„Skąd się bierze strach?”

 


 







          To będzie krótki tekst. Nie ma na celu manifestacji mojej opinii, ponieważ w interesującej mnie sprawie opinii w sferze publicznej pojawiło się aż nadto. To tylko zwyczajna obserwacja, raptem garść prozaicznych przemyśleń z którymi można się zgodzić, lub nie. Przecież na tym właśnie polega wolność wypowiedzi i wolność sumienia. Mimo tytułu nie jest to rzecz o strachu, ani o odwadze – to byłoby zbyt proste. Sprawa dotyczy tego, kto polubił strach i dlaczego tak fajnie jest się bać.

 

          Nigdy nie uważałem się za osobę uprawnioną do tego, by szerzej mówić o problematyce społecznej, ale często zmuszają mnie do tego okoliczności. Taki paradoks – nie chcieć o czymś mówić, ale czuć się do tego właśnie zmuszanym. Tak jest i tym razem, a wszystko z powodu strachu, najdoskonalszego w dziejach paliwa służącego do zdobywania i utrzymywania władzy. Zwykłem mawiać, że ludzie nie zmieniają się – od stuleci, przez cały ocean czasu ludzkość kieruje się bardzo podobnymi zasadami postrzegania rzeczywistości i swojego miejsca na tym świecie. Postęp technologiczny i cała ta tytaniczna praca służąca poszerzeniu horyzontów myślowych ma wpływ na właściwie bardziej niż skromną część ludzkości, a do mówiąc szczerze, do znacznej jej części nie dociera wcale. Oczywiście sytuacja ta powoduje rozliczne komplikacje, gdyż automatycznie dzieli ludzkość na część lepszą i gorszą. Nie powinno zatem dziwić, że ta gorsza część jest dość zdeterminowana by słyszeć, że kiedyś proporcje te mogą się zmienić. Temu służą piękne sztandary ozdobione hasłami równości szans i braterstwa. To wielka pułapka, sieć rybacka, w która bezustannie wpadamy jako nowoczesne społeczeństwo, mając coraz większe oczekiwania wobec instytucji państwa opartych o konstytucyjny porządek, mających z założenia idee te wcielać w życie. Czy to cała prawda o rzeczywistości?

 

          Dyżurnym odpowiedzialnym za jakiekolwiek problemy jest rzecz jasna państwo. To państwo francuskie nie radzi sobie z „imigrantami”, nie potrafi dać im szansy na asymilację. To państwo niemieckie tolerując multikulturowość postępuje tak samo i równie nieporadne. Jeszcze gorzej do niedawna było w zamożnych krajach Skandynawii – doniesienia wskazują, że w ubiegłym roku „imigranci” właściwie zanarchizowali ulice miast poprzez przestępczość kryminalną do niebywałego stopnia. Teraz, gdy w Nanterre dogasają ostatnie płonące samochody ten sam los może spotkać Polskę – jak przynajmniej twierdzi obecny rząd nie godząc się na wspólną z instytucjami europejskimi politykę imigracyjną. Osobiście, jako szczery zwolennik państwa opiekuńczego – lub jak kto woli, socjalnego – otwieram oczy szeroko i w zdumieniu przysłuchuję się kolejnym diagnozom traktującym o tym, co poszło nie tak. Bo zawsze idzie coś nie tak. Każdy kryzys społeczny, lub ekonomiczny każe stawiać te same pytanie, na które z reguły padają te same odpowiedzi. Mamy powszechny i w założeniu ambitny system edukacji, który teoretycznie dawać powinien równe szanse wszystkim owej edukacji się poddających. Oczywiście fakty są takie, że o bez względu na działania jakiegokolwiek rządu w jakimkolwiek kraju o jakości edukacji decyduje głównie zasób portfela, ale także (o czym łatwo zapominamy) wola wykorzystania możliwości systemu nauczania. Naturalnie, w środowisku społeczeństwa opierającego swą zamożność o wysoce wyspecjalizowane usługi i równie wysoką technologię kwestia posiadania umiejętności i kompetencji jest kluczowa. Powstaje zatem pytanie, co poszło nie tak?

 

