„Rzeczywistości Równoległe”
I.
Dowiedziałem się właśnie, że bez względu na prosty fakt
rządzenia przez Prawo i Sprawiedliwość przez ostatnie osiem lat „afera wizowa”
to wina Radka Sikorskiego. Wtedy, gdy z rosnącym zdumieniem czytałem to właśnie
wyjaśnienie ostatnich spraw (bez podania jakichkolwiek konkretnych działań Pana
Sikorskiego, rzecz jasna) zdałem sobie sprawę – zstąpiła nagle iluminacja, dalej
zwana olśnieniem – jak prosty mechanizm tworzy wiarę dotychczasowego elektoratu
w każdy, nawet najbardziej abstrakcyjny przekaz Władzy. Przecież dla każdego
normalnie myślącego człowieka próba zrzucania odpowiedzialności za problem wiz
wydawanych w ciągu ostatnich trzech lat na człowieka, który przestał być Ministrem
Spraw Zagranicznych z dniem 22 września 2014 roku musi nieść ze sobą dwie
jedyne możliwe konkluzje – pierwsza z nich musi zakładać, że to jawne
szyderstwo z intelektu wyborców i nie ma sensu nawet się nad tym pochylać,
druga możliwa konkluzja zaś musi wybrzmieć jako – skoro Radek Sikorski stworzył
wadliwy system w ocenie Władzy, co władza zrobiła przez osiem lat swoich rządów,
by ten system zmienić? Oczywiście fakt, że przez osiem lat nie zrobiono nic, by
naprawić niewłaściwie funkcjonująca organizację pracy agend Ministerstwa Spraw
Zagranicznych nadal obciąża w sposób dość jaskrawy skrajną nieudolnością
trwający od lat ośmiu rząd obecnej władzy. W zasadzie w tym miejscu powinienem zatrzymać
się i dodać (nieco zbyt późno), że chodzi o sposób myślenia wyborcy innego niż
wyborcy Prawa i Sprawiedliwości…
Cóż – mleko się rozlało – więc wypada zapytać, jak
wielkie straty w sondażach poniesie Władza. Pospieszę z odpowiedzią, że w mojej
ocenie – w dającej się przewidzieć przyszłości żadnych. Skąd to przekonanie?
Ano stąd, że gdy napisałem mojej ówczesnej Rozmówczyni, będącej jednocześnie
Wyznawczynią, że skoro tak stawia sprawę, mam wrażenie, że nawet zmiana
wyznania przez Prezesa na islam nie zmieniła by jej poglądów, z czym
Wyznawczyni się skwapliwie zgodziła. Prześwietlenie Jej profilu wiele mi
powiedziało o tym, z kim właściwie mam do czynienia – kobieta w wieku średnim,
z dorosłymi już i samodzielnymi dzieciakami z którymi mieszka w jednym domu (to
nie był żaden przytyk!) odziedziczonym po rodzicach, którzy jeszcze wprawdzie żyją,
ale majątek przepisali. Mieszkanka miasta powiatowego średniej wielkości – bez żadnych
perspektyw na posiadanie kolejnych dzieci, więc tym bardziej urzeczona
antyaborcyjnymi hasłami i praktykami władzy, wreszcie nazywająca Unię Europejską
eurokołchozem, choć mąż na stałe pracuje w Holandii w charakterze pracownika fizycznego.
Oto obraz przeciwnika, więc zapamiętajcie go sobie dobrze…
Mówię o przeciwniku nie ze zgryźliwości, czy wrodzonej
niechęci – sam przecież radośnie uprawiam starość i choć czuję, że nawet to nie
najlepiej mi wychodzi, czuję się zmuszony, by przyznać fakt – opisałem w zasadzie
twór równy mi generacyjnie, choć nie ideowo. Skąd jednak taka fiksacja na
punkcie Prawdy Objawionej przez media publiczne, lub wszystkie inne związane z
Władzą? To pytanie zasługuje chyba na szczegółowe wyjaśnienie, wiec pochylam
się nad zagadnieniem teraz i już i kto wie? Może uda mi się coś wymyślić?
