„Ardeny 1944-1945”. Ostatni poker Hitlera? Część I

 



 

 

I.           Sytuacja strategiczna Niemiec jesienią 1944 roku.

 

1.   Wielka ucieczka

Tuż koło prastarego Soissons, wśród lasów Helmut Hörner – artylerzysta – rozmyślał nad swym losem jeńca obserwując przemarsz amerykańskich jednostek bojowych kierujących się na zachód, ku granicy Niemiec. Podczas walk jego bateria sprawiła się dobrze, ale po załamaniu frontu szybko straciła pojazdy i wszystkie działa, a Hörner, tak jak inni żołnierze jego jednostki próbowali pieszo wydostać się z matni nieustannie wyprzedzani przez alianckie oddziały poruszające się z niezwykłą szybkością. Po dwóch nieudanych próbach przebicia się na zachód grupa żołnierzy w której znajdował się Hörner złożyła broń. Teraz zapisał w swoim dzienniku:

„Dlaczego nie wpakowałem sobie kuli w łeb? Jaki sens ma życie bez wolności, zwłaszcza teraz, gdy świat, w który wierzyłem, za który walczyłem i przelewałem krew, rozsypał się w gruzy? Co się z nami stanie, co czeka ojczyznę, jeśli tym razem Amerykanom uda się wedrzeć do Rzeszy?”[1]

W ostatniej dekadzie sierpnia 1944 roku Front zachodni właściwie przestał istnieć, a katastrofa porównywana była wprost z kompletnym załamaniem niemieckich sił zbrojnych jesienią 1918 roku. Uciekały bez ładu i składu oddziały bojowe, tyłowe, żołnierze tworzący struktury naziemne Luftwaffe, członkowie jednostek budowlanych, funkcjonariusze administracji, aparatu represji, oraz marynarze Kriegsmarine. W dniach 28 sierpnia - 4 września 1944 roku, w chwili apogeum kryzysu nikt właściwie nie dowodził tą wyczerpaną i pozbawioną morale hałastrą, w jaką zamieniły się niemieckie siły zbrojne na Zachodzie. Właśnie 28 sierpnia – gdy załamany Hörner zapisywał w dzienniku swe refleksje – Feldmarszałek Walther Model pełniący od dziesięciu dni obowiązki Szefa OB „West” (Naczelnego Dowódcy Zachodniego teatru Działań) spotkał się w dowództwie 5 Armii Pancernej z szefami sztabu wszystkich trzech armii podlegających dowództwu Grupy Armii „B”. Model zastał na miejscu ludzi kompletnie złamanych, apatycznych – gdy swoim zwyczajem bez zbędnych przemów próbował przejść do konkretów i pochylił się nad mapą sytuacyjną by nakreślić tymczasowe rubieże oporu chcąc spowolnić amerykańskie postępy Sepp Dietrich zwrócił się wprost do Marszałka mówiąc:

„Niech Pan da spokój, to nie ma sensu…”[2]

W tej sytuacji bakcyl rozkładu dosięgnął nawet najwyższego dowództwa i Model, który pospiesznie opuścił dowództwo 5 Armii Pancernej niczego właściwie nie ustaliwszy wydał rozkaz dzienny, w którym stwierdzał:

„Przegraliśmy bitwę, ale zaręczam Wam, że wygramy Wojnę W tej chwili nic więcej nie mogę powiedzieć, choć wiem, że wiele pytań ciśnie się na usta. Cokolwiek się stanie, nie traćcie wiary w przyszłość Niemiec.”[3]

Nawet znany z umiejętności zachowania kamiennego spokoju w najbardziej krytycznych sytuacjach Model nie był w stanie zastopować procesu rozpadu armii i w konfrontacji z rzeczywistością, zdawał się tracić swą pewność siebie. Już 4 września zażądał od OKH posiłków w sile dwudziestu pięciu dywizji piechoty i sześciu dywizji pancernych, choć doskonale zdawał sobie sprawę jak bardzo nierealne są to oczekiwania. Tymczasem OB „West” nie zdolne do ustabilizowania sytuacji i właściwie mające bardzo słabe rozeznanie w aktualnym położeniu i stanie własnych sił zasypywało podległe sobie sztaby apelami o spokój, rozwagę i opanowanie paniki.


Drogi odwrotu z Francji w 1944 roku.

 Niemniej jednak tak właśnie miały się sprawy – w ostatnich dniach sierpnia 1944 roku Marszałek mając kontrolę nad około dwudziestu dywizjami w stanie szczątkowym miał zatrzymać odwrót i odtworzyć w miarę ciągłą linię frontu – Model, jak miał w swoim zwyczaju nierealne żądania zbywał własnymi nierealnymi oczekiwaniami. Nie widząc innego rozwiązania sytuacji w jakiej znajdowały się siły Frontu zachodniego, postulował coraz natarczywiej konieczność kontynuowania odwrotu aż na Linię Zygfryda. Nieprzychylni Modelowi najbliżsi współpracownicy – Kurt Speidel i Siegfried Westphal uporczywie twierdzili, że Model nie radzi sobie z sytuacją i nie potrafi jednocześnie kierować Grupą Armii „B” i OB. „West”. Faktycznie, w tych okolicznościach żaden chyba oficer nie byłby w stanie podołać takiemu zadaniu – tym bardziej, że oba sztaby dzielił od siebie dystans około 100 kilometrów, a Marszałek zwykł przecież mnóstwo czasu poświęcać na wędrówkę po linii frontu, by będąc na miejscu orientować się lepiej w okolicznościach i sytuacji. Za plecami Marszałka generał Westphal zwrócił się w tych dniach do OKH z prośbą o przywrócenie na stanowisko szefa OB. „West” Marszałka Gerda von Rundstedta, o czym powiadomiono Modela dopiero w momencie uzyskania akceptacji wniosku. Co dziwne na ten akt niebywałej nielojalności Model odpowiedział po prostu:

„To dobry pomysł”[4]

Przybycie 5 września 1944 roku Marszałka von Rundstedta zdejmowało z barków zrezygnowanego Modela wielki ciężar i pozwalało faktycznie usprawnić system dowodzenia, tym bardziej, że tego samego dnia wskutek podejrzenia (uzasadnionego) udziału generała Speidela w spisku na życie Führera, został on odwołany i dwa dni po przybyciu do Berlina, także aresztowany. W miejsce Speidla - którego Model starał się chronić przed dymisją już od pierwszych dni swej kadencji na stanowisku dowódcy Grupy Armii „B” – przybył generał Hans Krebs, który nie tylko doskonale znał Marszałka z uwagi na długą i owocną współpracę, ale przede wszystkim akceptował i radził sobie z jego „wędrownym” stylem pracy. Po przybyciu Krebsa do dowództwa Grupy Armii „B” sztab zaczął szybko odzyskiwać wigor i przystąpił do dynamicznej próby uporządkowania wielu jednostek organizując punkty zborne, jednostki alarmowe, a przede wszystkim organizując na nowo nici systemu dowodzenia liczącymi przecież dziesiątki tysięcy strukturami Grupy Armii. Mimo wszystko, okres końca sierpnia i początków września to okres narastającego chaosu i kompletnego załamania się siły bojowej armii niemieckiej na Zachodzie. Nie tylko żołnierze załamywali się fizycznie i moralnie – także sztaby dowództw wyższych nie spisało się, wydając szereg niedorzecznych rozkazów, takich jak próby zorganizowania natarcia sił 15 Armii na kierujące się w stronę Antwerpii główne siły brytyjskiego XXX Korpusu. Karuzela zmian personalnych w niewielkim tylko stopniu poprawiała ogólną sytuację.


Walther Model i Heinz Harmel

Aby lepiej zrozumieć skalę katastrofy należy przytoczyć ścisłe dane. Mając na myśli „ścisłe dane” nie widzę powodów by przywoływać tutaj panikarskie raporty z końcowych fragmentów zmagań pod Falaise, które wprawdzie mogłyby być dobrą ilustracją stopnia załamania Wehrmachtu we Francji, ale są fragmentaryczne i oparte na błędnej ocenie sytuacji wynikającej z fatalnego braku łączności na poziomie taktycznym, ale przede wszystkim z uwagi na kompletny rozkład morale odpowiedzialnych dowództw. Faktyczna sytuacja była bardzo zła, ale nie aż tak katastrofalna jak zwykło się to przedstawiać. Uważana za niezwykle bojową 12 Dywizja Pancerna SS „Hitlerjugend” na dzień 22 sierpnia liczyła około 60 % swojego stanu etatowego, czyli mniej więcej 12 500 żołnierzy. Oczywiście, należy od tej liczby odliczyć kolejne bolesne straty w ludziach związane z kosztami ucieczki przez Francję, ku granicom Niemiec. Cały I Korpus Pancerny SS, którego Dywizja „Hitlerjugend” była częścią przystąpił do kampanii mając 43 000 żołnierzy w swych szeregach – gdy 12 września ostatnie elementy korpusu przekroczyły granicę Niemiec kończąc swój odwrót korpus wykazywał na stanie 29 000 ludzi.[5] Straty te były bardzo wysokie i niejednokrotnie będące ich efektem ubytki w liczbach bezwzględnych przekraczały straty poniesione w Normandii – w efekcie udanego manewru sił 1 Armii amerykańskiej generała Hodgesa w dniach 30 sierpnia – 3 września, oraz opanowaniu środkowej Belgii do alianckiej niewoli trafiło na granicy francusko-belgijskiej około 25 000 niemieckich żołnierzy stanowiących części sześciu różnych dywizji.[6] W tych samych dniach generał Hans-Kurt Höcker dowodzący 17 Polową Dywizją Luftwaffe podpisał raport sztabu dywizji obliczający „Kämpfstärke” (stan liczebny jednostek pierwszej linii, z pominięciem służb i artylerii polowej), na zaledwie 300 piechurów i 100 saperów.[7] Przykładów dramatycznego spadku stanów bojowych poszczególnych dywizji można by mnożyć, ale zasadniczo poziom strat osobowych poniesionych w kampanii miał katastrofalny wpływ na wartość bojową oddziałów. Oczywiście nie same stany osobowe związków świadczyły o głębokim kryzysie – jednostki niemieckie już uprzednio borykające się z niedoborem kadry oficerskiej poniosły kolejne straty, zarówno bojowe, jak i niebojowe. Nie tylko śmierć i rany bowiem przerzedziły korpus oficerski, ale duży udział w załamaniu się systemu dowodzenia na poziomie taktycznym miało także głębokie załamanie moralne. Niemała ilość oficerów dowodzących na szczeblu batalionu, czy pułku doznała zupełnego załamania nerwowego i została odesłana do kraju – tak jak we wspomnianej 17 Polowej Dywizji Luftwaffe, której dowódca na przestrzeni kilku dni zmuszony był odesłać z powodu załamania nerwowego trzech oficerów w stopniu pułkownika, lub podpułkownika.[8] Rzecz jasna dotkliwe braki w kadrze miały olbrzymi wpływ na zwartość jednostek – w tym przypadku po wycofaniu się resztek dywizji do Belgii z tego powodu uznano, że dywizji nie da się odtworzyć i 9 września odwołano generała Höckera ze stanowiska dowódcy, po czym ostatecznie rozwiązano Dywizję z dniem 28 września, włączając jej pozostałości do 167 Dywizji Grenadierów Ludowych formowanej właśnie na Węgrzech.[9]

Oczywiście, najtrudniejszym odcinkiem frontu we Francji pozostawał dla niemieckiego dowództwa odcinek nadzorowany przez sztab Grupy Armii „B”, ale nie był to jedyny punkt zapalny – trwał także żywiołowy odwrót z Południowej Francji sił stanowiący drugi z trzech komponentów OB „West” (trzecim był względnie nie zagrożone Wehrmachtbefehlshaber „Niederlande”), czyli Grupy Armii „G”. Mimo dość sprawnego dowodzenia siły podległe tej Grupie Armii także odnotowały ogromne ubytki – jedyna działająca tutaj dywizja szybka, czyli 11 Dywizja Pancerna odgrywająca podczas walk rolę „straży pożarnej” utraciła około 70 % posiadanego parku pancernego, a cała Grupa Armii na dzień 8 września wykazywała zaledwie 165 dział polowych, podczas gdy na dzień 1 sierpnia miała ich 1481. Ocenia się, że ewakuowane na północ dywizje straciły od połowy, do nawet dwóch trzecich swych stanów wyjściowych, a normą podczas pospiesznego odwrotu nabierającego tu i ówdzie wszelkich cech paniki było zostawianie hospitalizowanych rannych na pastwę przeciwnika[10].


Jeńcy niemieccy.

Jeśli już mowa o sprzęcie, to chyba w tej dziedzinie najbardziej widać skalę niemieckiej klęski i załamania. O ile podczas trwania kampanii normandzkiej niemiecka Panzerwaffe dysponowała około 2400 czołgami i innymi pojazdami pancernymi różnych typów, to udało im się ewakuować przez Sekwanę zaledwie od 100, do 120 pojazdów pancernych, a granice Niemiec we wrześniu osiągnęły już tylko pojedyncze egzemplarze[11]. Co ciekawe – podstawową przyczyną utraty tak ogromnej ilości sprzętu pancernego były nie tyle krwawe zmagania, gdyż w okresach czerwiec-lipiec, oraz w sierpniu 1944 roku raportowano o stratach rzędu kilkuset pojazdów. Podobnie widzieli to Alianci, których raporty wskazywały na zniszczenie do końca sierpnia około 1050 pojazdów pancernych wroga. Do końca lipca wedle raportów OKH stracono bezpowrotnie 481 wozów bojowych, nieco więcej w sierpniu, w zamian za co dowództwo Grupy Armii „B” otrzymało stosowne uzupełnienia, które teoretycznie powinny uzupełnić ubytki. Nigdy tak się nie stało, a niemieckie związki pancerne wyszły z Francji praktycznie bez czołgów. Od sierpnia uzupełnienia w większości nie trafiły do jednostek bojowych – mało tego – w większości nie opuściły nawet składów uzbrojenia na terenie Niemiec. Trwał już odwrót, który przerodził się w ucieczkę, nie działał w zasadzie transport kolejowy, a dowodzenie zapleczem sił na froncie w praktyce ustało. W efekcie rozpadu i ucieczki sił niemieckich stracono nie tylko wykazane w raportach pojazdy utracone podczas walk, ale także setki czołgów i dział pancernych pozostawionych w porzuconych punktach naprawczych. Część tych pojazdów została zniszczona przed porzuceniem, sporo jednak egzemplarzy unieruchomionego sprzętu dostało się w ręce triumfujących żołnierzy alianckich. Najprawdopodobniej we Francji pozostało łącznie ponad 1500 pojazdów pancernych[12], choć niektórzy autorzy podnoszą tę liczbę do nawet ponad 2000 pojazdów. Nie da się w zasadzie określić strat w artylerii, ale mówimy o liczbach olbrzymich, także wśród tak wyspecjalizowanego sprzętu, jak działa samobieżne, czy samobieżne wyrzutnie rakiet. Luftwaffe straciła definitywnie ogromną liczbę 2127 samolotów i wyszła z kampanii dosłownie zdziesiątkowana – większość zaangażowanych jednostek myśliwskich utraciła status jednostek operacyjnych z powodu olbrzymich strat w personelu latającym z takim trudem uzupełnionym po morderczej kampanii stoczonej wiosną 1944 roku. Jedną z wielu jednostek uczestniczących w kampanii była 6 eskadra II Gruppe JG 53 „As Pik” – przybyła do bazy powietrznej w Le Mans w dniu inwazji, by opuścić Francję w dniu 28 sierpnia 1944 roku ewakuując się na lotnisko Eindhoven. W czasie kampanii eskadra wedle słów porucznika Alfreda Hammera straciła trzynaście samolotów i dziewięciu pilotów zgłaszając w tym czasie trzynaście zwycięstw powietrznych[13].


