
zmotoryzowanym dużym oddziałem rozpoznawczym, który znacznie zwiększał siłę 106
Dywizji. Oddziały generała Jonesa nadzorowały długi na 34 kilometry odcinek
frontu rozciągający się od Losheimgraben, który obsadziła 14 Grupa Kawalerii,
biegły przez grzbiet Schnee Eifel trzymany siłami głównymi dywizji, aż po
Winterwelt, który obsadzał 424 Pułk Piechoty. Dywizja wprawdzie obsadzała
odcinek frontu wykraczający poza możliwości wskazywane przez regulaminy polowe,
ale za to odziedziczyła po swej poprzedniczce (2 Dywizji Piechoty) pozycje
wprawdzie dość płytkie, ale za to starannie przygotowane. Wysokie stany
liczebne pododdziałów pozwalały także na wydzielenie stosunkowo licznych pododdziałów
rezerwowych w sile plutonu lub niepełnej kompanii, co pozwalało szybko reagować
na wypadek kryzysu stabilności linii obrony.
Amerykańscy żołnierze przekraczający Linię Zygfryda.
Na południe od 106 Dywizji Piechoty front biegnący wzdłuż
rzek Saur i Our obsadzała 28 Dywizja Piechoty, dowodzona przez generała majora
Normana Cota. Dywizja miała w pierwszym rzucie wszystkie trzy swoje pułki piechoty
(109, 110 i 112), które ze względu na rozległość powierzonego dywizji odcinka
stanowiły w zasadzie zupełnie autonomiczne ośrodki oporu, a część linii nie
była nawet na stale obsadzona i zadawalano się jedynie dozorowaniem tych
rejonów przez codzienne patrole. Dywizja Brała aktywny udział w walkach od dnia
inwazji w Normandii, ale podczas walk w Hürtgenwald poniosła wprost
niewyobrażalne straty wynoszące około 7500 ludzi, które wprawdzie w znacznej
mierze uzupełniono, ale kosztem rzecz jasna znacznego spadku ogólnego poziomu
wyszkolenia. Dywizja początkowo posiadająca przydomek „Keystone” została przez
swych niemieckich przeciwników przezwana „Bloody Bucket Divison” z racji
ogromnych strat i charakterystycznego czerwonego znaku na ramieniu munduru
tworzących ją żołnierzy. Ta nazwa – co ciekawe – cieszyła się dużym uznaniem
weteranów walk w Hürtgenwald i ostatecznie utrwaliła się. Także pozycje obronne
tej dywizji mimo niewątpliwych walorów terenowych były płytkie i stanowiły
jeden, niezbyt zresztą rozbudowany pas umocnień polowych. W związku z długością
odcinka frontu na tyłach 28 Dywizji generał Middleton rozlokował pozostałą mu
do dyspozycji część sił 9 Dywizji Pancernej generała majora Johna W. Leonarda,
w sumie dywizja wzmocniona przez 482 Batalion Artylerii Przeciwlotniczej i 811
Batalion Niszczycieli Czołgów miała w swych trzech batalionach czołgów i trzech
batalionach piechoty zmechanizowanej oraz komponencie artylerii pancernej i
innych jednostkach wsparcia 12 025 ludzi, oraz 269 czołgów, z których 83 było
lekkimi wozami typu M5 „Stuart”, a pozostałe to wozy średnie typu M4 „Sherman”.
Dywizja przybyła do Europy dopiero we wrześniu 1944 roku i tworzący ją
żołnierze nie posiadali większego doświadczenia bojowego.
Amerykańscy żołnierze w zimowej scenerii.
Skrajnie południową część amerykańskiego pasa obrony w
masywie Ardenów zajmowała należąca do 3 armii 4 Dywizja Piechoty generała majora
Raymonda O. Bartona, której pozycje biegły wzdłuż granicznej rzeczki Saur.
Dywizja rozwinęła w pierwszym rzucie wszystkie trzy swoje pułki piechoty (8, 12
i 22 Pułk Piechoty), ale dowództwo dywizji mając pod nadzorem dużo krótszy
odcinek obrony od sąsiadów z północy wygospodarowało liczne, silne i mobilne odwody.
Dywizja odpoczywając na wyznaczonym jej odcinku po ciężkich walkach na Linii
Zygfryda nie marnowała czasu i bardzo starannie przygotowała swój odcinek pod
względem inżynieryjnym. Mimo konieczności wchłonięcia bardzo licznych
uzupełnień w konsekwencji poniesionych dotychczas strat dywizja była bardzo
wartościowym i silnym związkiem taktycznym pod rozważnym i kompetentnym
dowództwem. Jako ciekawostkę warto podać, że w jej szeregach służył między
innymi J. D. (Jerome David) Salinger, wybitny prozaik, który już po wojnie
zyska światową sławę jako autor wydanego w 1951 roku arcydzieła współczesnej
literatury amerykańskiej – powieści „Buszujący w zbożu”.
Siły 1 Armii USA znajdujące się na planowanej osi
niemieckiego natarcia uzupełniała jeszcze podlegająca dowódcy 1 Armii
znajdująca się w rezerwie 7 Dywizja Pancerna generała majora Roberta W. Hasbroucka.
Jednostka ta wprawdzie znajdowała się dość daleko od Ardenów, bo przesuwana
była stopniowo z rejonu Linnich nad rzeka Rur na południe, ale zaplanowano jej
udział w uderzeniu na Linię Zygfryda w ramach struktur 1 Armii Hodgesa, który mógł
nią jako rezerwą operacyjną dysponować swobodnie, a sama dywizja utrzymywała
wysoki poziom gotowości bojowej, co pozwoliło skierować ją do walki jeszcze 16
grudnia. Dywizja liczyła 11 950 żołnierzy i miała na stanie 256 czołgów, w tym
82 M5 „Stuart” i 175 M4 „Sherman”. W sumie wszystkie jednostki armii USA, które
w dniu 16 grudnia 1944 roku znajdowały się w Ardenach, lub pozostawały w
dyspozycji dowódców nadzorujących tamtejszy front znajdowało się 109 703
żołnierzy mogących liczyć na wsparcie 757 czołgów i 410 niszczycieli czołgów. Oddziały
te mogły ponadto liczyć na bardzo silne wsparcie doskonale zorganizowanej
artylerii polowej, oraz – na ile pozwoli na to pogoda – na wsparcie potężnych sił
powietrznych. 15 grudnia 1944 roku mimo absolutnej ciszy na linii frontu dziesiątki
amerykańskich maszyn korzystając z korzystnych warunków przeleciało nad masywem
Ardenów kierując się na zachód i północny zachód w całej serii zadań bojowych
mających stanowić wsparcie dla rozwijającej się kolejnej rundy ciężkich zmagań
o Hürtgewald i przez większą część dnia formacje te zaciekle atakowały linie
komunikacyjne za frontem, stacje kolejowe, mosty i starały się sparaliżować
jakikolwiek ruch na zapleczu. Żadna z powracających załóg, także tych wykonujących
typowe loty rozpoznawcze, nie zameldowała o dostrzeżeniu zwiększonej aktywności
przeciwnika, odkryciu koncentracji wojsk pancernych, lub dużych zgrupowań
artyleryjskich. Dowództwo amerykańskie skupiło się całkowicie na ostatnich
przygotowaniach do rozpoczynającego się nazajutrz uderzenia oddziałów generała
Gerowa.
3.
„Herbstnebel”
Pomimo kilkukrotnego przesunięcia terminu natarcia,
którego początek ustalono ostatecznie na dzień 16 grudnia oddziały niemieckie z
dużą konsekwencją, choć bardzo powoli zajmowały pozycje wyjściowe do uderzenia.
Ponieważ przegrupowań dokonywano wyłącznie w nocy i to po bardzo rzadkiej sieci
dróg był to nie lada wysiłek dla sztabów koordynujących ruchy, a przede
wszystkim – dla jednostek nadzoru ruchu drogowego. W dodatku spora część
jednostek przybywających na pozycje wyjściowe musiała po drodze, a także często
już na miejscu przyjąć i przygotować do walki sporą ilość zupełnie świeżych
uzupełnień, niezbędnych przecież po ciężkich stratach poniesionych jesienią
1944 roku w walkach na Linii Zygfryda. Wiemy przecież, że ów poziom strat w
ludziach i stały nacisk aliancki spowodował konieczność zrezygnowania z udziału
kilku dywizji w nadchodzącej operacji, która zmieniła na polecenie
feldmarszałka Walthera Modela swoja nazwę kodową z „Wacht am Rhein”, na
Operację „Herbstnebel” – czyli Jesienna Mgła.
Północne zgrupowanie uderzeniowe stanowiła 6 Armia
Pancerna „Seppa” Dietricha, która w pierwszym rzucie rozwinęła dwa korpusy. Siły
te otrzymały bardzo trudne zadanie – wprawdzie z ich pozycji wyjściowych do
Mozy w rejonie Liege było najbliżej, ale też przed nimi znajdował się
najtrudniejszy teren ze znikomą ilością przejezdnych dróg, a ponadto z uwagi na
duża koncentrację sił amerykańskich na północ od planowanej osi natarcia istniało
duże ryzyko konieczności odpierania silnych kontrataków wymierzonych w bok podążających
na północny zachód formacji. Ponieważ 6 Armia Pancerna działała w węższym pasie
od swej południowej sąsiadki stanowiącej drugie główne zgrupowanie uderzeniowe,
a ponadto dysponowała większą ilością artylerii postanowiono w sztabie armii rozwinąć
posiadane formacje piechoty na stosunkowo wąskich odcinkach natarcia i po
miażdżącym przygotowaniu ogniowym uderzyć nimi frontalnie w celu przełamania
amerykańskiej obrony.
W rejonie Monschau-Wahlerscheid rozlokował się przybyły z
rejonu Krefeld sztab LXVII Korpusu Armijnego generała piechoty Ottona Maximiliana
Hitzfelda. Ów czterdziestosześcioletni kawaler
Krzyża Rycerskiego z Liśćmi Debu był bardzo doświadczonym i twardym weteranem
Frontu Wschodniego, który stanął na czele korpusu w dniu 1 listopada 1944 roku.
II Wojnę Hitzfeld rozpoczął w randze podpułkownika na stanowisku dowódcy
batalionu i konsekwentnie dawał przykłady niebywałej odwagi osobistej, często
graniczącej wręcz z brawurą. Cieszył się w związku z tym z olbrzymiego szacunku
szeregowych żołnierzy w podległych mu jednostkach i nawiązywał z nimi znakomity
kontakt. Teraz dowodził dwiema dywizjami – 272 i 326 Dywizją Grenadierów
Ludowych[xix].
272 Dywizja Grenadierów Ludowych, dowodzona przez
generała majora Eugena Königa składała się z 980, 981 i 982 Pułków Grenadierów
Ludowych, 272 Pułku Artylerii i adekwatnych jednostek wsparcia. Trudno wskazać jej
stan osobowy w dniu 16 grudnia z uwagi na udział w licznych i krwawych starciach
z atakującymi jednostkami amerykańskimi. Ta utworzona właściwie od podstaw
jednostka brała udział w intensywnych walkach i posiadał już niemałe doświadczenie
bojowe, a na jej czele stał oficer udekorowany Krzyżem Rycerskim z Liśćmi Dębu
za postawę na polu walki podczas służby na Froncie Wschodnim, przy czym
dowództwo 272 Dywizji było jego debiutem w roli dowódcy dywizji. W podobnej
sytuacji znajdowała się 326 Dywizja Grenadierów Ludowych generała majora dr
Filozofii Erwina Käschnera. Ów czterdziestosiedmioletni oficer dowodził 326
Dywizją od 15 sierpnia 1944 roku i przeszedł wraz z nią cały trudny szlak
odwrotu z Francji, a następnie odtwarzał swoją jednostkę praktycznie od
podstaw. Teraz dysponował 751. 752 i 753 Pułkiem Grenadierów Ludowych, 326
Pułkiem Artylerii i kilkoma oddziałami wsparcia spoza struktur dywizji, a sam
miał niemałe doświadczenia wyniesione z walk, w których brał udział w roli
dowódcy batalionu, a następnie pułku przez niemal całą wojnę[xx], choć właściwie
swoją promocję na stanowisko dowódcy dywizji otrzymał zapewne z uwagi na staż
służby, a nie za jakieś konkretne przymioty[xxi].
