„Adaptacja i Odmowa”
I.
Jakimi się wyobrażamy? Jakimi się widzimy teraz, w trzeciej
dekadzie XXI wieku, jako przedstawiciele pewnej określonej sfery kulturowej,
językowej, etycznej – definiowalnej jako przestrzeń „polskości”? Przede
wszystkim w niewielkim tylko stopniu jesteśmy odporni na głęboką polaryzację
dzielącą uczestników tej przestrzeni – czyli Nas Samych – od wielu dekad. Zbyt
wielu by właściwie móc precyzyjnie orzec, od kiedy. W każdym razie działo się to
zrazu powoli i niedostrzeżenie, by zacząć przyspieszać wprost proporcjonalnie
do skali oporu materii, która miała pękać. Tak oto stanęliśmy w pewnym momencie
wobec reguł gry dotąd nam nie znanym – bo urodziliśmy się po 1989 roku, albo
doskonale znanym – bo pamiętamy podobne, lub takie same zasady żyjąc w
rzeczywistości sprzed 1989 roku. Nie umiemy w te zasady i w znacznej mierze nie
chcemy umieć, bo przecież wydawało nam się, że nie po to likwidowaliśmy
poprzedni ustrój, by po dekadach go wskrzeszać. Ta gra jest nam obca, ale od
dawna się toczy.
Możemy brać udział w tej grze bez względu na to, co
właściwie sądzimy i czego oczekujemy, bo gra o której opowiadam to zabawa w państwo,
razem ze wszystkimi tego konsekwencjami. Państwo, to umowa społeczna – może
zbyt obszernie, zbyt banalnie – Państwo to przede wszystkim określony zbiór
reguł wzajemnego współżycia, które istnieją zawsze, choć z reguły z biegiem
czasu mogą się nieco dezawuować wobec pędzącej do przodu teraźniejszości i
wymagających drobnych korektur. Od pewnego czasu trwa właśnie taki proces
korektury jednej z zasad społecznej koegzystencji, a dziś właśnie człowiek,
który powinien być ostatnim zaworem bezpieczeństwa, strażnikiem nad strażnikami
podjął decyzję o opluciu całości obowiązujących nas wszystkich zasad gry
podpisując się z dniem 29 maja 2023 roku nad powrotem do czasów, które wydawały
się z uwagi na swoją nieludzkość i bezprawność dawno minionymi.
Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem – stało się i się
nieprędko odstanie. W gruncie rzeczy pomijając chaos, łamanie kręgosłupów
moralnych, dorobków życia i uświęconych zasad demokracji nic wielkiego się nie
stało. To naturalna konsekwencja drogi obranej przez polityków rodem z
Nowogrodzkiej. Jak powiedzieli, tak zrobili i teraz Polsce Anno Domini 2023
bardzo blisko do Polski Pomajowej z 1930 roku. Dotąd doszli po ośmiu latach
budowania IV RP, bo chcieli i od początku droga ta była jedyną, która ich tak
naprawdę interesowała. Można wiele powiedzieć na temat tego, jak do tego
doszło, ale chyba lepiej zacząć rozmawiać o tym, dlaczego do tego doszło –
lepiej, bo warto zrozumieć ten niezwykły paradoks, w którym władza ustawodawcza
wybrana w demokratyczny sposób, używając demokratycznie ustanowionych
mechanizmów demontuje demokracją, zastępując ją autorytarnym reżimem.
Rozmowa o tym, dlaczego zatem partia, która na naszych
oczach demontuje ustrój demokratyczny nadal może cieszyć się 34 % poparciem i
de facto wygrać jesienne wybory, jest jak najbardziej zasadna i niezbyt
skomplikowana, bo jako siła antydemokratyczna i instytucja wodzowska nie
posiada zbyt skomplikowanej osobowości, ani natury. Słowa te bardzo trafnie oddają prostoduszną naturę samokreującego
się wodza i wyzwoliciela narodu. To prosta emanacja właściwości jego osobowości,
w której wszystkie te forsowane za wszelką cenę działania są prostym równaniem
pomiędzy „wyzwoleniem rzeczywistości” od zbędnego balastu przeszłości, a
możliwością wprowadzenia takich uwarunkowań, które mogą przyczynić się do
takiego modelowania sceny naszego życia, by stała się miła sercu jednego
zaledwie człowieka i zbliżona choćby jego o tej scenie wyobrażeń. Dominacja za pomocą
zwykłego stosunku większościowego w parlamencie jest tutaj wystarczającym jak
się okazuje narzędziem do zastosowania w praktyce możliwości karania dowolnej
osoby w majestacie prawa, ale bez sądu, możliwości obrony i odwołania od
wyroku.
II.