Amerykański myśliwiec atakujący niemieckie lotnisko latem 1944 roku.

Opisany ubytek sił spowodowany stratami bojowymi i operacyjnymi nie wyczerpuje zagadnienia erozji sił OB „West” – dowództwo niemieckie pozostawiło bowiem w licznych portach francuskich załogi mające bronić ich do upadłego. Rzecz jasna część tych jednostek była związkami statycznymi, to znaczy pozbawionymi środków transportu, więc związki te i tak nie byłyby w stanie wycofać się z Francji przy alianckim tempie natarcia, ale przy okazji podejmowano niekoniecznie racjonalne decyzje. Najlepszą ilustracją jest tutaj obrona Brestu, który padł ostatecznie 20 września 1944 roku. Załogę miasta stanowiły resztki rozgromionej pod st. Malo statycznej 266 Dywizji Piechoty w znacznej mierze skompletowanej z „Batalionów Wschodnich”, także statyczna 343 Dywizja Piechoty posiadająca głównie jednostki forteczne, ale także znakomita, przebojowa i doświadczona w walce 2 Dywizja Strzelców Spadochronowych. 


Z walk o Brest we wrześniu 1944 roku

Tylko w Breście przepadło 45 000 żołnierzy różnych rodzajów broni, a przecież obsadzono i zamieniono w twierdze także Lorient, Le Havre, Boulogne, Calais, Dunkierkę, Tulon, Marsylię i inne porty. Część z nich przetrwała do końca wojny oblegana tylko przez siły alianckie, ale część została zdobyta jeszcze w sierpniu w i wrześniu i w ten sposób z szeregów niemieckich wypadły dziesiątki tysięcy żołnierzy. Ponadto Grupa Armii „G” podczas odwrotu na północ oddała siłom niemieckim we Włoszech 148 i 157 Rezerwową Dywizję Piechoty, które odeszły w Alpy i przeszły do obrony stałej francusko – włoskich przejść granicznych[14].

 

2.   Stabilizacja

Po klęsce pod Mons stadium rozpadu niemieckich sił zbrojnych na zachodzie osiągnęło swoje apogeum. Jeszcze 2 września 1944 roku w swoim cotygodniowym podsumowaniu komórka wywiadowcza naczelnego dowództwa alianckiego konkludowała:

„Armia niemiecka na zachodzie nie jest już zwartą siłą, ale zbieraniną uciekających grup bojowych, którym brakuje sprzętu i uzbrojenia. Nieprzyjaciel został wymanewrowany i pokonany, nie jest już w stanie stawić poważnego oporu na jakiejkolwiek pozycji przed Wałem Zachodnim.[15]

I była to w zasadzie bardzo trafna ocena sytuacji. Choć jasnym jest, że sytuacja sił niemieckich była w najwyższym stopniu krytyczna niewielu jest świadomych, jak nisko upadło morale w systemie dowodzenia i kontroli. Już po zakończeniu działań wojennych w dość zawoalowany sposób przyznał to w swych zeznaniach pełniący obowiązki oficera operacyjnego w sztabie Grupy Armii „B” podpułkownik Günther Reichhelm, który stwierdził między innymi, że był świadkiem narad sztabowych podczas których pojawiały się głosy o kapitulacji grupy armii na przełomie sierpnia i września[16]. Wkrótce jednak sytuacja zaczęła się poprawiać, a tempo alianckich działań osłabło. Na ów „cud na zachodzie” złożyło się wiele czynników.


Brytyjscy żołnierze w Belgii. Wrzesień 1944 roku

Poważnym ciosem dla Niemców było podejście sił alianckich w dniu 4 września pod Antwerpię. Zajęcie tego wielkiego, leżącego nad Skaldą portu mogło mieć zbawienny wpływ na stan alianckiego systemu logistycznego, wciąż opierającego się o znajdujące się setki kilometrów z tyłu centra zlokalizowane w Normandii. Co gorsza, manewr brytyjski odcinał w praktyce pozostałe jeszcze dowódcy niemieckiej 15 Armii, generałowi Gustawowi-Adolfowi von Zangen możliwość odwrotu z szybko kurczącego się pasa nadmorskiego w Belgii. Jak wiemy, Marszałek Model w akcie desperacji nakazał siłom von Zangena przeciwuderzenie w skrzydło brytyjskiego grota natarcia, jego następca na stanowisku szefa OB „West”, Marszałek von Rundstedt rozkaz ów anulował. Ostatecznie, przy zadziwiającej bierności sił alianckich Niemcy zdołali przeprawić przez Skaldę znakomitą większość uwięzionych sił. Uratowanie od niechybnej zagłady nieco ponad 65 000 żołnierzy 15 Armii pozwoliło obsadzić ujście Skaldy i uniemożliwić na długi czas Aliantom korzystanie z tego portu. To było pierwsze z całej serii alianckich niepowodzeń, które w znacznej mierze sprokurowali sobie sami. Ale po kolei…


Położenie sił niemieckiej 15 Amii w dniu 2 września 1944 roku. 

Zwraca uwagę kompletny brak wiedzy o położeniu przeciwnika i jego zamiarach.

Pierwszym ziarnem niepowodzenia, które zasiali Alianci była decyzja generała Eisenhowera podczas spotkania sztabów wojsk w Normandii zwołanego w dniu 20 sierpnia 1944 roku. Postanowił on osobiście kierować operacjami sił alianckich w roli dowódcy sił lądowych. Oczywiście decyzja ta nie mogła przypaść do gustu dotychczas kierującemu działaniami Bernardowi Law Montgomery’emu, który próbował ocalić swoje stanowisko wdając się w zaciekły spór z Eisenhowerem. Oczywiście obaj dowódcy działali nie tyle pod presją sytuacji operacyjnej, ale głównie z pobudek ambicjonalnych, ale to „Monty” miał racje w sporze. Jego stanowisko w konflikcie zawierało dwie istotne uwagi – po pierwsze naczelne dowództwo nie powinno bezpośrednio wpływać na przebieg działań na froncie pozostawiając kwestie priorytetów sztabom i dowódcom wojsk polowych, po drugie zaś, uważał, że podjęta przez Eisenhowera decyzja kontynuowania operacji zaczepnych, a właściwie operacyjnego pościgu szerokim frontem z udziałem wszystkich trzech alianckich grup armii nie ma uzasadnienia w związku z pogarszająca się sytuacją logistyczną. Montgomery proroczo przewidywał:

„Jeśli wprowadzi (Eisenhower – przyp. Autora) w życie strategię szerokiego frontu, gdzie cała linia będzie posuwać się naprzód i wszyscy będą stale prowadzić walki, wówczas natarcie nieuchronnie utknie, Niemcom da się czas na odzyskanie sił, zaś wojna będzie trwać całą zimę i sporą część 1945 roku”[17]

W ciągu najbliższych dni ujawniła się w efekcie narastania tego konfliktu najgorsza cecha charakteru Eisenhowera – chwiejność i niezdecydowanie. Czując się stroną mocniejszą w sporze Eisenhower ostatecznie narzucił swoją wolę i z dniem 1 września objął osobiste kierownictwo nad biegiem działań, pozostawiając „Monty’emu” kierowanie jedynie brytyjsko-kanadyjską 21 Grupą Armii operująca na północnej flance. Na osłodę Montgomery został awansowany do stopnia Marszałka Polnego i otrzymał obietnicę oddania mu pod rozkazy amerykańskiej 1 Armii generała Hodgesa, ale z drugiej strony dowodzący 3 Armią amerykańską Patton uzyskał zgodę na zrealizowanie planu szybkiego natarcia przez wschodnią Francję. W konsekwencji stało się dokładnie to, co przewidział Montgomery – siły Pattona dotarły wprawdzie pod Verdun w dniu 31 sierpnia, ale mimo braku niemieckiego oporu stanęły tam z braku zaopatrzenia. Tego dnia odnotowano w 3 Armii uzyskanie zaledwie 2000 ton zaopatrzenia dziennego przydziału, choć zgodnie z założeniami tylko jedna dywizja podczas aktywnych działań powinna otrzymywać go od 500 do 700 ton. W nieco lepszej sytuacji znalazła się 1 Armia, która otrzymywała dziennie około 5000 ton zaopatrzenia, ale nadal były to wartości niewystarczające i pościg Aliantów zdecydowanie stracił oddech. Ponieważ siły 6 Grupy Armii znajdowały się nadal dość daleko na południu generał pułkownik Johannes Albrecht Blaskowitz zdołał przez bardzo powoli zamykającą się lukę wyprowadzić z Prowansji, Gaskonii i Langwedocji około 135 000 żołnierzy Grupy Armii „G”. Wkrótce mimo jednostki te zaczęły zasilać posiłki w postaci luźnych uzupełnień, nowo formowanych jednostek i związków przerzucanych alarmowo z innych frontów. Na razie jednak tym, co spędzało sen z powiek alianckim sztabowcom pozostawał coraz bardziej niewydolny system zaopatrzenia.


Oddziały amerykańskie w natarciu.

Jak już wspominałem, w poszukiwaniu możliwości otwarcia dogodnych portów dla rozładunku wszystkiego, co walczącym wojskom potrzebne Alianci przystąpili do ataków na atlantyckie porty Francji i Belgii. W ogromnej większości przypadków dało to jednak bardzo ograniczone rezultaty. Zdobycie Brestu, a potem także Calais i Boulogne nie poprawiło sytuacji, ponieważ zaciekły opór niemieckich załóg doprowadził do kompletnego zdewastowania urządzeń portowych, w efekcie na ponowne uruchomienie portów trzeba było tygodni, jeśli nie miesięcy. Szybko uruchomić udało się jedynie Dieppe (odległy od linii frontu o ponad 400 kilometrów, oraz belgijską Ostendę, która miała jednak dość ograniczone możliwości obsługi alianckiej żeglugi. Ponadto, z uwagi na kompletną dewastację struktury kolejowej, oraz brak taboru nie funkcjonował właściwie transport kolejowy, więc ciężar zaopatrywania wojsk spoczął wyłącznie na barkach transportu samochodowego, co jeszcze bardziej obciążyło system logistyczny z uwagi na duże zużycie paliwa przez same kolumny transportowe. Oceniano, że pokonanie trasy z Cherbourga na pogranicze francusko-belgijskie zajmowało statystycznej ciężarówce z zaopatrzeniem pięć dni – brakowało odpowiedniej organizacji ruchu, wiele dogodnych przepraw pozostawało zniszczonych, a osobnym zagadnieniem było traktowanie przez amerykańskich intendentów składów zaopatrzeniowych jak zupełnie prywatne firmy[18]. Mimo wszystkich tych przeszkód natarcie alianckie trwało, choć zdecydowanie straciło tempo i rozwijało się w trzech rozbieżnych kierunkach.

Opanowanie Antwerpii niewiele dało, bo jak wiemy siły 15 Armii niemieckiej obsadziły ujście Skaldy i port choć w zasadzie nietknięty pozostawał zablokowany. Kolejnym problemem było utknięcie sił 3 Armii Pattona na pospiesznie przygotowanej do obrony tak zwanej Linii Mozeli – systemowi fortyfikacji polowych opierających się na niemieckich umocnieniach powstałych jeszcze w okresie 1871-1918. Patton fatalnie zaplanował operację po prostu uderzając czołowo wprost w niemieckie umocnienia i uwikłał się w ciężkie walki konstatując ze zdumieniem, że na wielu odcinkach jego żołnierzom stawia opór nie spanikowany tłum niedobitków, ale doświadczone i dobrze wyposażone wojsko o wysokim morale – były to oddziały przybyłych z Włoch 3 i 15 dywizji Grenadierów Pancernych. Amerykanie wprawdzie przekroczyli Mozelę 5 września 1944 roku, ale bezustanne niemieckie kontrataki skutecznie uniemożliwiały wykorzystanie tego sukcesu.


Pz V "Panther" transportująca grenadierów w drodze na front w Lotaryngii.

          Także 1 Armia Hodgesa wyraźnie zwolniła tempo działań – 12 września 1944 roku siły amerykańskie przekroczyły graniczną rzeczkę Our i wtargnęły do Niemiec na odcinku odpowiedzialności I Korpusu Pancernego SS. Korzystając z bardzo słabej obsady umocnień Linii Zygfryda Amerykańscy piechurzy zdołali wedrzeć się w głąb umocnień, ale Niemcy gorączkowo reorganizując swoje siły i ściągając skąd się da rezerwy szybko odzyskali animusz, po czym niespodziewanie – przeszli do ataku. Kiepska koordynacja działań, zmęczenie i brak wsparcia z powietrza doprowadził do ustabilizowania sytuacji i na tym odcinku frontu. I tutaj Amerykanie stwierdzili z goryczą, że walczą z żołnierzami zdeterminowanymi i wyszkolonymi, prowadzonymi przez kompetentnych oficerów dobrze wykorzystujących swoje skromne siły. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść.