Obie dywizje wsparte działami szturmowymi otrzymały
zadanie uderzenia w pasie od Monschau po Hollerath na stanowiska amerykańskiej
99 Dywizji Piechoty, która rozpoznano jako obsadę tego pasa. Celem tej akcji
było klasyczne wiązanie sił amerykańskich, by ułatwić uderzenie jednostek 6
Armii Pancernej, operującej dalej na południe. Gdy tylko udałoby się złamać opór
amerykańskich żołnierzy do akcji miały wejść posiadane w pierwszym rzucie
operacyjnym jednostki pancerne – 1 i 12 Dywizje Pancerne SS, podzielone na
grupy bojowe o różnej sile i zadaniach. W związku z takim rozwiązaniem główny
ciężar pierwszego uderzenia spoczął na barkach piechurów z 12, 18, 62, 277
Dywizji Grenadierów Ludowych i 3 Dywizji Strzelców Spadochronowych.
12 Dywizja Grenadierów Ludowych odtworzona jesienią 1944
roku do liczebności 14 800 żołnierzy pod okiem byłego adiutanta Hitlera, pułkownika
Gerharda Engela zdążyła mocno wykrwawić się w ciężkich walkach na Linii Zygfryda,
choć z drugiej strony zyskała reputację sprawdzonej i bardzo bojowej jednostki,
a jej dowódca okazał się być znakomitym taktykiem, co przyniosło mu z dniem 1
listopada 1944 roku awans do stopnia generała majora. Po wycofaniu z działań dywizja
przyjęła uzupełnienia, ale mimo to, wykazywała w dniu 16 grudnia 1944 roku na
stanie 9517 żołnierzy – grubo poniżej stanów etatowych. Dywizję tworzyły 27, 48
i 89 Pułki Grenadierów Ludowych, przy czym warto odnotować, że 27 Pułk honorowo
nazywany był Pułkiem Fizylierów, z uwagi na długą i chwalebną tradycję.
Bardziej na północ od 12 Dywizji, w rejonie Hollerath
zgrupowała się 277 Dywizja Grenadierów Ludowych generała majora Wilhelma
Viebiga, który dowodził tą jednostką od sierpnia 1944 roku i dzięki wycofaniu z
Francji resztek jednostki przypadł mu obowiązek odbudowy dywizji. Generał major
Wilhelm Viebig był znakomitym artylerzystą i świetnym dowódcą. Przeszedł
kampanię francuską, następnie uczestniczył w zaciętych walkach pod
Sewastopolem, gdy objął stanowisko szefa HArko 11 Armii[xxii].
Potem od maja 1944 roku dowodził 93 Pułkiem Artylerii Pancernej na Froncie
Włoskim, gdzie zebrał duże doświadczenia w walce z Aliantami Zachodnimi. Rzadki
przykład szybkiej kariery oficera artylerii, która przyniosła Viebigowi w
sierpniu 1944 roku upragnione dowództwo dywizji i promocje do rangi
generalskiej. Mimo starań Viebiga 277 Dywizja znajdowała się w przededniu bitwy
w jeszcze gorszej kondycji od swej siostrzanej jednostki dowodzonej przez
Engela mając zaledwie 7249 ludzi na stanie w chwili rozpoczęcia bitwy. Mimo tak
niskich stanów osobowych i braku obiecanego wsparcia (wiele uzupełnień adresowanych
do 277 Dywizji przechwytywała 12 Dywizja z uwagi na szerokie koneksje i znakomite
ustosunkowanie jej dowódcy, który skwapliwie to wykorzystywał), Dywizja Viebiga
przygotowała na bazie posiadanych dowództw trzech pułków grenadierów ludowych (989,
990 i 991 Pułk Grenadierów Ludowych) grupy bojowe, w sile mniej więcej
batalionu każda. Pewną pociechą była dla Viebiga dobra kondycja artylerii
dywizyjnej wspartej zresztą przez dodatkowe jednostki, ale ogólny stan związku
w zasadzie wykluczał dłuższą zdolność do działań zaczepnych. Obie jednostki
miały do wypełnienia ważne zadanie, a mianowicie umożliwienie jak najszybszego
wyjścia w przestrzeń operacyjną dwóch dywizji pancernych SS poprzez natarcie z pozycji
wyjściowych na linii Hollerath – Bulligen, a od tempa wykonania zadania
zależało w całości tempo wejścia do akcji jednostek pancernych.
Obie wymienione dywizje grenadierskie podlegały dowództwu
I Korpusu Pancernego SS,którym dowodził SS-Gruppenführer Hermann August
Friedrich Priess[xxiii].
Ten czterdziestotrzyletni kawaler Krzyża Rycerskiego z Liśćmi Dębu i Mieczami
objął dowództwo nad korpusem 30 października 1944 roku, wcześniej – bo do
czerwca 1944 roku – dowodził Dywizją Pancerną SS „Totenkopf”, operująca na
Froncie Wschodnim i okazał się być kompetentnym dowódcą. Dowodzenie korpusem i
to tak rozbudowanym nie było jednak zadaniem prostym, a Hermann Priess nie
został do tego w szczególny sposób przygotowany. Bez względu na kompetencje
dowódcy, I Korpus Pancerny SS toczyły codzienne problemy typowe dla jednostek
polowych SS, czyli dramatyczny brak oficerów Sztabu Generalnego, co często
prowadziło do poważnych dysfunkcji w pracy sztabu. Mimo wszystko, nowy dowódca
jako człowiek osobiście dzielny[xxiv], a
przede wszystkim doświadczony dawał duże nadzieje na sprawne dowodzenie
wojskami.
Pod dowództwem SS-Gruf. Priessa pozostawały także dwie wspomniane
dywizje pancerne SS, stanowiące rzecz jasna główna siłę uderzeniową korpusu. 1
i 12 Dywizje Pancerne SS były pod wieloma względami w zasadzie bliźniaczymi
jednostkami, gdyż podczas formowania Dywizji „Hitlerjugend” skorzystano przede
wszystkim z kadr Dywizji „L.A.H.”. W efekcie, pod kontrolą dowództwa I Korpusu
Pancernego SS działały dwa związki, których kadra oficerska i częściowo nawet
podoficerska doskonale się znały, a przede wszystkim dzieliły jedna płaszczyznę
ideologiczno-moralną. Niezależnie od oceny nazistowskiej ideologii, był to
czynnik bardzo mocno spajający obie dywizje z uwagi na ukształtowany w taki
sposób etos walki. Poza głębokim poczuciem wyższości rasowej nad każdym
właściwie przeciwnikiem, duża część starych kadr jako podstawę swej filozofii
prowadzenia działań wojennych uważała apoteozę walki samej w sobie jako
najważniejszy aksjomat. Najlepiej obrazuje ten stan ducha wypowiedź jednego z
oficerów Dywizji „L.A.H.” odnotowana już po wojnie, z pewnej perspektywy
czasowej:
„Osiągnęliśmy punkt, w którym
nie obchodziliśmy nas samych ani nawet Niemiec, ale żyliśmy wyłącznie dla
następnego starcia, następnej potyczki z nieprzyjacielem. Było to potężne poczucie
„Istnienia”, radosne uczucie, że każdy nerw ciała żył, by walczyć.”[xxv]
W efekcie, choć zarówno Dywizja „L.A.H.”, jak i jej
młodszy bliźniak – Dywizja „Hitlerjugend” choć każdorazowo wchodząc do akcji ponosiły
poważne straty, traktowane były jako związki elitarne, zaufane i godne
skierowania na najtrudniejsze odcinki frontu. Mimo bardzo dużych strat
poniesionych w walkach w Normandii obie jednostki zostały uzupełnione w ludziach
i w znacznym stopniu odtworzone, choć z różnych powodów braki sprzętowe nie
pozwoliły na odzyskanie wartości bojowej sprzed inwazji alianckiej we Francji. Oczywiście,
od dawna do szeregów tych jednostek nie trafiali już wyłącznie ochotnicy
spełniający wygórowane normy postawy fizycznej. Od dłuższego czasu dywizje
Waffen SS korzystały z poborowych, kusząc jednak rekrutów obietnica lepszych
warunków bytowych, szybszego awansu, urlopów itp. Mimo wszystko, okres jesiennej
odbudowy struktur obu dywizji nie został należycie wykorzystany, gdyż bez
względu na braki w sprzęcie, kadry obu jednostek należały do najsłabiej
wyszkolonych w całej Grupie Armii „B”. Stało się tak dlatego, że mając do
wyboru uzupełnienia ze świeżego poboru, szefostwo SS będące przecież także
szefostwem Armii Rezerwowej oparło program odtwarzania jednostek na znacznie
bardziej wartościowym materiale ludzkim, jakim byli członkowie Luftwaffe i
innych służb przenoszeni teraz do struktur wojsk polowych. Oczywiście – z uwagi
na średnią wieku i ogólną kondycję fizyczną faktycznie byli to znacznie lepsi
żołnierze od siedemnasto i osiemnastolatków z poboru, ale za to służąc nierzadko
latami w służbach pomocniczych nie przeszli oni dotąd żadnego właściwie
przeszkolenia niezbędnego do prowadzenia regularnej walki. W konsekwencji
słabej pracy sztabów i w zasadzie braku zainteresowania ze strony wyższych
oficerów SS ten dobrze rokujący narybek otrzymał trwające zaledwie sześć do
ośmiu tygodni przeszkolenie podstawowe – stanowczo zbyt mało, jak na realia
frontu. W pewnym stopniu ten poważny problem rekompensowało jednak olbrzymie
doświadczenie bojowe tworzącej kręgosłup obu dywizji grupy weteranów
niezliczonych starć na obu najważniejszych teatrach działań tej wojny.
1 Dywizja Pancerna SS przystępowała do bitwy mając 21 292
żołnierzy i aż 150 czołgów i dział pancernych. Tak wysoka liczba pojazdów
wynikała z włączenia w jej struktury 501 Batalionu Czołgów Ciężkich SS majora
Westernhagena, posiadającego 45 ciężkich czołgów Pz VI B „Königstiger”. Dywizją
od 20 sierpnia 1944 roku, czyli od daty poważnego zranienia wcześniej nią
dowodzącego Theodora „Teddy” Wischa, SS-Oberführer Wilhelm Mohnke. Mający
bardzo duże doświadczenie bojowe trzydziestotrzyletni kawaler Krzyża Rycerskiego
prowadził jednostkę przez szlaki trudnego odwrotu z północnej Francji i nie był
w stanie zapobiec rozpadowi struktur jednostki. Fakt pozostawienia Mohnkego na
stanowisku dowódcy dywizji mającej odegrać tak istotną rolę w nadchodzącej
bitwie jest co najmniej zastanawiający, gdyż Mohnke nie do końca był w stanie
fizycznie podołać obowiązkom dowódcy dywizji. Po utracie stopy przejawiał coraz
silniejsze uzależnienie od opartych na opiatach środkach przeciwbólowych i był
to problem w SS doskonale znany. Dywizja na potrzeby operacji dla
sprawniejszego dowodzenia sformowała grupy bojowe na podstawie posiadanych
dowództw pułków tworząc:
- Kampfgruppe „Peiper” – od nazwiska dowódcy, SS-Standartenführera
Joachima „Jochena” Peipera. Tworzył ją dywizyjny mieszany batalion czołgów,
batalion czołgów ciężkich Westernhagena, III Batalion 2 Pułku Grenadierów
Pancernych SS wzmocniony bateria ciężkich dział piechoty, 9 kompania pionierów
SS, 10 pancerna bateria przeciwlotnicza SS, część 84 Dywizjonu
Przeciwlotniczego Luftwaffe, oraz batalion lekkich haubic 105 mm.