Dlaczego do tego doszło? Podstawowy powód jest jeden –
ustawa o „Komisji nad Komisjami” jest wypadkową prostych i znanych nam uczuć –
strachu, frustracji i przemożnej wiary we własną rolę i własne znaczenie. To po
prostu wypadkowa przyznania się do porażki w politycznej walce o utrzymanie się
przy władzy ze szczególnie niebezpiecznym quasi mesjanistycznym
przeświadczeniem o zdolności do zaprowadzenia homogenicznego społeczeństwa na własne
podobieństwo. Skoro Jarosław Kaczyński chce wygrać reelekcję swej partii i
siebie samego nie może już więcej polegać na obietnicach, których z nielicznymi
wyjątkami nie jest w stanie od ośmiu lat zrealizować, musi pokonać politycznych
rywali w oczywisty sposób – uniemożliwiając im udział w wyborach. Jeśli demokracja
stoi na przeszkodzie dalszemu sprawowaniu władzy przez Jarosława Kaczyńskiego,
tym gorzej dla demokracji. Nic nie może zatrzymać jego życiowej misji, będącej
w rzeczywistości próbą odtworzenia świata, który już przeminął. Bo do tego
zawsze sprowadza się działalność takiego polityka-mesjasza. Do powrotu do szczęsnej
rzeczywistości znanej mu z czasów młodości, tak jakby sam powrót do przeszłości
miał być skutecznym remedium na jakiekolwiek bolączki rzeczywistości.
Oczywiście, by posiadać zdolność do szerokiego oddziaływania musi Jarosław Kaczyński
posiadać odpowiednie zaplecze i on je posiada, gdyż jednomyślnie jak mało kiedy
jego pretorianie podnieśli dłonie i śmiałym krokiem za swym mistrzem ruszyli ku
otchłani bezprawia. Właśnie – za swym mistrzem…
„Bliskość dobrego nauczyciela podsuwa nam to czego w rzeczywistości
pragniemy, czyniąc nas zdolnymi do bycia sobą. Stąd szlachetny wzorzec tkwi
głęboko w naszych sercach, gdyż dzięki niemu przeczuwamy, do czego jesteśmy
zdolni.”
Te słowa chyba najlepiej pokazują siłę oddziaływania Kaczyńskiego na swe
otoczenie. Pokazuje także mechanizm trwałego oślepiania, bo przecież nie da się
bez konsekwencji z bliska patrzeć w słońce.
„Komisja nad Komisjami” jest bowiem bronią, która służy nie tylko
likwidacji elit opozycji, albo właściwie każdej niewygodnej osoby, ale także
grubym palcatem na każdego krnąbrnego „wolnomyśliciela” we własnych szeregach.
Przecież każda osoba może stanąć przed obliczem Komisji, których członków już
dawno wybrano i przygotowano. Czy naprawdę będziemy długo czekać na obraz „Rewolucji
pożerającej własne dzieci”?
Jest zatem Jarosław Kaczyński wspaniałym zwycięzcą – ma władzę już teraz, ma
bat na politycznych rywali, ma drugi taki na nieposłusznych we własnych
szeregach. Jednakże jak się wydaje uśmiech nieco przedwcześnie, gdyż kilku
rzeczy po prostu nie przewidział. Zdecydowanie bowiem nie przewidział, jakie
wrażenie zrobi doprowadzanie przed oblicze „Komisji nad Komisjami” zakutego w
kajdanki Donalda Tuska. Nie podaję tego nazwiska zupełnie bez przypadku. W 1990 roku, na łamach „L’autre Journal” Gilles Deleuze w
eseju „Postscriptum o Społeczeństwach Kontroli” napisał:
„Nie ma też co
pytać, który reżim jest najsurowszy, a który najbardziej znośny, w każdym z
nich bowiem tendencje wyzwolicielskie ścierają się ze stosunkami dominacji.”
To wręcz modelowa sytuacja –
widok skutego byłego Przewodniczącego Rady Europejskiej co najwyżej poprawi
humory otoczeniu szefa PiS i jego obecnemu elektoratowi, bo ów elektorat od
tego zabiegu bynajmniej się nie powiększy. Nie zmniejszy się też elektorat opozycji,
która zyska za to wspaniałą broń – autentycznego męczennika. Jakie znaczenie
dla jednoczenia się w obliczu wroga postać męczennika jest tak banalna, że nie
warto poświęcać jej wiele miejsca, a jesteśmy na etapie spotkania Sanhedrynu z
Piłatem.
III.