          Na odcinku 3 Armii opór niemiecki tężał, co więcej, na front przybyły kolejne naprędce zorganizowane oddziały, w związku z czym OKH zdecydowało o przejściu do działań zaczepnych na odcinku dowodzonej od 1 września przez świeżo promowanego do stopnia generała wojsk pancernych Hasso von Manteuffla 5 Armii Pancernej podporządkowanej Grupie Armii „G”. Celem uderzenia pancerniaków Manteuffla miało być odzyskanie Luneville, a przede wszystkim likwidacja amerykańskiego przyczółka na Mozeli, jednak operacja została fatalnie zorganizowana i jeszcze gorzej przeprowadzona. Walki toczone pomiędzy 18 a 29 września, które przeszły do historii pod nazwą bitwy pod Arracourt zakończyły się katastrofą – Niemcy nie odnieśli żadnych sukcesów tracąc w krótkim czasie kilkaset czołgów i dział pancernych ze stanów z trudem wystawionych jednostek – duża część pojazdów została zresztą po prostu porzucona przez niedoświadczone załogi nie potrafiące sobie poradzić z prawidłową obsługą skomplikowanego sprzętu, co kończyło się awariami wrażliwego układu przeniesienia napędu wozu bojowego i w konsekwencji – jego utratą. Wprawdzie 3 Armia amerykańska w ograniczonym zakresie wykorzystała sukcesy twardo i bardzo umiejętnie walczącej w obronie 4 Dywizji Pancernej USA, ale strata przynajmniej 118 PzKpfw V „Panther”, 101 PzKpfw IV i 122 dział pancernych i szturmowych była potężnym ciosem dla wciąż leczącej rany Panzerwaffe. Do tego trzeba doliczyć oczywiście pewną ilość utraconych pojazdów innych typów i przeznaczeń i to w okresie, gdy każdy sprawny czołg był na wagę złota[19]. Choć główna odpowiedzialność za klęskę spaść powinna na Manteuffla, odwołano nie jego, lecz generała Blaskowitza. Jedyną pociechą dla OB „West” było opóźnienie o kilkanaście dni amerykańskiej ofensywy przez Mozelę w stronę Metzu i brzegów nieodległego już Renu. Gdy amerykańskie siły rozprawiały się z 5 Armią Pancerną, daleko na północy miały miejsce wydarzenia, które miały decydujący wpływ na rozwój sytuacji na froncie zachodnim jesienią i zimą 1944 roku. Niemal równocześnie bowiem z początkiem walk pod Arracourt Alianci podjęli dwie próby poradzenia sobie z Linia Zygfryda, do której ich czołowe jednostki dotarły właśnie na dość szerokim odcinku frontu – pierwszą była próba obejścia linii umocnień stałych przez Holandię, połączona z próba uchwycenia przyczółków na Renie, drugą zaś, operacja czołowego uderzenia w rejonie Lasu Hürtgen.


Amerykański niszczyciel czołgów w akcji.

          21 Grupa Armii ze wsparciem sił powietrznodesantowych rozpoczęła realizację skomplikowanej i ambitnej operacji „Market-Garden” 17 września. Rozmach działań desantowych był dla niemieckiego dowództwa olbrzymim zaskoczeniem – do tego stopnia, że w popularnej wizji historii tych działań utarło się nieprawdziwe zupełnie stwierdzenie Marszałka Modela (obecnego w rejonie desantu w czasie pierwszych godzin działań), jakoby działania te były obliczone na schwytanie jego samego wraz ze sztabem. W rzeczywistości jeden z najlepszych niemieckich dowódców był od pierwszych minut działań absolutnie świadom celu i wagi połączonych działań alianckich – uznał, że celem Aliantów nie jest po prostu przekroczenie bariery Renu i płynących na południe od obu odnóg tej rzeki kanałów i rzek, lecz faktycznie próba obejścia wiszącego w powietrzu północnego krańca Linii Zygfryda i uderzenia na Zagłębie Ruhry[20]. Mimo ogromnej przewagi w pierwszych godzinach walk, w nadchodzących dniach brytyjski plan całkowicie się rozsypał i ostatecznie ofensywa beznadziejnie ugrzęzła, wśród ogromnych strat w ludziach, a największym zyskiem Niemców było ustabilizowanie frontu w Holandii, choć nie był to jedyny kierunek, który należało wzmacniać pospiesznie organizowanymi rezerwami[21]. Jeśli  Model planował osiągnięcie operacyjnego przełomu polegającego na rozgromieniu także lądowego komponentu brytyjskiej operacji, co biorąc pod uwagę tempo organizowania posiłków dla Grupy Armii „B” nie było wcale takie nierealne, w ciągu najbliższych dni musiał zdecydowanie zrewidować swoje plany, gdyż dwa dni po rozpoczęciu „Market-Garden” amerykańska 1 Armia generała Courtney’a Hodgesa rozpoczęła natarcie na Linię Zygfryda w celu przekroczenia rzeki Rur.


W Arnhem po bitwie.

De facto walki w tym sektorze rozpoczął udany atak amerykańskiej 9 Dywizji Piechoty w rejonie Schevenhütte w dniu 16 września, ale właściwy początek Bitwy o Hürtgenwald zwykło datować się właśnie na 19 września 1944 roku. Przez kolejne dni siły amerykańskie uwikłały się w morderczy bój w bardzo niesprzyjającym terenie, przy dość słabym wsparciu powietrznym i coraz większych problemach logistycznych. Ponieważ wkrótce pas działań rozszerzono o okolice miasta Aachen coraz więcej jednostek wchodziło do akcji w czymś, co właściwie należy nazwać próbą wycieńczenia sił obrońców w toku bitwy materiałowej. Wszystkie te trwające tygodniami starcia miały dokładnie odwrotny skutek – 1 Armia poniosła dosłownie przerażające straty, ale mimo pewnych zysków terytorialnych i faktycznego przełamania linii umocnień niemieckich wyniki walk należy uznać za kolejny sukces niemieckiej obrony. Można oczywiście teoretyzować, że Alianci posiadając ogromną przewagę w zasobach ludzkich i materiałowych byli w stanie w stosunkowo krótkim czasie uzupełnić doznane straty, ale faktycznie uporczywa obrona Nadrenii na nowo stworzyła moralnie niemiecka armię zachodnią, natomiast na pewien czas mocno zredukowała możliwości bojowe znacznej części sił amerykańskich wojsk polowych. W ostatnich dniach września w sztabie Grupy Armii „B” nikt już nie dyskutował o kapitulacji, wprost przeciwnie, w prywatnych rozmowach dowództwo operacyjnie coraz bardziej doceniało wysoki poziom dyscypliny i zaangażowania kierowanych do walki jednostek[22]. Morale amerykańskich żołnierzy – tak wysokie na przełomie sierpnia i września 1944 roku dramatycznie spadło – nie tylko na skutek doznawanych strat w ludziach i utknięcia w walkach pozycyjnych, ale także w skutek niezbyt dobrego przygotowania do warunków jesienno-zimowej kampanii na zachodzie Niemiec[23].

Amerykańscy piechurzy w rejonie Schmidt.

Na przełomie września i października 1944 roku aliancki impet opadł zatem wyraźnie i dowództwu niemieckiej OB „West” udało się ustabilizować sytuację i choć przyszło zapłacić za to wysoką cenę, to jednak także przeciwnik zdawał się wyczerpany, a przede wszystkim pozbawiony pomysłów na szybkie wyjście z impasu. O ile jeszcze przed miesiącem wśród alianckich dowódców wizja zakończenia wojny jeszcze w 1944 roku była żywa i na poważnie rozważana, pierwsze październikowe chłody skutecznie wyziębiły ten entuzjazm. Trudno jest jasno wskazać czynnik decydujący dla tak drastycznej zmiany sytuacji operacyjnej oby stron, ale wydaje się, że każdy z trzech czynników, które zwykło się przy tej okazji wskazywać odgrywał ważną rolę – a były to oczywiście:

- Narastające problemy logistyczne Aliantów związane z osiągnięciem granicy wydajności służb zaopatrzeniowych.

- Ujawnienie się licznych animozji na tle ambicjonalnym wśród dowódców operacyjnych, którzy wykorzystując chwiejność głównodowodzącego konsekwentnie wymuszali realizację swoich zamierzeń prowadzących do rozproszenia wysiłku wojsk i pogłębienia trudności zaopatrzeniowych[24]. Zamiast sprecyzować jasno priorytety operacyjne i skupić siły do ich realizacji, Alianci coraz wyraźniej rozpraszali swój wysiłek na różnych kierunkach i nigdzie nie byli dostatecznie mocni, by złamać niemiecki opór i jeśli nie zakończyć wojnę (co jednak w rzeczywistości było tylko pobożnym życzeniem), to przynajmniej przełamać Linię Zygfryda na dostatecznie szerokim froncie, by stworzyć podstawę operacyjną do forsowania Renu i wejściu w głąb Niemiec.

- Postawa niemieckich wojsk polowych, w znacznej mierze będących w krytycznym okresie zlepkiem naprędce zaimprowizowanych formacji. Jeśli można w ogóle mówić o jakichś pozytywach całkowitego rozpadu sił OB „West” w sierpniu 1944 roku, to jedynym chyba, było pozostanie w szeregach utrzymujących jeszcze jako taką organizację związków bojowych jedynie żołnierzy zdeterminowanych i o dostatecznej odporności psychicznej, by wykazać zdolność do stawiania poważnego oporu już na granicy państwa i w Holandii. Dzięki tej grupie ludzi udało się w stosunkowo krótkim czasie zbudować praktycznie od podstaw nadające się do użycia związki bojowe, które stawiły twardy opór mający swój udział w zastopowaniu alianckiej ofensywy. Przede wszystkim najważniejszym osiągnięciem odzyskującego wigor dowództwa Grupy Armii „B” było odtworzenie ciągłej linii frontu i z reguły dość umiejętne użycie posiadanych sił. Gorzej wiodło się na odcinku Grupy Armii „G” – klęska pod Arracourt, a potem niepowodzenia w próbie powstrzymania uderzeń amerykańskiej 3 Armii w rejonie Metzu i w Wogezach stawia kompetencje tamtejszych dowództw pod poważnym znakiem zapytania, ale sukcesy odnoszone przez Aliantów na południowym odcinku frontu nie były już zagrożeniem dla sytuacji operacyjnej całego frontu. Znaczenie poniesionych w Lotaryngii i w Wogezach strat (zwłaszcza w sprzęcie) ujawni się dopiero później.

Odprawa dla członków niemieckiego patrolu. Linia Zygfryda jesienią 1944 roku.

Działania zaczepne Aliantów rzecz jasna nie wygasły i trwały przez całą jesień i początek zimy. Przede wszystkim, na uwagę zasługuje Bitwa o Skaldę, w konsekwencji której dowództwu 1 Armii kanadyjskiej udało się odblokować port w Antwerpii, w konsekwencji czego w dużej mierze rozwiązano problem kulejącej logistyki. Oczywiście nie było to odczuwalne od razu, z dnia na dzień, ale wyraźnie poprawiło możliwości bojowe alianckiej armii, która rozpoczęła przygotowania do operacji podejścia do Renu i sforsowania tej przeszkody wodnej. Także na południu w październiku i listopadzie niemieckie oddziały z ciężkimi stratami zostały wyparte za górny bieg Renu i do Palatynatu i Saary. Na zachodnim brzegu utrzymał się tylko sporych rozmiarów przyczółek w rejonie Kolmaru obsadzany przez siły niemieckiej 19 Armii. Trwały także wyczerpujące i krwawe walki na środkowym odcinku frontu obsadzanym przez związki kontrolowane przez sztab Grupy Armii „B”. Tutaj postępy alianckie były najwolniejsze, a straty własne największe. Uderzenie rozpoczęte w dniu 16 listopada zostało dużo lepiej przygotowane, niż poprzednie próby – między innymi zaangażowano do nalotów na niemieckie pozycje obronne część lotnictwa strategicznego – ale ulewne deszcze, oraz zaciekły opór wojsk niemieckich i trudny teren sprowadziły ofensywę do powolnego pełzania w stronę rzeki Rur, zamiast szybkiego wyjścia nad Ren. I tym razem atakujący ponieśli bardzo ciężkie straty, co wymusiło w końcu zatrzymanie ofensywy i konieczność dokonania przegrupowań z uwagi na krańcowe wyeksploatowanie zdolności bojowej niektórych z jednostek. Straty amerykańskie w tym okresie były tak duże, że pojawił się realny problem z ich uzupełnianiem. Dowództwo zatem podjęło dzieło rotacji jednostek na froncie, starając się odesłać jak najwięcej najbardziej zużytych jednostek w spokojny odcinek frontu w Ardenach, obsadzany, przez niedawno przybyły z Bretanii i wsławiony zdobyciem Brestu VIII Korpus amerykański generała Troya Middletona. W zamian w rejon Hurtgen kierowano świeże jednostki, aby tylko podtrzymać stałą presję na niemieckich obrońców. Dowództwo amerykańskie nie potrafiło przyznać, że nie jest w stanie osiągnąć zaplanowanych celów przed nadejściem zimy i postanowiono użyć dwóch kolejnych dywizji piechoty do uderzenia na niemieckie tamy na rzece Rur z rejonu Monschau – atak zaplanowano na 16 grudnia 1944 roku. Ów system tam miał faktycznie duże znaczenie, gdyż Niemcy zdążyli już spiętrzyć spore ilości wody, co groziło zalaniem sporego obszaru  w wypadku powodzenia ataku i tym samym jeszcze większego opóźnienia w działaniach.

Niemieccy jeńcy w Antwerpii
    Mimo wszystko jesienią 1944 roku ciągłe walki prowadziły do powolnej stałej erozji sił niemieckich na zachodzie – często nie dostrzega się wagi i znaczenia tych krwawych strat, a były one ogromne, gdyż tylko nad Skaldą do alianckiej niewoli dostało się nieco ponad 40 000 niemieckich żołnierzy[25]. Przy coraz mniejszych zasobach Rzeszy Niemieckiej były to ogromne ubytki, które uzupełniano z coraz większym trudem. Front zachodni trzymał się, choć w sztabach niemieckich wyraźnie słyszano jak trzeszczy w szwach, co nie napawało dowódców operacyjnych optymizmem przed czekającymi ich kolejnymi zmaganiami. Aby jednak zrozumieć głębię i skalę problemu należy przyjrzeć się całości niemieckich sił zbrojnych jesienią 1944 roku, jako że także na innych frontach Wehrmacht i Luftwaffe borykały się z bardzo podobnymi problemami w interesującym nas okresie.