- Kampfgruppe „Hansen”, od nazwiska dowódcy - Maxa Hansena.
Grupa składała się z całego 1 Pułku Grenadierów Pancernych SS, 1 Dywizjonu
Przeciwpancernego SS, batalionu moździerzy SS, baterii haubic 105 mm
- Kampfgruppe „Sandig” – od nazwiska Rudolfa Sandiga,
który dysponował 2 Pułkiem Grenadierów Pancernych SS bez III batalionu
- Kampfgruppe „Knittel” – od nazwiska Gustava Knittela,
którą tworzył 1 Pancerny Batalion Rozpoznawczy SS, baterią haubic 105 mm i zmotoryzowaną
kompanią pionierów.
12 Dywizja Pancerna SS wchodziła do akcji mając 20 700
żołnierzy i 142 czołgi i działa pancerne. Także w jej przypadku podniesiono
znacznie stan wozów bojowych poprzez dołączenie pancernego związku
pozadywizyjnego w postaci 560 Ciężkiego Dywizjonu Przeciwpancernego Wehrmachtu,
posiadającego na stanie czterdzieści dwa pojazdy, w tym osiemnaście Jagdpanzer
V. Po śmierci Fritza Witta i wzięciu do niewoli Kurta Mayera, dowództwo nad dywizją
Fritz Kraemer, ale po przeniesieniu na stanowisku Szefa sztabu 6 Armii
Pancernej zastąpił go trzydziestotrzyletni SS-Oberführer Hugo Gottfried Kraas,
doświadczony weteran wielu bitew, dla którego był to debiut w roli dowódcy
dywizji. Dywizja do walki wystawiła następujące grupy bojowe:
- Kampfgruppe „Kuhlmann” – od nazwiska Herberta Kuhlmanna
składała się z dywizyjnego mieszanego batalionu czołgów, 560 dywizjonu
przeciwpancernego Wehrmachtu, baterii przeciwlotniczej i kompanii pionierów
pancernych. Grupie towarzyszył także III Batalion 26 Pułku Grenadierów
Pancernych SS wraz z bateria ciężkich dział piechoty i batalion haubic 105 mm.
- Kampfgruppe „Bremer”, od nazwiska Gerda Bremera, będący
w istocie wzmocnionym 12 Pancernym Batalionem Rozpoznawczym SS
- Kampfgruppe „Müller – czyli niepełny 25 Pułk Grenadierów
Pancernych SS
- Kampfgruppe „Krause” – czyli niepełny 26 Pułk
Grenadierów Pancernych SS
Ostatnim związkiem dywizyjnym wchodzącym w skład I
Korpusu Pancernego SS była jednostka zorganizowana przez i podlegająca
administracyjnie Luftwaffe, czyli 3 Dywizja Strzelców Spadochronowych generała
majora Waltera Wadehna. Dywizja ta także odtwarzana była w zasadzie od podstaw
po poniesieniu ogromnych strat w czasie kampanii normandzkiej, będącej w
zasadzie jej debiutem bojowym. Dokładnie zgodnie z mottem dowódcy 3 Dywizji,
brzmiącym – „Spadochroniarz umiera w okopie”, żołnierzy tworzących niemieckie
dywizje spadochronowe cechowała straceńcza wręcz odwaga połączona z bardzo
wysokim poziomem wyszkolenia, co czyniło z nich bardzo trudnych przeciwników.
Niezłomna postawa w wielu starciach ustaliła reputację strzelców
spadochronowych jako niezwykle skutecznych w obronie, członków autentycznej
elity niemieckich sił zbrojnych. Oczywiście mimo wysiłków sztabu dywizji jej
poziom wyszkolenia bojowego wskutek przyjęcia wielkiej liczby zupełnie
niewyszkolonych uzupełnień pozostawiał wiele do życzenia, przy czym przedmiotem
szczególnej troski był stan niższych kadr oficerskich. Jeszcze podczas walk w
Normandii dywizja załamała się z powodu ogromnego ubytku oficerów niższych i
teraz ich brak sprawiał poważne trudności w reorganizacji i szkoleniu. Jeszcze
jesienią dywizja ponownie weszła do walki i mimo, że w zasadzie nie można było
mieć zastrzeżeń do postawy żołnierzy, to dowodzenia pododdziałami nadal
pozostawiało wiele do życzenia i w efekcie tego dywizja ponownie poniosła ciężkie
straty, których do 16 grudnia nie zdołano już uzupełnić. W efekcie tego w 3
Dywizji Strzelców Spadochronowych wykazywano dzień przed rozpoczęciem bitwy 12
474 ludzi i wszystkie jej bataliony strzeleckie miały stany znacznie niższe od
etatowych. Na czele dywizji stał człowiek osobiście bardzo odważny i
postrzegany jako zdolny taktyk znacznie lepiej radzący sobie w obronie niż w
ataku, co jednak nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę jego ścieżkę kariery i
charakter nabytych doświadczeń bojowych. Dywizja składająca się z 5, 8 i 9 Pułku
Strzelców Spadochronowych dysponowała zgodnie z etatami około 200 moździerzami
różnych kalibrów i sama w sobie stanowiła dużą wartość dla dowództwa korpusu. Jej
najważniejszym zadaniem, podobnie jak i innych dywizji pieszych było wyłamania
w amerykańskiej obronie dziury niezbędnej dla rozpoczęcia natarcia związków
pancernych SS, atakując w kierunku Manderfeld.
Zadanie 5 Armii Pancernej generała wojsk pancernych Hasso
von Manteuffla jawiło się jako równie trudne, bo choć teren na jej odcinku
przełamania był łatwiejszy, to jednak do Mozy, a co za tym idzie do celu
ostatecznego było dużo dalej. Do swego zadania von Manteuffel podchodził bardzo
poważnie, starając się optymalnie zorganizować pierwsze uderzenie –
wielokrotnie zresztą na ten temat konferował ze swym przełożonym, dowódcą Grupy
Armii „B” i jego plan działania zyskał w oczach feldmarszałka Modela pełną
akceptację. W odróżnieniu od „Seppa” Dietricha, dowódca 5 Armii Pancernej
faktycznie postawił na infiltrację linię obrony przeciwnika przez utworzone w
tym celu kompanijne grupy szturmowe już na etapie przygotowania
artyleryjskiego, które zresztą zredukowano znacznie w stosunku do czasu trwania
i zaangażowanych środków. Zarówno Model, jak i von Manteuffel uważali, że wobec
braku możliwości rozpoznania struktury pasa obrony sił USA długie przygotowanie
artyleryjskie będzie wyłącznie marnowaniem amunicji, ponieważ bez dokładnej
znajomości lokalizacji kluczowych celów nie da się w stopniu decydującym
osłabić przeciwnika. Choć taktyka przenikania wydawała się w tej sytuacji
optymalna, przyjęcie takiego modelu działań także generowało spore problemy,
gdyż oficerowie prowadzący w nocnych ciemnościach swe kompanie szturmowe mieli
mniej więcej taką samą wiedzę na temat dokładnego położenia punktów oporu
przeciwnika, jak ich koledzy z artylerii. W związku z tym, von Mannteuffel nie
zamierzał czekać na triumf swych piechurów, lecz tam gdzie było to możliwe jak
najszybciej rozpocząć atak swymi dywizjami pancernymi.
Hasso von Manteuffel, który awans do stopnia generała
wojsk pancernych uzyskał tego samego
dnia, w którym mianowany został dowódcą 5 Armii Pancernej należał do
grona bardzo doświadczonych oficerów liniowych, których kariera nabrała
dynamiki i rozpędu w związku ze służbą w broni pancernej. Początki jego kariery
wojskowej, sięgające I Wojny Światowej to służba w pruskiej kawalerii, gdzie w
szeregach 3 Pułku Pruskich Rajtarów doszedł ów filigranowy oficer do stanowiska
adiutanta dowódcy pułku. Zajęcie tak eksponowanego stanowiska dla bardzo
młodego oficera było nie tylko dużym wyróżnieniem, ale przede wszystkim
świadczyło o jego inteligencji, rzutkości i elastyczności. Po I Wojnie
Światowej, jako zatwardziały konserwatywny nacjonalista zaciągnął się do
Freikorps, a stamtąd trafił do szeregów Reichswehr. To kolejny wielki test
osobowości i zdolności von Manteuffla, gdyż dowództwo Reichswehry bardzo
skrupulatnie weryfikowało wszystkie kandydatury, a chętnych było znacznie,
znacznie mniej niż wolnych etatów. Po ukończeniu szkolenia pod kątem służby w
wojskach pancernych Hasso von Mannteufel związał swe losy z tym rodzajem broni
na dobre i na złe. Aż do listopada 1942 roku pozostawał był jednak dość anonimową
postacią, choć konsekwentnie awansował na stopniu i na stanowisku – wynikała to
z faktu, że w zasadzie od 1937 roku pozostawał w szkolnictwie. Jego kariera
przyspieszyła znacznie, gdy został posłany do Afryki, gdzie w dniu 11 lutego
1943 roku objął dowództwo improwizowanego związku dywizyjnego z rąk barona von
Broich, który przejął 10 Dywizję Pancerną. Przyszły dowódca 5 Armii Pancernej
nie podzielił tragicznego losu Grupy Armii „Africa” i zdołał wydostać się w
chwili upadku sił Osi w Tunezji na Sycylię. Już w sierpniu 1943 roku objął
dowództwo 7 Dywizji Pancernej, aby w lutym 1944 roku przejść na stanowisko
najbardziej elitarnego związku Wehrmachtu – Dywizji Pancernej „Grossdeutschland”.
Mimo niewątpliwych zdolności taktycznych von Manteuffel nie należał do grona
najlepszych dowódców w broni pancernej Wehrmachtu, choć niewątpliwie był
promowany przez najwyższe władze państwowe i wojskowe. Jesienią 1944 roku poniósł
ciężką klęskę pod Arracourt, ale analizując jego pracę w przede dniu operacji „Herbstnebel”
należy przyjąć, że wyciągnął ze smutnych doświadczeń właściwe wnioski.
W ramach 5 Armii Pancernej, na jej północnym skrzydle
położonym naprzeciw Schnee Eifel działać miał w pierwszym rzucie dwudywizyjny
LXVI Korpus Armijny, dowodzony przez generała piechoty Walthera Luchta. Ten
starszy wiekiem, sześćdziesięciodwuletni kawaler Krzyża Rycerskiego,
otrzymanego za znakomitą postawę dowodzonej przez siebie 336 Dywizji Piechoty
na Froncie Wschodnim, uchodził za bardzo energicznego i rozważnego dowódcę.
Miał wielkie doświadczenie i korpusem dowodził od chwili jego powstania w
sierpniu 1944 roku. Co ciekawe, choć był generałem piechoty, większość służby
spędził w strukturach innego rodzaju broni – artylerii. Walther Lucht
dysponował dwiema dywizjami grenadierów ludowych i zgodnie z otrzymanymi
zadaniami obie rozmieścił w pierwszym rzucie natarcia.
62 Dywizja Grenadierów Ludowych licząca 11 050 żołnierzy
w trzech pułkach grenadierskich (164, 183 i 190 Pułki Grenadierów Ludowych) i
komplecie jednostek wsparcia dowodzona była przez pułkownika Friedricha Kittela,
który na czele jednostki stanął 1 listopada 1944 roku. Na ogół spotyka się dość
krytyczne oceny tej postaci, podważające sens nominacji otrzymanej przez
Kittela na stanowisko dowódcy dywizji, co zupełnie rozmija się z prawdą.