          To obrzydliwe i małoduszne, gdy nie dostrzegając swoich własnych wad spychać odpowiedzialność na kogoś, lub na coś innego. W przypadku instytucji państwa, to o tyle wygodne, że winnym jest byt całkowicie abstrakcyjny, więc nie trzeba potem spoglądać w oczy żywych, całkiem fizycznych osób. Choć obwinianie konkretnych ludzi idzie społeczeństwu XXI wieku równie sprawnie, jak mieszkańcom miast XIII wiecznej Europy. Zależy zresztą, kto konkretnie obwinia. Ludzie z wyższym wykształceniem chętniej obwiniają państwo i jego niezdarność, ludzie słabo wyedukowani wolą wskazywać konkretnych winnych – jeśli nie z imienia i nazwiska, to uczestniczących w dającym się jasno określić zbiorze tworzącym odrębną mikrospołeczność. Zatem w oczach mądrzejszych winne zawsze jest państwo, w oczach zaś głupszych, winni są na przykład Żydzi zabijający dzieci dla macy, nie ortodoksyjnie zachowujące się kobiety będące w  istocie czarownicami, a co obecnie modne – „imigranci”. Nikt nie zadaje sobie w istocie trudu, by zadać pytanie gdzie u licha są rodzice nastolatków kontestujących (jak to nastolatkowie) rzeczywistość, w otoczeniu dostatku tak wielkiego, że dziś określenie „bieda” w krajach Europy Zachodniej brzmi właściwie kuriozalnie, bo najczęściej określa zdolność do wakacyjnego wyjazdu na Guadalupę, lub nie. Czy dzisiejszy hipotetyczny rodzic faktycznie robi coś w kwestii dania swemu dziecku szansy na rozwój? Czy może jednak jest skupiony na swoich egoistycznych zachciankach i narzekaniu na fakt zarabiania zaledwie 1500 Euro miesięcznie, wspieranego przez liczne fundusze pomoce ze strony owego bezradnego i niezaradnego państwa? Pułapka dostatku zatrzasnęła się już dawno – od dekad nawet brak jakiegokolwiek wykształcenia nie grozi w Europie ubóstwem w realnym tego słowa znaczeniu, bo przecież wykonywanie najprostszej pracy zarobkowej gwarantuje utrzymanie na dość dobrym poziomie – a mówiąc wprost, poziomie nie znanym dotąd w dziejach. To nie państwo opiekuńcze jest winne budowania kolejnych enklaw „teoretycznej biedy” pozbawionych perspektyw rozwoju. To w gruncie rzeczy syci czterdziestolatkowie, którzy najwyraźniej nie rozumieją istoty roli rodzica są za to odpowiedzialni. A latorośl traci cierpliwość widząc jednak dość wyraźną różnicę w swoim aktualnym sposobie bycia z tym, popularnym w mediach społecznościowych, z którymi się właściwie nie rozstaje. To rodzi pożary samochodów i rozbite wystawy sklepowe w Nanterre, Gelsenkirchen i Manchester.

 

          Skoro zatem można zdemolować, zniszczyć, zawłaszczyć cudzą własność, można zacząć się bać. A ten strach musi zostać dobrze wykorzystany – jest przecież paliwem doskonałym. Skoro można było obwiniać Żydów i Kobiety, można zatem obwiniać i „imigrantów”. Co z tego, że owa zaniedbana przez rodziców młodzież to najczęściej drugie, lub trzecie pokolenie przybyszów zza mórz i zza zasłony zupełnie innej kultury i obyczaju? Wróg jest cenny, wiec trzeba wykorzystać strach do tego, by AfD miało obecnie ponad 20 % poparcia, by Marine Le Pen mogła stawać w szranki drugiej tury wyborów prezydenckich we Francji, a Brytyjczycy mogli odnowić swą nigdy nie wygasłą nostalgię za „Splendid Isolation” wybierając Brexit. Oczywiście nie ma sensu tłumaczyć głośno, że nawet gdybyśmy oddali władzę nad kontynentem populistom i demagogom, którzy w dowolny sposób pozbyli się z tej ziemi wszystkich „imigrantów”, nadal ktoś byłby biedny, a ktoś bogaty. Nadal zatem dochodziło by aktów bezprawia o charakterze kryminalnym. Na większą lub mniejszą skalę.

 

          Każdy człowiek w głębi ducha lubi czuć się lepszy od innych ludzi. Jedni realizują ową ambicję poprzez poświęcenie się karierze zawodowej. Inn zostają z tego powodu św. Tomaszami z Akwinu, a jeszcze inni zakładają koszulki upstrzone szowinistycznymi hasłami opartymi o zgniłe już dawno i obumarłe nacjonalistyczne dogmaty. Tymczasem warto wspomnieć, że na obszarze Wielkiego Londynu z całkiem licznej społeczności polskiej emigracji, około 15 % kobiet stale poddawanych jest przemocy fizycznej, lub psychicznej. Bardziej wnikliwym polecam sprawdzenie korelacji z innymi społecznościami imigranckimi. Oprawcy nie mają na imię Ahmed, ani Jamal. Bez względu, czy mają na imię Adam, czy Piotr – są wspaniałym przykładem tej głębokiej dychotomii w percepcji świata, polegającej na notorycznym łamaniu ustalonych zasad koegzystencji, a jednocześnie wskazywania palcem winnych jakichkolwiek zaburzeń rytmu społecznego życia. Tych o innym niż biały kolorze skóry.

 

          Nigdy nie zmienimy sytuacji, w której ktoś ma więcej, a ktoś inny mniej. Nigdy nie stworzymy społeczeństwa doskonałej i wiecznej szczęśliwości. Mamy jednak wpływ na rzeczywistość swoją i swoich dzieci, więc dokonujmy mądrych wyborów i nie dawajmy się wodzić za rękę tym, którzy lubią najbardziej, gdy się boimy. Stać nas na to.

Komentarze

Popularne posty