         

3.   Stan sił zbrojnych Rzeszy jesienią 1944 roku

O ile mimo świadomości narastającej przewagi alianckiej nad machiną wojenną III Rzeszy późną wiosną 1944 roku w Berlinie panował ostrożny optymizm w kwestii zdolności do obrony kurczącej się niemieckiej strefy kontroli, wyniki letniej kampanii na każdym z trzech głównych frontów stanowiły szok. Wielkie operacje zaczepne przeciwników Niemiec doprowadziły do bezprecedensowych klęsk skutkujących olbrzymim wprost ubytkiem sił – zarówno ludzi, jak i sprzętu. Trudno jest nawet w przybliżeniu podać jak wielkie straty w sprzęcie poniosły siły niemieckie w ciągu stracić w czasie kampanii letniej na wszystkich frontach nawet 1,27 mln żołnierzy – zabitych, rannych i zaginionych, z czego na wschodzie straty wyniosły 900 000 ludzi[26]. Zaczęło się w maju 1944 roku na Krymie i we Włoszech, potem przyszła operacja „Bagration” i załamanie się Grupy Armii „Środek”, następnie ciężkiej porażki doznała Grupa Armii „Północna Ukraina” i w reszcie już w sierpniu 1944 roku rozpadł się Front Zachodni i równolegle – przestała właściwie istnieć w Rumunii Grupa Armii „Południowa Ukraina”. Skala klęsk Wehrmachtu faktycznie doprowadziła do przekonania o możliwości zakończenia  wojny jeszcze w 1944 roku – Alianci przystąpili na zachodzie do planowania Operacji „Rankin”, mającej przynieść opanowanie Berlina na wypadek ostatecznego upadku niemieckiego oporu, a sojusznicy Niemiec z południowo-wschodniej Europy jeden po drugim przechodzili na stronę zwycięzców. Niemcom udało się zachować kontrolę wyłącznie nad Węgrami, ale i tam już w październiku 1944 roku mocna stopą stanęły wojska sowieckie. W związku z ogólną sytuacją odwrót z Grecji i Jugosławii rozpoczęły stacjonujące tam liczne jednostki polowe i policyjne należące do Grup Armii „E” i „F”. Jeszcze w październiku 1944 roku Sowieci zdołali odciąć w Kurlandii siły Grupy Armii „Północ”, nieco później podjęli pierwszą próbę zdobycia Budapesztu. We Włoszech z trudem udało się zatrzymać pochód sił alianckich zwieńczony sukcesem Operacji „Olive”, która przyniosła faktyczne przełamanie Linii Gotów, a na zachodzie jak wiemy – front rozciągał się wzdłuż granic Niemiec i w środkowej Holandii. A jednak, pomimo tak olbrzymich strat w ludziach i sprzęcie, a nawet pomimo utraty woli walki przez wiele jednostek polowych niemieckie siły zbrojne zdołały jesienią 1944 roku doprowadzić do ustabilizowania sytuacji, oraz na nowo zorganizować obronę pozostałych jeszcze pod kontrola Wehrmachtu obszarów Europy – wciąż rozciągających się od Nordkappu po Adriatyk i od Renu, po Dunaj i Wisłę. Jaki był punkt wyjścia do dalszych działań?

W liczbach bezwzględnych potencjał bojowy Wehrmachtu uległ wręcz dramatycznemu osłabieniu. Z raportów OKH wyziera przerażający obraz – w lipcu, sierpniu i wrześniu 1944 roku na wszystkich frontach Niemcy stracili odpowiednio 59, 64 i 42 tysiące zabitych, oraz 310, 407 i 67 tysięcy zaginionych. Straty bezpowrotne wyniosły zatem w ciągu zaledwie kwartału około 949 000 ludzi[27]. A przecież niemieckie siły zbrojne przystępowały do kampanii mając w wojskach lądowych (Heer) i w strukturach Waffen-SS łącznie nieco ponad 7 milionów żołnierzy. Od czerwca do października 1944 roku Luftwaffe spisała ze stanów z różnych przyczyn 11 000 samolotów różnych typów i przeznaczeń. Nawet jeśli około połowy z tej liczby stanowiły straty operacyjne w początkach jesieni 1944 roku działalność bojowa niemieckich sił powietrznych nie miała właściwie żadnego wpływu na sytuację strategiczną Niemiec. Stracono także olbrzymie ilości sprzętu artyleryjskiego, a także niemal 9000 czołgów i innych pojazdów pancernych. Na Froncie Zachodnim w ostatnich dniach września OB „West” raportowało o posiadaniu zaledwie około 500 pojazdów pancernych, co i tak stanowiło poważny wzrost w stosunku do sytuacji z przełomu sierpnia i września, gdy było ich zaledwie około 100[28].


Niemieccy żołnierze podczas odpoczynku.

Olbrzymim problemem było także fizyczne zniszczenie ponad jednej trzecie posiadanych dywizji piechoty – a przecież to na tych jednostkach spoczywał główny ciężar utrzymywania linii frontu. Zarówno w Normandii, jak i na Białorusi, Zachodniej Ukrainie, czy wreszcie w Rumunii przepadły całe jednostki wraz ze sztabami – często do odtwarzanych pospiesznie linii obronnych we wrześniu i październiku 1944 roku docierali zaledwie pojedynczy żołnierze, przestawały natomiast istnieć w całości formacje poziomu dywizyjnego i korpuśnego. Katastrofa stalingradzka jawiła się przy tym, jako „drobne niepowodzenie operacyjne”. Tylko klęska Grupy Armii „Południowa Ukraina” spowodowała stratę 9, 62, 79, 106, 161, 257, 258, 282, 294, 302, 306, 320, 335, 370, 376 i 384 Dywizji Piechoty[29]. Z wszystkich wymienionych, doświadczonych w ciężkich walkach na Froncie Wschodnim jednostek ocaleli zaledwie pojedynczy żołnierze, oraz urlopowani, ranni i chorzy nie będący w linii w momencie rozpoczęcia radzieckiej ofensywy. Wiele innych dywizji poniosło straty tak wielkie, że uległo redukcji do poziomu Kampfgruppe – doraźnie zorganizowanych jednostek mających z reguły siłę mniej więcej pułku. Z pośród tych związków dywizyjnych, które jakoś przetrwały te potworne razy niemała część tkwiła zablokowana na zapleczu przeciwnika w twierdzach (na zachodzie), albo w Kurlandii w ramach odciętej tam Grupy Armii „Północ”. Wiele z tych jednostek stanowiły związki stosunkowo młode i niezdolne do prowadzenia działań manewrowych w warunkach frontów II Wojny – mające charakter stacjonarny, lub forteczny, niemniej jednak brak możliwości wykorzystania licznych „normalnych” dywizji piechoty uwięzionych w Kurlandii spędzał sen z powiek wielu sztabowcom z OKH, dostrzegających wagę problemu drastycznego spadku ilości czynnych dywizji dostępnych do działań na frontach wojny. Nieco lepiej – jeśli można tak powiedzieć - powiodło się owego tragicznego dla Niemców lata jednostkom Panzerwaffe. Bardzo duża część rozbitych i wykrwawionych jednostek pancernych choć straciła swoje wyposażenie, uratowała jednak sztaby i była w stanie stosunkowo szybko odtworzyć zasadnicze ramy organizacyjne. Mimo pojawienia się zatem tendencji spadkowej w ilości produkowanego uzbrojenia, fabryki były w stanie dostarczać nadal niemałe ilości broni, co pozwoliło powoli odtwarzać mocno nadwątlone stany sprzętu bojowego w wielu jednostkach. Tylko w sierpniu 1944 roku fabryczne hale opuściło 747 czołgów i 858 dział pancernych różnych typów i w kolejnych miesiącach udawało się utrzymać mniej więcej podobny poziom produkcji, przy czym w listopadzie 1944 roku wyprodukowano 650 czołgów i aż 1204 działa pancerne. Związki pancerne to jednak nie tylko czołgi, czy inne rodzaje pojazdów pancernych – nie udawało się już pokryć ogromnego zapotrzebowania na pojazdy specjalistyczne, czy działa samobieżne, zatem w wielu jednostkach proces reorganizacji polegał nie tylko na zastępowaniu części pododdziałów czołgów przez działa pancerne, ale także na odtwarzaniu pułków artylerii pancernej bez komponentu tworzonego przez działa samobieżne. Także bieżąco produkcja artylerii nie była w stanie uzupełnić strat – na duża skalę wykorzystywano więc sprzęt zdobyczny, redukowano etaty, lub zastępowano klasyczne pododdziały artylerii przeciwpancernej jednostkami artylerii przeciwlotniczej.


Ze znużeniem i obojętnością na twarzach...

Dodatkowym ciosem dla niemieckich sił zbrojnych były konsekwencje nieudanego zamachu na życie Führera z dnia 20 lipca 1944 roku. Brutalna rozprawa ze spiskowcami – tymi prawdziwymi i tymi urojonymi – doprowadziła do ogromnych strat wśród najwyższych kadr oficerskich. O ile w perspektywie kolejnych tygodni i miesięcy straty w kadrach wojsk polowych zostały w dużej mierze wyrównane przez system awansów oficerów zasłużonych i przede wszystkim – wiernych Hitlerowi, to najważniejszym w tym krytycznym momencie instytucjom Wehrmachtu, czyli Sztabowi Generalnemu i Armii Rezerwowej dosłownie złamano kręgosłup. Te dwa filary sił zbrojnych już do końca wojny nie podniosły się z upadku, przy czym kolosalną rolę odegrała tu fatalna polityka personalna Hitlera. Zbiegły się tutaj zresztą aż dwa kryzysy. Pierwszym z nich było załamanie nerwowe dotychczasowego Szefa Sztabu Generalnego – generała piechoty Kurta Zeitzlera - który został zdymisjonowany ze stanowiska z dniem 1 lipca 1944 roku, a zastąpiony na tak eksponowanym i krytycznie ważnym stanowisku przez człowieka nie posiadającego kompetencji do kierowania Sztabem Generalnym, czyli przez generała wojsk pancernych Heinza Guderiana. Zdarzenie to z pozoru mało istotne, gdyż Hitler i tak z rzadka zwykł słuchać opinii Szefów Sztabu Generalnego samo w sobie nie musiało przynieść tak fatalnych konsekwencji, gdyby nie wspomniane już efekty zamachu na Hitlera. W ciągu zaledwie dwóch tygodni urzędowania na nowym stanowisku Guderian stracił wielu kluczowych współpracowników, bez których szybko wyszły na jaw jego braki kompetencyjne. Zatem w dniu 23 lipca odebrał sobie życie Główny Kwatermistrz – generał Eduard Wagner, aresztowano Szefa Wydziału Łączności Wojsk Lądowych, generała   Ericha Fellgiebela (stracony we wrześniu 1944 roku), stracono 21 lipca Szefa Urzędu Armii Rezerwowej, generała piechoty Friedricha Olbrichta, tego samego dnia stracono także Szefa Urzędu ds. Wojsk Lądowych, pułkownika Albrechta Mertza von Quirnheim, aresztowanego 20 lipca wieczorem Szefa Oddziału Organizacyjnego w OKH, generała majora Hellmutha Stieffa (stracony 4 sierpnia 1944 roku), a także aresztowanego dzień po głównych spiskowcach Szefa Dowództwa Naczelnego Armii Rezerwowej, generała pułkownika Friedricha Fromma – straconego 12 marca 1945 roku. Poza wymienionymi aresztowano łącznie 60 oficerów ze struktur Sztabu Generalnego, co doprowadziło w zasadzie do paraliżu tej instytucji nadzorującej całość spraw dotyczących niemieckich sił zbrojnych[30]. Sytuacja uległa dalszemu pogorszeniu, wraz z kolejnymi nominacjami na wakujące po spiskowcach stanowiska – najbardziej jaskrawym przykładem kompletnie nieodpowiedzialnej polityki personalnej było powierzenie po aresztowanym generale Frommie stanowiska Szefa Dowództwa Naczelnego Armii Rezerwowej pozbawionemu jakichkolwiek kompetencji wojskowych szefowi SS, Heinrichowi Himmlerowi z dniem 21 lipca 1944 roku. Choć zwykle nie dostrzega się zasadniczych różnic w pracy Sztabu Generalnego przed i po 20 lipca, to jednak wynikająca z wprowadzonej aresztowaniami i zmianami personalnymi dysharmonia miała duży wpływ na proces odtwarzania wartości bojowej niemieckich sił zbrojnych jesienią 1944 roku.


Sytuacja na Froncie Zachodnim w listopadzie 1944 roku.

Pod nadzorem OKH operacyjnym pozostawało wiele różnych typów dywizji – obok „klasycznych” dywizji piechoty egzystowały także jednostki bardziej wyspecjalizowane, takie jak dywizje lekkie (nazywane strzeleckimi, lub pościgowymi), dywizje górskie, oraz dywizje stacjonarne – tworzone z różnych pododdziałów, ale zasadniczo pozbawione własnych środków transportu. Rolę dywizji piechoty wypełniały także struktury wystawiane przez Luftwaffe – były to dywizje polowe Luftwaffe, ale także dywizje spadochronowe. Wszystkie te jednostki tworzyły specyficzny konglomerat bardzo różniący się organizacją, a przede wszystkim – wartością bojową. Niejednorodne były także dywizje szybkie – pancerne i grenadierów pancernych, choć zasadniczo istniał już wówczas schemat organizacyjny mający ujednolicić te związki, to jednak aktywność bojowa, lub proces przezbrajania na nowy sprzęt powodowała często zmiany wpływające na stan organizacyjny jednostek. Oczywiście inną od dywizji pancernych Wehrmachtu strukturę miały dywizje pancerne wystawiane przez Waffen-SS – te drugie były znacznie silniejsze. Zasadniczo poprzez wprowadzenie wzorów schematów organizacyjnych typ 44 starano się ujednolicić możliwie wiele posiadanych formacji, ale nie pozwalał na to ani stan rezerw ludzkich, ani posiadane rezerwy sprzętu i uzbrojenia. Kryzys lata 1944 roku jeszcze bardziej pogłębił bałagan organizacyjny, gdyż wraz z rozpoczęciem cyklu klęsk i niepowodzeń pojawiać się zaczęły coraz to nowe rodzaje jednostek poziomu dywizyjnego, nie licząc ad hoc powołanych do życia jednostek improwizowanych, złożonych z tego, co lokalne dowództwo miało pod ręką. Zasadniczą rolę w procesie formowania nowych związków i odtwarzania jednostek rozbitych, wykrwawionych odgrywał Sztab Armii Rezerwowej – olbrzymiej, liczącej latem 1944 roku niemal 2,8 miliona ludzi instytucji organizacyjnej nadzorującej proces poboru, szkolenia i wreszcie organizacji uzupełnień w jednostki zapasowe kierowane następnie do dywizji polowych.