Friedrich Kittel, będący dyplomowanym inżynierem po wyśmienitej berlińskiej Politechnice
ukończył z dobrymi wynikami Akademię Sztabu Generalnego i jego kariera wojskowa
to nie tylko szereg stanowisk liniowych, ale także eksponowane i ważne
stanowiska w strukturach Sztabu Generalnego, gdzie zajmował się przede
wszystkim sprawami związanymi z uzbrojeniem piechoty. Od jesieni 1940 roku, aż
do wiosny roku 1944 dowodził bez większych niepowodzeń, ale i bez
olśniewających sukcesów oddziałami piechoty dochodząc do stanowiska dowódcy
pułku. W kwietniu 1944 roku ponownie znalazł się w Urzędzie Uzbrojenia, skąd
skierowano przeniesiono go właśnie do 62 Dywizji.
Sama jednostka nazywana w czasach swej świetności „Dywizją
Księżycowego Blasku” należała do wysoko ocenianych i godnych zaufania dywizji,
jednak uległa kompletnej zagładzie w czasie sierpniowej kampanii w Rumunii.
Dywizja została odbudowana od podstaw w stosunkowo krótkim czasie i uzyskała
dość wysoki poziom sprawności bojowej, gdyż znaczną większość stanowisk
oficerskich i podoficerskich objęli weterani walk na wschodzie. Teraz gros sił
dywizji w postaci czterech batalionów grenadierów ze 180 i 190 Pułku
Grenadierów otrzymało zadanie uderzenia po obu stronach drogi Habscheid-St.
Vith i wyłamaniu dziury we froncie, w która wtargnąć miała grupa bojowa Jüttnera,
składająca się z dywizyjnego batalionu szybkiego (kolarzy), trzech niszczycieli
czołgów Jagdpanzer 38 (t), baterii haubic 105 mm i plutonu łączności, by jak
najszybciej opanować Steinbrück. Wsparcie temu rajdowi zapewnić miał 164 Pułk
Grenadierów Ludowych, którym na co dzień dowodził właśnie pułkownik Arthur Jüttner.
Drugą jednostka pozostająca pod rozkazami generała Luchta
była skoncentrowana na wschód od północnej części Schnee Eifel 18 Dywizja
Grenadierów Ludowych. Dywizja licząca 12 117 żołnierzy pozostawała od chwili
swego powstania w dniu 2 września 1944 roku pod dowództwem pułkownika Günthera
Hoffmann-Schönborna, który 1 grudnia 1944 roku został awansowany do stopnia
generała majora. Trzydziestodziewięcioletni Hoffmann-Schönborn będący z
wojskowego wykształcenia artylerzystą wziął udział w kampanii w Polsce,
Francji, na Bałkanach. Walczył tez na Froncie Wschodnim od pierwszego dnia
Operacji „Barbarossa”, aż do 1 grudnia 1942 roku, gdy otrzymał dowództwo 2
Szkolnego Pułku Artylerii. Od sierpnia 1943 roku kierował Szkołą Dział
Szturmowych, a w chwili uzyskania z dniem 1 listopada 1943 roku promocji do
stopnia pułkownika znalazł się w rezerwie kadrowej. Był poważnym kandydatem do
objęcia dowodzenia nad którąś z dywizji pancernych Wehrmachtu, ale ostatecznie
w końcu sierpnia odwołano go z kursu dla dowódców pancernych i powierzono
zadanie stworzenia 18 Dywizji Grenadierów Ludowych na bazie resztek 18 Polowej
Dywizji Luftwaffe i rozwiązanej właśnie krótko po utworzeniu 571 Dywizji Grenadierów.
18 Dywizja Grenadierów Ludowych okazała się nieźle wyszkoloną jednostką, choć
niedostatek wyszkolonych podoficerów znacznie utrudniał proces organizacji
jednostki. Teraz dywizja mająca poza swoimi pododdziałami także 244 Brygadę Dział
Szturmowych otrzymała za zadanie obejścia od północy grzbietu Schnee Eifel i
zajęcia szeregu wiosek położonych za nim. Aby zmaksymalizować swe szanse na
sukces Hoffmann-Schönborn utworzył dwa zgrupowania uderzeniowe – pierwsze z
nich złożone głównie z 293 Pułk Grenadierów Ludowych miało zwrócić na siebie
uwagę amerykańskich obrońców poprzez czołowy atak pomocniczy na sam grzbiet,
drugie zaś, utworzone przez gros sił dywizji miało przede wszystkim przeniknąć
w głąb amerykańskich pozycji małymi grupami szturmowymi, wykorzystując obszerne
luki w amerykańskim ugrupowaniu obronnym.
Na południe od oddziałów generała Luchta rozwinął się do
bitwy kolejny komponent 5 Armii Pancernej, czyli LVIII Korpus Pancerny, którym od
10 lutego 1944 roku dowodził generał wojsk pancernych Walter Krüger. Oficer ów
należał do grona weteranów wojsk pancernych, a w armii spędził znaczną część swego
dorosłego życia. Od 1910 związany z kawalerią w armii saskiej. Był dobrym
organizatorem i znakomitym jeźdźcem – szefował między innymi niemieckiemu związkowi
jeździeckiemu i współpracował z komitetem olimpijskim. Po kampanii polskiej
dowodził 1 Brygadą Strzelców Zmotoryzowanych, a podczas inwazji na ZSRR
dowodził 1 Dywizją Pancerną. Krüger dowodził korpusem podczas walk w Normandii,
a także podczas tragicznych wrześniowych walk w Lotaryngii. Późną jesienią kontrolował
rozmaite jednostki broniące podejść do Linii Zygfryda na południowym odcinku
Frontu Zachodniego i w konsekwencji miał bardzo mało czasu na przygotowanie swych
jednostek do operacji „Herbstnebel”.
W skład LVIII Korpusu Pancernego weszły dwie jednostki – prawe
skrzydło obsadzała 116 Dywizja Pancerna pułkownika Siegfrieda von Waldenburga,
świeżo upieczonego kawalera Krzyża Rycerskiego. Trzydziestodziewięcioletni absolwent
akademii sztabu generalnego w początkach wojny pełnił funkcje sztabowe w VI, a
następnie w XII Korpusie Armijnym. Następnie pracował w niemieckiej placówce
dyplomatycznej w Rzymie, a do służby liniowej trafił w 1944 roku obejmując
dowództwo nad 26 Pułkiem Grenadierów Pancernych. Od września 1944 roku von
Waldenburg stojąc na czele 116 Dywizji znanej w siłach zbrojnych jako „Dywizja
Charta” („Windhund Division”) odbudowywał jednostkę po klęsce w Normandii, co
nie było zadaniem prostym, gdyż z uwagi na sytuację na froncie jego pododdziały
musiały wejść do akcji na Linii Zygfryda. Pułkownik von Waldenburg dość dobrze
wywiązał się z zadania przygotowania „Dywizji Charta” do walki – osiągnęła ona
stan 15 468 żołnierzy i 78 pojazdów pancernych. Wbrew często stawianej tezie
oddziały 116 Dywizji Pancernej Wehrmachtu nie należały zdecydowanie do elity
niemieckich sil zbrojnych – dywizja, której głównym komponentem bojowym były 16
Pułku Pancernego i 60 oraz 156 Pułki Grenadierów Pancernych powstała dopiero
wiosną 1944 roku. Początkowo była to 16 Dywizja Piechoty, którą rozwiązano 6 sierpnia
1940 roku, a jej pododdziały posłużyły do sformowania dwóch nowych jednostek
szybkich – 16 Dywizji Pancernej i 16 Dywizji Zmotoryzowanej. Ta druga jednostka
po zmianie nazwy na dywizję grenadierów pancernych toczyła ciężkie walki na
południowym odcinku Frontu Wschodniego, gdzie wykrwawiła się całkowicie latem i
jesienią 1943 roku. Skierowana do Francji posłużyła jako fundament do budowy
nowego związku pancernego i z dniem 28 marca 1944 roku stała się 116 Dywizją
Pancerną.
Bardziej na południe od dywizji pancernej von Waldenburga
rozwinęła się 560 Dywizja Grenadierów Ludowych nominalnie dowodzona przez
generał majora Rudolfa Badera – nominalnie, ponieważ z nieznanych przyczyn na
czele tej jednostki stał pułkownik Rudolf Langhauser. Dywizja stworzona w Skandynawii
całkowicie od podstaw w sierpniu 1944 roku na dzień 1 grudnia 1944 roku
wykazywała 8 559 ludzi na stanie, w tym 5 654 w jednostkach bojowych. W ciągu
kolejnego tygodnia dzięki uzupełnieniom osiągnęła stan 11 197 ludzi, ale jej
trzy pułki grenadierów ludowych (1128, 1129 i 1130) nie zostały w wyraźny
sposób wzmocnione, gdyż jak wynika z działalności sprawozdawczej sztabu dywizji
– miały one realną siłę batalionu, także z uwagi na niepełne wyposażenie w ciężką
broń piechoty. Posłanie akurat tej jednostki w takim stanie do bitwy jest mocno
frapujące i świadczy wyraźnie o ogromnych trudnościach w skompletowaniu sił
niezbędnych do przeprowadzenia operacji. Mimo wszystkich tych problemów
pułkownik Langhauser zameldował wieczorem 15 grudnia o gotowości bojowej swych
oddziałów.
LVIII Korpus Pancerny przygotował do ataku cztery grupy
bojowe – oba pułki grenadierów pancernych 116 Dywizji wystawiły po cztery
kompanijne grupy szturmowe, a 560 Dywizja Grenadierów Ludowych wystawiła dwie
grupy bojowe utworzone na bazie dwóch dowództw pułków. Kampfgruppe „Schumann”
zebrana wokół 1130 Pułku Grenadierów Ludowych i Kampfgruppe „Schmitt” tworzona
przez kadry 1128 Pułku Grenadierów ludowych. Krüger zgodnie z myślą von Manteuffla
zamierzał przede wszystkim wprowadzić swe jednostki w głąb amerykańskich
pozycji obronnych w trakcie przygotowania artyleryjskiego i tak szybko, jak to
możliwe pchnąć do walki główne siły 116 Dywizji aby wyjść w przestrzeń
operacyjną. Zadanie było trudne, gdyż na sporej części odcinka od placówek
amerykańskich jego oddziały oddzielała rzeczka Our, a najdogodniejsze miejsce
do przeprawy znajdowało się w Ouren, na obszarze amerykańskiego przyczółku na
tej przeszkodzie wodnej, obsadzonego tutaj przez 112 Pułk Piechoty z 28 Dywizji
USA. Zadanie opanowania Ouren otrzymała grupa „Schumann”, a grupa „Schmitt”
miała wywalczyć przejście przez rzekę pięć kilometrów dalej na południe, w
rejonie Kalborn. Oddziały 116 Dywizji Pancernej miały przekroczyć Our w rejonie
Burg-Reuland i Oberhausen.
Trzecim i najsilniejszym zarazem korpusem wchodzącym w
skład sił generała von Manteuffla był działający najdalej na południe XXXXVII
Korpus Pancerny generała wojsk pancernych barona Heinricha von Lüttwitz. Ten pochodzący
z bardzo starej pruskiej arystokracji oficer kontynuował bardzo długie rodzinne
tradycje stanowiąc kolejne pokolenie zawodowych oficerów. Heinrich von Lüttwitz
jesienią 1944 roku obchodził trzydziestolecie swej służby wojskowej, która
rozpoczynał jako kawalerzysta w pułku dragonów, z którym walczył na Froncie
Wschodnim I Wojny Światowej. Po pierwszej wojnie światowej wstrząśnięty
rozpadem struktur armii i państwa wstąpił do Freikorpsu, gdzie umocnił swe skrajnie
prawicowe poglądy. Przez cały okres międzywojnia kontynuował karierę
kawalerzysty, ale po kampanii w Polsce przeniesiony został do wojsk pancernych –
dowodził najpierw batalionem strzelców zmotoryzowanych, aby objąć w
październiku 1940 roku stanowisko dowódcy 101 Pułku Strzelców Zmotoryzowanych.