II.
Pierwszym zjawiskiem, które rzuca się w oczy, jest
ucieczka od Teraźniejszości. Dlaczego tak to postrzegam? Sprawa jest zupełnie
prosta – jeśli dobrze zrozumieć treść płynącego z wypowiedzi Wyznawczyni
komunikatu mamy do czynienia z klasycznym sprzężeniem zwrotnym – wystarczy
tylko określić co jest początkiem systemu myślowego, a co jego końcem. Początkiem
narracji wyborców Władzy jest nie tyle początek samej Władzy, co własne
wyobrażenie świata. Władza nie tworzy początku świata swego wyborcy, choć większość
z nich dojście Władzy do władzy traktuje mniej więcej z takim samym entuzjazmem,
jak Czerwoni Khmerzy pojęli znaczenie semantyczne „Roku Zerowego”. Faktycznie –
by oddać sprawiedliwość – Władza ogłosiła swoisty „Rok Zerowy” narzucając wizję
„IV Rzeczpospolitej”, czyli rzeczywistości lepszej, niż wszystkie trzy i pół
poprzednich, ale niespecjalnie starała się w ostatnich latach trzymać tego
przekazu, gdyż zdrowy rozsądek nakazuje domyślać się, że to narracja tak samo
niebezpieczna, jak otwarte wskazanie przez Nikitę Chruszczowa konkretnych ram
czasowych dróg do osiągnięcia komunizmu w ZSRR. Wcale w tej sytuacji nie jest
ciekawostką, że mimo ustania narracji budowy „IV Rzeczpospolitej”, wyborcy Władzy
przestali w taką nową i wyśnioną rzeczywistość wierzyć. Ziarno już zasiano i
trafiło ono na podatny grunt…
By iść dalej – krok po kroku – celem pełnego zrozumienia
fenomenu, wystarczy, a nawet należy zadawać pytania nie o przyszłość, lecz o
teraźniejszość właśnie. Teraźniejszość – najgorsza możliwa część czasu dla
wszelkiej maści frustratów i nieudaczników staje się automatycznie odpowiedzią
na wszystkie dalsze pytania. To przecież nieznośna wartość Teraźniejszości
implikuje wszystkie te odruchy gwałtownej niechęci do wszystkiego co związane z
sukcesem, świeżością i dynamiką! O jakiej dynamice życia może mówić osoba o
statusie wspomnianej wcześniej dość typowej Wyznawczyni? Chłop daleko i zarobiony,
dzieci blisko, ale harują za grosze u p……….o prywaciarza na czasowych umowach,
ojciec/matka ledwie zipie i jeszcze trzeba co miesiąc milion pieniędzy na leki.
Oczywiście, nie pytajcie w tej sytuacji skąd zatem niezachwiana wiara w lepsze
jutro pod kierunkiem Władzy – zapytajcie lepiej, skąd to wiernopoddańcze
oddanie się idealnej wizji Przeszłości!
Nasza Wyznawczyni (jak już ustaliliśmy – typowa) nie
szuka wcale w kontynuacji władzy Władzy lepszej przyszłości, lecz oddaje się
marzeniom na temat przepięknej Przeszłości, którą Władza powinna do życia
przywrócić. Tak, o tej właśnie przeszłości teraz mówię – o przeszłości
bezpieczeństwa socjalnego, połączonej z zerowymi wymaganiami jakości wytwarzanych
dóbr i własnego zaangażowania. Jednym słowem – PRL bis… Można zapytać w tym
momencie skąd u osoby pamiętającej PRL jako dziecko tęsknota za tym ustrojem i
realiami? Spieszę z odpowiedzią – jak zauważa Le Goff analizując J. Piageta:
„Ważną różnicą jest, że dziecko – mimo nacisku środowiskowa
zewnętrznego – w dużej mierze samodzielnie buduje swoją pamięć, podczas gdy
społeczna pamięć historyczna tworzy się pod wpływem tradycji i nauczania.”