Rekruci.

Jeszcze w czerwcu 1944 roku Sztab Generalny OKH wraz z szefostwem Armii Rezerwowej stanął przed trudnym zadaniem wsparcia toczących ciężkie walki jednostek polowych, których straty szybko zaczęły przekraczać oczekiwania. Armia Rezerwowa stanęła wówczas przed poważnym dylematem – czy priorytetowo potraktować problem uzupełnień do walczących na frontach jednostek, czy raczej skupić wysiłek i posiadane rezerwy na procesie formowania zupełnie nowych jednostek. Dość szybko brutalna rzeczywistość wybrała drogę za oficerów szefostwa Armii Rezerwowej – w ciągu kilku tygodni na przełomie czerwca i lipca ubytek sił w postaci zagłady licznych dywizji spowodował skupienie wysiłków na możliwie szybkim formowaniu nowych związków – co zresztą odnotowano skrupulatnie w sztabach dowództw operacyjnych, uskarżając się na zupełnie nieproporcjonalny do potrzeb napływ uzupełnień ludzkich. Tymczasem, już w końcu czerwca ruszyła 27 fala mobilizacyjna (Welle), która skutkowała aktywowaniem w ostatnich dniach czerwca 1944 roku pięciu nowych dywizji piechoty o wolnych numerach w przedziale od 59 do 237. Jednostki te stworzono zupełnie od podstaw w różnych Okręgach Wojskowych (Wehrkreis) zapełniając szeregi posiadanymi na miejscu żołnierzami na przepustkach, lub wracającymi z rekonwalescencji w Niemczech i czekającymi na transport do macierzystych jednostek. Oczywiście braki wyrównano świeżym poborem kończącym szkolenie unitarne. Tak utworzona 59 Dywizja Piechoty aktywowana z dniem 26 czerwca 1944 roku oddana została pod rozkazy generała porucznika Waltera Poppe z dniem 5 lipca 1944 roku i w zasadzie po miesiącu skierowana na Front Zachodni do 15 Armii[31]. Oczywiście dywizja miała ogromne braki kadrowe i wyposażeniowe i w zasadzie nie przeszła cyklu szkoleń zgrywających, nie może zatem dziwić, ze w połowie września jej stan bojowy wynosił w trzech pułkach grenadierów zaledwie tysiąc piechurów, ale za to nadal dysponowała 30 działami w artylerii polowej i 18 działami przeciwpancernymi. Dywizja toczyła ciężkie walki z aliancką elitą – wojskami spadochronowymi – w czasie Operacji „Market-Garden” odnosząc przy tym niemałe sukcesy, po czym przeszła reorganizację i wchłonęła liczne uzupełnienia. Generalnie losy tej jednostki wskazują na plusy i minusy przyjętego rozwiązania organizacyjnego – ogólne nieprzygotowanie dywizji do walki przyniosło jej w warunkach ogromnej przewagi przeciwnika bardzo ciężkie straty, ale rdzeń jednostki – tworzony przez weteranów różnych frontów II Wojny Światowej mimo wszystko utrzymał spoistość jednostki. Ci z rekrutów, którzy przetrwali pierwszy okres dość szybko nabrali u boku weteranów doświadczenia w walce i w sumie 59 Dywizja Piechoty jesienią uważana była za pewny i wypróbowany związek.


Papieros po walce.

Niemal natychmiast po 27 Fali przystąpiono do formowania kolejnych jednostek – tym razem w ramach dwóch następujących po sobie w krótkim okresie czasu Fal Mobilizacyjnych. W ramach 28 Fali Mobilizacyjnej wystawiono cztery dywizje piechoty, który powstały wskutek rozwinięcia przygotowywanych uprzednio dywizji szkieletowych[32]. W stosunku do poprzedniczek dywizje te okazały się bardzo słabymi jednostkami, gdyż w procesie formowania nie przydzielono im w zasadzie żadnych kadr oficerskich lub podoficerskich posiadających jakiekolwiek doświadczenie bojowe – w zasadzie do surowych rekrutów dodano więcej surowych rekrutów, a całością dowodzili w znacznej mierze oficerowie piastujący dotąd funkcje administracyjne. Ponieważ sytuacja na frontach stale pogarszała się, już 7 lipca 1944 roku rozpoczęto w trybie alarmowym organizowanie kolejnej Fali Mobilizacyjnej polegającej na tworzeniu tak zwanych Sperrdivision – dywizji zaporowych[33]. Powołane w ten sposób jednostki miały w założeniu etat oparty o wzór dywizji piechoty typ 44, ale rzecz jasna szybkość i dostępne środki determinowały ich rzeczywisty skład i możliwości. W sumie pomiędzy 7 a 11 lipca 1944 roku powołano kilkanaście takich jednostek, ale jeszcze w toku ich organizacji zmieniono im nazwy z dywizji zaporowych na dywizje grenadierów[34]. Nie wszystkie jednak skierowano do walki w pierwotnej organizacji, gdyż mając na uwadze niski poziom wyszkolenia tworzących je kadr szybko starano się połączyć je z resztkami dywizji zniszczonymi w walkach i w ten sposób uzyskać bardziej wartościowe związki. Powołano zatem do życia:

- 541 Dywizja Grenadierów

Powołana do życia w Blankenburgu na obszarze Wehrkreis XI. Z uwagi na niskie stany osobowe dywizja wchłonęła  1043 i 1048 bataliony marszowe pierwotnie sformowane na potrzeby Grupy Armii „Środek”. W sierpniu 1944 roku skierowana na centralny odcinek Frontu Wschodniego.

- 542 Dywizja Grenadierów

Sformowana w Prusach Wschodnich jednostka do dnia 12 sierpnia 1944 roku osiągnęła etat dywizji piechoty typ 44 i skierowana do Grupy Armii „Środek”.

- 543 Dywizja Grenadierów

Dywizja aktywowana rozkazem z dnia 10 lipca 1944 roku  na poligonie w Münsingen w Wehrkreis V. Do jednostki wcielono poborowych z południowo-zachodnich Niemiec i Alzacji. Już 18 lipca 1944 roku, zanim osiągnięto gotowość bojową jednostka została rozwiązana, a jej pododdziały posłużyły do odtworzenia 78 Wirtembersko-Badeńskiej Dywizji Szturmowej.

- 544 Dywizja Grenadierów

Powołana do życia z dniem 10 lipca 1944 roku na poligonie Grafenwöhr na bazie tworzonej tam dywizji szkieletowej o tej samej nazwie. Skierowana na Front Wschodni.

- 545 Dywizja Grenadierów

Aktywowana z dniem 10 lipca 1944 roku w Wiecbaden, na terenie Wehrkreis XII i jak inne jednostki tej fali została już niecały miesiąc później uznana za gotową do akcji i wysłana na Front Wschodni.

- 546 Dywizja Grenadierów

Tworzona od dnia 7 lipca 1944 roku przez różne oddziały zapasowe na terytorium Wehrkreis XVII z dniem 19 lipca została rozwiązana, a wszystkie utworzone już pododdziały wchłonęła odtwarzana od podstaw 45 Dywizja Grenadierów (uprzednio 45 Dywizja Piechoty). Dowództwo nad nową jednostką objął pułkownik Richard Daniel, który początkowo formował 546 Dywizję. Jednostka miała bardzo niskie stany osobowe i dopiero po wchłonięciu 1132 Pułku Grenadierów we wrześniu 1944 roku sytuacja uległa poprawie. Kiepski stan dywizji nie był przeszkodą do wysłania jej do Polski jeszcze latem 1944 roku, gdzie stanęła do walki nad Wisłą.

- 547 Dywizja Grenadierów

Powołana do życia w Stuttgarcie z dniem 11 lipca 1944 roku i skierowana do akcji na Froncie Wschodnim.

- 548 Dywizja Grenadierów

Utworzona przez oddziały szkolne i zapasowe Wehrkreis IV w Dreźnie. Mimo zastrzeżeń co do skuteczności szkolenia taktycznego wysłana na Litwę.

- 549 Dywizja Grenadierów

Aktywowana w Schwerinie – stolicy Meklemburgii z posiadanych przez Wehrkreis II jednostek zapasowych. Także zasiliła Grupę Armii „Środek”.

- 550 Dywizja Grenadierów

Organizowana od 11 lipca 1944 roku w Braunschweig dywizja już 22 lipca została rozwiązana, a zgromadzony sprzęt i ludzie posłużyli do formowania 31 Dywizji Grenadierów (uprzednio piechoty). We wrześniu 1944 roku 31 Dywizja Grenadierów została przydzielona do Grupy Armii „Północ” i jeszcze jesienią w związku z bardzo dobrą postawą doczekała się wzmianki w raporcie dziennym OKH, co świadczyło o wysokiej wartości bojowej.

- 551 Dywizja Grenadierów

Dywizja została powołana do życia w Toruniu przez jednostki Wehrkreis XX i mimo niskich stanów liczebnych już w sierpniu 1944 roku znalazła się na Froncie Wschodnim.

- 552 Dywizja Grenadierów

Dywizja utworzona rozkazem z dnia 11 lipca 1944 roku w Bielefeld, na terenie Wehrkreis V. Jej egzystencja trwała dokładnie dwa tygodnie, po czym rozwiązano ją, a wszystkie dywizyjne aktywa wchłonięte został przez odtwarzaną 6 Dywizję Piechoty, przemianowaną tego samego dnia na 6 Dywizję Grenadierów. Od sierpnia 1944 roku na Froncie Wschodnim, gdzie wprawdzie poniosła olbrzymie straty podczas radzieckiej ofensywy styczniowej, ale zasłynęła podczas walk o Lubań Śląski jako „Panzertoddivision”. Także wyróżniona wzmianką w dziennym raporcie OKH.

- 553 Dywizja Grenadierów

Aktywowana przez Wehrkreis V na poligonie w Münsingen i mimo wielu braków i niskiego poziomu wyszkolenia skierowana do Grupy Armii „G”, po czym posłana do bitwy pod Arracourt, gdzie poniosła ciężką porażkę. Dopiero wówczas właściwie dokończono proces organizacji jednostki dodając jej ludzi z rozwiązanych 110 i 960 batalionów zapasowych, 1416 batalionu fortecznego, oraz 51 i 56 batalionów karabinów maszynowych. Mimo to, już w listopadzie 1944 roku podczas walk pod Saverne w Wogezach dywizja została rozbita, a jej dowódca – generał major Johannes Bruhn – dostał się do niewoli. Przez pewien okres czasu ocalałe jednostki dywizji włączono do 361 Dywizji Piechoty jako kampfgruppe, ale ostatecznie wycofano z frontu i ponownie odbudowano do poziomu dywizji, tyle, że już tylko dwupułkowej.

- 558 Dywizja Grenadierów

Powołana rozkazem z dnia 11 lipca 1944 roku dywizja natychmiast po osiągnięciu gotowości bojowej wysłana została z macierzystych koszar w Augsburgu na wschód, gdzie biła się w Prusach Wschodnim do upadku Piławy. Trzy dni później, została oficjalnie rozwiązana.

- 559 Dywizja Grenadierów

Aktywowana na poligonie w Baumholder w Wehrkreis IX z dniem 11 lipca 1944 roku. W jej składzie znalazły się jedynie nowo utworzone pododdziały, ale udało się je uzupełnić pewną liczbą rekonwalescentów i urlopowiczów, w związku z czym dywizja osiągnęła stosunkowo wysoki poziom umiejętności. Od września 1944 roku skierowana na Front Zachodni, gdzie walczyła i poniosła ciężkie straty w rejonie Nancy.

- 561 Dywizja Grenadierów

Pierwotnie formowana pod nazwą 1 Wschodniopruska Dywizja Grenadierów, skierowana do Grupy Armii „Środek”.

- 562 Dywizja Grenadierów

Początkowo występowała pod nazwą 2 Wschodniopruska Dywizja Grenadierów. Skierowana do 4 Armii z Grupy Armii „Środek”.

Na przykładzie losów jednostek 29 Fali widać wyraźnie kilka istotnych zjawisk – po pierwsze już w lipcu 1944 roku Armia Rezerwowa odczuwała niedobór zasobów ludzkich i nie była w stanie jednocześnie wysyłać jednostek marszowych na front, formować nowych dywizji i odtwarzać tych, które zostały zniszczone. Po drugie – w efekcie pośpiechu uzyskiwano bardzo niejednorodne pod względem wartości bojowej jednostki – te, które miały szczęście do kompetentnych dowódców i większego procentowo udziału doświadczonych weteranów w swych szeregach potrafiły bić się znakomicie, ale wiele innych szybko ponosiły ciężkie straty.

Mimo narastających trudności proces formowania nowych jednostek trwał nadal – poza utworzeniem 70 Dywizji Piechoty z żołnierzy z problemami żołądkowymi (rozkaz „Magen”), nazywanej później „dywizją białego chleba”, lub „dywizją bitej śmietany” przystąpiono rychło do przeprowadzenia 30 Fali Mobilizacyjnej, która skutkowała utworzeniem sześciu nowych dywizji o różnych numerach, przede wszystkim w oparciu o ocalałe kadry dywizji zniszczonych w walkach w ciągu ostatnich dni. Cechy charakterystyczne tych związków były bardzo podobne do tych, którymi wyróżniały się dywizje 29 Fali – ogromną role odgrywał fakt jaki dowódca stał na czele dywizji i jak duży odsetek weteranów znalazł się w jej szeregach.

Także w sierpniu 1944 roku podjęto kolejny wysiłek mobilizacyjny – w ramach 31 Fali aktywowano kolejne dziesięć dywizji o numerach od 560, do 572, a były to:

- 560 Dywizja Grenadierów

Powołana do życia 27 lipca 1944 roku z użyciem istniejących samodzielnych pododdziałów Wehrmachtu w Norwegii i Danii, których rozwinięcie do statusu pułków dywizji osiągnięto poprzez wcielenie do jednostki dużej liczby żołnierzy pochodzących z szeregów Luftwaffe, Kriegsmarine i różnych służb pracy. Przerzucono ją jesienią ze Skandynawii do Niemiec, skąd wyruszyła na Front Zachodni. Dywizja przeszła bardzo słaby proces szkolenia z uwagi na dramatyczny brak doświadczonych kadr.