Operacja „Barbarossa” zastała go na stanowisku dowódcy 59 Pułku Strzelców
Zmotoryzowanych, kolejne miesiące walk na wschodzie przyniosły von Lüttwitzowi
awans do stopnia pułkownika i wyróżnienie w postaci Krzyża Rycerskiego. Od
października 1942 roku do maja 1943 roku dowodził 20 Dywizją Pancerną operująca
w ramach Grupy Armii „Środek”, następnie w strukturach OKW. Na front powrócił w
roli dowódcy 2 Dywizji Pancernej, od 4 czerwca 1943 roku już jako generał
porucznik. Walczył w Normandii i 3 września 1944 roku jako 571 żołnierz w
niemieckich siłach zbrojnych udekorowany został Liśćmi Dębu do posiadanego
Krzyża Rycerskiego. Na czele XXXXVII Korpusu Pancernego stanął von Lüttwitz w
dniu 9 listopada 1944 roku. W chwili rozpoczęcia ofensywy miał do swojej
dyspozycji dwie dywizje pancerne – 2 i „Szkolną”, oraz 26 Dywizją Grenadierów
Ludowych.
Dowodzona przez pułkownika Meinrada von Laucherta 2
Dywizja Pancerna była z pewnością najbardziej doświadczoną i przez to
najbardziej wartościową z wszystkich niemieckich dywizji oczekujących na rozkaz
ataku. Mimo dużych strat w Normandii i kosztownego odwrotu do granic Rzeszy tworzące
jądro dywizji 3 Pułk Pancerny, oraz 2 i 304 Pułki Grenadierów Pancernych wciąż posiadały
w swych szeregów niemałe grono wytrawnych weteranów walk wszystkich kampanii i
frontów wojny, co z pewnością pozytywnie wpływało na zwartość i siłę bojową
jednostki. Pewnym problemem była postać samego dowódcy – choć pułkownik von
Lauchert był bardzo doświadczonym oficerem, dekorowanym jeszcze 8 września 1941
roku Krzyżem Rycerskim, oraz 12 lutego 1944 roku jako 396 żołnierz niemieckich
sił zbrojnych także Liśćmi Dębu do Krzyża Rycerskiego poprzedniego dowódcę
dywizji – generała majora Henninga Schönfelda[xxvi] - zastąpił
w dniu 15 grudnia 1944, miał zatem raptem 24 godziny na zapoznanie się ze
związkiem i najbliższymi współpracownikami. Poprzednik von Laucherta zadbał o
staranny dobór uzupełnień do jednostki uzyskując wielu doświadczonych
żołnierzy, a nowo powołani rekruci poza standardowym szkoleniem podstawowym
przeszli dodatkowy czterotygodniowy kurs przygotowawczy zorganizowany siłami
własnych, dywizyjnych kadr. Dywizja liczyła 14 457 żołnierzy i posiadała 84
czołgi i 40 dział pancernych i szturmowych. Bez wątpienia był to jeden z
najlepszych związków taktycznych w całym Wehrmachcie. Także i ta jednostka
zamierzała możliwie cicho spenetrować amerykańską obronę organizowaną w tym
rejonie przez 110 Pułkową Grupę Taktyczną (na bazie 110 Pułku Piechoty z 28
Dywizji Piechoty USA), a grotem jej natarcia były specjalnie dobrane kompanie
szturmowe złożone z żołnierzy 38 Pancernego Batalionu Saperów i II Batalionu
304 Pułku Grenadierów Pancernych. Niemieccy żołnierze nie mieli łatwego zadania
– musieli na pontonach pokonać rzeczkę Our i zorganizować przeprawę dla
głównych sił 2 Dywizji pancernej pod Dasburgiem.
Wraz z 2 Dywizją Pancerną zadanie przełamania
amerykańskiej obrony na odcinku działania XXXXVII Korpusu Pancernego otrzymała
licząca 10 580 ludzi 26 Dywizja Grenadierów Ludowych. Dywizją zorganizowaną w
poznańskiem jesienią 1944 roku z resztek dywizji piechoty o tej samej
numeracji, oraz poborowych z Nadrenii i Westfalii dowodził czterdziestoczteroletni
pułkownik Heinz Kokott – kawaler Krzyża Rycerskiego. Kokott był niezwykle
cenionym taktykiem i dotychczas służbę w piechocie przeplatał z pracą w szkolnictwie
wojskowym. Dotychczas dowodził batalionem w 68 Dywizji Piechoty, 176 Pułkiem
Piechoty w 76 Dywizji Piechoty, 317 Pułkiem Grenadierów z 211 Dywizji Piechoty,
oraz 1135 Brygada Grenadierów. W 1942 roku kierował kursem dla dowódców
batalionów we francuskim Mourmelon, a także po odniesieniu ciężkich ran w dniu
7 lipca 1943 roku także komenderował VI Szkole Chorążych Piechoty w Beverloo. Teraz
prowadził do walki dywizję dosłownie naznaczoną jego osobowością – żołnierze dywizji
spod znaku kolońskiej katedry zostali dość dobrze wyszkoleni w agresywnym duchu
i choć kierowani byli przez młodych podoficerów i oficerów Kokott dołożył
wszelkich starań, by osiągnąć jak najwyższy poziom umiejętności taktycznych. W
sumie wszystkie trzy pułki dywizji (39, 77 i 78 Pułki Grenadierów Ludowych –
przy czym 39 Pułk zachował elitarny tytuł pułku fizylierskiego) stanowiły
dobrze zgrany organizm i dywizje oceniano jako bardzo wartościowy związek.
Trzecią dywizją w dyspozycji dowódcy XXXXVII Korpusu
Pancernego była 130 „Szkolna” Dywizja Pancerna („Panzer-Lehr”), która oczekiwać
miała na wybicie dziur w amerykańskim froncie przez grenadierów z 26 Dywizji. Dywizja
liczyła 15 468 ludzi i dysponowała 78 pojazdami pancernymi, z których 63 było
czołgami. Dywizją nadal dowodził bardzo doświadczony i wielokrotnie dekorowany
niemieckimi i włoskimi odznaczeniami generał porucznik Fritz Bayerlein. Oficer
ten uchodził za jednego z najbardziej doświadczonych oficerów wojsk pancernych,
który sławę zdobył podczas walk w Afryce. Pomimo częstego pojawiania się jego
nazwiska w mediach propagandowych od czerwca 1944 roku kariera Bayerleina
znalazła się nad przepaścią – w związku z bardzo złym stanem psychicznym
(prawdopodobnie spowodowanym długotrwałym i nieleczonym Zespołem Stresu
Pourazowego stanem głębokiej depresji) od sierpnia 1944 roku w praktyce „Panzer-Lehr”
nie dowodził, a zastępowali go różni oficerowie aż do września 1944 roku, kiedy
to ponownie fizycznie objął dowództwo nad dywizją. Zły stan psychiczny
Bayerleina był powszechnie znany i bardzo trudno jest wskazać powód, dla
którego utrzymał stanowisko[xxvii]. W
nienajlepszym stanie była także sama dywizja – 130 Szkolny Pułk Pancerny, a
także 901 i 902 Szkolne Pułki Grenadierów Pancernych nigdy nie były elitą
Wehrmachtu, choć często się je tak przedstawia. Na plus dywizji działało kiedyś
bardzo szczodre wyposażenie w środki walki, ale fakt wypełnienia etatów
oficerskich i podoficerskich prowadzącymi szkolenia oficerami powodował, że poza
liczną grupą autentycznie zdolnych taktyków szeregi dywizji wypełniły się ludźmi
uznanymi wcześniej za zbyt schorowanych, lub wypalonych, by służyli w pierwszej
linii. Jesienią dywizja została odtworzona, ale procesu tego nie ułatwiał fakt
kilkukrotnego udziału w ciężkich walkach, które przyniosły niemałe straty. W
sumie, dywizja była dość dobrze przygotowana do walki, ale zdecydowanie
ustępowała jakością 2 Dywizji Pancernej.
Trzecia armią niemiecką wchodzącą w skład zgrupowania
uderzeniowego Grupy Armii „B”, była 7 Armia dowodzona przez generała wojsk
pancernych Ericha Brandenbergera. Urodzony 15 lipca 1892 roku w Augsburgu
Bawarczyk służył w armii od 1 sierpnia 1911 roku i z wykształcenia wojskowego
był artylerzystą i I Wojnę Światową kończył jako dowódca baterii. Okres
międzywojenny to powolne awanse, które doprowadziły Brandenbergera do
stanowiska dowódcy 74 Zmotoryzowanego Pułku Artylerii, skąd odszedł do
szefostwa wojsk granicznych. 16 września 1939 roku został Szefem Sztabu XXIII
Korpusu Armijnego, z którym wziął udział w kampanii francuskiej i wówczas
poznał ówczesnego Szefa Sztabu 16 Armii – generała porucznika Walthera Modela. Postawa
Modela i jego sposób pracy wywrzeć musiały na Brandenbergerze bardzo duże
wrażenie, gdyż już w kampanii francuskiej widać było w jego postawie duży wpływ
i inspirację metodami Modela. Brandenberger był człowiekiem oschłym, trudnym w
kontakcie osobistym, ale w sprawach służbowych bardzo rzeczowym i elastycznym.
Dużo czasu spędzał w sztabie i starał się zapoznać nawet z najdrobniejszymi szczegółami
pracy powierzonego jego pieczy zespołu ludzi. Podobnie jak w przypadku Modela
szczególne związki łączyły Brandenbergera z oficerem operacyjnym, uważał bowiem
tak samo jak i jego mentor, że podstawą do jakiegokolwiek planowania operacyjnego
jest elementarna wiedza na temat przeciwnika – jego sił i zamiarów. Do kampanii
rosyjskiej przystąpił już jako generał major na stanowisku dowódcy 8 Dywizji
Pancernej, która operując w ramach 4 Grupy Pancernej osiągnęła znakomite wyniki
latem i jesienią 1941 roku. Bardzo szybko Wydział Personalny zaczął postrzegać
Brandenbergera jako naturalnego kandydata na stanowisko dowódcy korpusu, tym
bardziej, że 1 sierpnia 1942 roku został promowany do stopnia generała
porucznika. Od marca 1943 roku Brandenberger dowodził XXIX Korpusem Armijnym i
w ciężkich walkach na d rzeką Mius kolejny raz zwrócił na siebie uwagę OKH jako
rozważny, opanowany i bardzo energiczny dowódca. 8 listopada 1943 roku Erich
Brandenberger został awansowany do stopnia generała wojsk pancernych i
dowództwo nad XXIX Korpusem Armijnym zachował do 30 czerwca 1944 roku, kiedy to
objął komendanturę nad Kwatera Główną Hitlera. Od 31 sierpnia 1944 roku na
czele 7 Armii z którą zaznał goryczy tragicznego odwrotu przez Francję.
Generał Brandenberger miał do wykonania zadania osłony
zgrupowania uderzeniowego od południa dwa korpusy, które rozwinęły w pierwszym
rzucie cztery dywizje. Poza siedemnastoma samobieżnymi niszczycielami czołgów 7
Armia nie posiadała żadnych sił pancernych, co w znacznym stopniu ograniczało
jej możliwości bojowe. Mimo to, oczekiwania wobec armii Brandenbergera były
bardzo duże – jej siły miały działać w dwóch rozbieżnych kierunkach – wraz z XXXXVII
Korpusem Pancernym przez rzeczkę Clerve na zachód, oraz przez dolny bieg Our w
głąb Luksemburga.