Powstaje zatem kolejne pytanie – niejako automatycznie –
dlaczego tradycja i nauczanie w tym wypadku zawiodło? Wcale nie zawiodło –
ponownie spieszę z odpowiedzią – wręcz przeciwnie, wykazało się wyjątkowo
silnym udziałem w budowaniu wizji „szczęśliwości”, ponieważ choć zasadniczo rozpoczęte
już na przełomie PRL i III RP, nadal skupiało się na manifestacji żalu,
pretensji, frustracji i gniewu. Na co tylko popadnie i wie o tym każdy, kto
odbierał edukację w początkach lat dziewięćdziesiątych. Na szczęście mamy pod
ręką Philippe Malrieu, który jasno wykłada znaczenie tego fenomenu:
„Poprzez grę powiązań nasz horyzont czasowy wykracza
daleko poza wymiary naszego życia. Wydarzenia należące do historii naszej grupy
społecznej traktujemy tak, jak traktowaliśmy swoją historię prywatną. Zresztą,
jedno łączy się z drugim: na przykład historia naszego dzieciństwa jest nie
tylko historią naszych pierwszych wspomnień, lecz także historią naszych
rodziców.”
Tymczasem, wiemy z badań prowadzonych przez socjologów,
że mimo wszystko, schyłek PRL-u witało z goryczą około 30 % Polaków, którzy
byli szczerze i niezawodnie z tą rzeczywistością związani. Rodzice i
Nauczyciele…
Tutaj kłania się kolejny raz Karen Stenner, która
dostrzega:
„Some people will never live comfortably in a modern liberal
democracy. How they got to be that way, what consequences it has for the rest
of us, and the conditions under which we will feel those effects are the
subjects of this book. This work focuses on a particular type of person: one
who cannot treat with natural ease or generosity those who are not his own
kindred or kind, who is inclined to believe only “right-thinking” people should
be free to air their opinions, and who tends to see others’ moral choices as
everybody’s business – indeed, the business of the state. It is about the kind
of people who – by virtue of deep-seated predispositions neither they nor we
have much capacity to alter – will always be imperfect democratic citizens, and
only discouraged from infringing others’ rights and liberties by responsible
leadership, the force of law, fortuitous societal conditions, and near-constant
reassurance.“
Owo kluczowe „Right thinking“ jest ni mniej
ni więcej, niż tylko owocem starań Rodziców, Nauczycieli i Teraźniejszości. Skoro
takie a nie inne kształtowanie przyniosło efekt w postaci podatności na taką właśnie
reakcję wobec negatywnie postrzeganej rzeczywistości mamy właściwie gotową mapę
pola bitwy. A to dlatego, że taka jest ludzka natura wobec tego rodzaju
przeciwności losu jakich doznaje nasza statystyczna i klasyczna już Rozmówczyni. Przecież to
zupełnie naturalny proces – skoro ona nie ma odrobinki wolności i komfortu życia,
należy pozbawić tego wszystkich. I ta osoba nie ma od tego poglądu żadnej,
nawet najmniejszej szansy ucieczki. Zresztą ponownie cofając się w czasie
musimy ujrzeć pozę Rousseau, który potrafił powiedzieć jednak wprost:
„Moje serce, zajęte wyłącznie teraźniejszością,
wypełnia nią całą swoją objętość, całą swoja przestrzeń”
Ów wielki mistrz słowa i myślenia nazywał tę
sytuację, ten moment – „Spłoszoną wyobraźnią”, co samo w sobie powinno nas
nakierunkować na pierwotną przyczynę lęków Jana Jakuba Rousseau w taki sam
sposób, w jaki powinno nas uwrażliwić na podniety i pragnienia miłośników Władzy,
których obecnie jest około 25 procent społeczeństwa, zatem liczbowo doskonale