- 563 Dywizja Grenadierów

Utworzona w dniu 17 sierpnia 1944 roku na poligonie Döberitz. Dywizja bez jakichkolwiek ćwiczeń taktycznych i mając niepełne stany została jeszcze w sierpniu wysłana do Grupy Armii „Północ”, w rejon Tartu. Dość szybko trzeba było rozwiązać jej 1147 Pułk Grenadierów, a jego szczątki posłużyły do rozbudowania dywizyjnej kompanii fizylierów do poziomu batalionu.

- 564 Dywizja Grenadierów

Aktywowana w dniu 26 sierpnia 1944 roku w Austrii, na bazie Dywizji Szkieletowej Döllersheim. Już 16 września dywizja została rozwiązana a jej kadry zasiliły odtwarzaną 183 Dywizję Grenadierów, wkrótce wysłaną na Front Zachodni.

- 565 Dywizja Grenadierów

Powstała na bazie Dywizji szkieletowej Moravia na poligonie w Milovitz. Wkrótce jednak, bo 15 września odczuwając dotkliwe braki kadrowe dywizje rozwiązano oddając wszystkie jej pododdziały 246 Dywizji Grenadierów – tworzonej w Pradze od podstaw jednostki, opierającej swe kadry na ocalałych żołnierzach 246 Grupy Dywizyjnej. Jednostka odesłana została na Front Zachodni.

- 566 Dywizja Grenadierów

Powołana do życia 26 sierpnia 1944 roku na poligonie Wildflecken na terenie Wehrkreis IX. Podstawą do jej utworzenia stanowili rekruci sformowani w Dywizję Szkieletową Röhn. Także i ta jednostka w połowie września 1944 roku została rozwiązana, a jej oddziały posłużyły do odbudowy 363 Dywizji Grenadierów. Po zaledwie dziesięciu dniach nowa dywizja odjechała na Front Zachodni.

- 567 Dywizja Grenadierów

Związek tworzony od 25 sierpnia 1944 roku na poligonie Grafenwöhr. Dywizja została rozwiązana już 2 września 1944 roku po połączeniu z resztkami 349 Dywizji Piechoty i posłużyła do sformowania 349 Dywizji Grenadierów.

- 568 Dywizja Grenadierów

Tworzona na terytorium Wehrkreis IV od 25 sierpnia 1944 roku. Dywizja istniała dokładnie miesiąc, po czym rozwiązano ją, by pozyskanymi w ten sposób środkami odtworzyć 256 Dywizję Piechoty – już jako jednostkę grenadierską. Bardzo szybko nowa jednostka wyruszyła na Front Zachodni.

- 569 Dywizja Grenadierów

Aktywowana 25 sierpnia 1944 roku na poligonie Wahn w Nadrenii. 17 września 1944 roku połączona z rozbitkami ze składu rozwiązanej 361 Dywizji Piechoty w celu formowania 361 Dywizji Grenadierów. Jak się wydaje ostatecznie nowa jednostka od początku powstawała na podstawie etatu dywizji grenadierów ludowych, różniącym się znacznie od dywizji piechoty wzór 44.

- 570 Dywizja Grenadierów

Jak poprzedniczki, dywizja ta powołana do życia na poligonie Gross-Born w dniu 26 sierpnia miała bardzo krótki żywot. 17 września 1944 roku włączona w skład nowo tworzonej 337 Dywizji Grenadierów Ludowych (powstającej na bazie resztek 337 Dywizji Piechoty), po czym odesłano ją na Front Wschodni.

- 571 Dywizja Grenadierów

Utworzona 25 sierpnia 1944 roku na wschodnim wybrzeżu Jutlandii, ale już 2 września posłużyła do odbudowy 18 Dywizji Piechoty, która ostatecznie stała się 18 Dywizją Grenadierów Ludowych. Jak się wydaje przy jej formowaniu powstały podobne problemy do tych, jakie trapiły 560 Dywizję Grenadierów, gdyż gros jej kadr stanowili ludzie z innych służb i broni przeniesieni do Wehrmachtu.

-572 Dywizja Grenadierów

Dywizja została sformowana w Toruniu, w dniu 25 sierpnia 1944 roku, gdzie też ostatecznie scalono ją z resztkami 340 Dywizji Piechoty zniszczonej na wschodzie. Ostatecznie, sformowano 340 Dywizję Grenadierów Ludowych, na której czele stanął pułkownik Theodor Tolsdorf, który w krótkim czasie zdołał stworzyć z niej bardzo dobry związek i to pomimo bardzo słabego wyposażenia artyleryjskiego i wielu innych braków. Dywizja została skierowana na Front Zachodni i jeszcze jesienią brała już udział w walkach.

 

Jak widać – za wyjątkiem pierwszych dwóch wszystkie pozostałe dywizje tej fali zostały użyte w charakterze jednostek zapasowych dla tworzonych na ich podstawie i z udziałem nielicznych kadr doświadczonych weteranów walk jednostek nowego wzoru – dywizji grenadierów ludowych. Jednostki te tylko na pierwszy rzut oka podobne były organizacyjnie do istniejących dywizji wzór 44 – w skład ich kompanii grenadierskich (czyli piechoty) wchodziło więcej plutonów karabinów maszynowych, a mniej typowych plutonów strzeleckich. W proporcji dokładnie odwrotnej od standardowych dywizji piechoty. Zarówno nazwa, jak i wybór kadry dowódczej były elementem polityki wzmożenia kontroli partii władzy nad siłami zbrojnymi – w teorii kadry oficerskie miały być związane z nomenklatura nazistowską, ale oczywiście zamysł ten okazał się kompletną fikcją. Braki w kadrach oficerskich były tak dotkliwe, że kierowano do tych jednostek w zasadzie wszystkich oficerów pozostających w Rezerwie Kadrowej Führera, co oznaczało wszystkich właśnie zdymisjonowanych oficerów, czekających na nowy przydział w związku z promocja na stopniu oficerskim, lub takich, których dotychczasowe stanowiska uległy likwidacji, bądź redukcji. Zatem nie powinno dziwić obsadzenie wielu wakujących stanowisk oficerskich w tych jednostkach (ze stanowiskami dowódczymi włącznie) przez dużą liczbę oficerów nie mających żadnego, lub prawie żadnego doświadczenia frontowego. Z drugiej strony oczywiście, na stanowiska dowódcze awansowała też niemała grupa doświadczonych weteranów, którzy w czasie kampanii letniej wyróżnili się na tyle, by uznać ich za odpowiednich kandydatów na dowódców dywizji, ale z powodu ich braku w normalnym trybie nie mieliby szans na samodzielne dowództwo. Dywizje grenadierów ludowych otrzymać powinny duża ilość broni automatycznej, w tym karabinki szturmowe StG 44, ale nie zawsze się tak działo – oczywiście potrzeby sprzętowe armii były tej jesieni olbrzymie, a moce produkcyjne dość ograniczone, więc z reguły stany rzeczywiste dywizji grenadierów ludowych mocno różniły się od obowiązujących etatów, niemniej jednak, proces tworzenia nowych jednostek z użyciem młodego rekruta i ocalałych weteranów walk ze składu zniszczonych związków bojowych trwał całą jesień 1944 roku.


Żołnierz 246 Dywizji Grenadierów Ludowych na froncie.

We wrześniu rozpoczęto organizację nowej, 32 Fali Mobilizacyjnej, która jednak różniła się mocno od poprzednich. Wprawdzie powoływano do życia nadal kolejne dywizje grenadierów, ale w zasadzie od razu traktowano je jako dywizje szkieletowe – czyli zespalano ze zniszczonymi związkami i w ten sposób przystępowano do tworzenia związku o etacie dywizji grenadierów ludowych. W ten sposób dywizje grenadierów o numerach od 573 do 588 posłużyły do odbudowania w kolejności – 708, 277, 272, 271, 47, 212, 326, 276, 352, 26, 62, 9, 167, 79, 257 i 320 Dywizji Piechoty, które zorganizowano jako dywizje grenadierów ludowych. Wszystkie te jednostki zostały uprzednio zniszczone na Froncie Zachodnim, lub w Rumunii latem 1944 roku, a proces odtwarzania tych związków w nowych ramach organizacyjnych trwał dość długo, bo do końca października, przy czym tak jak formowane latem poprzedniczki, wszystkie te jednostki osiągały bardzo różny poziom wartości bojowej. Tak jak poprzednio, zależało to od ilości posiadanych kadr doświadczonych żołnierzy i przede wszystkim – wyrazistego i inspirującego dowództwa. Część tych jednostek dość szybko weszła do akcji i poniosła przy tym poważne straty, więc niektóre z nich kampanię jesienną przetrwały w stanie mocno uszczuplonym. Olbrzymim problemem był tutaj bardzo niski poziom morale ludzi przesuniętych do służby w linii z jednostek budowlanych, Luftwaffe i Kriegsmarine, natomiast dużo lepiej pod względem wydała sytuacja wśród młodych, dopiero co powołanych rekrutów.

Kolejnym istotnym elementem składowym sił zbrojnych, który należało odtwarzać, była artyleria polowa. Sytuacja tutaj była jeszcze trudniejsza, niż w przypadku jednostek piechoty, gdyż już do kampanii letniej wiele jednostek przystępowało mając mocno zredukowane stany w artylerii polowej. Normą były liczące zaledwie trzy działony baterie artylerii, a wiele rzuconych latem 1944 roku dywizji posiadało bardzo słabe organiczne pododdziały artylerii. W ciągu lat 1943-1944 uległa też pewnej redukcji ilość artyleryjskich jednostek pozadywizyjnych, czyli artylerii dyspozycyjnej OKH. W sumie późnym latem 1944 roku można śmiało mówić o zapaści niemieckiej artylerii polowej i nie dało się tego stanu tolerować dłużej, gdyż to właśnie skuteczna i silna artyleria była w początkach wojny jednym z kluczy to porażających zwycięstw Wehrmachtu, a teraz przyszło działać niemieckim siłom zbrojnym w obliczu posiadającego ogromne ilości sprzętu artyleryjskiego przeciwnika, i to na wszystkich trzech głównych frontach tej wojny. Bez skutecznego wsparcia artyleryjskiego nie dało się prowadzić ani działań obronnych, ani jakichkolwiek innych, więc sprawą najwyższej wagi stało się choć częściowe odtworzenie posiadanego przed okresem zapaści potencjału. Odtwarzanie artylerii polowej szło w dwóch równoległych kierunkach – odbudowywano pułki artylerii polowej w ramach struktur dywizyjnych, ale także rozpoczęto jeszcze latem 1944 roku tworzenie wyższych dowództw artyleryjskich w artylerii dyspozycyjnej OKH.

W dywizjach grenadierskich, które latem i jesienią 1944 roku sformowano wiele wprowadzono spore zmiany organizacyjne. Tworzony w ich strukturach pułk artylerii polowej miał cztery bataliony, z których pierwsze trzy składały się z dwóch baterii haubic 105 mm po cztery działa i jednej baterii dział przeciwpancernych 75 mm z sześcioma działami Pak 40. Czwarty batalion miał w swoim składzie dwie baterie ciężkich haubic 150 mm po cztery działa w każdej. Istotnym novum, było zatem wyłączenie artylerii przeciwpancernej ze struktur pułku grenadierów i oddanie ich do dyspozycji dowództwa pułku artylerii. Rozwiązanie to nie było zbyt udane i szybko je zarzucono zmieniając organizację artylerii dywizyjnej w czasie reorganizacji dywizji grenadierów w dywizje grenadierów ludowych[35].

Pułk artylerii polowej w dywizjach grenadierów ludowych mógł mieć dwojaki kształt – w pierwszym wzorze organizacyjnym w ramach pułku artylerii egzystował batalion ciężkich haubic 150 mm w składzie dwóch baterii po sześć dział, dwa bataliony lekkich haubic 105 mm, także posiadających dwie sześciodziałowe baterie, oraz batalion przeciwpancerny z trzema bateriami po sześć dział Pak 40. Drugi model zakładach pozostawienie w pułku artylerii już tyko trzech batalionów haubic, przy czym skład batalionu ciężkiego nie zmienił się, a bataliony lekkich haubic miały teraz po trzy baterie złożone z sześciu dział. Dywizjon przeciwpancerny w tym wzorze powracał do dyspozycji dowództwa dywizji i składał się z dwóch zmotoryzowanych kompanii dział Pak 40 po dwanaście armat każda. Ta kręta droga reorganizacji pokazuje doskonale powolne przezwyciężanie kryzysu sprzętowego, ale także tendencję do stałego wzmacniania komponentu przeciwpancernego dywizji z uwagi na stale rosnącą przewagę w broni pancernej przeciwników III Rzeszy. Dużą zmianą było wprowadzenie do służby sporej ilości ciągników gąsienicowych RSO, które trafiły do kompanii ciężkich dział przeciwpancernych i baterii lekkich haubic. Brak sprzętu spowodował, że pojazdów tych było w dywizji bardzo niewiele – zaledwie po jednym na działo – więc większość jednostek artyleryjskich musiała nadal polegać na trakcji konnej[36].


Ciężka artyleria w akcji.

 Starano się także zachować dotychczasową strukturę pułku artylerii w istniejących nadal dywizjach piechoty, ale ponieważ priorytetowo traktowano proces formowania nowych jednostek po staremu wiele jednostek piechoty zamiast czterobatalionowego pułku artylerii polowej miało pułk trzybatalionowy, a nadal normą był brak etatowej ilości sprzętu. Ponieważ dramatycznie brakowało wyposażenia sięgano coraz częściej po działa zdobyczne, co stanowiło nienajlepsze rozwiązanie, gdyż wiele z tysięcy pozyskanych w ten sposób armat, czy haubic było już bronią przestarzałą, no i oczywiście automatycznie pojawiał się problem dostępności amunicji nietypowych kalibrów, o częściach zamiennych nie wspominając.

Druga oś planu odbudowy wiązała się z reorganizacją artylerii dyspozycyjnej OKH. Z jednej strony, po 1942 roku stale zmniejszała się ilość batalionów artylerii polowej w tych strukturach, w efekcie czego faktycznie zanikły bataliony wyposażone w haubice 105 mm. Z drugiej strony rosła ilość jednostek artylerii stacjonarnej (głównie obrony wybrzeża i fortecznej), oraz pojawiły się brygady artylerii rakietowej. Od lata 1944 roku rozpoczął się proces formowania dowództw wyższych w artylerii, które w odróżnieniu od dotychczasowych sztabów miały mieć kontrolę nad stałym zestawem pododdziałów artylerii. Były to brygady artylerii posiadające trzy lub cztery bataliony ciężkich dział (haubice 150 mm i moździerze 210 mm), oraz korpusy artylerii, które od jesieni stawały się korpusami artylerii ludowej.