Z południowym skrzydłem 5 Armii Pancernej sąsiadował LXXXV
Korpus Armijny, którym od chwili powołania do życia dowodził generał piechoty
Baptist Kniess. Pochodzący z Palatynatu pięćdziesięciodziewięcioletni oficer służył
w armii już 38 lat. Krótko przed wybuchem wojny w zasadzie nie pełnił już
czynnej służby odpowiadając za rezerwy kadrowe armii w okręgu Heilbronn, ale
niedostatek oficerów podczas mobilizacji spowodował sięgnięcie przez OKH po
wszelkie rezerwy i Kniess został dowódca 215 Dywizji Piechoty, wraz z którą
znalazł się na Froncie Zachodnim. Po wybuchu wojny z ZSRR znalazł się w
północnej części Frontu Wschodniego, pozostawał na swym stanowisku aż do
listopada 1942 roku, kiedy to został odesłany na zachód, by objąć dowództwo
LXVI Korpusu Rezerwowego, w znacznej mierze zajmującego się szkoleniem. Po
odwrocie z południowej Francji ocalałe oddziały wraz z nowoprzybyłymi posiłkami
stawiały Aliantom twardy opór Aliantom na ich drodze do Saary i Renu. Dopiero
15 listopada dowództwo Korpusu z Kniessem zostało zabrane z Grupy Armii „G” i
oddane 7 Armii Brandenbergera. Kniess w pierwszym rzucie rozmieścił dwie
dywizje, które zyskały sobie bardzo dobrą reputację podczas minionych walk w
Normandii.
Północne skrzydło objęła 5 Dywizja Strzelców Spadochronowych
pułkownika Ludwiga Heilmanna, agresywnego i twardego żołnierza, który
pozostawał w ostrym konflikcie z wieloma swoimi przełożonymi z Luftwaffe i
właściwie nie wiadomo jakim cudem nadal utrzymującego dowodzenie w swym ręku. Heilmann,
który brał udział w Operacji „Merkur”, a sławę zyskał podczas zaciętych
walk w rejonie Monte Cassino nie był
zbyt lubiany przez wielu swoich podwładnych – odbierano go jako swego rodzaju
żołnierza-samochwała, co tez nie pomagało w odbudowie dywizji ciężko
doświadczonej w Normandii. Mimo, że 5 Dywizja Strzelców Spadochronowych liczyła
aż 16 342 ludzi z pewnością daleko jej było do jakości, którą prezentowała
jeszcze latem tego roku. Teraz bez względu na wszystkie niedostatki i kłótnie w
sztabie dywizja Heilmanna miała ruszyć Our w kierunku Hoscheid i dalej na zachód osłaniając południową
flankę XXXXVII Korpusu pancernego.
Drugim związkiem Kniessa była 352 Dywizja Grenadierów
Ludowych, którą dowodził od 6 października 1944 roku pułkownik Erich-Otto
Schmidt. Licząca 10 595 ludzi dywizja została sformowana właściwie od podstaw w
rejonie Flensburga jesienią 1944 roku na bazie ocalałych weteranów 352 Dywizji
Piechoty, która okryła się chwałą podczas morderczej, wielodniowej batalii o
St.Lo w Normandii. Resztki dywizji, która straciła dwóch z trzech dowódców
pułków i swego dowódcę wzięły udział w walkach o Arnhem jako oddział alarmowy i
ostatecznie zostały scalone z 581 Dywizją Grenadierów. Mimo bardzo wysokiego
odsetka zupełnie niedoświadczonych rekrutów ocaleli porucznicy i sierżanci byli
w stanie zapewnić podstawy do szkolenia taktycznego swym poziomem zbliżonego do
stanu sprzed inwazji alianckiej. Pewnym minusem był fakt, że przedłużające się
szkolenie i trudności w zorganizowaniu transportu znacznie opóźniły przybycie
dywizji na front, na który dotarła stosunkowo późno i w efekcie bardzo
brakowało czasu na przygotowanie dobrego planu natarcia. Dowodzący dywizją
pułkownik Schmidt był doświadczonym oficerem, służącym w armii od 1919 roku.
Pełnił różne funkcje w sztabach, na przemian z dowodzeniem w polu, a na wojnę
wyruszył w szeregach 4 Dywizji Piechoty podczas kampanii w Polsce. Od 1
września 1942 roku dowodził 679 Pułkiem Grenadierów, z którym w lutym 1943 roku
przybył na Front Wschodni. Doceniano jego postawę na polu walki i 4 sierpnia
1943 roku został odznaczony Krzyżem Rycerskim, choć już jesienią 1943 roku jego
regiment poniósł tak wielkie straty, że zredukowany do siły batalionu jako 679
Grupa Pułkowa został przydzielony do innej dywizji, a pułkownika Schmidta
wycofano z frontu do rezerwy kadrowej. Na Front Wschodni trafił ponownie latem
1944 roku jako dowódca zaporowej 1136 Brygady Grenadierów, którą także szybko
wchłonęły inne jednostki, a Erich-Otto Schmidt ponownie trafił do rezerw
kadrowych, z których skierowano go do 352 Dywizji w miejsce dotychczasowego
dowódcy – generała majora Eberhardta von Schuckmanna.
Południowe skrzydło 7 Armii stanowił LXXX Korpus Armijny
generała piechoty, dr Franza Beyera. To nietuzinkowa postać, która podobnie jak
wielu jego rówieśników karierę wojskową rozpoczął już w 1911 roku, tyle, że na pokładach
okrętów – służył między innymi na okrętach liniowych „Ostfriesland” i „Westfalen”,
a w uznaniu jego zasług Wielką Wojnę kończył jako porucznik odznaczony Krzyżem
Żelaznym. Po upadku floty cesarskiej nie starał się o pozostanie w Reichsmarine,
lecz znalazł zatrudnienie w Policji gdzie do 1935 roku doszedł do stopnia
pułkownika. Po remilitaryzacji Niemiec wrócił w szeregi sił zbrojnych jako
podpułkownik i dowódca batalionu piechoty, a na wojnę wyruszył na stanowisku
dowódcy 131 Pułku Piechoty, z którym odbył kampanię francuską, a potem znalazł
się na Froncie Wschodnim. 12 września 1941 roku odznaczony Krzyżem Rycerskim, a
1 lutego promowany do stopnia generała majora. Zyskał opinie kompetentnego i
skutecznego dowódcy dywizji stojąc na czele 331 Dywizji Piechoty, skąd odszedł
na przełomie lutego i marca 1943 roku na bardzo prestiżowe stanowisko dowódcy
44 Dywizji Grenadierów Rzeszy „Deutsch und Hohmeister” uważanej za jednostkę
elitarną, odtwarzaną od podstaw po zagładzie w Stalingradzie. Jako generał
porucznik odszedł z tej jednostki w styczniu 1944 roku by po cyklu szkoleń dla
dowódców wyższych objąć dowodzenie XVII Korpusu Armijnego. Następnie stał na
czele LXVII Korpusu Pancernego, V Korpusu Armijnego, oraz XXXXIX Korpusu
Górskiego. Stanowisko dowódcy LXXX Korpusu Armijnego objął w sierpniu 1944 roku
i wraz z tymże korpusem od września organizował obronę na granicy z
Luksemburgiem, w rejonie Echternach.
W rejonie Wallendorfu rozwinęła się 276 Dywizja Grenadierów
Ludowych generała porucznika Kurta Möhringa. Dywizja liczyła 9 320 ludzi i
miała sporo braków, które usiłował zniwelować jej doświadczony dowódca. Möhring,
kawaler Krzyża Rycerskiego dywizją dowodził już na przełomie 1943 i 1944 roku
zyskał reputację dobrego żołnierza jeszcze w 1942 roku podczas służby w Dywizji
„Grossdeutschland”. Oficer szalenie odważny, aż do brawury długo czekały na
kolejny przydział, bo aż do września 1944 roku, kiedy objął odbudowywaną 276
Dywizję. Jak się wydaje, najlepiej czuł się na froncie, w ogniu walki, a
organizatorem był raczej słabym. Jego dywizja w swych trzech pułkach – 986, 987
i 988 – miała dużo braków w wyposażeniu, a przede wszystkim w ludziach, z
których duża część pochodziła z najświeższych uzupełnień.
Drugą dywizją ześrodkowaną do ataku przez generała Beyera
była 212 Dywizja Grenadierów Ludowych generała porucznika Franza Sensfussa,
licząca 11 151 ludzi. Sensfuss stał na czele tej jednostki od 9 maja 1944 roku
i wraz z dywizją toczył latem 1944 roku ciężkie walki na północnym odcinku Frontu
Wschodniego, w efekcie których jednostka została kompletnie rozbita w rejonie
Olity 15 września 1944 roku. Sensfuss całą jesień reorganizował dywizję
występującą teraz 212 Dywizja Grenadierów Ludowych, a dzięki zachowaniu rdzenia
w postaci grupy doświadczonych oficerów i podoficerów udało mu się dość dobrze
odtworzyć jednostkę i wyszkolić tworzący ją zespół ludzki. Jako generał
porucznik pozostawał realnym kandydatem do objęcia stanowiska dowódcy korpusu i
bardzo starannie przygotował swą jednostkę do ataku, którego celem – podobnie jak
276 Dywizji – było wyjście w rejon miasta Luksemburg.
W strukturach wszystkich trzech wyznaczonych do ataku
armii poza wymienionymi związkami dywizyjnymi znalazła się też cała gama
jednostek wsparcia – przede wszystkim artylerii, ale także oddziałów
inżynieryjnych i przeciwlotniczych. Dowódca 6 Armii Pancernej dysponował:
- 683 Ciężkim Batalionem Przeciwpancernym
- 217 Batalionem Czołgów Szturmowych
- 394, 667 i 902 Batalionem Dział Szturmowych
- 741 Batalionem Niszczycieli Czołgów
- 1098, 110 i 1120 Baterią Ciężkich Haubic
- 428 Baterią Ciężkich Moździerzy
- 2 Dywizja Artylerii Przeciwlotniczej (41 i 43 Pułk)
- 4 Brygada Budowlana „Todt Org.”
Dodatkowo, sztab 6 Armii Pancernej nadzorował szereg
jednostek wykonujących zadania dywersyjno-sabotażowe. W tym celu powołano do
życia szereg jednostek specjalnego przeznaczenia mających w założeniu ułatwić
jak najszybsze przebycie masywu Ardenów. Pierwszym komponentem planowanych działań
był projekt operacji desantowej o kryptonimie „Stösser”, który zrealizować miał
wzmocniony batalion strzelców spadochronowych zorganizowany przez pułkownika
Augusta barona von der Heydte. Ten weteran Operacji „Merkur” zebrał oddział, który
miał zaskakującym atakiem desantowym opanować skrzyżowania dróg w rejonie Belle
Croix i Jalhay, którymi poruszać się miała na zachód 12 Dywizja Pancerna SS. Pułkownik
von der Heydte przyjął propozycję zorganizowania tej akcji bez większego
entuzjazmu, ale też nie mógł po prostu odmówić, gdyż jako bliski kuzyn
pułkownika von Stauffenberga od dłuższego czasu pozostawał na celowniku służb
bezpieczeństwa Rzeszy. Mimo, że jego oddział miał składać się z oddelegowanych
do tej misji żołnierzy z wszystkich pozostających na zachodzie jednostek spadochronowych,
jego gros tworzyli ludzie wywodzący się z macierzystej jednostki von der
Heydtego – 6 Pułku Strzelców Spadochronowych – którzy masowo zgłaszali się
ochotniczo do tej operacji pragnąc towarzyszyć swemu powszechnie szanowanemu
dowódcy. Ponieważ przed desantem nie przygotowano żadnego rozpoznania
fotograficznego celów desantu i nie znano sił przeciwnika baron von der Heydte
pozostawał bardzo sceptyczny co do możliwości odniesienia sukcesu i oceniał je
na 10 %[xxviii].
Pewną ilość jednostek pozadywizyjnych przydzielono też do
poszczególnych korpusów i tak:
- LXVIII Korpus Armijny otrzymał 1001 Kompanię Ciężkich Dział
Szturmowych, 17 Ludową Brygadę „Nebelwerfer” oraz 405 Ludowy Korpus Artylerii.