wpisujących się w formułę Karen Stenner, głoszącą, że w każdym społeczeństwie i
to bez względu na położenie geograficzne i poziom stabilności ekonomicznej mniej
więcej do jednej trzeciej dorosłych reprezentantów danego narodu myśleć będzie o
władzy autorytarnej z pożądaniem, jako o takiej, która jest w stanie wytworzyć
za pomocą „silnej ręki” rzeczywistość upragnioną, choć jak widzimy nawet
niekoniecznie pamiętaną, acz silnie zakorzenioną w umyśle. Widać zatem gołym
okiem, że w naszym wprawdzie i przynależnym nam „Obrębie świata polegającego na
pracy, roszczenie do wolności ujawnia się jako roszczenie do pracy”, ale jednak
w tym konkretnym przypadku roszczenie to rozmienia się na nieistotne drobne
niechęci, załamania i gorzkiej frustracji. To wszystko deformuje i odmienia,
niczym wirus HIV przemieniający komórki w bezużyteczne twory.. Najlepiej taką
postawę puentuje jednak Ernst Jünger pisząc wprost o tych ludziach widzących
rzeczywistość jako:
„W jakiś sposób głos owych czasów zdaje się
dobiegać z wielkiej odległości i wnikać w milczenie ich roztrzaskanych symboli,
niczym poszum morza trwający w muszlach, wyrzucanych przybojem na brzeg. To
głos, który właśnie my potrafimy dobrze usłyszeć, kiedy ze szpadlem w ręku
poszukujemy resztek miast, których nawet imiona popadły w niepamięć”…
III.
W zasadzie wszystko zostało już powiedziane –
nie miejcie zatem nadziei, że optyka wyborców Władzy może się kiedykolwiek
zmienić, nawet wobec rekordowego deficytu budżetowego, afer których nawet nie
jestem w stanie zliczyć (aczkolwiek nigdy nie zapomnę Władzy tej, polegającej
na robieniu wiatru zamiast autentycznych działań podczas Pandemii – bo wówczas
z powodu oczywistej nieudolności Władzy umarł także mój Ojciec, a za nim spory
kwartał Rodziny), co zresztą nie ma w tych rozważaniach większego znaczenia –
bo jak już widzimy nawet owo przejście Prezesa na Islam nie jest w stanie
odmienić poglądów jego i Władzy Wyznawców. I znowu posunę się (aż do znudzenia)
do cytatu:
„Tego rodzaju absolutyzm to bezsporne prawo
perspektywy pojęciowej – przy założeniu, że pojęcia są same w sobie czyste, to
znaczy utworzone według praw logiki.”
Oczywiście, że są czyste i oczywiście, że
powstały w obrębie pewnej konkretnej logiki – to logika niepamięci afer i drożyzny
jeśli tylko obiecane zostaną kolejne ochłapy z Władzy stołu, to logika
zaprzeczenia, jeśli tylko coś aferalnego ma miejsce natychmiast władzy może
liczyć na zrozumienie swoich największych fikołków intelektualnych zniekształcających
realny obraz zdarzeń, wreszcie to co najwstydliwiej jest kochane i chronione,
czyli religia bez Boga, będąca immanentną częścią rzeczywistości Wyznawców. Oto
bowiem istnieje wreszcie za tej Władzy pewien ustalony i ukształtowany (miejmy
nadzieję!) raz na zawsze porządek zakochany w przeszłości, w którym niezależnie od tego co robimy i
jakimi jesteśmy ludźmi, zawsze można liczyć na duchowe wsparcie zaplecza
Władzy, czyli naszego najukochańszego i najbliższego księdza proboszcza, który
nawet jeśli swą prawą ręką wikarego, to jednak zawsze wysłucha, doda otuchy, a
przede wszystkim wybaczy cudzołóstwo, złodziejstwo, narzekanie, gniew i pokątną
aborcję. Byleby tylko do komunii poszło jednak zgodne małżeństwo.
Pisano
we wrześniową niepogodę,
z poczuciem
nadchodzącej klęski wyborczej
Komentarze
Prześlij komentarz