Dlaczego właściwie „Adaptacja
i Odmowa”? – przecież jak dotąd nie użyłem żadnego z tych słów w jakiejkolwiek roli
i w jakimkolwiek znaczeniu. Dlatego, że aż do minionego piątku planowałem esej
o tym tytule traktujący o podobnej tematyce w zupełnie inny sposób. To właśnie z
powodu skali zmiany rzeczywistości, jakiej byliśmy świadkami przez zakończony właśnie
majowy weekend zawdzięczam całkowity zwrot swojej własnej narracji. Pierwotnie
chciałem zwrócić uwagę na problem koegzystencji systemu politycznego sprezentowanego
Polsce przez Prawo i Sprawiedliwość w umierającej koegzystencji z wartościami
budującymi Wspólnotę Europejską. Konieczność zmusza mnie do wykonania zwrotu i
skierowaniu słów w stronę dzisiejszej opozycji i całkowitym odwróceniu
zamierzonych znaczeń.
Jesteśmy świadkami całkowitej
zmiany reguł gry, wolty na tyle gruntownej, że nie wolno jej w żadnej części zaakceptować,
ani próbować się zaadoptować. Jedyną odpowiedzią na tak jaskrawe złamanie
konstytucyjnych praw może być wyłącznie odmowa.
„Możemy pokonać Imperium
Brytyjskie – ignorując je. Niech naszą najlepszą bronią jest odmowa!”
Słowa Eamona de Valery są
aktualne jak nigdy po 1989 roku. To, że żaden polityk opozycji nie ma prawa ubiegać
się o rolę członka „Komisji nad Komisjami” jest oczywiste i w zasadzie jeszcze
dziś zostaliśmy o takim postawieniu sprawy poinformowani. Należy jednak iść
dalej – żadna, literalnie żadna z wezwanych przez Komisję osób nie może dobrowolnie
się przed nią stawić i to bez względu na konsekwencje, gdyż sam fakt
dobrowolnego stawienia się przed obliczem tego monstra będzie jego uznaniem,
zaakceptowaniem i legitymizacją! Jeśli PiS chce męczenników, niech ich tworzy
sam – nie wolno mu w tym pomagać. Jest rzeczą prostą, wręcz oczywistą, że należy
zbadać wątki związane z działaniem macek rosyjskiej agentury w Polsce, bo choć
nie jestem wielbicielem teorii spiskowych dziejów – gdyby takich sytuacji nie
było, pewni autorzy pewnych publikacji nie wygraliby czternastu bodajże
kolejnych spraw sądowych wytoczonych im przez oskarżonych na kolejnych stronach
wydanych i dobrze sprzedających się książek. I nie ważne, czy ludzie kierowani
ręką Moskwy robili to, co robili z chciwości, zaprzaństwa, czy ze zwykłej
indolencji i głupoty. Należy sytuacje te zbadać i wyjaśnić. Lecz robić to
trzeba zgodnie z prawem – oskarżony musi mieć prawo do obrony, musi mieć prawo
do odwołania się od wyroku, a sprawę winien prowadzić zbiór osób kompetentnych –
jak to bywa w sądzie – najlepiej prawników.
Nie mam ochoty zwracać się do
elektoratu PiS, jak już wcześniej wielokrotnie zauważyłem, jest to bowiem
rodzaj spaceru po lesie okraszonego przemową do pni. Ludzie ci ogrzani palącym
słońcem swego „Dobrego Nauczyciela” nie mają wątpliwości, a mówiąc wprost –
poczuwszy krew radzi są teraz i syci swego zwycięstwo, które migocze im tuż nad
horyzontem. Zatem pozostaje jedynie jako potencjalny słuchacz każdy, kto wraz z
wejściem w życie przepisów o Komisji poczuł, że stał się świadkiem klęski i
upadku demokracji w Polsce. Do tych ludzi zatem się zwracam i mówię „Odmowa!”. Jak
wobec każdego opresyjnego reżimu to najlepsza możliwa broń. Już 4 czerwca siły
opozycyjne spotkają się by pokazać zarówno światu, jak i samym sobie jak wielką
stanowią siłę. Jeszcze większą siłę stanowić będą, gdy w odpowiedzi na
bezprawie zatrzymają kraj w serii strajków generalnych, do których zachęcam, bo
nie znam skuteczniejszej broni. Tak jak pod wpływem masowych i
bezkompromisowych protestów upadł PRL, tak i teraz upadnie PRL Bis. Pytam
tylko, czy macie dostatecznie dużo determinacji tu i teraz. Niedawno – pamiętam
jak dziś – Polki nie miały żadnych rozterek, by na ulicach niezliczonych miast
pokazać swój stosunek do nowej rzeczywistości. Teraz jedyną formą Adaptacji
może być wyłącznie twarda i nieustępliwa Odmowa. Teraz jednak – wiem to na
pewno – samo wyjście na ulicę już nie będzie wystarczało. Ten kraj musi stanąć,
by móc ponownie ruszyć naprzód, tyle, że tym razem we właściwym kierunku.
Komentarze
Prześlij komentarz