- I Korpus Pancerny SS oprócz posiadanych w swej
strukturze 501 batalionu Artylerii SS i 501 batalionu Pomiarowego Artylerii SS
otrzymał wsparcie w postaci 4 i 9 Ludowych Brygad „Nebelwerfer”, a także 388 i
402 ludowy Korpusy Artylerii. W skład korpusu wszedł także kolejny oddział
realizujący zadania specjalne – 150 Brygada Pancerna dowodzona przez SS-Obersturmbannführera
Otto Skorzennego. Jednostka złożona z dwóch kompanii pancernych, dwóch kompanii
grenadierów pancernych, dwóch kompanii przeciwpancernych, niepełnego batalionu
ciężkich moździerzy, kompanii specjalnej i elementów 600 Batalionu Spadochronowego
SS miała do wykonania dwa zadania. Pierwszym, najważniejszym było opanowanie
mostów na Mozie w rejonie Amay i ułatwienie w ten sposób przeprawy nacierającym
dywizjom pancernym SS, drugim zaś było prowadzenie działań dywersyjnych i
dezinformacyjnych przez niewielkie oddziałki odzianych w amerykańskie mundury i
uzbrojonych w amerykański sprzęt żołnierzy mówiących po angielsku. Mimo wsparcia
ze strony samego szefostwa OKW oddział Skorzennego został dosłownie fatalnie
przygotowany do czekających go działań – ponieważ zdołano dostarczyć zaledwie
dwa czołgi średnie „Sherman” (z tego jeden na chodzie) brygada otrzymała 5
wozów Pz V „Panther”, które ucharakteryzowano na amerykańskie samobieżne niszczyciele
czołgów M-10. Dysponowano pewną ilością pojazdów produkcji USA, ale z uwagi na
zachowanie tajemnicy jednostki które otrzymały rozkaz wydania brygadzie „zdobycznego”
uzbrojenia zamiast sprzętu amerykańskiego oddały mnóstwo broni polskiej i radzieckiej,
która do niczego ludziom Skorzennego nie mogła się przydać. Także nabór
żołnierzy znających angielski przebiegł fatalnie – zaledwie dziesięciu z nich
faktycznie biegle posługiwało się używanym w USA angielskim znając slang i
zwroty typowe dla kultury amerykańskiej.
Dowództwo 5 Armii Pancernej sprawowało nadzór nad:
- 653 Ciężkim Batalionem Niszczycieli Czołgów
- 669 Batalionem Wschodnim
- 207 i 600 Batalionem Pionierów
- 1099, 1119 i 1121 Baterią Ciężkich Moździerzy
- 25/975 Baterią Artylerii Fortecznej
- 19 Brygadą Artylerii Przeciwlotniczej
- 3 Brygada Budowlaną „Todt Org.”
Ponadto, do poszczególnych korpusów przydzielono:
- LXVI Korpus Armijny wzmocniły 460 Ciężki Batalion
Artylerii Rezerwy OKH i 16 Ludowa Brygada „Nebelwerfer”
- LVIII Korpus Pancerny wzmocniły 1 Pułk Artylerii
Przeciwlotniczej, 7 Ludowa Brygada „Nebelwerfer” i 401 Ludowy Korpus Artylerii
- XXXXVII Korpus Pancerny wzmocniły 182 Pułk Artylerii
Przeciwlotniczej, 15 Ludowa Brygada „Nebelwerfer” i 766 Ludowy Korpus Artylerii
Dowództwo 7 Armii otrzymało wsparcie w postaci:
- 657 i 668 Ciężki Batalion Przeciwpancerny
- 501 Forteczny Batalion Przeciwpancerny
- 47 Batalion Pionierów
- 1092, 1093, 1124 i 1125 Baterie Ciężkich Haubic Rezerwy
OKH
- 660 Bateria Ciężkiej Artylerii Rezerwy OKH
- 1029, 1039 i 1122 Baterie Ciężkich Moździerzy
- 999 Batalion Karny
- 44 Batalion Ciężkich Karabinów Maszynowych
- 15 Pułk Artylerii Przeciwlotniczej
- 1 Brygada Budowlana „Todt Org.”
Ponadto dowódcy korpusów otrzymali:
- LXXXV Korpus Armijny – 18 Ludową Brygadę „Nebelwerfer”
i 402 Ludowy Korpus Artylerii
- LXXX Korpus Armijny – 2 i „Szkolny” Pułk „Nebelwerfer”,
8 Ludową Brygadę „Nebelwerfer” i 408 Ludowy Korpus Artylerii.
Rzecz jasna jak dotąd omawialiśmy jedynie pierwszy rzut
operacyjny Grupy Armii „B”, w pewnej odległości od linii frontu do dyspozycji
feldmarszałka Modela pozostawało silne zgrupowanie tworzone przez jednostki
stanowiące drugi rzut operacyjny, przy czym wprawdzie część związków była
formalnie przypisana do rozwiniętych już na linii kontaktu korpusów, ale
decyzja o użyciu jednostek drugiego rzutu leżała wyłącznie w gestii dowódcy Grupy
Armii. Drugi rzut za frontem 6 Armii Pancernej tworzyły:
- II Korpus Pancerny SS dowodzony przez SS-Ogruf.
Wilhelma „Willi” Bittricha składający się z 2 Dywizji Pancernej SS „Das Reich”
i 9 Dywizji Pancernej SS „Hohenstaufen”
- 3 Dywizja Grenadierów Pancernych
- 246 Dywizja Grenadierów Ludowych
Za frontem 5 armii Pancernej:
- Sztab XXXIX Korpusu Pancernego nadzorujący 167 Dywizję
Grenadierów Ludowych
- 9 Dywizję Pancerną
- „Führer Begleit Brigade”
Za frontem 7 Armii drugi rzut tworzyły:
- Sztab LIII Korpusu Armijnego kontrolujący 9 Dywizję
Grenadierów Ludowych, „Führer Grenadier Brigade” i 15 Dywizję Grenadierów
Pancernych
- 79 Dywizję Grenadierów Ludowych
- 340 Dywizję Grenadierów Ludowych
Należy w tym miejscu odnotować, że nie wszystkie oddziały
wsparcia przybyły w terminie na miejsce koncentracji i część jednostek
armijnych, a nawet dywizji drugiego rzutu rozwijały się już w czasie bitwy[xxix]. Ponadto,
feldmarszałek Model mógł w teorii skorzystać także z szeregu związków
stanowiących rezerwę dla OB „West”, czyli między innymi z 11 Dywizji Pancernej,
17 Dywizji Grenadierów Pancernych SS, czy 10 Dywizji Pancernej SS, ale z kolei
decyzja o użyciu tych jednostek leżała wyłącznie w gestii Hitlera, co samo w
sobie wykluczało swobodne korzystanie z tych doświadczonych dywizji. Ponadto,
stanowiły one bardzo nierówny pod względem jakości i siły bojowej konglomerat
dywizji odtwarzanych, lub wypoczywających po walkach, w dodatku pozostających w
stosunkowo dużej odległości od rejonu Ardenów, co jeszcze bardziej utrudniało
ich potencjalne użycie. Aby dopełnić obrazu sił niemieckich skierowanych do
wykonania Operacji „Herbstnebel” należy się pochylić także nad siłami Luftwaffe
skierowanymi do wsparcia działań wojsk naziemnych, a były to siły bardzo duże.
Nad bardzo silnym zgrupowaniem artylerii przeciwlotniczej
osłaniającej oddziały armii nadzór sprawował sztab III Korpusu Artylerii
Przeciwlotniczej generała porucznika Wolfganga Pickerta. Warto pamiętać, że
przynajmniej część ciężkich jednostek przeciwlotniczych można było użyć w
walkach lądowych jako broń wsparcia, choć na tym etapie wojny średnia wieku
personelu jednostek przeciwlotniczych Luftwaffe znacznie się obniżyła z powodu
nasycenia szeregów jednostek licznymi „Flakhelferami”, czyli nastolatkami
zastępującymi odkomenderowanych do wojsk lądowych żołnierzy. Także powietrzny
komponent Luftwaffe przeznaczony do wsparcia operacji robił duże wrażenie, choć
rzecz jasna daleki był od zapowiadanych 4000 samolotów. Niemniej jednak odpowiedzialne
za wsparcie powietrzne Dowództwo Luftwaffe „Zachód” powstałe w miejsce 3 Floty
Powietrznej kierowało działaniami lotniczymi z pomocą II Korpusu Lotniczego, na
którego czele stał generał major Dietrich Pelz, a posiadało w swych 3 i 5
Dywizji Lotnictwa Myśliwskiego znakomitą większość aktywnych jednostek myśliwskich
w zachodniej strefie operacyjnej.
Dynamiczne ujęcie z walk powietrznych nad Niemcami jesienią 1944 roku. Zdjęcie pokazuje problem z którym zmierzyć się musiała Luftwaffe - widoczny na pierwszym planie Focke-Wulf 190 D-9 prowadzącego parę doświadczonego weterana po ataku błyskawiczną beczką schodzi pod formacje amerykańskich bombowców B-24 i unika ognia obronnego. Na drugim planie widać samolot bocznego, zapewne bardzo młodego stażem pilota, który wyraźnie opóźniając manewr unikowy stał się celem skutecznego ognia strzelców pokładowych.
W ramach 3 Dywizji Lotnictwa Myśliwskiego generała majora
Waltera Grabmanna operować miały 1, 6, 26 i 301 Jagd Geschwader, oraz 4 Schlacht
Geschwader. 5 Dywizja Lotnictwa Myśliwskiego generała majora Karla Hentschla,
oraz Dowódca Myśliwski Środkowego Renu (płk Hans Trübenbach) nadzorowały
działania 2, 3, 4, 11, 27, 53 i 77 Jagd Geschawder. Do działań nocnych skierowano
Szkolny i 66 Kampf Geschwader, a także 1 i 2 Nacht Schlacht Geschwader, a do ataków
na tyły Aliantów 51 i 76 Kampf Geschawder (oba wyposażone w samoloty odrzutowe).
W sumie na dzień 16 grudnia siły Luftwaffe skierowane do wsparcia „Herbstnebel
liczyły 1492 samoloty myśliwskie, 171 bombowców, 91 samolotów szturmowych i 40
rozpoznawczych[xxx].
Bez względu na stan pogody przy dowództwach armii uczestniczących w operacji
znalazły się bogato wyposażone w sprzęt łączności sztaby Luftwaffe koordynujące
działania własnych sił.
[i] Florian
Rothburst, „Guderian’s XIXth Panzer Corps and the Battle of France: Breakthrough
in the Ardennes, May 1940“, New York 1990, str.27
[ii] Zagadnienia związane z zadaniem
przełamania linii frontu były szeroko dyskutowane przez feldmarszałka Modela z
dowódcami głównych zgrupowań uderzeniowych, ale o ile nie wiemy wiele na temat
wniosków wyciąganych przez sztab Dietricha, szeroko rozmowy z dowódcą Grupy
Armii „B” opisywał po wojnie generał Hasso von Manteuffel, starając się zresztą
postawić swoją osobę w jak najlepszym świetle – choćby jako pomysłodawcę wielu
rozwiązań taktycznych proponowanych następnie podczas konferencji z najwyższym
dowództwem. W rzeczywistości zgodnie z doktryną obowiązująca w niemieckim
systemie planowania operacji wojskowych dowództwo wyższe jedynie wskazywało
cele działań, a metoda obrana do ich osiągnięcia pozostawał domeną dowództw
niższych. Zatem feldmarszałek Walther Model miał wpływ na zasadniczy kształt
ugrupowania bojowego swych własnych wojsk, ale decyzje stricte taktyczne, czyli
dotyczące działań poszczególnych korpusów i dywizji pozostawały w sferze
rozważań teoretycznych, a następnie praktycznych dowództw armii. To właśnie silna
tendencja do wchodzenia w kompetencje dowództw niższych rzędów powodowała
skrajną niepopularność feldmarszałka wśród jego podwładnych i często prowadziła
do ostrych konfliktów, choć z drugiej strony nawet jego najwięksi adwersarze pozostawali
zawsze pod wrażeniem jego niebywałych umiejętności taktycznych i zdolności do
formułowania niezwykle celnych ocen zdolności bojowej i postawy moralnej
żołnierzy. Uwaga Autora
[iii] „Wacht am Rhein“ – tytuł poematu,
pieśni napisanej w 1840 roku przez Maxa Schneckenburgera (handlowca ze
Szwabii), jako wezwanie do obrony niemieckości lewego brzegu Renu w obliczu
francuskich roszczeń do tych prowincji wyartykułowanych przez francuskiego premiera
Adolphe Thiersa. Poemat, który po skomponowaniu doń w 1854 roku muzyki stał się
jednym z kanonów niemieckich śpiewników patriotycznych. Uwaga Autora
[iv] Percy Ernst
Schramm, „The Preparations for the German Offensive in the Ardennes (Sep. to Dec.