Brygady artylerii miały etatowo 1753 żołnierzy, a na ich wyposażeniu znalazły się 24 haubice 150 mm, 3 armaty 170 mm, 9 moździerzy 210 mm, ale także 500 „Panzerfaustów” i 27 karabinów maszynowych. Taka brygada artylerii stanowiła zatem liczebnie ekwiwalent pułku artylerii, ale posiadając takie wyposażenie stanowiła na polu bitwy potężną siłę z uwagi na zdolność bardzo precyzyjnej projekcji ogniowej stosunkowo głębokiego zaplecza przeciwnika.


Ciagnik RSO z armatą Pak 40

Dużo bardziej skomplikowany był proces formowania korpusów artylerii ludowej, które tworzono w oparciu o różne wzory organizacyjne. Przede wszystkim, korpusy dzieliły się na zmotoryzowane w mniejszym, lub większym stopniu. Także w ramach stopnia motoryzacji występowały dwa schematy organizacyjne - Gliederung I i Gliederung II. Pierwszy zakładał wyposażenie jednostki w 18 ciężkich armat przeciwpancernych 88 mm, 18 ciężkich armat przeciwpancernych 75 mm, 18 lekkich haubic 105 mm, 12 haubic 122 mm (posowieckich), 12 ciężkich haubic 150 mm, 3 armaty 170 mm oraz 6 moździerzy 210 mm. Drugi schemat zakładał wyposażenie jednostki w 18 ciężkich dział przeciwpancernych, 12 armat 100 mm, 12 haubic 122 mm (posowieckie), 18 lekkich haubic 105 mm oraz 12 armato-haubic 152 mm także posowieckiej proweniencji. W jednym i drugim przypadku personel korpusu także otrzymywał duża ilość broni maszynowej i ręcznych wyrzutni pocisków kumulacyjnych. Do korpusów ponadto starano się dodawać bataliony wyrzutni rakiet „Nebelwerfer” 42. Jak widać już na pierwszy rzut oka niemieckie korpusy artylerii nie miały nic wspólnego z modelem organizacyjnym radzieckich związków artyleryjskich wyższych rzędów. Były jednostkami wyposażonymi w wiele różnorakich typów broni artyleryjskiej, co wynikało z dwóch przyczyn. Po pierwsze brakowało sprzętu na ujednolicenie wyposażenia, po drugie zaś, najwyraźniej OKH starało się formować jednostki zdolne do wykonywania wielu różnych zadań bojowych, nie ograniczających się tylko do oddziaływania artyleryjskiego ogniem pośrednim. W sumie, tylko w pewnej części nowe jednostki artyleryjskie wyższego rzędu były w stanie niwelować przewagę ilościową artylerii wroga, gdyż znaczną część ich wyposażenia w przypadku struktur korpuśnych stanowiły działa przeciwpancerne[37].

Ostatnim aspektem związanym z reorganizacją artylerii niemieckiej były zmiany wprowadzane w etatach artylerii piechoty. Dostrzegając rosnącą przewagę przeciwnika w zakresie siły ognia od lata 1944 roku starano się konsekwentnie wzmacniać siłę ognia własnej piechoty (ale także jednostek grenadierów pancernych w dywizjach szybkich) poprzez zwiększenie komponentu ciężkiej broni piechoty – dział piechoty i moździerzy. Nowo tworzone dywizje otrzymywały zatem po cztery działa piechoty 75 mm (razem w dywizji 24 takie działa) i po dwa ciężkie działa piechoty 150 mm w kompanii wsparcia każdego z pułków grenadierów, czyli razem sześć w dywizji. Także w dywizjach szybkich pozostawiono tylko po osiem ciężkich dział 150 mm sIG 33, czyli osiem w dywizji pancernej lub grenadierów pancernych. Wycofywano w ciągu 1944 roku ze służby 75 mm działa, zastępując je dużo skuteczniejszymi moździerzami 120 mm. W ogóle udział moździerzy w artylerii rósł i w 1944 roku dywizje spadochronowe miały na wyposażeniu  131 moździerzy 81 mm i 63 moździerze 120 mm. Dywizje piechoty posiadały ich odpowiednio 54 i 32, a dywizje szybkie 46 i 18. Olbrzymią różnicę robiła tutaj cena – moździerz 120 mm kosztował 1200 Marek, a haubica 105 mm 16 400 Marek, różnicę robił także czas produkcji i ilość zużywanych w procesie materiałów, zatem nie może dziwić takie – racjonalne zresztą podejście do sprawy w warunkach lata i jesieni 1944 roku[38].

Olbrzymim problemem była odbudowa poważnie nadwątlonych sił pancernych armii niemieckiej. Wprawdzie po potężnych ciosach alianckich większość dywizji pancernych i grenadierów pancernych zachowała stosunkowo wysoki poziom organizacyjny, a wiele z nich kontynuowało aktywną służbę na pierwszej linii także jesienią 1944 w dużej mierze zresztą walnie przyczyniając się do ustabilizowania sytuacji, niemniej jednak ilość sprzętu pancernego w armii spadła dramatycznie, a wiele jednostek pancernych funkcjonowało w zasadzie w formie poważnie osłabionych grup bojowych o zaimprowizowanym charakterze. Szczególnie ciężka sytuacja pojawiła się na Froncie Zachodnim, gdzie żadna z dywizji szybkich poza przybyłymi z Włoch dwoma dywizjami grenadierów pancernych nie posiadała siły choćby zbliżonej do stanów etatowych. Olbrzymie wyrwy w szeregach doświadczonych żołnierzy i utrata znakomitej większości wyposażenia skutkowała koniecznością głębokiej reorganizacji, a często właściwie odtwarzaniem od podstaw dywizji szybkich. Pewnym plusem było tutaj to, że w stosunku do kompletnej utraty licznych związków piechoty dywizje pancerne i grenadierów pancernych mimo wszystko zachowały w swych szeregach stosunkowo liczną grupę doświadczonych weteranów, którzy mieli olbrzymi wpływ nie tylko na podtrzymanie etosu elity niemieckich sił zbrojnych, ale także do usunięcia w stosunkowo krótkim czasie wielu braków w zakresie wyszkolenia nadchodzących uzupełnień. Gorzej jednak sprawy miały się w kwestii uzupełnień w sprzęcie. W zasadzie braki występowały w każdej możliwej dziedzinie i wiele jednostek pancernych mimo długiego okresu poświęconego reorganizacji znacznie różniło się od przewidywanych dlań etatów. Dobrym przykładem jest tutaj proces reorganizacji 1 Dywizji Pancernej Waffen-SS „Leibstandarte Adolf Hitler”, która zresztą traktowana jako elitarna cieszyła się priorytetem w zakresie dostępności uzupełnień. Do grudnia 1944 roku w szeregi dywizji przyjęto 3500 żołnierzy z uzupełnień, co podniosło stan liczebny jednostki do liczby niemal 21 000 żołnierzy. Wyposażenie w broń pancerną było już jednak mocno niewystarczające, gdyż do „LAH” dotarły do grudnia trzydzieści cztery pojazdy Pz IV i trzydzieści sześć „Panther”. W efekcie zdecydowano o wystawieniu w linii zamiast dotychczasowych dwóch jednego mieszanego batalionu czołgów. Artyleria dywizji oparta została o ciągnione haubice 105 mm i 155 mm, a znaczna część jednostek dywizyjnych uległa demotoryzacji. W pancernym batalionie rozpoznawczym dywizji odtworzono tylko trzy z czterech dotychczas istniejących kompanii, a ich podstawowym środkiem transportu w miejsce transporterów stały się teraz samochody „Volkswagen”. Dużą wartość bojową reprezentował dywizyjny batalion przeciwpancerny posiadający 21 pojazdów Pz IV/70 i holowane działa przeciwpancerne 75 mm Pak 40 w ostatniej kompanii. Porównanie siły bojowej odtworzonej dywizji „LAH” z jej stanem sprzed inwazji wskazuje jasno, że nie udało się mimo wysiłków osiągnąć poprzednich wartości nasycenia sprzętem bojowym i transportowym, a dywizja w zasadzie stała się wyjątkowo „ciężką” dywizją grenadierów pancernych[39]. W podobnej sytuacji znalazły się pozostałe dywizje szybkie Frontu Zachodniego, a wiele z nich po częściowym tylko odtworzeniu jeszcze jesienią ponownie weszło do akcji , co oczywiście miało bardzo negatywny wpływ na stan ich wyposażenia. Trudności z uzyskaniem odpowiednio wysokiego nasycenia czołgami odtwarzanych dywizji pancernych jasno ilustruje porównanie bieżącej produkcji i strat czołgów typu Pz V „Panther” w okresie czerwiec – grudzień 1944[40]:

Miesiąc

Poziom Produkcji

Poziom Strat Bezpowrotnych

Czerwiec

370

133

Lipiec

380

358

Sierpień

350

278

Wrzesień

335

705

Październik

278

315

Listopad

318

105

Grudzień

285

234

Łącznie

2316

2128

 

W teorii dysponowano zatem pewną nadwyżką sprzętu liczącą 188 pojazdów, ale byłoby to zbytnie uproszczenie bardzo złożonej jednak sytuacji sprzętowej Panzerwaffe. Po pierwsze widzimy wyraźnie wielka kumulację strat w okresie lipiec-październik 1944 roku, po drugie natomiast, od późnego lata 1944 roku siły niemieckie w sposób permanentny odczuwały niedobór pojazdów i dywizje szybkie w dużej części nie posiadały przewidzianego etatami wyposażenia, czemu tylko w pewnej mierze przeciwdziałano poprzez uzupełnianie liczby czołgów wzrostem dostaw dział szturmowych. Widac to wyraźnie na tabeli pokazującej dostępność pojazdów pancernych w poszczególnych dywizjach pozostających pod nadzorem sztabu Grupy Armii „Południe” w dniu 20 listopada 1943 roku[41]:

Związek Bojowy

Pojazdy na wyposażeniu na dzień 20 listopada 1943

Gotowe do akcji

Uzupełnienia po 25 listopada 1943 roku

1 Dyw. Panc

140

?

?

6 Dyw. Panc.

38

25

5

7 Dyw. Panc.

47

16

20

8 Dyw. Panc.

66

7

20

9 Dyw. Panc.

30

6

10

13 Dyw. Panc.

32

15

10

14 Dyw. Panc.

52

37

5

23 Dyw. Panc.

27

16

5

24 Dyw. Panc.

57

34

5

25 Dyw. Panc.

63

?

?

Dywizja „G-D”

31

7

5

SS-LAH

155

?

?

SS-„Das Reich”

136

22

10

SS – T

103

14

5

 

Choć jesień 1943 roku wydawać się może odległą perspektywą czasową tabela ta pokazuje w jak różnej kondycji znajdowały się poszczególne dywizje pancerne i przede wszystkim, jak niski był stan gotowości bojowej posiadanego przez nie sprzętu bojowego. Z uwagi na proces przezbrajania jednostek na nowe typy uzbrojenia, oraz stale ponoszone straty dokładnie taka sytuacja panowała w przededniu kampanii letniej. Widać zatem, że nawet stosunkowo wysokie wyniki produkcji nie były w stanie zabezpieczyć stanu ilościowego niemieckiej broni pancernej. Kluczowe jest także to, w jaki sposób użytkowano posiadane skromne rezerwy, a tutaj ogromną wagę miał fakt zorganizowania naprędce szeregu brygad pancernych, które natychmiast rzucone do akcji poniosły olbrzymie straty w sprzęcie i ludziach i wkrótce zostały rozwiązane, by zasilić dywizje pancerne. W ten sposób – na przykład w Lotaryngii we wrześniu 1944 roku – roztrwoniono dużą część posiadanych rezerw sprzętowych i w efekcie w początkach grudnia 1944 roku wiele dywizji pancernych posiadało bardzo niskie stany sprzętowe, nawet pomimo pozostawania w procesie reorganizacji i odtwarzania od września 1944 roku. Dobrze widać to na przykładzie stanu posiadania wybranych związków pancernych obecnych w połowie grudnia 1944 roku na Froncie Zachodnim[42]:

Dywizja

Pz IV

Pz V

Pz VI B

Czołgi łącznie

Działa pancerne, szturmowe i niszczyciele czołgów

1 Dyw. Panc. SS

37

42

45

124

26

12 Dyw. Panc. SS

37

41

 

78

64

2 Dyw. Panc.

28

56

 

84

40

116 Dyw. Panc.

22

43

 

65

25

„Panzer Lehr”

34

29

 

63

15

 

Wyraźnie wyższe stany dywizji „LAH” i obecność aż 45 czołgów ciężkich, to efekt oddania dywizji do dyspozycji 501 batalionu Czołgów Ciężkich SS. W omawianym okresie często wzmacniano wszystkie posiadane dywizje poprzez dodawanie im takich, czy innych wzmocnień, co w pewien sposób retuszowało ogólną sytuację, ale też wydatnie wzmacniało potencjał bojowy jednostek.


Kadr ze znanego filmu propagandowego pokazującego niewzruszona potęgę Panzerwaffe.

Mimo wszystkich trudności, jesienią 1944 roku udało się w znacznym stopniu odtworzyć potencjał bojowy Panzerwaffe i to pomimo spadku jakości produkowanego sprzętu[43], nie zawsze przemyślanych decyzji dotyczących wyboru produkcji konkretnych typów uzbrojenia, jak również nie zawsze sensownych pomysłów w sferze organizacji i struktur jednostek bojowych. Wypada porównać łączny potencjał broni pancernej na przestrzeni 1944 roku:

Typ

Styczeń 1944

Czerwiec 1944

Grudzień 1944

Pz III

920

839

533

Pz IV

1668

2304

1630

Pz V

1084

1898

1966

Pz VI

395

646

409

Działa Szturmowe

2266

3425

4053

Niszcz. Czołgów

-

265

1411

 

Widać wyraźnie tendencję do wzrostu liczby dział pancernych, które jako tańsze i łatwiejsze w produkcji stawały się coraz poważniejszą częścią Panzerwaffe[44]. Mimo dużej przewagi w broni pancernej nad niemieckimi siłami zbrojnymi Alianci nie mogli nadal lekceważyć niemieckich związków pancernych – nadal był to bardzo trudny i wymagający przeciwnik, który dysponował bardzo dużą siłą bojową i pozostawał jednym z filarów Wehrmachtu.