1944)“, US Army Study 1946, A-862, s. 228
[v] Bardzo symptomatyczne są tutaj
opisy własnych postaw wobec sytuacji operacyjnej na późnej jesienie 1944 roku
zawarte w autobiografii Omara N. Bradley’a, „A Soldier’s Story”, wydanej nakładem
Holt Publishing Co. W 1951 roku. Na tym tle Prace Parkera, Ellisa, czy Wilmota
wraz z zawartymi w nich wnioskami na temat postawy najwyższego dowództwa
alianckiego jawią się jako dużo bardziej przekonujące wskazując wprost w jak
wielkim stopniu dowództwo alianckie ignorowało oczywiste fakty, jeśli tylko
okazywały się one kolidować z własnymi, kreowanymi ambicjonalnie postulatami i
założeniami operacyjnymi. Uwaga Autora
[vi] Znakomicie problematykę
funkcjonowania praktycznego struktury dowodzenia podczas działań zbrojnych
prezentuje Steven Metz w „Eisenhower as Strategist: the Coherent Use of
Military Power in War and Peace”, Strategic Institute United States Army War
College 1993.
[vii] Martin van Creveld, „Siła Bojowa. Wehrmacht
i US Army w latach 1939-1945”, Warszawa 2021, str. 37-38
[viii] War
Departament, „War Departament Field Manual FM 100-5. Operations“, wdrożony z dniem 15 czerwca 1944
roku.
[ix] W szeregach US Army odsetek
oficerów służb tyłowych (kadrowych, zaopatrzeniowych, medycznych,
administracyjnych itp.) wynosił nieco powyżej 40 % całości kadry – dla porównania
w Wehrmachcie było to około 17 %, przy czym duża część tego odsetka to ludzie o
doświadczeniu frontowym z rozmaitych powodów uznani za całkowicie lub czasowo
niezdolnych do aktywnej służby w strukturach bojowych. Uwaga Autora
[x] Doskonałym przykładem ilustrującym
ten stan rzeczy jest wspomniana w I Rozdziale kwestia decyzji o sposobie działań
na podejściach do granic Rzeszy. Mimo, że Marszałek Montgomery w bardzo błyskotliwy,
ale też przede wszystkim przystępny i zrozumiały sposób wyłożył swoje poglądy
na temat zalet uderzenia wąskim frontem („pchnięcia mieczem”, jak się obrazowo
wyraził), generał Eisenhower zupełnie nie potrafił pojąć sedna sprawy i
odrzucił projekty dowódcy 21 Grupy Armii kierując się dużo bardziej
emocjonalnymi i ambicjonalnymi pryncypiami swych amerykańskich podwładnych.
Uwaga Autora
[xi] Przykłady takiego postępowania na
Europejskim Teatrze Działań bywają bardzo drastyczne – jak decyzja generała
Clarka o porzuceniu zasadniczego celu operacji „Diadem”, na rzecz sławy
zdobywcy Rzymu, co miało fatalne konsekwencje dla biegu działań bojowych we
Włoszech latem i jesienią 1944 roku, czy postępowanie generała Pattona, który
podjął późnym latem 1944 roku aktywne działania zanim jeszcze uzyskał na nie
formalną zgodę przełożonych tym samym stawiając ich przed faktem dokonanym.
Uwaga Autora
[xii] Przed letnim kryzysem Wehrmachtu
standardem było podstawowe szkolenie trwające szesnaście tygodni. Uwaga Autora
[xiii] Christer Bergström, „Ardeny 1944-1945”, Oświęcim 2017, str. 71
[xiv] Martin van Creveld, „Siła Bojowa. Wehrmacht
i US Army w latach 1939-1945”, Warszawa 2021, str. 81-84
[xv] Tamże, str. 82
[xvi] Przez cały okres wojny w siłach
zbrojnych USA wykonano jeden wyrok śmierci zasądzony za dezercję. Jesienią 1944
roku problemy dyscyplinarne związane między innymi z masowym zjawiskiem
uchylania się od walki także poprzez akt dezercji stały się bardzo poważnym problemem
amerykańskich sił zbrojnych. Mimo rozbudowanego aparatu żandarmerii wojskowej
wykroczenia natury dyscyplinarnej były powszechnym zjawiskiem i narastały wraz
ze wzrostem poziomu frustracji amerykańskich żołnierzy w Europie, na co z kolei
składał się cały wachlarz przyczyn. W efekcie niemal cały ciężar utrzymania
dyscypliny spoczywał na barkach nielicznych przecież oficerów niższych, a
przede wszystkim podoficerów, którzy w oczywisty sposób nie byli w stanie wiele
w tej kwestii zrobić, tym bardziej, że nie pomagała im co do zasady
pobłażliwość prokuratur i sądów wojskowych. Uwaga Autora
[xvii] Początkowo dywizja miała przydomek „Checkerboard
Division”, ale po przybyciu na Europejski Teatr Działań ochrzczoną ją „Battle Babies”
z uwagi na kompletny brak doświadczenia i ostatecznie to ten przydomek
przylgnął do jednostki Lauera na stałe. Uwaga Autora
[xviii] Grupa bojowa – amerykańskie dywizje
pancerne posiadały trzy takie grupy połączonych broni – nazywały się one zawsze
CCA, CCB i CCR, przy czym ta ostatnia pełniła rolę rezerwy. Uwaga Autora
[xix] Wszystkie noty biograficzne
oficerów dowodzących na podstawie Dermot Bradley, „Die Generale des Heeres
1921-1945”, Bissendorf 2004, oraz Wolfgang Keilig, „Die Generales des Heeres
1939-1945”, Friedberg 1956, chyba, że w przypisie podano inaczej.
[xx] Jedynie w okresie marzec – sierpień
1944 pozostawał w rezerwie kadrowej. Uwaga Autora
[xxi] Wszystkie charakterystyki dywizji Wehrmachtu, Luftwaffe i
Waffen SS na podstawie Samuel Mitchum jr, „Niemieckie Siły Zbrojne 1939-1945”,
Warszawa 2010, oraz Georg Tessin, „Verbände und Truppen der Deutschen Wehrmacht
und Waffen SS im Yweiten Weltkrieg 1939 1945”, Bissendorf
[xxii] HArko – Höheren Artillerie Kommandeure,
Wyższy Dowódca Artylerii, czyli oficer nadzorujący funkcjonowanie wszystkich
jednostek artylerii w składzie danego dowództwa wyższego. Uwaga Autora
[xxiii] Wszystkie
noty biograficzne oficerów Waffen-SS na podstawie prac Michaela Reynoldsa, oraz
Andreas Schulz, Günter Wegmann, Dieter Zinke, „Die
Generale der Waffen-SS und der Polizei. Die militärischen Werdegänge der
Generale, sowie der Ärzte, Veterinäre, Intendanten, Richter und
Ministerialbeamten im Generalsrang“, Osnabrück 2008
[xxiv] Pośród odznaczeń szczególnymi
względami darzył Odznakę za Rany – wyróżnienie świadczące o jego bezpośrednim
udziale w walkach. Uwaga Autora
[xxv] Michael Reynolds, „Ludzie ze Stali.
I Korpus Pancerny SS w Ardenach i na Froncie Wschodnim”, Warszawa 2009, str. 65
[xxvi] We wspomnieniach Hasso von
Manteuffla pojawia się informacja, jakoby zmiany na stanowisku dowódcy 2 Dywizji
Pancernej dokonano na jego wniosek, co jednak z całą pewnością jest
twierdzeniem nieprawdziwym. Ewentualny wniosek von Manteuffla byłby co najmniej
dziwny w takim terminie biorąc pod uwagę fakt, że Henning
Schönefeld był kawalerem Krzyża Rycerskiego, oraz doświadczonym oficerem Sztabu
Generalnego z długą praktyką dowodzenia jednostkami liniowymi. Co jeszcze
dziwniejsze kierował skutecznie procesem odbudowy dywizji, oraz działaniami
wydzielanych jesienią oddziałów alarmowych, a dywizja w ocenie von Laucherta i
samego von Manteuffla była w przededniu ataku kwalifikowana jako „jednostka
zdolna do pełnoskalowych działań ofensywnych”, co oznaczało najwyższy możliwy
poziom sprawności bojowej. Sam Henning Schönefeld został promowany do stopnia
generała majora z dniem 1 grudnia 1944 roku, czyli w gruncie rzeczy raczej
doceniano jego kompetencje, niż poszukiwano następcę. Ponieważ Mirchum,
Fellgiebel, Keillig, Podzun i Bradley milczą na temat powodów dymisji, a
generał major Henning Schönefeld nie był hospitalizowany, a do końca działań
wojennych nie otrzymał już żadnego dowództwa i pozostał w rezerwie kadrowej sił
zbrojnych należy przyjąć, że w kwestii zwolnienia z obowiązków dowódcy 2
Dywizji Pancernej w grę wchodzić mogą jedynie bardzo poważnej natury względy
dyscyplinarne – związane z poważnym naruszeniem regulaminu, lub być może
podejrzeniem o nielojalność. Uwaga Autora
[xxvii] Dośc dużo na temat stanu
psychicznego Bayerleina mówi jego opis odprawy oficerów przed operacją „Herbstnebel”
– Bayerlein zaznaczył, że za każdym oficerem Wehrmachtu stał oficer SS
prowadząc narrację w taki sposób, by odbiorca domyślił się, że chodziło o
szczególną formę nadzoru nad oficerami. Oczywiście prawda była zupełnie inna –
ponieważ przygotowano z jakichś względów mniej miejsc siedzących niż przybyło oficerów
z reguły dużo młodsi wiekiem od swych kolegów z Wehrmachtu oficerowie Waffen SS
ustąpili im miejsca i stanęli w rzędzie z tyłu, przy ścianie. Prawdziwą wersję
opisu odprawy podaje zbyt wielu oficerów by nie uznać przekazu Bayerleina, za przejaw
jego lęków i frustracji. Także dowodzenie w Normandii było w wykonaniu
Bayerleina katastrofalne – straciwszy już w początkach kampanii pewność siebie
nie potrafił wrócić do równowagi już do końca walki, mało tego – dwukrotnie był
słownie dyscyplinowany przez feldmarszałków von Kluge i Modela, a jak się
wydaje odstąpiono w obu przypadkach od działań dyscyplinarnych wyłącznie z
uwagi na dotychczasowe osiągnięcia tego oficera. Uwaga Autora
[xxviii] Steven
H. Newton, „Feldmarszałek Walther Model. Ulubiony Dowódca Hitlera“, Warszawa 2007, str. 232
[xxix] Na przykład 340 Dywizja Grenadierów
Ludowych nadal oczekiwała na swoją artylerię dywizyjną. Uwaga Autora
[xxx] Christer Bergström, s. 46-47
Komentarze
Prześlij komentarz