Obraz niemieckich sił zbrojnych  jesienią 1944 roku nie byłby pełen, bez zilustrowania sytuacji drugiego co do wielkości rodzaju broni – Luftwaffe. Niemieckie siły powietrzne przeżyły latem 1944 roku załamanie jeszcze głębsze niż wojska lądowe. Przegrupowanie znacznych sił myśliwskich w rejon Normandii po alianckiej inwazji spowodował olbrzymie straty w personelu latającym, co skutecznie przetrąciło kręgosłup niemieckim siłom powietrznym. Utrata w krótkim okresie czasu bardzo dużej ilości pilotów spowodowała drastyczny spadek aktywności bojowej Luftwaffe w początkach jesieni 1944 roku. W dodatku problemy skumulowały się w skutek systematycznych ataków alianckiego lotnictwa strategicznego na niemieckie zakłady przemysłu petrochemicznego, co doprowadziło do dramatycznego spadku rezerw paliw używanych przez Luftwaffe i nie pozostało bez wpływu nie tylko na aktywność bojową, ale przede wszystkim na proces odtwarzania kadr. Czas szkolenia pilotów został mocno ograniczony, w zasadzie ustała działalność bojowa jednostek bombowych, a poważnie ograniczono tak istotne operacje, jak działania nocnych myśliwców. Wraz z dotarciem sił alianckich do granic Niemiec w zasadzie każdy fragment kontrolowanej przez Niemców części Europy znalazł się w zasięgu oddziaływania potężnych alianckich sił powietrznych.


Czołgi "Pantera" w transporcie kolejowym.

Bez względu na aktualny stan bojowy Luftwaffe przewaga liczebna sił alianckich powodowała, że w zasadzie każda próba konfrontacji w walce powietrznej kończyła się hekatombą strat, co zmuszało do ponownego szybkiego uzupełniania szeregów przerzedzonych jednostek niedoświadczonymi pilotami wprost ze szkół, lub personelem przenoszonym do Jagdwaffe z rozwiązywanych jednostek bombowych, lub transportowych. 11 września 1944 roku podczas jednej z takich bitew powietrznych 305 niemieckich myśliwców starło się z formacja składająca się z 1131 ciężkich bombowców w asyście 440 myśliwców. Ceną, jako przyszło zapłacić za zestrzelenie 40 bombowców i 17 myśliwców była utrata 110 własnych myśliwców przy ciężkich stratach osobowych[45]. Mimo oczywistej bezradności Luftwaffe kontynuowano próby powstrzymania alianckiej strategicznej ofensywy, co tylko pogłębiało kryzys i nie przynosiło żadnych wymiernych sukcesów – bomby i tak spadały na niemieckie miasta i centra przemysłowe, a właściwie po każdym takim starciu trzeba było wiele jednostek odtwarzać niemal od podstaw. Dość niespodziewanie – wczesna jesienią 1944 roku Alianci zaprzestali swych morderczych ciosów w przemysł petrochemiczny, co spowodowało stopniowe wychodzenie z paliwowego paraliżu. Także poziom produkcji lotniczej osiągnął nieznane poziomy we wrześniu 1944 roku, co pozwoliło bardzo szybko uzupełnić straty w sprzęcie. W ciągu niewielu tygodni Luftwaffe odzyskała siłę w kwestii ilości używanych samolotów, ale przede wszystkim zmieniła swoje oblicze. W związku z szybkim tempem rozwiązywania jednostek bombowych stała się typową siłą defensywną z drastyczną przewagą ilości samolotów myśliwskich nad bombowymi. Największymi bolączkami pozostawał ogólny poziom umiejętności młodych, lub przesuwanych do jednostek myśliwskich z innych segmentów Luftwaffe pilotów, ale także kompletny brak pomysłu na to, jak ponownie uczynić niemieckie siły powietrzne groźna siłą zdolną do oddziaływania na przebieg wojny. Z jednej bowiem strony zdawano sobie sprawę z beznadziejności prób powstrzymania alianckiej ofensywy strategicznej, z drugiej akceptowano jednak rzeczywistość i nadal wysyłano do bitwy z przeważającym przeciwnikiem nieprzygotowany personel, co w znacznej mierze wpłynęło na utrzymanie się ogólnie niskiego poziomu umiejętności statystycznego pilota Luftwaffe. Kolejną sprawą jest ewidentne przespanie przez Niemców zmian w charakterze walk powietrznych na Zachodzie. Alianckie myśliwce i bombowce były zdecydowanie lepiej przygotowane do zmagań na bardzo wysokich pułapach od ich niemieckich odpowiedników, mogący im sprostać nowy Focke-Wulf 190 D pojawił się w jednostkach bojowych zbyt późno, a zbyt wielkie i zupełnie nieuzasadnione nadzieje przywiązano z użyciem w walkach samolotów odrzutowych i rakietowych. Te ostatnie – Me-163 „Komet” okazały się kompletnym niewypałem, a wprowadzenie do służby odrzutowego Me-262 „Schwalbe” stale opóźniało się z powodu olbrzymich problemów technologicznych, a gdy wreszcie samolot zadebiutował bojowo okazał się maszyną w niewielkim tylko stopniu zdolną do stawiania czoła amerykańskim i brytyjskim myśliwcom w starciach – był bardzo wrażliwy na ostre manewry, gdyż momentalnie tracił swój największy atut, czyli prędkość. Wymagał nadzwyczajnych warunków podczas operacji startów i lądowań, a jego ogromna prędkość bardzo utrudniała atak przeciw ciężkim bombowcom z uwagi na krótki czas prowadzenia ognia. Mimo rewolucyjnego charakteru nie była to udana konstrukcja, a jesienią 1944 roku nadal pozostawała niedostępna dla większej ilości jednostek myśliwskich.


Amerykańskie bombowce B-17 podczas misji bojowej.

Olbrzymim problemem był bezwład decyzyjny najwyższego dowództwa w siłach powietrznych. Przez długi okres lata 1944 roku podczas odpraw w Kwaterze Głównej Hitler po prostu ignorował obecność przedstawiciela Luftwaffe, a w końcu udzielił mu dymisji. Marszałek Göring w zasadzie dość słabo interesował się sprawami sił powietrznych pozostając pod rosnącym wpływem nadużywanych środków odurzających, a nominalnie kierujący lotnictwem myśliwskim generał Galland pozostawał postacią zupełnie pasywną – nie zamierzał wchodzić w żadne konflikty, nie usiłował też wprowadzić jakichkolwiek zmian w taktyce działania swych słabnących sił. Popierał wprawdzie mglistą koncepcję „Wielkiego Uderzenia”, czyli zmasowanego ataku wszystkich posiadanych jednostek na lotnictwo alianckie w wielkiej bitwie powietrznej, gdzieś nad Niemcami, natomiast rzeczywistość z każdym dniem stawiała tę koncepcję coraz bardziej niedorzeczną. W sumie Luftwaffe mimo dużej ilości posiadanych w linii samolotów bojowych była dużo słabsza niż w początkach roku, w najmniejszej nawet mierze nie była w stanie kontrolować choćby skrawka nieba nad Niemcami i jakby przysiadła pod gradem ciosów. Nadal realizowała operacje bojowe, ale nie prowadziło to do żadnych wymiernych sukcesów.

Reasumując, niemieckie siły zbrojne jesienią 1944 roku stanęły przed arcytrudnym zadaniem powstrzymania naporu sił alianckich na granice Niemiec. Patrząc na ówczesny stosunek sił było to oczywiście zadanie skazane na niepowodzenie i jasnym było, że tej wojny Rzesza wygrać już nie może. Natomiast władze polityczne zupełnie nie przyjmowały tego faktu do wiadomości i starały się kolejnymi posunięciami mobilizacyjnymi i organizacyjnymi wzmocnić zdolność sił niemieckich do stawiania oporu. U szczytów władzy III Rzeszy istniała ogromna wola stawiania oporu do upadłego, gdyż oczywistym było, że przegrana w wojnie oznacza dla Hitlera i jego najbliższego otoczenia bardzo smutne konsekwencje. W tych warunkach irracjonalne postrzeganie sytuacji strategicznej Niemiec w naturalny sposób brało górę nad zdrowym rozsądkiem i Wódz III Rzeszy bynajmniej nie uważał się za pokonanego – wprost przeciwnie – uważał, że jest w stanie wpłynąć w sposób zasadniczy na bieg działań wojennych i powstrzymać proces upadku Rzeszy na polach bitew. Oczywiście swoimi decyzjami i koncepcjami dzielił się tylko z nielicznymi, ale już w okresie letnim jasnym było, że zamierza zerwać ze strategią defensywną na rzecz zorganizowania poważnej ofensywy.

 

Przypisy:



[1] KTB Hörner pod datą 28 sierpnia 1944 roku.

[2] Charles Messenger, „Sepp Dietrich:Hitler’s Gladiator“, Brassey’s, Londyn 1988, str. 140-143

[3] Steven H. Newton, „Feldmarszałek Walther Model – Ulubiony dowódca Hitlera“, Amber 2007, str. 217

[4] Tamże, str. 218

[5] M. Reynolds, „Ludzie Ze Stali. I Korpus Pancerny SS w Ardenach i na Froncie Wschodnim 1944-45”, Warszawa 2009, str. 54

[6] Boogs, Krebs, Vogel, „Germany and the Second World War“, Vol. VII, Oxford 2015, str.624

[7] R. Heargraves, „Niemcy w Normandii”, Poznań, Rebis 2009, str. 342

[8] Tamże, str. 342

[9] Samuel W. Mitchum jr, „Niemieckie Siły Zbrojne 1939-1945”, Tom I, Warszawa 2009, str. 219-220

[10] Boogs, Krebs, Vogel, „Germany at the Second World War“, Vol. VII, Oxford 2015, str. 657

[11] Chester Wilmot, „The Struggle for Europe“, 1997, str. 434

[12] Niklas Zetterling, „Normandy 1944: German Military Organisation, Combat Power and Organizational Effectiveness“, Winniepeg 2000, str. 83

[13] R. Heargraves, s. 345

[14] Boogs, Krebs, Vogel, str. 648

[15] SHAEF Weekly Intelligence Summary nr 24, 2 september 1944, kopia z WO 219/1923

[16] G. Reichhelm, „Raport of colonel (GSC) Reichhelm of the General Staff…“, A-925, s. 3

[17] Christer Bergström, „Ardeny 1944-1945. Ostatnie tchnienie wojsk pancernych Hitlera”, Oświęcim 2017, str. 2

[18] Tamże, str. 26-28

[19] Norbert Szamweber, „Armoured battles in Lorraine, Arracourt, in the fall of 1944“, wyd. 2021, ale także Richard H. Barnes, „Arracourt, September 1944“, US Army Command and General Staff College“, 1982

[20] Steven H. Newton, „Feldmarszałek Walther Model – Ulubiony dowódca Hitlera“, Amber 2007, str. 220-224.

[21] Dzienne raporty i mapy sytuacyjne OB „West”, Ba-Ma, RH 19/IV56 do 57, oraz RH/19IV/72 K 1 do K 12

[22] Günther Reichhelm, „Raport od Colonel…“

[23] Gerald Astor, „The Bloody Forrest: Battle for Huertgen September 1944 – January 1945“, Presidio Press 2000.

[24] Patrz między innymi - Liddel Hart, Chester Wilmot, Charles McDonald, Cornelius Ryan i inni. Już po zakończeniu działań wojennych skalę sporów i wzajemnej niechęci ujawniły liczne publikacje naukowe i popularno-naukowe, pisane rzecz jasna z punktu widzenia danej nacji, okraszone silna tendencją do usprawiedliwiania postawy własnych dowódców, kosztem sojuszników. Zamiast opartej o racjonalne przesłanki dyskusji nad sensem prowadzonych wówczas działań prowadziło to jedynie do budowania i umacniania stereotypów skutecznie deformujących odbiór rzeczywistych intencji – uwaga Autora.

[25] Boogs, Krebs, Vogel, str. 672-673

[26] Christer Bergström, s. 22

[27]Statistisches Jahrbuch für die Bundesrepublik Deutschland“, 1960, str. 78

[28] Okdo. D. H.Gr. „B”, B 11 Nr 6704/44, dzień 29.08.1944

[29] Marcin Sowa, „Siedmiogród 1944”, Bellona 2005

[30] W. Erfurth, „Niemiecki Sztab Generalny 1918-1945”, Bellona 2007, s. 268

[31] Samuel W. Mitchum jr, „Niemieckie Siły Zbrojne 1939-1945”, Tom I, Bellona 2009, str. 114

[32] Dywizje szkieletowe stanowiły rozbudowane z uwagi na ilość kadry związki zapasowe – skromny aparat dowodzenia miał zapewnić nadzór nad poszczególnymi elementami w drodze do właściwego Teatru Działań, gdzie dywizja szkieletowa ulegała rozwiązaniu, oddając posiadane zasoby dowództwom polowym jako uzupełnienia dla dywizji polowych. Dywizje szkieletowe nie posiadały w zasadzie broni ciężkiej, ani też nie występowały w organizacji pozwalającej im samodzielnie egzystować na polu walki, można było ich użyć jedynie do zadań policyjnych – przyp. Autora

[33] Tamże, str. 34

[34] W niemieckich siłach zbrojnych określenie „grenadierski”, lub „fizylierski” w nazwie jednostki oznaczało szczególny, elitarny charakter związku dzięki wysokiej reputacji uzyskanej na polach bitew. Tutaj nadanie pospiesznie tworzonym dywizjom miana „grenadierskich” miało wyraźnie na celu podniesienie morale rzucanych na front żołnierzy – przyp. Autora

[35] Marcin Bryja, „Artyleria Niemiecka 1933-1945”, Militaria 1996, str.26

[36] Tamże, str. 27

[37] Tamże, str. 77-81

[38] Tamże, str. 36 i 40

[39] Michael Reynolds, „Ludzie ze stali. I Korpus Pancerny SS w Ardenach i na froncie wschodnim”, Warszawa 2009, str. 61-63

[40] Kroener, Müller, Umbreit, „Germany and the Second World War – Organisation and Mobilization oft he German Sphere of Power“, Vol II, Clarendon Oxford 2015, str. 610

[41] Kroener, Müller, Umbreit, „Germany and the Second World War – Organisation and Mobilization oft he German Sphere of Power“, Vol II, Clarendon Oxford 2015, str. 1019

[42] Bergström, str. 86

[43] Ocenia się, że sprzet pancerny wyprodukowany po lecie 1944 roku miał przynajmniej o dziesięć procent mniej wytrzymały pancerz od wozów tych samych typów wyprodukowanych wcześniej – Przyp. Autora

[45] Bergström, str. 36

Komentarze

Popularne posty